W cyklu KRYTYK(A) W SIECI o opinie na temat kondycji krytyki w dobie Internetu, blogosfery i portali społecznościowych pytamy przedstawicieli różnych dziedzin kultury, także aktywnych krytyków – prezentowaliśmy już nasz wstęp oraz komentarz Marcina Adamczaka na temat krytyki filmowej, głos Filipa Szałaska o krytyce muzycznej, a z Ewą Wójtowicz wkroczyliśmy w obszar sztuk wizualnych. Kontynuujemy ten wątek komentarzem Marty Smolińskiej.
Redakcja O.pl
W sieci sieci
Jako krytyczka sztuki z kilkunastoletnim stażem, reprezentująca generację, która sporadyczny dostęp do Internetu uzyskała dopiero w czasach licealnych, myślę, że obecnie wpadliśmy w sieci sieci, a mianowicie żyjemy pod przesadną presją aktualności i publikowania tekstów natychmiast po obejrzeniu danej wystawy. Często więc recenzje są powierzchowne, sfuszerowane i niedopracowane, a ich autor(k)om po prostu brakuje warsztatu, wiedzy, oczytania i opatrzenia. Mówiąc językiem Jana Himilsbacha, nazywałabym produkowany przez nich typ recenzji partaniną.
Moim zdaniem i dziś, i w przyszłości wciąż pozostaje miejsce na dwie gałęzie krytyki: tę szybką i zwięzłą, przekazującą bazowe informacje (co nie znaczy płytką) oraz tę analityczną i pogłębioną. Dla obu znajdzie się miejsce w jakże pojemnym Internecie, chociaż nie ukrywam, że lubię zasiąść na kanapie z papierowym wydaniem jakiegoś pisma o sztuce i wczytać się w nie, dotykając go jako obiektu. W 2030 roku nadal liczę na przyjemność tego rodzaju.
Pisma w Polsce lokują się w sieci, podczas gdy w wielu krajach Europy czytanie recenzji w Internecie już się przejadło i powraca moda na drukowane wydania magazynów. Może za jakiś czas my także wywikłamy się z sieci sieci, by powrócić do bardziej tradycyjnych form publikowania? Tym bardziej, że Internet jest przecież platformą mniej neutralną i niezawisłą niż nam się wydaje.