Na środku sceny ustawiona została konstrukcja, składająca się z ponakładanych na siebie przedmiotów, która stanowi łóżko doktora Stockmanna (Juliusz Chrząstowski) – już na samym początku poddana zostanie ona groteskowemu zburzeniu, którego dokona przychodzący w odwiedziny do doktora burmistrz. Ściany otaczające przestrzeń gry pokryte zostały basenowymi kafelkami w kolorze błękitnym. Z prawej strony leży materac otoczony pustymi butelkami – w tym barłogu leży dziennikarz Hovstad (Michał Majnicz). Po scenie walają się liczne przedmioty, stoliki, krzesła, lampy, ubrania, przyrządy do pływania, kolorowe gąbki w różnych kształtach. Jan Klata stwarza przestrzeń kojarzącą się ze współczesnym kąpieliskiem, jednak zgromadzona scenografia od razu ukazuje pewien rodzaj zanieczyszczenia i rozkładu, którym naznaczone jest to miejsce, co istotne będzie w spektaklu nie tylko na poziomie formalnym.
Scenografia odwołuje się bowiem do prezentowanej przez reżysera koncepcji, która od razu wrzuca nas w sam środek świata ogarniętego przez rozkład. I o tyle, o ile w dramacie Ibsena zanieczyszczone jest kąpielisko i to ono staje się źródłem zarazy, u Klaty już sam dom ubranego w żółty, stary sweter, niechlujnego Stockmanna jest zbrukany. Reżyser pokazuje w ten sposób, że przed zepsuciem oraz zemstą miejscowej społeczności nie można schronić się w zaciszu własnego, czystego mieszkania. Idąc dalej: obecność w spektaklu osób niepełnosprawnych, chorujących na zespół downa, które odgrywają role dzieci doktora, możemy traktować jako odwołanie do naturalistycznych twierdzeń, dotyczących związku choroby dziecka i niemoralnego postępowania rodzica. Ten motyw wykorzystywał także Ibsen, choćby w Upiorach, gdzie Oswald okazuje się być chory na syfilis, co wprost łączone jest z grzechami z przeszłości jego ojca. Tym samym reżyser zdaje się zadawać pytanie o czystość intencji doktora i podważa utarte, schematyczne myślenie związane z odczytaniem tej postaci.
Klata podchodzi z dystansem do psychologicznych rysów bohaterów Ibsena, które osadzone zostają w konwencji przerysowanej gry, balansującej pomiędzy komizmem a tragizmem. Atmosfera pełna surrealnego humoru, doprowadzane do absurdu sytuacje, wybrzmiewają mocniej dzięki obsadzie: kreacji Morten Killa (Zbigniew Ruciński) na postać ojca-metalowca, ubranego na czarno, pojawiającego się przy akompaniamencie ciężkich dźwięków, egzaltowanej żony (Małgorzata Zawadzka) i córki Petry (Monika Frajczyk) czy energetycznego dziennikarza (Michał Majnicz). Jednak zdecydowanie najwięcej uwagi przykuwa doktor Stockmann odegrany przez Juliusza Chrząstowskiego, który wychodzi z ram roli, silnie zarysowując napięcie pomiędzy fikcyjnością postaci a obecnością aktora na scenie. Jego improwizowany monolog pojawia się w momencie, kiedy doktor wygłasza przemowę, odsłaniającą obłudę władz miejskich. Chrząstowski w humorystyczny, pełen retorycznych pytań sposób, stara się nawiązać kontakt z publicznością. Ponadto próbuje przymierzyć problem stworzony przez Ibsena do rzeczywistości współczesnej – zadaje banalne pytanie: co teraz może oznaczać dla nas historia Stockmanna? Po chwili rozwija swoją wypowiedź, której tematem stają się aktualne problemy, silnie poruszające opinię publiczną w Polsce. Aktor podejmuje więc tematy uchodźców, wyborów czy zanieczyszczonego przez smog krakowskiego powietrza. Publiczność bardzo dobrze odbiera występ Chrząstowskiego – przytakuje, wybucha śmiechem, a na końcu oklaskuje.
Wprowadzona w bezpośredni sposób przez Chrząstowskiego tematyka polityczna ma swoją kontynuację w spektaklu. Wyklęty doktor zostaje zaatakowany przez społeczność. Wykafelkowane ściany służą za mury, które pokryte zostają przez namalowane farbą napisy: „WON HUJU”. Zaś odgrywaniu rodzinnego szczęścia przez usadowioną na kanapie i pozującą niczym do zdjęcia rodzinę, towarzyszą nagrane wulgarne okrzyki skandującego tłumu. Przed nienawiścią i zepsuciem nie da się ukryć w domu. Rodzina doktora zostaje ostatecznie skazana na banicję – u Klaty całkowicie dosłowną: Stockmann wraz z córką i żoną górują nad rozłożoną ciemną płachtą przypominającą morskie fale. Bohaterowie niepewnie chwieją się i kurczowo trzymają latarkę. Przed nimi nie ma perspektyw – nie da się oczyścić kąpieliska, bo problemem nie są już jedynie wymienione na początku drobnoustroje. Nie da się nigdzie schronić ani posprzątać. Można się jedynie głupkowato uśmiechnąć i wierzyć, że jakoś to będzie.