Co można powiedzieć o prostytucji? Czy temat ten, który przez lata rozpracowywany i analizowany był na wiele sposobów, nie został już wyeksploatowany na tyle, by każda kolejna próba zmierzenia się z nim skazana była na porażkę? Czy istnieje jakikolwiek sposób na to, by adekwatnie zwizualizować uczucia, emocje i inne stany psychiczne towarzyszące temu procederowi? I w końcu, czy istnieje jedna wspólna i uniwersalna prawda o prostytucji? Wydaje się, że jednoznaczna odpowiedź nie istnieje. Z pewnością jednak, każdy zgodzi się z tym, że zagadnienie to jest tematem trudnym, wielowątkowym i nie do końca jasnym, przez co zarazem intrygującym i niewdzięcznym. Również dla Iwony Demko, krakowskiej artystki wizualnej, która tym razem – odchodząc nieco od głównego nurtu swojej twórczości – postanowiła się z nim zmierzyć, realizując w Legnicy autorską, indywidualną i skoncentrowaną na temacie prostytucji wystawę pt. anioły.net.
Iwona Demko (ur. 1974) nie jest w Polsce artystką anonimową. Kilka lat temu zasłynęła bowiem cyklem charakterystycznych dla siebie różowych, pluszowo-polarowych obiektów przestrzennych, które powstały w wyniku licznych eksperymentów formalnych, a także – i przede wszystkim – wnikliwej pracy badawczej na temat kobiecości, w szczególności zaś kobiecej seksualności. W 2012 roku obroniła tytuł doktora, zyskując tym samym istotną dla swojej twórczości, oryginalną i szokującą wówczas podstawę teoretyczną, która konstytuowała i spajała jednocześnie dotychczasowe działania artystki. Tak, w dużym skrócie, powstał Waginatyzm. Jak pisze Agnieszka Wojewoda: „Waginy Iwony Demko są urocze i podobnie jak inny głośny wizerunek kobiecych genitaliów, czyli «Początek świata» Gustave’a Courbeta, niosą czytelny, mocny przekaz – jak ważną domeną życia jest seksualność, która przeżywana na głębszych poziomach, nie może w żaden sposób być uznana za pornografię. Dla artystki sfera ta ściśle powiązana jest z uczuciowością”[1]. Najnowszy projekt krakowskiej artystki różni się jednak od prac wcześniejszych, gdyż mimo że mieści się w zbliżonym obszarze tematycznym, w bezpośredni sposób nie dotyczy gloryfikacji kobiecości ani kultu waginy. Tym razem Demko poszła krok naprzód. Porzucając waginatyzm, rozpoczęła pracę nad zjawiskiem prostytucji, która docelowo, po odpowiednim (również naukowym) opracowaniu ma stać się głównym tematem jej habilitacji.
O procesie powstawania wystawy przeczytać można w wyjątkowo obszernym komentarzu autorskim, w którym krok po kroku artystka odkrywa przed czytelnikiem etapy powstawania projektu. Z precyzyjną dokładnością badacza, Demko wprowadza nas w świat kapłanek, boginek, luksusowych nierządnic i współczesnych prostytutek – kobiet na swój sposób wolnych i cenionych, których rola, znaczenie i postrzeganie społeczno-kulturowe uległo diametralnej zmianie na przestrzeni wieków. I zmiana ta w oczach Demko nie jest niczym dobrym – pozbawia bowiem kobietę możliwości funkcjonowania w sposób wolny, skazując ją niejako na życie w świecie społecznych ograniczeń, odgórnie przypisanych ról i braku możliwości seksualnego wyrażania się. Można powiedzieć, że tekst ten jest w pewnym sensie wnikliwym i bardzo dobrze opracowanym manifestem artystycznym, który w precyzyjny sposób tłumaczy wszystkie aspekty aktualnego obszaru badawczego, jak też, po części, prezentowanego w Legnicy projektu.
Zostawmy jednak katalog i artykuł w nim zawarty. Skupmy się na warstwie wizualnej wystawy i jej przekazie zadając sobie kilka prostych pytań: czy na podstawie zgromadzonych dzieł jesteśmy w stanie powiedzieć czego konkretnie dotyczy ta wystawa? Czy umiemy wyczuć, że ekspozycja skoncentrowana jest na temacie prostytucji? Czy potrafimy odczytać symboliczny komentarz do skomplikowanej problematyki patriarchatu, wynaturzenia kobiecej seksualności, niekompletnej emancypacji i dualnego podziału na ladacznice i madonny, żony i prostytutki? Nie jestem tego pewna.
Zacznijmy jednak od początku. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że prezentowana w legnickiej galerii wystawa jest rzeczywiście interesująca. Widowiskowa wręcz aranżacja pochłania odbiorcę w całości, kusząc uwodzicielskim kolorem, układem poszczególnych obiektów i poniekąd też tematyką, która jednak w pierwszym momencie wydaje się być transparentna. Dominujący róż, skontrastowana z nim czerń, przestrzenne, polarowe obiekty i pulsujący światłem neon, skutecznie odwracają uwagę od problemu zasadniczego, z którym odbiorca oswaja się nieco później. Niestety nie robi tego w sposób intuicyjny, będąc raczej naprowadzanym przez obszerną ilość tekstów autorskich, które nie pozostawiają mu zbyt wiele miejsca na swobodną, własną interpretację.
Wystawa skonstruowana została z trzech typów realizacji, z czego dwa usytuowane zostały w przestrzeni głównej Galerii. Mowa tu o uszytych z różowego i czarnego polaru czterech formach przestrzennych, które w bardziej bądź mniej realistyczny sposób odzwierciedlają najpopularniejsze i najczęściej wybierane przez klientów pozycje seksualne. Formy te nie są dosłowne. Zlewając się niejako w abstrakcyjne kształty, sugerują jedynie dane pozycje, które dookreślane są wyhaftowanymi komentarzami na zawieszonych nad nimi kołderkach. „Pomysł kołderek – jak pisze artystka – skonstruowany został na wzór albumu, gdzie pojawia się strona różowa ze zdjęciem i anonsem oraz strona czarna z zwierzeniem. Analogicznie do tego, jedna strona kołdry jest różowa, a na niej wyszyte pikowanie w postaci napisu tego, co mówi kobieta w trakcie zbliżenia. Natomiast druga strona kołdry jest czarna. Napis na tej stronie mówi, o tym co w rzeczywistości myśli kobieta w tym czasie. Żeby zobaczyć, co dzieje się pod kołdrą, każdy musi ją własnoręcznie unieść i zaglądnąć”. Angażujące uwagę obiekty zbalansowane zostały prostymi w wyrazie formami, jakie przybrały prezenty – skromne przedmioty przeznaczone dla gości wernisażu, które wykonane zostały przez biorące udział w projekcie prostytutki. Zabieg ten skutecznie złagodził momentami agresywny wyraz ekspozycji, co rzeczywiście wpłynęło na komfort jej oglądania. I niewątpliwie najbardziej problematyczną pracą, która została zaprezentowana w trakcie wystawy jest instalacja wideo, o której – prawdę mówiąc – nie do końca wiem, co myśleć. Na trzech ekranach telewizyjnych wyświetlone zostały zapętlone, wykonane amatorską techniką kilkusekundowe rejestracje, które prezentują dynamiczne sceny wyimaginowanego stosunku seksualnego. Sęk w tym, że głównym i jedynym bohaterem jest tu mężczyzna, który według zamierzenia artystki miał odegrać przypisaną mu rolę klienta. Przy realizacji wystawy, artystka założyła sobie, że powstanie grupa rejestracji, w których – jak pisze – „odbiorca/czyni zostanie postawiony/a w sytuacji prostytutki. […]. Film miał sprawiać wrażenie amatorskiego. Nie miał być dokumentacją autentycznego zdarzenia, miał jedynie sugerować sytuacje. […] Chciałam stworzyć atmosferę bezpośredniego uczestnictwa w sytuacji, która tworzyła się na ekranie. Chciałam, aby odbiorca został wyrwany ze swojej bezpiecznej pozycji obserwatora i miał szansę wziąć udział w zdarzeniu, żeby zmienił swój punkt widzenia, na taki, który nie jest mu dostępny”. Mojego punktu widzenia filmy te nie zmieniły. Pomimo otwartości na przekaz, nie odczułam też, żebym brała udział w jakimkolwiek niedostępnym zdarzeniu seksualnym, które wpłynęłoby na moje postrzeganie czy też emocje. I myślę też, że wbrew temu, co artystka dość mocno podkreślała, zauważalny i wyraźny opór proszonych o udział w nagraniu mężczyzn nie musiał wynikać z tego, że czuli się oni – jak założyła – oprawcami, a jedynie dlatego, że ochoty na tego typu nagranie po prostu nie mieli, bo też najzwyczajniej w świecie z usług prostytutek nie korzystają. Uważam, że idea samej pracy – mimo dosyć interesujących, szczegółowo opisanych w katalogu założeń – nie jest dopracowana, a przekaz jej jest jednopoziomowy, tendencyjny i może być po prostu krzywdzący.
Abstrahując jednak od tego, warto dodać, że istotnym elementem tej wystawy jest sam proces powstawania. Poszukiwanie, nawiązywanie prawdziwych relacji, konsultacje merytoryczne, wsparcie psychiczne i – co wydaje się najważniejsze – przełamywanie barier i własnych ograniczeń. Wtłaczanie siebie i innych w różnorodne role, będące często wyjątkowo trudnym dla psychiki doświadczeniem. Cały projekt wystawy – jak mówi Demko – „miał opierać się na partycypacji z kobietami zajmującymi się prostytucją, z kobietami, które nigdy nie miały takich doświadczeń oraz z mężczyznami. Zaangażowanie innych osób do kreowania całości wystawy było dla mnie elementem kluczowym i zarazem ogromnym wyzwaniem”. Dlatego w moim odczuciu prawdziwą wartością tej wystawy jest właśnie jej niewidzialny aspekt, ten poprzedzający właściwą ekspozycję etap zgłębiania tematu, który otworzył artystce szerokie pole działania i ukazał mnogość nieprzeanalizowanych jeszcze wątków. Wiele z poruszonych tropów jest rzeczywiście interesująca, a sposób myślenia artystki wysoce intrygujący, czego przykładem jest wspomniany już, znajdujący się w katalogu, wnikliwy tekst autorski. Jednak w tym kontekście nasuwa się pytanie: dlaczego komentarz jest tu aż tak istotny? Czy prace nie powinny wybrzmieć i obronić się same?
Na zakończenie warto dodać, że legnicka wystawa jest przykładem dobrze przemyślanej i przygotowanej na najwyższym poziomie ekspozycji, która jednak poprzez mnogość poruszanych w niej zagadnień, nie jest do końca czytelna. Trochę tak, jakby artystka nie do końca wiedziała jeszcze, który trop jest dla niej najbardziej interesujący, co tak naprawdę chce za pomocą tego typu projektu zaakcentować i wyrazić. Niewątpliwie jednak postrzegany całościowo, jest przykładem interesującego głosu artystki, której stanowczość i konsekwencja w działaniu sprawia, że Iwonę Demko można uznać za jedną z ciekawszych postaw twórczych na polskiej scenie artystycznej. Myślę też, że warto obserwować kolejne jej działania, które niewątpliwie nieraz jeszcze nas zaskoczą.
- Agnieszka Wojewoda, Hormony, czyli gorset z różowej koronki[online], Obieg.pl, http://www.obieg.pl/recenzje/10234, dostęp: 15.03.2015 r.↵