W Biołym, Ławce i Mące narrator przyjmuje rolę słuchacza, a głos oddaje starszym ludziom, opowiadającym o swoim życiu, interesujących zdarzeniach z przeszłości lub powtarzającym stare, przekazywane z pokolenia na pokolenie historie. Taki charakter ma np. stanowiąca obszerną część Biołego legenda o pustelniku, który wskazywał drogę wędrowcom zagubionym na Pustyni Błędowskiej. Żył, dopóki „rozprawiali o nim po karczmach i polach” (s. 19), dopóki „ważne były opowieści i słowa” (s. 19); zniknął, „gdy do białej rzeki puścili ściek, pobudowali chińskie fabryki i szwalnie” – bo teraz „przez pustynię nikt nie chodzi, mają samochody i pekaesy” (s. 19). Ludowa opowieść staje się pretekstem do podjęcia refleksji nad zdarzeniami, w wyniku których tradycyjną wieś „otoczyła śmierć”. Resztki dawnego świata przechowują tylko „kronikarze kultury śmierci” – jedynie owi starzy ludzie, choć bywają nieufni, pozwalają czasem słuchać swoich opowieści.
Tytułową „ławkę” z kolejnego tekstu potraktować można jako symbol międzyludzkich więzi i zrośnięcia z miejscem. Narratorem jest 79-letni mężczyzna, który opowiada historię wsi. Kiedyś nieodłączny element wiejskiego krajobrazu stanowiły ławki; stały one przed każdym domem: „Bo kożden musi mieć swojo ławke, nie tyle chałupe, co ławke” (s. 67). To na nich toczyło się życie towarzyskie: ludzie siadali wspólnie i rozmawiali, spierali się, godzili, wyznawali sobie miłość, załatwiali sąsiedzkie interesy… Z czasem jednak zaczęły znikać „i na wsi zaczęło się dziać źle. Ludzie się poodgradzali, gniewać zaczęli, odwiedzać przestali” (s. 70). Samotna, narażająca na śmieszność walka narratora o swoją ławkę jest w rzeczywistości batalią o zachowanie resztek naturalnej, wiejskiej wspólnotowości.
W Mące autor pokazuje, jak naturalny rytm wiejskiego życia ulega zaburzeniu po pojawieniu się narkotyków: „Skończyły się czasy czystej cebuli. Teraz jest proch. Sypie się toto ze słoików i worków po stodołach i przystankach i białym im przed oczami zachodzi, i na haju kopy zielone im w oczach szumią, i cierpią im kikuty, i cicho potem wioska śpi” (s. 86). Przypadkową ofiarą używki pada Baśka – zwykła wiejska kobieta, która biały proszek bierze za mąkę. W przeszłości wszystko było bardziej znane i oczywiste, na człowieka nie czyhały niespodziewane, ukryte niebezpieczeństwa…
Proces wypierania tradycyjnej kultury, zwyczajów i wartości przez destrukcyjną nowoczesność ukazany został bardzo sugestywnie w zamykającym zbiór opowiadaniu Cep. Jego bohaterem jest „ostatni chłop” – starszy człowiek, nieumiejący żyć „po nowemu”. On jako jedyny we wsi uprawia pole, hoduje zwierzęta, przez co staje się pośmiewiskiem: „czekali, aż zdechnie i jego ostatnie pole porośnie perz. A potem oni wyłożą je baumą i zasadzą tuje. Idiota, stary głupiec, nie te czasy” (s. 132). Starzec porównany został do Noego, który stara się ocalić dawny świat i wypatruje potopu.
Jedno z opowiadań na pozór nie pasuje do reszty. Gemeinschaft zupełnie niespodziewanie przenosi czytelników z Jury Krakowsko-Częstochowskiej do… Kambodży. To relacja z podróży, jaką odbywa narrator. Zgrzyt okazuje się jednak tylko pozorny – wystarczy przeczytać motto, które Muszyński umieścił na początku Miedzy: „Tymczasem każdy człowiek, z prowincji czy nie, jest prowincją. Nienawidzi się swojej prowincji, kiedy się w niej tkwi, i robi się wszystko, żeby przejść do Wielkiego Świata. (…) trzeba być z prowincji i trzeba się z niej wydostać. Znowu paradoks: można mieć to, co się straciło” (Sławomir Mrożek: Prowincja). „Gemeinschaft” to termin zaczerpnięty z niemieckiej socjologii, oznacza społeczeństwo, w którym więzi oparte są na pokrewieństwie i braterstwie[7]. Można więc przypuszczać, że podróż – zetknięcie z inną kulturą, inną prowincją – jest dla narratora sposobem na poszukiwanie zagubionej tożsamości. Po spotkaniu z kambodżańskimi chłopami bohater stwierdza: „Oni zazdrościli mi, ja im i dopiero gdzieś na styku naszych uczuć rodziło się poczucie, które miało coś wspólnego z wolnością i tym nieszczęsnym byciem sobą, ale tak czy inaczej nie było pisane nikomu z nas” (s. 111). Filip Springer w recenzji Miedzy bardzo trafnie stwierdził, iż Muszyński „dobitnie i bezpretensjonalnie potwierdza to, co inni być może tylko podejrzewają – podróżujemy głównie po to, by skosztować słodyczy powrotu i zrozumieć, kim naprawdę jesteśmy”[8]. Bogatszy o nowe doświadczenia bohater-narrator powraca do rodzinnych Sosnowic. Długa nieobecność pozwala mu dostrzec zmiany, jakie zaszły na wsi. Zapamiętany świat pordzewiał jak furtka do sadu, a „na wyliniałej, wrzosowej przestrzeni leżała pustka” (s. 127). Narrator nie należy do żadnej z dwóch rzeczywistości, daleko mu zarówno do „ostatnich”, jak i do „nowych” mieszkańców „miastowsi”. Choć nie jest już „swój”, nie stał się jeszcze „obcy” – stoi niejako na granicy, na… miedzy: „żyję na miedzy. Lubię przycupnąć i patrzeć, jak uważnie umiera świat. Potem wstaję i wracam nią wśród ugorów do domu. I tylko but mi się ślizga, raz w lewo, raz w prawo. Raz «ino», raz «jedynie», raz kwanty, raz gęsi. Pół litra czystej i Biblia Tysiąclecia. Czarny moleskine za pół stówy, a w nim spis zasianego” (s. 20). Pozycja, jaką zajmuje, pozwala mu też próbować uchwycić i ocalić resztki odchodzącego świata: „Złapię ten rylec i wszystko opiszę, a niech czytają, a niech się łapią za głowę. Tylko po jakiemu napisać, i co? A może lepiej zapomnieć” (s. 44).
Kluczem do odczytania zbioru wydaje się jego tytuł. Miedza to oczywiście typowy element wiejskiego krajobrazu – linia gruntu oddzielająca działki, pola uprawne, wewnętrzna, nieco umowna granica, pas ziemi niczyjej. W książce Muszyńskiego nabiera ona jednak znaczenia symbolicznego, stanowi cezurę między „dawniej” a „dziś”. Po jednej stronie zostały „ważne opowieści i słowa”: ludowe legendy o pustelniku pomagającym zabłąkanym odnaleźć drogę, „czortach-sprzymierzeńcach” i odchodzące w niepamięć czynności: „łuskanie fasoli, darcie pierza, kręcenie kiszek, ubijanie kapusty (…), przebieranie kartofli” (s. 38). Dziś nie ma już również miejsca na wiejskie potańcówki, boisko pod lasem, kundle, cepy, zimne gruszki i „szachownicę po horyzont”, co więcej – przestaje obowiązywać określony, dyktowany rytmem prac gospodarskich porządek: „uwijaliśmy się przy gnojownikach i strzępiących się furach. Traktory przemieszczały się wolno, buksując w mokrej ziemi. Zbieraliśmy ziemniaki i pomidory. Wrzucaliśmy siano na wozy. Ściągaliśmy koszulki, a słońce opalało marmurowe i różowe skóry. Jesienią wszystko paliliśmy, wrzucaliśmy w żar ziemniaki. Konie orały pole. Chłopi wstawali przed świtem i łykali miskę ciepłego mleka” (ss. 126-127).
Po drugiej stronie symbolicznej miedzy znajdują się natomiast „glancowane krasnale”, „kosiarki, ekspresy do kawy, beemki i kostki brukowe (…), pokój w Szarm el-Szejk i full HD” (s. 123). W nowym świecie, gdzie „trzeba wycinać stare sady, a sadzić w doniczkach tuje (…), wyzwolony z pańszczyzny lud bajał o all inclusive nad Morzem Czerwonym. Jeździł do Tunezji i Zabarbaru” (s. 131). Wskazany dualizm widoczny jest we wszystkich opowiadaniach: z jednej strony tradycja, naturalny spokój i harmonia, z drugiej nowoczesność i sztucznie budowany porządek; tu autentyczna wspólnotowość, tam – powierzchowne relacje międzyludzkie. Muszyński bardzo wyraźnie wartościuje oba przedstawione światy. To, co dobre i prawdziwe, odchodzi, a raczej jest zabijane przez pęd nowoczesności.
Po wydaniu Południa recenzenci zwracali uwagę na wyjątkowo oryginalny, dojrzały i bogaty język Muszyńskiego. Warto przytoczyć choćby opinię Joanny Gajek, która napisała, że „Muszyński w swym debiucie prezentuje styl zadziwiająco dojrzały i bogaty. Plastyczne opisy mają w sobie coś z liryki, a trochę też z realizmu magicznego”[9]. W Miedzy autor potwierdza, że jest mistrzem opisu – dostrzega drobne szczegóły, gra nastrojami: humor przeplata z dojmującym smutkiem, entuzjazm z nostalgią. Zdumiewa też bogactwo skojarzeń – na przykład rozlane na asfalcie mleko staje się punktem wyjścia do refleksji nad przemijaniem: „Mleko płynęło ulicą lecz nikt nie potrafił dostrzec jego ruchu (…). Szła zima. Pamiętam tę noc. Z gwiazd przybyliśmy i do gwiazd wracamy, mówiły babki. Przed oczami drgały przezroczyste, blade błony ostatnich ciem. Ruch stawał się złudzeniem. W drodze mlecznej odbijały się skamieniałe twarze tych, którzy odjeżdżali, lecz już nikt nie wierzył, że tam” (s. 40). Szczególnie interesujące pod względem językowym są fragmenty, w których Muszyński oddaje głos swoim bohaterom. Wprowadzając elementy gwarowe, proste, momentami dosadne sformułowania („Ameryke chcom z Sosnowic zrobić, a kury to zaroz zasrajom i wszystko w błocie nazod się ubabro”; s. 67), pisarz udowadnia, że potrafi nie tylko podglądać świat, ale też uważnie go słuchać.
Głównym celem, jaki przyświeca autorowi Miedzy, wydaje się ocalanie umierających opowieści. Andrzej Muszyński nie czyni tego, rzecz jasna, jedynie z kronikarskiego obowiązku. Pisanie stało się dla niego substytutem walki, w jednym z wywiadów przyznaje: „chciałem wszystko wykrzyczeć, pisałem każde opowiadanie z dzidą w ręce. Miałem alternatywę: albo komuś dać w dziób, albo napisać opowiadanie. Zdecydowanie bardziej po chrześcijańsku było napisać jakiś kawałek”[10]. Dziewięć „żywych, pełnokrwistych, zawadiackich opowiadań”[11] jest najlepszym dowodem zwycięstwa.
- Por. A. Muszyński: Gemeinschaft. „Akcent” 2013, nr 2, s. 10, przypis do tytułu.↵
- F. Springer: Recenzja: „Miedza” Andrzej Muszyński. Tekst Springera opublikowany został na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Cytat podaję za stroną http://ksiazki.onet.pl/recenzje/recenzja-miedza-andrzej-muszynski/f9gy2 (10.01.2015).↵
- J. Gajek: Nowa gwiazda polskiego reportażu? http://xiegarnia.pl/recenzje/nowa-gwiazda-polskiego-reportazu/ (10.01.2015).↵
- Zob. Młoda Polska Proza…, dz. cyt.↵
- M. Robert: Upomniał się o wieś. „Polityka” 2013, nr 43, s. 80.↵