U wejścia na wystawę Niemcy nie przyszli białe flagi poruszały się do rytmu muzyki Wagnera, a figurki żołnierzy Wermachtu pracowicie rozmontowywały model Iglicy. Przy akompaniamencie opery Rienzi, ostatni z trybunów (opisywanej jako natchnienie Hitlera) kapitulacja przeciwlotniczego bunkra z 1942 – dzisiejszej siedziby Muzeum – w pracy Tomasza Opani Tanz mit Mir wskazywała na skomplikowane relacje pomiędzy sztuką a polityką. Wojna, kapitulacja oraz lęk przed powrotem Niemców zdawały się być w Muzeum Współczesnym punktem wyjścia do rozważań o tożsamości Wrocławia i przewrotnie nakreślonym mitem założycielskim miasta, którego powojenną przynależność do Polski trudno było uznać za zwycięską i pewną.
Przybyłym do Wrocławia polskim przesiedleńcom długo towarzyszyło poczucie tymczasowości i przeświadczenie, że „Niemcy wrócą po swoje”. Jerzy Kosałka odpowiada na pytania „co wtedy? co zrobią?” w pracy Niemcy już przyszli. Mianowicie, zaczną od rozmontowywania Iglicy, postawionej podczas Wystawy Ziem Odzyskanych w 1948. Ta ponad stumetrowa wieża miała być symbolem polskości Wrocławia i stanowić przeciwwagę dla monumentalnej Hali Stulecia, wtedy zwanej Ludową. Przeplatające się tu wątki wojny i niemieckiej historii miasta, peerelowskiej polityki kulturalnej na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych oraz lęków i traum nowych mieszkańców Wrocławia wyznaczają na wystawie Niemcy nie przyszli główne tropy, które pozwalają śledzić budowę tożsamości miasta.
Animowana rekonstrukcja Wystawy Ziem Odzyskanych Dariusza Grzybowicza unaocznia skalę i nakłady przeznaczone przez komunistyczne władze, by w trzy lata po wojnie podsumowywać działalność zarządzanego przez Gomułkę Ministerstwa Ziem Odzyskanych i udowadniać słuszność przekazania tych terenów Polsce. Podczas stu dni gigantyczną wystawę prezentującą wszystko od górnictwa i rybołówstwa po sztukę i wesołe miasteczko odwiedziły około dwa miliony osób. Mniej więcej w tym czasie pojawiło się propagandowe hasło, że we Wrocławiu „każdy kamień mówi po polsku”, co miało potwierdzać jego „polskość od zarania dziejów”. W instalacji Tomka Blajera cegły – wyposażone w wizjer i oznaczone napisem Breslau – przypominają o rozbiórce niemieckich budowli i pozostałych po nich śladach, oraz o wywożeniu materiałów do Warszawy. Okazuje się, że kamienie w stolicy mówią po niemiecku.
Kolejna, wyśledzona na wystawie komunistyczna zmiana nomenklatury nakazywała nazywać Wrocław „piastowskim grodem” – ostatni raz był „polski” w XIII wieku. Slogan ten przyświecał odbudowie miasta, niemal w trzech czwartych zrujnowanego po oblężeniu Festung Breslau. Praca Dy Tagowskiej nawiązuje do wrocławskiego planu odbudowy, który miał na celu zatarcie przedwojennej niemieckiej architektury i dopuszczał swobodną, ahistoryczną odbudowę rynku – wiele „renesansowych” i „barokowych” kamieniczek to fasadowe wymysły lat pięćdziesiątych. Co ciekawe, piastowskość Wrocławia była obiektem rewizji historycznej nie tylko władz PRL-u. Henryk Pobożny Szymona Kobylarza przewrotnie traktuje logikę portretu, tworzy bowiem wizerunek pochowanego bez głowy księcia w oparciu o wytyczne opisujące ideał aryjskiej twarzy. Ciało piastowskiego władcy Śląska, ekshumowane przez nazistów w 1941 w celu przeprowadzenia badań potwierdzających jego aryjskość, zaginęło w trakcie działań wojennych.
To zestawienie konkurencyjnych przekłamań wskazuje stanowiącą o sile tej wystawy wielowątkowość i dopuszczenie różnorodnych, często wzajemnie wykluczających się narracji. Na równi z zabiegami propagandowymi eksplorowane są wspomnienia poszczególnych osób, prywatne lęki i traumy, czy wypierane, niewygodne historie. Jedną z nich jest wspomnienie szaber-placu pokrytego wirującym pierzem, które wysypywano z puchowych kołder by z poszewek zrobić worki na łupy. W instalacji Ludomira Franczaka temu niemal bajkowemu widokowi towarzyszy nagranie Nim wstanie dzień z filmu Prawo i Pięść. Kontekst polskiego westernu opowiadającego o szabrownikach przywołuje powiedzenie przesiedleńców, że przybyli na „Dziki Zachód”. Na zajmowanych terenach prawo trudno było uznać za ogólnie obowiązujące, przemoc i grabieże były częścią codzienności i leżą u podwalin polskiego Wrocławia.
Wielu przybyłych nie potrafiło pogodzić się z utratą ziem ojczystych, a Wrocław niezmiennie jawił im się jako cudzy i wrogi. Do opowieści swojej babci, Łemkini przesiedlonej w ramach akcji Wisła, odnosi się w wideo–performensie Mira Boczniowicz. Artystka kontrastuje doświadczenie jej babci, zmuszonej do opuszczenia rodzinnych stron i zamieszkania na drugim, obcym krańcu kraju, z własnym poczuciem wolności oraz prawem do bycia i przynależenia gdzie tylko zechce. Historie rodzinne i opowieści poszczególnych osób rezonują na wystawie z familijnymi anegdotami znanymi większości Wrocławian, tworząc coś na kształt prywatnego mitu założycielskiego.
Podobnie w instalacji Aleksandry Sojak-Borodo kredens, meblościanka i wersalka wypełnione są workami z mąką. Na zapas odnosi się do jej wspomnień z dzieciństwa, w których dziadkowie z lęku przed głodem i wojną, próbując zapewnić sobie odrobinę poczucia bezpieczeństwa, gromadzili jedzenie we wszelkich możliwych miejscach. Obie prace prezentowane są w przestrzeniach zaaranżowanych jako pokoje z lat 60., w jakich mogłyby mieszkać babcie artystek. Kolista przestrzeń wystawy niejednokrotnie została podzielona na osobne zakamarki, które, krążąc wokół wspólnego tematu, zdają się bronić swojej odrębności. Metafory zakamarków pamięci i meandrów wspomnień wydają się trafne, szczególnie w kontekście takich prac jak Zielona Granica – Grüne Grenze Tomasza Opani. W rozmowach z matką i babcią artysty o losach i tożsamości ich żyjącej na polsko-niemieckiej granicy rodziny ujawnia się ułomność pamięci, jej zanikanie, niespójność i przekłamywanie.