Katarzyna Tubylewicz: Zadebiutowałeś w 2006 roku powieścią dla młodzieży i już rok później wstąpiłeś do Związku Pisarzy i Tłumaczy. Dlaczego chciałeś tak od razu być zrzeszony?
Gunnar Ardelius: Moją pierwszą powieść napisałem na kursie kreatywnego pisania w szkole Biskops Arnö.
Legendarnej!
Mają tam rzeczywiście dobre kursy creative writing. Sporo moich znajomych z tej szkoły wydało po niej książki i zostało pisarzami. Odwiedzali nas tam pisarze będący członkami Szwedzkiego Związku Pisarzy i Tłumaczy i opowiadali o jego działalności. To wzbudziło moje zainteresowanie. Poza tym to, że zacząłem pisać, uczęszczając na kurs, oznaczało, że nie pracowałem tak dużo w samotności. Od początku był w tym jakiś element kolektywny.
Chociaż pisanie jest na ogół wielką samotnością.
Miałem świadomość, że potrzebuję kontaktu z innymi pisarzami. Być może był w tym jakiś element pokoleniowy. W każdym razie, kiedy wydałem powieść, chciałem ponownie stać się częścią jakiejś grupy. Pisanie było wtedy dla mnie tylko hobby, miałem po studiach różne tymczasowe prace, proces profesjonalizacji w roli pisarza składał się z kilku etapów. Na początku potrzebowałem kontaktu z kolegami i koleżankami po fachu, żeby się dowiedzieć, jak ubiegać się o stypendia, jak negocjować umowy i tak dalej. Chciałem po prostu być pisarzem we wspólnocie pisarzy, a ponieważ w 2007 roku miałem już gotową drugą książkę, mogłem złożyć podanie o członkostwo w związku.
To bardzo duży związek, dziś liczy dwa tysiące dziewięciuset członków. Są wśród nich zarówno pisarze, jak i tłumacze.
Tak. Autorzy literatury pięknej, literatury faktu, literatury dla dzieci i młodzieży oraz tłumacze.
Jak jesteście zorganizowani?
Postaram się opowiedzieć o tym w skrócie, choć nie będzie to proste. Jesteśmy organizacją o długich tradycjach, związek istnieje od 1893 roku. Jesteśmy też bardzo dużą organizacją, bo w latach siedemdziesiątych doszło do połączenia czterech oddzielnych związków, w tym związku tłumaczy ze związkiem pisarzy.
W dużej grupie tkwi duża siła.
Zjednoczenie bardzo wzmocniło naszą pozycję we wszelkich negocjacjach. Członków związku reprezentuje jedenastoosobowy zarząd, wybierany podczas corocznego walnego zebrania.
Na jak długo?
Członkowie zarządu są wybierani na dwa lata, a przewodniczący na rok, przy czym może pełnić tę funkcję maksymalnie przez siedem lat. Ja jestem przewodniczącym trzeci rok. W zarządzie można być dłużej.
Zarząd podejmuje więc wszystkie kluczowe decyzje. Kto pilnuje, by zostały zrealizowane?
Mamy biuro, w którym na stałe jest zatrudnionych dwanaście osób. Zarząd jest odpowiedzialny za planowanie działalności, a biuro za jej wcielanie. W biurze pracuje trzech prawników i kilku ekonomistów, mamy też sekretariat, odpowiedzialny między innymi za informowanie o naszych poczynaniach.
Czy przewodniczący sekcji też są zatrudnieni na etatach?
W niepełnym wymiarze godzin, kilka dni w miesiącu. Generalnie jesteśmy organizacją non profit.
Ale pensje, które wypłacacie osobom zatrudnionym w biurze, pochodzą ze składek członkowskich?
Częściowo tak, ale częściowo pokrywa je państwowy dodatek dla organizacji.
Zajmujecie się przede wszystkim kwestiami związanymi z obroną komercyjnych praw autorskich pisarzy i tłumaczy?
Nie tylko! Zajmujemy się też wieloma innymi kwestiami, takimi jak chociażby obrona prawa do wolności wypowiedzi czy dbałość o sytuację bibliotek, nad którymi czuwa specjalna rada związku. Mamy rozwiniętą działalność międzynarodową, kontakty z podobnymi związkami na całym świecie. Jesteśmy też w dużym stopniu organizacją lobbystyczną i pozostajemy w częstym kontakcie z Ministerstwem Kultury.
Dlaczego rząd widzi w Związku Pisarzy i Tłumaczy partnera do negocjacji? Jakich argumentów możecie używać? Przecież nie zagrozicie strajkiem?
Reprezentujemy w zasadzie niemal wszystkich szwedzkich pisarzy i tłumaczy, a słowa ludzi pióra mają swoją siłę. Nie jesteśmy silniejsi niż nasi członkowie.
Działacie na wielu poziomach.
Na prawnym, ekonomicznym, politycznym, międzynarodowym, regionalnym. Staramy się po prostu zajmować wszystkimi kwestiami, które dotyczą ludzi pióra. Wydajemy pismo „Författare”, które trafia do naszych członków, bardzo rozbudowana jest nasza działalność stypendialna. Mamy kilka domów pracy twórczej, między innymi na Archipelagu Sztokholmskim i w Grecji, gdzie nasi członkowie mogą pracować lub spędzać wakacje.
Jeden z domów, które znajdują się w posiadaniu związku, to podarunek od Henninga Mankella.
Także Mankell jest oczywiście członkiem związku.
Które z obszarów waszej działalności uważacie za najważniejsze?
Najistotniejsze jest to, że zabiegamy o uczciwe umowy dla pisarzy. Dużo czasu poświęcamy negocjacjom z wydawnictwami, zwłaszcza tymi największymi w Szwecji, jak Bonniers, Natur & Kultur czy Norstedts.
Czy to oznacza, że istnieje jakaś ramowa umowa obowiązująca wszystkie wydawnictwa?
Istniała w latach dziewięćdziesiątych. Mieliśmy wtedy podpisaną umowę ze Związkiem Wydawców Szwedzkich, ale od tego typu rozwiązań odchodzi się na całym świecie. Jedynym krajem, w którym jeszcze istnieje taka ramowa umowa, jest dziś Norwegia. Podpisujemy za to umowy z poszczególnymi wydawnictwami.
Co znajduje się w takich umowach?
Zapis o minimalnych akceptowanych stawkach, na przykład o wysokości tantiem dla autora; zapis praw, jakie autor przekazuje wydawnictwu; gwarancja przyznania autorowi przyzwoitej zaliczki.
Jakie są minimalne tantiemy wynegocjowane z częścią wydawnictw?
Dwadzieścia pięć i pół procent od ceny hurtowej książki to absolutne minimum.
A ile wynosi przyzwoita zaliczka?
To oczywiście zależy od wielu czynników: od nakładu, rodzaju książki i tak dalej, ale zwyczajowo zaliczka to tantiemy wyliczone od połowy pierwszego nakładu. Powiedzmy więc, że książka debiutanta ma nakład trzech tysięcy egzemplarzy. Umowa gwarantuje wówczas, że autor, bez względu na to, czy książki się sprzedadzą, czy nie, otrzymuje jako zaliczkę tantiemy od tysiąca pięciuset egzemplarzy. W Szwecji będzie to przeciętnie jakieś trzydzieści, czterdzieści tysięcy koron. To nie jest wielka suma, ale dzięki niej pisarz może zacząć pracować nad następną książką.
Jakie inne kwestie uznajecie za priorytetowe?
Określenie minimalnych stawek dla pisarzy za spotkania z czytelnikami w bibliotekach, w szkołach i tym podobnych.
Z tego, co wiem, honoraria, które rekomenduje związek, są dosyć wysokie – to ponad pięć tysięcy koron. Czy rzeczywiście pisarze otrzymują taką zapłatę za wszystkie spotkania autorskie?
Większość tak. Organizujemy kampanie, których celem jest informowanie naszych członków o tym, że powinni nas zawiadamiać w sytuacjach, gdy nie otrzymują rekomendowanego przez nas wynagrodzenia.
Co wtedy robicie?
Najważniejsze jest, żeby nasi członkowie nie zgadzali się na zaniżone stawki, bo to psuje rynek. Oczywiście są pewne sytuacje, gdy należy uczynić wyjątek, na przykład kiedy spotkanie autorskie aranżuje organizacja non profit, która nie jest zbyt bogata, powiedzmy Pen Club. Szkoły i biblioteki w Szwecji na szczęście mają pieniądze.
Na stronie związku można też znaleźć modelowe przykłady uczciwych umów wydawniczych dla pisarzy i dla tłumaczy.
Tak, poza tym nasi członkowie przed podpisaniem umowy z wydawnictwem mogą poprosić o jej przejrzenie naszych prawników.
Czy dostają tę pomoc za darmo?
Tak, jeśli są członkami związku. Możemy im wtedy doradzić, które punkty umowy warto ponegocjować. To ważne zwłaszcza dla młodych autorów, którzy w relacji przede wszystkim z dużymi wydawnictwami są dość bezbronni i nie wiedzą, jakie stawki dostają inni pisarze.