Monteskiusz
Odwiedziliśmy Italię i Anglię, pora na Francję. Choć Monteskiusz, a właściwie Charles Louis de Secondat baron de la Brede et de Montesquieu (ratunku!), jest już co prawda filozofem oświeceniowym (osiemnasty wiek), ale jeszcze przedrewolucyjnym, to właśnie jego idee wydają mi się najbardziej kompatybilne
z problematyką, którą wydobyłem na pierwszy plan z myśli obu wyżej wymienionych. Ale bez obaw, do siedemnastego wieku wrócimy jeszcze w kolejnej części cyklu, by przyjrzeć się dokładniej rozważaniom Kartezjusza (Rene Descartes) oraz Johna Locke’a (nie mylić z jednym z głównych bohaterów serialu Zagubieni), który to Locke, swoją drogą, jako pierwszy tak jasno wyartykułował konieczność zniesienia absolutyzmu na rzecz wyraźnego rozdziału państwowych obowiązków, co też skrzętnie podchwycił i rozwinął właśnie Monteskiusz.
O ile myśl Hobbesa i Machiavellego cechował dość utopijny charakter, choć niektóre monarchie naturalnie wpasowywały się z grubsza w ich radykalną wizję rządzenia, a
i w krajach totalitarnych ideologia ta była wygodnym alibi dla nie przebierających
w środkach dyktatorów, chyba największy realny wpływ na współczesne zachodnie systemy polityczne miał urodzony dziesięć lat po śmierci Anglika Monteskiusz. Monteskiusz, którego koncepcja trójpodziału władzy po dziś dzień zajmuje zaszczytne miejsce w szkolnych podręcznikach do wiedzy o społeczeństwie czy historii. Co takiego, w wielkim skrócie, zaproponował więc zafascynowany prawem Francuz?
Przede wszystkim zanegował on sens uniwersalnych, dobrych na każdą okazję, elastycznych systemów, zwracając uwagę, że wszystkie ludy czy państwa posiadają swoją specyfikę. Przyjmując przykładowo za punkt bazowy sport: w Polsce szczególną estymą cieszą się np. żużel i siatkówka, i to tym spośród wielu dyscyplin należałoby w związku z tym poświęcić szczególną uwagę (infrastruktura, system szkoleń, sponsorzy, zainteresowanie mediów). Na Litwie ten zestaw by nie przeszedł, bo uwaga niezbyt przecież licznego narodu od lat koncentruje się głównie na znakomitej drużynie koszykarzy. W Indiach z kolei na sugestie podobne powyższym zrobiono by wielkie oczy, zapraszając w zamian na partyjkę hokeja na trawie. Realne zaplecze determinuje więc określone ruchy, które trzeba przedsięwziąć, by wyniki były jak najefektywniejsze. Podobnie sprawy mają się
z dopasowaniem do warunków geograficznych (żyzne gleby, lasy, rzeki, góry) czy, do czego zmierzam, coraz bardziej zawiłymi i niewdzięcznymi dziedzinami, jak właśnie prawo czy ekonomia.
Negować i komentować może sobie jednak oczywiście każdy, co szczególnie dobrze widać dziś na wszelakich forach internetowych wypełnionych tysiącami „ekspertów od wszystkiego”, których ulubionymi zajęciami są między innymi: nieustanne dyktowanie trenerom optymalnego składu i taktyki, emocjonalne analizy polityczne cechujące się… tym że są emocjonalne i podszyte postkantowską pretensją do subiektywnej powszechności (o której więcej za dwa, może trzy „odcinki”) ocenianie filmów i muzyki („Czemu 10/10 dla American Pie? Bo tak! A ty ch*** się znasz!”). Monteskiusz zaś, oprócz samej krytyki, zaproponował także bardzo praktyczne
i zdroworozsądkowe rozwiązanie, które zdominowało w zasadzie późniejsze spojrzenie na politykę, administrację czy kwestie społeczne w większości krajów
z umownego zachodniego bloku. A wszystko to przez wspomniany trójpodział władzy.
Francuz uznał, że jeden urząd nie powinien być na tyle uprzywilejowany, by dysponować wszystkimi uprawnieniami i tym samym zdecydował, że rozwarstwienie na władzę ustawodawczą (uchwały, stanowienie prawa), wykonawczą (umiejętne wprowadzanie tych teoretycznych zarządzeń w życie) i sądowniczą (wiadomo) będzie ruchem najbardziej sprawiedliwym, praktycznym i dającym w kryzysowych sytuacjach jakiś margines bezpieczeństwa. Gdyby wszystkie te trzy przestrzenie znajdowały się w gestii jednej osoby, to, na przykład w momencie trafienia na wariata, społeczeństwo byłoby bezbronne. A tak, zaproponowany system, nie dość że się przyjął, funkcjonuje, naturalnie przy mniejszych bądź większych patologiach, po dziś dzień.
Tu otwiera się oczywiście kolejne pole do dyskusji, gdyż system ten ściśle wiąże się z demokracją, a stronnictw od wieków mających o tej formie rządów określone zdanie jest co najmniej kilka. Trzy perspektywy w mojej ocenie najistotniejsze prezentują się następująco:
1) Demokracja to ustrój optymalny i, mimo pewnych zgrzytów, sprawiedliwy, bo przecież wszyscy jesteśmy w nim równi.
2) Demokracja to ustrój z wieloma wadami, ale niczym lepszym póki co nie dysponujemy.
3) Demokracja to ustrój wręcz koszmarny, oddający społeczeństwo pod dyktat przeważającej liczebnie, łatwej do manipulacji i zupełnie niekompetentnej w kwestiach prawno-politycznych większości.
Ale to już naturalnie temat do dyskusji na zupełnie inny, co najmniej równie obszerny artykuł, bo przecież w każdym z tych punktów widzenia znajdziemy trochę racji. W kolejnym odcinku, zgodnie z obietnicą, w rolach głównych „wystąpią” John Locke i Rene Descartes, a na dole, tradycyjnie, załączam listę wszystkich wykorzystanych w tekście utworów. Do przeczytania następnym razem!
Tracklista:
1. Goldfrapp – Utopia
2. Prince – Clouds
3. The Dose – The End Justifies The Means
4. Cranes – Beautiful Friend
5. Tears For Fears – Everybody Wants To Rule The World
6. Swans – Children Of God
7. Cannibal Corpse – Vector of Cruelty
8. Belbury Poly – A Pilgrim’s Path
9. Ron Morelli – Lone Navigator
10. Tim Hecker – Hatred Of Music I
11. Mark Lanegan Band – Leviathan
12. These New Puritans – We Want War
13. Mister D. – Społeczeństwo jest niemiłe
14. Neil Young – Rockin’ In The Free World
15. tUnE-yArDs – Safety
16. The Chameleons – Pleasure And Pain
17. CHVRCHES – Lies
18. Tegan & Sara – Divided
19. Daniel Kelley, Jenni Olson, Bryan Pezzone – Tripartite Sonata
20. Leonard Cohen – Democracy