Nieco mniej monumentalnego zadania podjął się Dehnel w swojej powieści, oddając głos Makrynie Mieczysławskiej, historycznej postaci, która w XIX wieku zdołała oszukać samego papieża, stając się jedną z bardziej znanych i wpływowych Polek, obecnie jednak prawie zupełnie zapomnianej. Po zdemaskowaniu oszustwa, jakiego się dopuściła, jej kariera stała się nieco wstydliwym epizodem w historii polskiej walki niepodległościowej, jednak u Dehnela nabiera pełnej wymiarowości, zmienia się kontekst i punkt ciężkości, dzięki czemu dostajemy barwną językowo (pełną barokowego szaleństwa stylistycznego) opowieść nieszczęśliwej i upokorzonej kobiety, która w swojej nowej roli znajduje sens życia i sposób na walkę o pomszczenie krzywd.
Zupełnie inny wymiar cierpienia przedstawia postać tytułowej Sońki Karpowicza. Bohaterka – Polka podczas wojny zakochana we wrogu, czyli Niemcu, będzie musiała odpokutować miłość i chwile szczęścia. Zakazana miłość, wywrócona perspektywa, zatarcie granicy dobro-zło, a także życie-sztuka, czyli typowa dla Karpowicza walka z konwencją i utartymi schematami, wszystkie te elementy składają się na naprawdę świetną książkę – szkoda tylko, że jej wydanie zostało przyćmione skandalem z udziałem autora i jego protektorki, Kingi Dunin. Chociaż kto wie – może z perspektywy czasu okaże się to szczęśliwym zbiegiem okoliczności, a prawdziwe życie pozwoli na wysnucie zupełnie nowych linii interpretacji najnowszej książki autora.
Wydana przed dwoma laty Morfina Szczepana Twardocha jest dla mnie osobiście jedną z najlepszych książek dekady, z niecierpliwością czekałem więc na Dracha – najnowszą powieść pisarza. Jak to zwykle bywa – zbyt wysokie oczekiwania często powodują spektakularne rozczarowanie. W przypadku Dracha tak niestety było i chociaż autor zadość uczynił moim śląskim sympatiom, to na skutek literackiego eksperymentu i stylistycznej maniery, radość z lektury została bezpowrotnie zepsuta.
W stylistyce retro od dawna operuje naczelny twórca kryminałów w Polsce – Marek Krajewski. Akcja jego najnowszej powieści – Władca liczb osadzona jest w latach 50. we Wrocławiu. Edward Popielski, doskonale znany czytelnikom Krajewskiego prywatny detektyw, bohater całej serii kryminałów, jest już człowiekiem sędziwym (ma już 70 lat) i wprawdzie nie jest już detektywem (ewentualnie emerytowanym detektywem), na prośbę znajomego podejmuje się jednak kolejnego śledztwa. Krajewski jak zwykle świetnie buduje fabułę, doskonale pisze dialogi, genialnie oddaje klimat miejsc. Jest jednak jedno ale. Jego bohater jest po prostu za stary. Nie przez przypadek James Bond od kilkudziesięciu lat jest stale mięśniakiem w kwiecie wieku. Od bohaterów kryminałów, tak samo jak od bohaterów filmów akcji, wymagamy czegoś innego niż prostego trzymania się faktów. Oni muszą być wiecznie młodzi i nieśmiertelni!
Sentyment za przeszłością jest na szczęście obcy Dorocie Masłowskiej, która uwielbia zatęchły urok współczesnego polskiego społeczeństwa. Chociaż z perspektywy czasu Wojna polsko-ruska zaczyna już kojarzyć się jako książka „z epoki” (tak to już niestety bywa z literaturą czerpiącą z żywiołu współczesnego języka, że szybko się dezaktualizuje), to Masłowska nie traci kontaktu z rzeczywistością i co jakiś czas pokazuje, że nadal jest na czasie. Długo się zastanawiałem, czy mogę o niej wspomnieć w tym zestawieniu – w minionym roku nie wydała żadnej książki, spełniała się natomiast w zupełnie odmiennej roli, tym razem jako Masłowska-piosenkarka. Zdecydowałem jednak, że jej twórczość pozaliteracka jest tak spójna z tym, co pisze, że właściwie nie ma potrzeby dokonywania sztucznych rozgraniczeń. A jej płyta Społeczeństwo jest niemiłe stała się wydarzeniem na równi literackim i muzycznym. Utwory takie jak Hajs czy Chleb są rewelacyjnym komentarzem do polskiej rzeczywistości, a przy okazji mają znacznie większą publiczność niż jej książki (sam Chleb został odtworzony na youtube ponad 3,5 miliona razy!).
Ostatnie dwa miejsca w moim zestawieniu zarezerwowane są dla literatury non-fiction, bo nie samą fikcją człowiek żyje. Na szczęście w tej dziedzinie polscy twórcy od lat trzymają poziom, więc obędzie się bez złośliwości. Przede wszystkim w ubiegłym roku na uwagę zasługiwał reportaż Jacka Hugo-Badera Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak. Relacja ze wstrząsającej wyprawy ratunkowej po zaginionych polskich himalaistów jest okazją do odkrycia mrocznej strony pasji i miłości do gór. Jeden z bardziej elektryzujących reportaży ostatnich lat.
O tym, że reportaż nie jest jedynie zwykłą formą dziennikarstwa, ale osobną dziedziną sztuki, świadczy fakt, że od lat niezmiennie interesujemy się polskim reportażem. I nie ma znaczenia czy jest to współczesny reportaż, czy też chodzi tu o teksty reportażystów sprzed lat. Dowodem na to jest wydanie przez Mariusza Szczygła monumentalnego zbioru Antologia polskiego reportażu. 100/XX, zawierającego 100 reportaży, tworzących przekrój autorów i tematów całego dwudziestego wieku. Jest to przepiękne wydana historii polskiego dziennikarstwa reportażowego, ale także historia Polski (i nie tylko Polski) i, last but not least – kawałek świetnej literatury. Jedyną pretensję, jaką mogę wygłosić pod adresem tej książki jest to, że nie znalazła się w 2014 roku pod moją choinką.