„Emotion actually does more than mark the boundary between the self and the other. Emotion brings those boundaries into being, and artists frequently explore the poetics of this fact in their work”[1].
Jennifer Doyle, Hold it Against Me: Difficulty and Emotion in Contemporary Art
Wystawa Lacrimosa Oskara Dawickiego w Galerii Labirynt w Lublinie składa się z monumentalnej instalacji wizualno-dźwiękowej Łzy szczęścia i realizacji Przelew, połączonych wspólną aranżacją. Znajduje się w olbrzymiej sali, która idealnie odpowiada jej skalą. Jest ciemno, słychać pełną patosu muzykę Pawła Mykietyna. Na środku stoi biała ściana, łącznik obu prac. Nie można jednak swobodnie obejść jej dookoła – woda wypełnia prawie całą przestrzeń wystawy. Można wejść, nie jest głęboko, woda sięga po kostki. W punktowo oświetlonym miejscu w sali stoi rząd czarnych kaloszy w różnych rozmiarach, które zapraszają do skorzystania. Brodząc w ciemnej toni trzeba zaufać zmysłom, zdać się na intuicję. Czy na pewno poziom wody jest wszędzie taki sam? Lacrimosa wciąga w odmęty czarnej wody, igrając z poczuciem równowagi i wiarą w prawa grawitacji.
Łzy szczęścia prezentują wyświetlany na ścianę portret artysty, który jest niemal nieruchomy. Po jego twarzy płyną stróżki łez, lecz inaczej niż zazwyczaj – płyną w górę. Twarz jest napięta, trudno odgadnąć, jakie emocje grają tu rolę. Projekcja jest monumentalna i imponująca pod względem technologicznym. Doskonale współgra z przestrzenią – to jedna z najciekawszych instalacji site-specific, jakie kiedykolwiek miały miejsce w Galerii Labirynt. Po drugiej stronie ściany znajduje się Przelew – kran, który został zatkany pięciodolarowym banknotem. Instalacja jest zatem dwustronna, ma awers i rewers, których funkcje są wymienne. Wzajemnie się uzupełniają i toczą dialog, który można rozpatrywać na różnych poziomach. Wideo Łzy szczęścia (2014) pojawiło się na wystawie Co widać. Polska sztuka dzisiaj w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej, instalacja Przelew zaistniała w filmie Performer (2015), jednak nigdy wcześniej nie zostały pokazane razem. Praca Dawickiego złożona z dwóch realizacji, dla których został stworzony szczególny kontekst przestrzenny, ma w obecnym kształcie swoją premierę. Lacrimosa to wystawa czysta i surowa, sensualna, oparta na doświadczeniu miejsca. Brak narracji, dowolność percepcji wystawy sprawia, że staje się sytuacją otwartą, zaprasza do indywidualnych eksploracji.
Wszystko jest zanurzone w wodzie i odbija się w niej. To Talesowska arché, początek i źródło oraz koniec i ujście rzeczy, najbardziej trwała substancja rzeczywistości, niezmienna w swojej zmienności. Stanowi bazę dla ekspozycji, która się z niej wynurza albo w niej tonie. Nadaje ona wizualno-dźwiękowej sytuacji płynny charakter, sprawia, że to, co widzimy jest wciąż w ruchu; projekcja faluje w odbiciu, krople z kranu wyznaczają na niej okręgi. Ludzie brodzą w niej, wywołując charakterystyczny dźwięk. Woda może mieć właściwości uspokajające, jej delikatny szum sprzyja koncentracji, wprowadza w przyjemny stan. Może także silnie drażnić – tak jak dźwięk miarowo kapiących kropel z kranu. Woda to także główny składnik łez – tytułowa „lacrimosa” to powódź łez.
Pojawiają się one w wideo Łzy szczęścia nie jako wyraz emocji czy reakcji fizjologicznej ciała, ale jako substancja, która wycieka z ciała wbrew jakiejkolwiek logice. Płyną w górę, po czole. Łzy szczęścia to w końcu odwrotność łez cierpienia, więc wszystko musi być na opak. Wszystko ma swoje dwie strony. Robert Rumas, kurator wystawy, stwierdza: „Kolejne przeprosiny to kolejna rozpacz – autorefleksja przez fale śmiechu i morze gorzkich łez. Bohater płacze, ale zarazem odwraca sensy do góry nogami. Podejmuje grę z prawami grawitacji i po raz kolejny próbuje oswajać rozpacz, przeliczając jej cierpkie krople na twardą walutę”[2]. Jest tu zatem patos i ironia, lekkość i ciężar, śmiech przez łzy. „Temat jest poważny, nawet jeśli publiczność płacze ze śmiechu – pisze Sylwia Hejno w „Kurierze Lubelskim” – Łzy i banknoty nie są zatem tak od siebie odległe, jak by się mogło wydawać”[3]. Słodko-gorzka ironia to znane oręże Dawickiego, ale na wystawie w Labiryncie wybrzmiewa inaczej, niż w poprzednich działaniach, takich jak Drzewo wiadomości czy Budżet Story. Dawicki podąża w ciekawą stronę, cały czas przygląda się sobie jako artyście i bada relacje wewnątrzartystyczne z właściwą sobie przewrotnością, ale jego prace – wcześniej efemeryczne, konceptualne – stają się bardziej monumentalne, zintegrowane z przestrzenią, kompleksowe. Lacrimosa wpisuje się w ciąg projektów portretowych artysty (takich jak Portrety uliczne, 2003; Performer, 2015). Bada także emocje silnie związane z wizualnością.
Oglądając Łzy szczęścia przypominałam sobie inne portrety wideo, w których pojawiał się wątek emocji, awersu i rewersu. W 2011 roku francuska performerka Andree Weschler zrealizowała wideo performance The Need of an Alteration. W ascetycznym, portretowym ujęciu ukazała jasną twarz przykrytą czarną substancją – wideo odtwarzane od tyłu dało efekt, jakby artystka zagarniała ją dłońmi do wnętrza ciała. Wideo odtwarzane było w zapętleniu, zatem widz mógł obserwować nieustanną cyrkulację czerni inkorporowanej przez ciało. Drugie skojarzenie wizualne poprowadziło mnie tropem holenderskiego artysty konceptualnego. Bas Jan Ader na początku lat 70. zrealizował cykl prac I’m Too Sad to Tell You, w których filmował swoją twarz podczas płaczu. Nieruchomy, niemy kadr prezentuje portret mężczyzny: jego twarz jest dynamiczna, niespokojna, z oczu płyną łzy, które przeciera ręką, zlizuje z warg. Widz staje wobec intymnej sytuacji skonfrontowany z człowiekiem wykrzywionym w grymasie cierpienia, który niczym się nie zasłania i otwarcie pokazuje swoje emocje. Jego stan jest z pewnością wywołany jakimś smutnym faktem, ale widz nie wie, jakim. Praca jawi się jako ostentacyjna, pełna napięcia i niemal namacalnie bolesna, jednocześnie konwencja filmu niemego nadaje jej nieco odrealniony charakter i obnaża performatywne aspekty. Skrajnie intymny portret okazuje się również w pewien sposób arbitralny, Ader balansuje między szczerością i intensywnością emocjonalną wypowiedzi a melodramatem, sztafażem, sztucznością całej sytuacji. Jörg Heiser („Frieze”) uważa I’m Too Sad to Tell You za ironiczny komentarz odnośnie artysty i jego zażenowania wykreowaną przez siebie, silnie emocjonalną sytuacją otwartą na widza, który w jakiś sposób musi sam zmierzyć się z konfuzją. Praca Adera otwiera rozmaite wątki interpretacyjne, dotyczące wyrażania emocji w sztukach wizualnych. Jennifer Doyle w swej książce Hold it Against Me: Difficulty and Emotion in Contemporary Art pisze, iż praca Adera może być postrzegana w kontekście tradycji „melancholii białego mężczyzny artysty”. Widzi ją na zasadzie kontrastu postrzegania kobiecych łez jako teatru lub histerii[4]. Betty van Garrel idzie dalej w swych interpretacjach, określając Adera jako sentymentalnego przegranego, romantycznego mięczaka, klasyczne studium przypadku, zresztą wielokrotnie już powielane (tekst z 1972 roku w holenderskim dzienniku „NRC-Handelsblad”).
- „Emocja określa znacznie więcej niż tylko granicę pomiędzy sobą a innymi. Emocja przenosi owe granice do samego bycia, zaś artyści badają poetykę tego faktu w swojej pracy”; tłum. M. R. Za: Jennifer Doyle, Hold it Against Me: Difficulty and Emotion in Contemporary Art, Duke University Press, Durham 2013.↵
- Fragment tekstu Roberta Rumasa towarzyszącego wystawie.↵
- Sylwia Hejno, Łzy na wagę banknotów i triumf sztuki nad grawitacją. „Lacrimosa” Oskara Dawickiego, „Kurier Lubelski”, 27.03.15, online: http://www.kurierlubelski.pl/artykul/3800745,lzy-na-wage-banknotow-i-triumf-sztuki-nad-grawitacja-lacrimosa-oskara-dawickiego,id,t.html, dostęp: kwiecień 2015.↵
- J. Doyle, dz. cyt.↵