Krzysztof Siatka: Jakie wydarzenia łączysz z momentem podjęcia decyzji o zostaniu artystą?
Roland Wirtz: Dawno temu spojrzałem na matówkę aparatu fotograficznego, na której zaobserwowałem – niczym na małej scenie, ale w oderwaniu od rzeczywistości – ruch i gwar uliczny. Miałem wtedy 12 lat, wychowywałem się w Saarbrücken, stolicy kraju Saary, nieopodal granicy z Francją i zaczynałem oswajać się z medium, jakim jest fotografia. Pod koniec lat siedemdziesiątych zdobyłem wykształcenie fotograficzne, przez piętnaście kolejnych lat oswajałem się i męczyłem z niemal wszystkimi dziedzinami „stosowanej” fotografii.
Przełom nastąpił na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to wraz z dynamiczną cyfryzacją pojawiły się nowe możliwości obróbki zdjęć. Mnie natomiast fascynowały początki i archeologia fotografii. W 1993 roku, zainspirowany rewolucją cyfrową, postawiłem następującą tezę: „Należy wymyślić fotografię od nowa!”. Pragnąłem odtworzyć magię fotografii sprzed lat. Rewolucja cyfrowa stała się więc wyzwalaczem mojej aktywności na polu „niestosowanej” fotografii.
W naszych rozmowach często wspominałeś o fascynacji dorobkiem i osobą W. H. Foxa Talbota, wynalazcy fotografii negatywowej.
W 1833 roku Talbot przebywał nad jeziorem Como, gdzie próbował przenieść projekcje swojej camera obscura na papier pergaminowy za pomocą ołówka. W tym kontekście lubię cytować fragment jego dziennika, w którym – niezadowolony z wyników – wyobraża sobie i notuje mniej więcej te słowa: „Jakże uroczo by było, gdyby owe naturalne obrazki same z siebie mogły się trwale odbić na papierze”. Po czym wypowiada decydujące zdanie, które zrobiło z marzyciela wynalazcę: „Zapytałem sam siebie: a dlaczego miałoby to być niemożliwe?”. Właśnie to zdanie przejąłem w całości jako swoją główną zasadę i staram się być jej wierny. Fox-Talbot już po roku od wspomnianego momentu trzymał w rękach pierwszy negatyw fotograficzny – kartkę papieru, na której natura niewidzialną ręką namalowała obraz. Talbot pokrył zwykły papier azotanem srebra i jodem potasu zanim zamocował go w aparacie. Tak naświetloną kartkę włożył do kwasu galusowego, a wynikiem tego był negatyw papierowy, który trzeba było jeszcze pokryć woskiem pszczelim, aby był przezroczysty i można było z niego stworzyć pozytyw.
Skoro sięgamy do samych początków, inspiracji i momentów przełomowych, może zapytam wprost – czym, według Ciebie, jest bycie artystą?
Artysta urzeczywistnia pomysł. Pomysł, który jest wirulentny. Artysta jest medium, jest zleceniobiorcą przedsięwzięcia bez zleceniodawcy. Tworzy z własnych pobudek, bez ograniczeń, bez fałszu. Jest powołany, nie jest jednak popędzany, bowiem nikt go wyraźnie nie wybrał, nie zlecił mu niczego, za nic mu nie zapłacił. Nie musi nikomu składać sprawozdania. Artysta wykorzystuję swoją energię, choć nie ma gwarancji, że mu się uda. Na pewno nie jest politykiem, który musi kierować się dyplomacją. Jego sztuka jednak powinna być polityczna. Może się wyrażać obrazowo lub prowokacyjnie, nawet krzywdzić. Artysta posiada czujniki, musi znaleźć drogę, otworzyć oczy, czasami przez zamęt, irytację lub wypaczenie sprawy, która wydaje się być jasna, a jednak nie była dotychczas w ogóle lub w małym stopniu odpowiednio przekazana.
Wydaje mi się, że najbliżej artyście do filozofa, który stara się konkretną ideę zamienić w uchwytną i równie konkretną formę, w której pragnie przekazać pojęcie o tej idei, aby poruszyć, pokazać sens i potajemnie przeprowadzić zmiany. Do tego potrzebuje pasji, ale również cierpienia. Artysta nie powinien bawić.
Odnajduję Twoją twórczość jako innowacyjną w dziedzinie technologii pracy fotografa, poszerzającą pole czegoś, co można określić filozofią fotografii lub namysłem nad jej kluczowymi pojęciami. Z uwagi na dalekie od tradycyjnego użycie medium, Twoja praca przekracza refleksję tylko o fotografii w kierunku szeroko pojętej konceptualizacji pracy artysty. Opowiesz o Twoich najciekawszych wynalazkach?
Wychodzę z założenia, że to pytanie dotyczy wynalazków technicznych. Od samego początku mojej działalności artystycznej byłem zawsze i wyłącznie zainteresowany nowymi zdjęciami, wrażeniami, które dotychczas jeszcze nie zaistniały. Pragnąłem stworzyć obrazy, których w takiej formie jeszcze nie widziałem. Nośnikiem moich aktualnych prac jest na przykład kolorowy papier fotograficzny, który w zamyśle został stworzony do odbitek z diapozytywów. Ponownie kierowałem się główną zasadą Talbota i zadałem sobie pytanie, czemu nie miałoby być możliwe, by ów papier naświetlać bezpośrednio w aparacie? Kontrola techniczna nad alchemią fotograficzną i znajomość optyki wraz z moją wizualną wyobraźnią pozwoliły mi tę wizję urzeczywistnić.
Dla mojego aktualnego przedsięwzięcia zatytułowanego Interferencje, które powstaje na terenie byłej granicy wewnątrzniemieckiej, stworzyłem aparat z dwoma obiektywami, który umieściłem na pace samochodu ciężarowego. W taki sposób aparat jest w stanie robić zdjęcia w dwóch przeciwległych kierunkach. Światłoczuły papier fotograficzny zamontowałem na całej długości ścian wewnętrznych paki. W papierze, a zarazem w pace, znajdują się dwa otwory, w miejscu których umieściłem obiektywy. Podczas robienia zdjęć oba obiektywy rzutują obraz na papier pozytywowy, równocześnie go naświetlając. Na swojej drodze promienie krzyżują się i przedostają do pudła aparatu, tworząc tym samym swoistą przestrzeń przenikania. Papier na ścianie wschodniej rejestruje perspektywę zachodnią i na odwrót. Na przedniej stronie, na której dochodzi do zgięcia papieru, widoczne są odbicia, winietowanie oraz elementy samego motywu. Całkowita długość zdjęcia wynosi siedem metrów, jest jednocześnie negatywem i odbitką, jest unikatem i nie jest żadnym powiększeniem.
1 comment
Hej!
No właśnie! Artysta-medium. Oczywiście – lecz nie w takiej formie co tenże powyższy artysta proponuje. To międlenie konceptualizmu, postkonceptualizmu. A to prowadzić może do jakiś dziwnych hybryd, cyborgowego postrzegania świata. Artysta będzie “tworzył”sztukę jak automat
tłumacz google. NIEEEE!!! To będzie jakaś paranoja! skończy się podłączeniem mózgu artysty do komputera, sztucznej inteligencji. Gdzie będą rodzić się dzieci z podgrzewanej LOLITY sprzężonej z jakimś botem…
Kosmiczne jaja. No i podobne próby już są. To wszystko odbieram jako osobiste – czytaj onanistyczne zmaganie się z sobą samym, folgowanie sobie, taki egotyzm niby artystyczny. Według mnie – Sztuka powinna służyć społeczeństwu w inny sposób. Powinna rozwijać naszą cywilizację w inny sposób. Artysta powinien zostawać kimś w rodzaju Szamana – intuitywnie rozwijającego możliwości ludzkie. I tak zamiast budować samochody hybrydy, znamy hasełko “tiry na tory” – jako sygnał rozwalania się tzw. transportu – więc zamiast łykania Aviomariny – nauczmy się transmisji siebie w dowolny punkt globu naszego – ba! Kosmosu – za pstryknięciem palców… Cały potężny i paranoiczny problem transportu będzie włożon między bajki. Zaczniemy porozumiewać się telepatycznie i będzie fajnie!
Zmierzam do tego – iż “artyści jako twórcy map nawigacyjnych Ludzkości” jak to powiedział jeden z Wielkich – powinni tworzyć w kierunku struktur bardziej intuitywnych niż jak dotychczas kwasić się w upierdliwym “racjonaliźmie”. Przeto Krzyśku – zacznij zapraszać twórców intuitywnych – jeśli nie chcesz się “godnie i niewłaściwie starzeć”. Zacznij popierać sztukę zasadzającą się na nieeksploatowanych dotąd strukturach naszego mózgowia – mówiąc słowami Abrahama Maslowa i Willisa Harmana – “ludzkość aby PRZEŻYC – powinna sięgnąć do podświadomości, instynktu. Bowiem tam leżą nowe wartości cywilizacyjne” Czego życzę Ci z całego serca!!! WYLUZUJ!!! I zacznij żyć od nowa!
Comments are closed.