I
Miałem po raz pierwszy odwiedzić swojego brata kierowcę. Ale prawie nikt nie wie, kim jest mój brat kierowca. A więc – miałem dziesięć lat, kiedy niespodziewanie przypadło mi w udziale nudne kołysanie go co jakiś czas. Pamiętam nawet, jak rankiem po jego narodzeniu wyprowadziłem kozy nad potok, Antek pasł już swoje, a ja zapytałem:
– Wiesz, co u nas nowego?
A on odpowiedział:
– Brat, nie?
I pamiętam, jak mnie ta odpowiedź Antka zaskoczyła. Kiedy mój brat miał pięć lat, wyprowadziłem się z domu; kiedy on miał moich dziesięć lat, ja miałem już swoich dwadzieścia – czy taki brat mógł mnie interesować? Był dla mnie raczej częścią domowego inwentarza. Kiedy przyjeżdżałem na święta do domu, od rodziców dowiadywałem się tylko ogółów – że przynosi ze szkoły złe oceny i kiepsko wypasa. Byłem więc świadom, że między innymi mam również tego brata, ale jakoś szczególnie tego nie przeżywałem. Dziś uważam, że jedynie bracia bliscy wiekiem rodzą się naprawdę jako bracia, natomiast jeśli dzieli ich różnica wieku, muszą dopiero stać się braćmi z biegiem lat.
Zamierzałem więc odwiedzić swojego brata kierowcę. Ale wszyscy będą się zastanawiać, jak został kierowcą. No więc, tego nie wiem nawet ja. Kiedy pewnego razu zadzwonił do moich praskich drzwi, a ja zastałem go za nimi wbitego w mundur firmy transportowej, myślałem, że jest to element jakiegoś większego żartu. Mnie bowiem nikt nie wspomniał o tym, że ten mój brat ma pracować w firmie transportowej. Dopiero gdy za rogiem kamienicy, w której mieszkam, zobaczyłem to potworne auto ciężarowe, żółty postrach naszych krętych autostrad, w pełni przyjąłem do wiadomości, że mój kiedyś posiusiany brat jest kierowcą. Nie miał nawet roku, kiedy upuściłem mu na twarz w kolebce bochen chleba, bo wyślizgnął mi się, gdy akurat go nadgryzałem.
– Cześć – powiedział brat dwadzieścia pięć lat później. – Przenocujesz nas? – I wszedł do kuchni z brygadą od przeprowadzek. Tyle o tym, jak został kierowcą.
Planowałem więc po raz pierwszy odwiedzić swojego brata. Ale może pojawić się pytanie, dlaczego tak tę wizytę podkreślam. Ja jej nie podkreślam, tylko wciąż natrafiam na coś, co muszę wyjaśnić. Brat zapraszał mnie do siebie przynajmniej dwadzieścia razy, aż stało się wręcz niemożliwe, że odwiedzę go, by nie zrobiło się z tego wielkie wydarzenie. Ostatnimi laty nie przyjeżdżał już nawet on do mnie. Ponieważ udało mu się przejść z transportu towarowego na osobowy, odpadły mu wyjazdy do Pragi. Widujemy się więc raz w roku, u siostry, która mieszka w domu po rodzicach. Ja spędzam tam urlop, a brat wpada tak po prostu. Czasem się tu spotykamy i spędzamy wieczór wszyscy troje. Na ogródku spadają letnie jabłka, a siostra powiada:
– Toż chłopcy, opowiedzcie mnie coś nowego, jesteście tu dwaj!
Myje przy tym stertę zaschniętych naczyń z tych kilku dni, kiedy późno wracała z pracy. Jej milczący mąż jest tu czwarty, siedzi przy oknie bokiem do stołu i je większe udo mniejszego królika, bo wrócił ze zmiany. Trzy metry przed naszym oknem przetarabanił się zatłoczony autobus wiozący mieszkańców wsi z fabryki do ich domów, żeby się przespali. Nie wiemy z bratem nic nowego, a dokładniej mówiąc – to co nowe, jest takie samo w całym kraju, więc wie o tym każda siostra. Lecz mimo to brat z uśmiechem powie:
– Co nowego? Oskubali gołego.
Dziś już może się śmiać, dziś ma się dobrze, ale dwadzieścia pięć lat temu naprawdę nie było mu do śmiechu, kiedy poparzyłem mu rękę zupą z królika. Jak to się stało, pytacie? Mama zestawiła garnek z fajerki, powiedziała, żebyśmy naszykowali talirzyki, my je naszykowaliśmy, potem siostra powiedziała, że chce głowę, najmłodszy brat płakał, a większy się z niego śmiał, chciałem zjeść tę głowę bez siostry, pobiegłem z nią na podwórze i zamknąłem się w wygódce, gdzie było trochę spokoju. W tym czasie mama nalała zupę, a najmłodszy brat od razu pacnął do niej dłonią. I właśnie tak poparzyłem mu rękę. Była niedziela. Tato był w Persji.
Drogi synu!
Szachabdullazim 19/VII 1936
Tu w okolicy cementowni, gdzie jest skalista okolica, było mnóstwo sępów dwa miesiące temu. Obecnie gdzieś odleciały i są tu sokoły i orły. Pełno tu różnego cholerstwa. Jeśli siądziesz nad potokiem na pięć minut na przykład za potrzebą, w wodzie zobaczysz, jeśli jesteś cicho, szczury wędrowne mniejsze niż u nas, ale koloru tego samego, a także czarne długie zwierzęta większe jak szczur, ale tych nie znam. Również wężów z i pod prąd wiele przyuważysz. Dalej, na pustyni, są jeżozwierze, nad wodami żółwie i w ogóle różnego cholerstwa w tej Persji pełno. Wszy, biedni ludzie, sraczka, malaria, dyzenteria, kapitaliści i śmierć. Ta spotkała dwa dni temu 2 Czechosłowaków, nawet o tym nie wiedzieliśmy, albowiem przełożeni nam nie powiedzieli, a 3 tygodnie temu 1 inżynier. Zaczyna nas więc opuszczać szczęście. Będę kierować wzrok ku mojej rodzince i ku moim górom, które nie zabijają, lasy witają człowieka, kiwają głowami drzewa i szumią. Jesteś u nas bezpieczny nawet w nocy w lesie. Poza tym ja jestem zdrów. Jutro ma do nas na budowę przyjechać tutejszy cesarz (p. Szach). Mama nawet mi nie napisze, czy dostaje pieniądze, na czas czy z opóźnieniem, ale myślę, że zawsze z opóźnieniem, skoro ich nigdy nie ma. Od świętej Anny chłód poranny, a zanim ten list dojdzie, po ścierniskach będzie hulać wiatr, a ja nie wiem, kto wam będzie chodzić na jabłka i śliwki.