Wiele spośród amerykańskich filmów, które trafiają na polskie ekrany, to prosta mainstreamowa rozrywka – bardzo często są to blockbustery, które mają po prostu dużo zarobić. Zwykle jednak to, co w kinie z USA najciekawsze, dzieje się na jego obrzeżach, w zakamarkach niezależnego przemysłu filmowego. Doskonale zdają sobie z tego sprawę organizatorzy American Film Festival, który już po raz szósty odbył się we Wrocławiu.
W dniach 20-25 października 2015 roku Kino Nowe Horyzonty było nieformalną stolicą kina amerykańskiego. W programie znalazła się mieszanka dwóch wspomnianych trendów: uczestnicy festiwalu mogli obejrzeć zarówno filmy wyprodukowane przez duże wytwórnie (m.in. dzieła wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda czy głośny Steve Jobs Danny’ego Boyle’a), jak i kameralne, niskobudżetowe produkcje, które skradły serca widzów na kultowych festiwalach w Sundance czy South by Southwest.
Tegoroczny program był wyjątkowo mocny – znalazły się w nim chyba wszystkie najgłośniejsze tytuły amerykańskiego kina niezależnego. Ogromną popularnością cieszyły się Dope Ricka Fawuyimy (zwycięzca konkursowej sekcji Spectrum), Earl i ja, i umierająca dziewczyna Alfonso Gomez-Rejon (zdobywca Grand Jury Prize podczas tegorocznego Sundance) oraz oczywiście Carol Todda Haynesa, stylowy melodramat z nagrodzoną w Cannes kreacją Rooney Mary. Nie był to zresztą jedyny tytuł, który mógł się pochwalić canneńskim laurem – w sekcji Highlights znalazł się wstrząsający Opiekun Michela Franco, nagrodzony na francuskim festiwalu za scenariusz.
Uzupełnieniem przeglądu najnowszych filmów amerykańskich były retrospektywy – nie tylko wspomnianego nestora Hollywood, Clinta Eastwooda, ale także prawdziwych legend kina niezależnego, Hala Hartleya i Davida Gordona Greena. Obaj nagrodzeni zostali statuetkami Indie Star Award, przyznawanymi wyjątkowym osobistościom amerykańskiego nurtu kina niezależnego. Widzowie mogli przypomnieć sobie kilka starszych dzieł obu reżyserów, a także ich najnowsze filmy: odpowiednio Ned Rifle, ostatnią część „trylogii Grim”, oraz znakomity Kryzys to nasz pomysł, który podczas American Film Festival miał swoją europejską premierę.
Kolejne edycje święta amerykańskiego kina udowadniają, że Polacy kochają filmy z USA. Najbardziej budujące jest to, że coraz częściej z równym zainteresowaniem traktują gwiazdorsko obsadzone superprodukcje oraz niskobudżetowe kameralne projekty. American Film Festival daje im możliwość zapoznania się z każdym odcieniem amerykańskiej kinematografii, zaś ranga wrocławskiej imprezy – jak dowodzi umieszczenie jej na liście 25 Coolest Film Festivals 2015 przez magazyn MovieMaker – systematycznie rośnie, ku uciesze organizatorów i uczestników.