Joanna Bator w książce Rekin z parku Yoyogi opisuje pewne tajemnicze hobby Japończyków, polegające na kontemplacji miejskiego rozkładu. Określa się je mianem haikyo. Te japońskie słowo, które oznacza ruiny, to wyraz fascynacji gniciem, zrastaniem, łuszczeniem, zapadaniem się w sobie, jak i pękaniem świata opuszczonego przez ludzi[1]. To symptom, jak trafnie zauważa Bator, odwiecznej skłonności Japończyków do melancholii związanej z nieuchronnie upływającym czasem, który degeneruje wszystko, co żywe oraz martwe.
Miasto rządzi się takimi samymi prawami, jak świat natury. Tętniące życiem zielone obszary ulegają powolnemu znikaniu. Podobnie dzieje się z miejskimi przestrzeniami, przepoczwarzającymi się w miasta-widma, po których hula niepokojący wiatr. Ten proces starali się zaobserwować Cristiano Mascaro i Sławomir Rumiak w trakcie trwającej w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie wystawy Ślady ludzi. Cristino Mascaro. Sławomir Rumiak. Nie jest to ekspozycja należąca do lekkich, łatwych i przyjemnych, o co skutecznie postarali się również kuratorzy wystawy – Stephen Stroux i Natalia Żak. Sugestywnie zbudowana narracja sprawia, że widz odwiedzający prezentację Rumiaka i Mascaro bez wątpienia pozostanie pod jej wizualnym wrażeniem. A jakich śladów ludzi starali się poszukiwać artyści?
Okazuje się, że pozornie banalnych i nieistotnych, tkwiących gdzieś pośród niszczejących przedmiotów, walących się powoli budynków i opustoszałych przestrzeni, czyli szczątków, które niebawem zapadną się pod ziemię. Rumiak wybrał się aż do São Paulo, próbując odkryć tożsamość tego miasta, a Mascaro do Polski, gdzie kadrował Gdańsk, Warszawę, Łódź i Kraków, poszukując osobistych, intymnych historii, skazanych na powolne zanikanie. Czego dowiedzieli się podczas wędrówek po obcym dla nich terytorium? Czym stała się w ich oczach ludzka cywilizacja i wielkie metropolie? A co najważniejsze, jak na artystów wpłynęło odwrócenie kulturowych i terytorialnych ról? Na te newralgiczne pytania stara się odpowiedzieć krakowska prezentacja.
Wędrówkę pod wystawie otwiera filmowy podgląd tego, czego widz może się spodziewać. Ekspozycja składa się zasadniczo z monochromatycznych, melancholijnych fotografii Mascaro oraz przejmującego dokumentu Rumiaka. Zaaranżowana w ciemnej sali prezentacja, przeplatana kadrami z filmu polskiego artysty i zdjęciami brazylijskiego fotografa, jest niezwykle poruszająca. Opustoszałe, rozświetlone powoli zachodzącym słońcem miejskie przestrzenie, zderzone są z pustymi ulicami pełnymi śmieci, osowiałych, wegetujących ludzi, którzy patrzą bezmyślnie gdzieś przed siebie lub zbierają porozrzucane, zniszczone przedmioty. Nastój przygnębienia dopełnia szum wiatru – jedynego świadka rozgrywającej się na oczach widza miejskiej apokalipsy.
Kolejną odsłonę ekspozycji otwierają fotografie Mascaro. Artysta z wyczuciem i czułością, jak na haikyo z prawdziwego zdarzenia przystało, rejestruje miejsca i obiekty, próbując doświadczyć polskiej przeszłości i nawiązać bliską relację z otaczającą go przestrzenią. Czarno-białe, niezwykle stonowane zdjęcia to próba poszukiwania natychmiastowego, wizualnego ukojenia od przeraźliwej pustki i wszechobecnego gnicia. Opustoszałe fabryki, wybite szyby, przez które nieśmiało próbuje przedrzeć się światło dnia, puste mieszkania ze starymi, rozlatującymi się meblami, włączony telewizor, porozrzucane bez ładu i składu ubrania, sypialne, wystudzone od ciepła ludzkiego ciała łóżka czy tandetne figurki, mające oswajać nieprzyjemną, domową przestrzeń, to przedmiot fotograficznej analizy Mascaro. Próbuje on nadać status żywotności potwornie już rozkładającemu się otoczeniu, w którym brak jest obecności człowieka. Wydaje się, że miejsca sfotografowane przez artystę musiały być gwałtownie opuszczone przez ludzi, którzy szybko odeszli w obliczu niezrozumiałego dla nas zagrożenia. Mascaro daje się ponieść fascynacji przemijaniem, jego ambiwalentnym procesem, który jest po prostu nieunikniony. Artysta kolekcjonuje pozostałości rozpadającej się rzeczywistości, ślady ludzkiej, ulotnej egzystencji, które udało mu się doskonale zarejestrować w niezwykle estetycznych, monochromatycznych kadrach. Georg Simmel twierdził, że coś musi się rozpaść, aby poddać się nowym prądom[2]. Mascaro rejestruje pozornie niezauważalną różnicę temperatur pomiędzy przeszłością a teraźniejszością – chłód rozkładu, jak i ciepło zbliżającego się Innego.
Tymczasem Sławomir Rumiak w swoim obrazie Macunaima wraca do São Paulo (2014/2015), analizuje miejską przestrzeń. São Paulo to największe miasto Brazylii, w którym mieszka ponad 25 milionów ludzi. Rumiak za pomocą swojej kamery dokumentuje tę przestrzeń, podchodzi do niej w taki sposób, jakby dotknął ją kataklizm. Wyludnione, opuszczone i zdegenerowane – właśnie taką ponurą wizję miasta kreuje w swoim obrazie Rumiak, który opisuje strategie zachowań bezdomnych mieszkańców. Dla artysty gwałtowne procesy urbanizacji stały się przyczyną społecznych podziałów, izolacji, brutalnej i krwawej walki o przetrwanie. Rumiak cytuje Karola Darwina, który uważał, że w przyrodzie nie przetrwają najsilniejsze gatunki, tylko te, które przystosują się do warunków panujących w otoczeniu. Z takiej właśnie perspektywy analizuje ludzkie zachowania artysta, który w ironicznym tonie opisuje podziały, jakie nastąpiły wśród bezdomnych, wegetujących ludzi. Każdy z nich, na swój sposób, zaadaptował się do obowiązujących standardów. Niektórzy ukrywają się pod stosem kartonów i koców, budując prowizoryczne schronienia, izolujące ich od reszty świata, próbują tym samym zachować pozory intymności i udomowienia; inni udają się pod most, gdzie można na wygodnej pryczy spędzić dzień na nicnierobieniu i gawędzeniu z towarzyszami niedoli. Najwyżej w hierarchii znajdują się ci, którzy opanowali opuszczone budynki. Zaatakowane przez nich przestrzenie pozornie przypominają wielkie mrowisko. Pozornie, ponieważ każdy w filmie Rumiaka zostaje sam ze swoją biedą. Brak jest kooperacji, tak charakterystycznej dla świata przyrody. Ludzie wędrują niczym zombie po wielkim mieście, które miejscami przypomina wojenne zgliszcza. Zbierają puste butelki i śmieci, unikając spojrzeń innych ludzi.
São Paulo zaczyna przypominać gigantyczne nie-miejsce, o którym pisał antropolog Marc Augé. Miasto, według Rumiaka, stało się przestrzenią niczyją, gdzie nie następuje emocjonalny związek ludzi z danym obszarem, miejscem, w którym jest się raczej z konieczności niż dla przyjemności. Zygmunt Bauman podkreśla, że życie miejskie przyciąga i odstrasza, jest zarazem pełne uroków i strachów; obiecuje i grozi, podnieca i męczy. „Upaja wolnością nigdzie indziej nie doświadczaną i przeraża perspektywą ubezwłasnowolnienia i bezsiły”[3] – twierdzi socjolog. I nie sposób się z nim nie zgodzić. Znamienny jest też tytuł filmowego obrazu Rumiaka. Macunaima to mityczna postać, wywodząca się z indiańskich legend, która nieustannie poszukuje swojej tożsamości wśród dialektycznej obecności dobra i zła. Jest obecny wszędzie: w przeszłości i w teraźniejszości, w mieście i na wsi, w dżungli, na ziemi, i w niebie[4]. Macunaima, niczym bóg Janus, to istota o wielu twarzach, próbująca wyrwać się z obowiązujących, społecznych konwenansów. Jest postacią bez określonych, stałych właściwości – co chwilę się zmienia, będąc przy tym uparcie niekonsekwentnym. Macunaima to symbol Brazylii – regionu, który posiada wiele wizerunków i nie sposób go w jakikolwiek zaszufladkować[5]. Rumiak nawet nie stara się tego w swoim obrazie robić. São Paulo wymyka się jakiejkolwiek klasyfikacji, bo Macunaima wtargnął niespodziewanie do tego miasta i znów sieje chaos, który leży w jego odwiecznie neurotycznej naturze. Ulotne ślady, jak i tropy prywatnej obecności są tym samym coraz trudniejsze do uchwycenia w miejskim bezładzie.
„Ruina to siedziba życia, którą życie opuściło”[6] – trafnie zauważył Georg Simmel. Rumiak i Mascaro wędrują po zgliszczach i ruinach ludzkiej cywilizacji, próbując odnaleźć się w trudnej dla nich obu, zarówno kulturowo, jak i mentalnie, rzeczywistości. Okazuje się, że bez względu na miejsce, ludzi łączy pewien biologicznie uwarunkowany model zachowań – chęć przetrwania i próba podkreślenia rzeczywistości własną obecnością, czy to za pomocą dotyku, zapachu, czy niestarannie złożonych ubrań. Są to bezimienne ślady, które tworzą uniwersalny zapis ludzkiej egzystencji. „Betonowe ruiny, przedmioty z metalu i plastiku, elektroniczne nośniki z tekstami, których nie będzie miał już kto przeczytać, trochę napromieniowanych śmieci. To właśnie po nas zostanie (…). Może kiedyś jakaś nowa mieszkanka ziemi, zielonoskóra i dzikooka, wygrzebie takie zdjęcie z haikyo, jakim stanie się cała nasza cywilizacja”[7] – trafnie zauważa Joanna Bator. A Rumiak i Mascaro zdają się jej wtórować swoimi sugestywnymi realizacjami, które powoli będą zanikać w ludzkiej pamięci, równie kruchej i nietrwałej, jak ciało, powoli ulatniające się pośród niepokojącego szumu wiatru.
- J. Bator, Rekin z parku Yoyogi, Warszawa 2014, s.29.↵
- Tamże, s. 31.↵
- Z. Bauman, Wśród nas, nieznajomych, [w:] Pisanie miasta – czytanie miasta, red. A. Zeidler – Janiszewska, s. 156.↵
- Macunaima [online], http://www.filmweb.pl/Macunaima/descs [dostęp: 20.05.2015 r.].↵
- Tamże.↵
- Cyt za: J. Bator, Rekin z parku Yoyogi, dz. cyt., s.33.↵
- Tamże.↵