Pięćset wierszy znanych i nieznanych, tych z podręczników i tych rozproszonych po czasopismach, tych z pierwszych stron i tych odnalezionych w brulionach, tych oficjalnych i tych z drugiego obiegu, tych dla dzieci i tych nie dla dzieci, krótkich, długaśnych, a i rymowany się znajdzie gdzieniegdzie. Wszystko, co poeta napisał do tej pory, licząc od debiutanckiego Nikifora z 1966 roku, a zatem okrągłe pół wieku twórczości na równie okrągłe siedemdziesiąte urodziny. Począwszy od awangardowej ekspresji po siłę politycznej codzienności, zwrot w stronę tego, co prywatne, zepchnięte na dalszy plan. Od wiersza-kwitka z pralni po wiersz – czarną kropkę na pustej stronie, od Nowej Fali i społecznych manifestów po spokój i dystans obserwatora dnia dzisiejszego, od językowego eksperymentu do form haikuidalnych, od bohatera zbiorowego po wątki autobiograficzne, od mówienia wprost po wieloznaczność przekazu.
Zabójstwo
Zostaniesz zabity w południe, na skraju
miasta, pod bokiem komendy, na plecach
urzędu, zostaniesz zabity z premedytacją
i starannie, tak by nikt nie poznał,
by nikt nie poznał, kto ty jesteś,
jaki twój zawód, jaki rys szczególny,
jaka Polska w tobie jeszcze nie zginęła.
Nie zginęła we mnie jeszcze trucizna
uczciwości, gwizd lokomotywy, o którym
wspomina poeta w samobójczym wierszu,
dlatego tak często przesiaduję na granicy
państwa, aby oglądać wbitego na pal
orła, którego skrzydła rozmieniamy na
pięćdziesięciogroszówki.
Lekcja o przyimku
Ptaszek siedzi w klatce.
Ptaszek wychodzi z klatki.
Ptaszek chodzi po klatce.
Ptaszek fruwa nad klatką.
Ptaszek wchodzi do klatki.
Ptaszek bije skrzydłami o klatkę.
Ptaszek siedzi przed klatką.
Ptaszek siedzi przy klatce.
Ptaszek trzyma łapki na klatce.
Ptaszek wychodzi za klatkę.
Biedny ptaszek.
Co bym zrobił, gdybym miał czarodziejską różdżkę
Zrobiłbym tak
żeby nie było wypadków samochodowych
żeby nie brakowało produktów spożywczych i ubrań
żeby była ropa i bardzo dużo węgla
żeby nigdy nie paliły się domy stodoły i sklepy
żeby wszyscy byli zdrowi i mieszkali w domkach z ogródkami
żeby wszystkie parowozy jeździły na alkohol i gotowaną wodę
żeby grzyby rośli zimą
psy chodziły w butach
żeby rolnicy nie wyrywali buraków i obcinali liście
żeby gęsiom przybyło po trzy kila
a w kuchni wyczarowałbym szafki wiszące
dlatego tak bym chciał
bo teraz jest wszystko na odwrót
Śląsk
Pokrzywy i olchy,
woń mleczów i ciasta,
płonie dzieciństwo, rośnie smolna kulka,
nie kończąca się szosa,
śmigające rowery, słoje pełne
grylażowych cukierków, w białych workach mąka,
kaj żeś wloz, pierunie,
babcia przy piecu,
wije się szarfa i cofa,
piekarskie córki za oknem,
na stryszku łóżko i niemiecka książka,
odpowiedź śle trzcina nad Kłodnicą,
śpią sukienki do pierwszej komunii,
pociąg spieszy, wesołe pisklęta,
deszczowy poranek klnie na czym świat stoi,
spadają czerwone dachówki,
u wezgłowia najcichsze bery i bojki,
a potem, nagle, po latach,
wszystko, i trzciny, i ogniska,
kruche kukuruźniki i bunkry,
chowa się za rozkopanym podwórkiem,
z którego widać dwa rozdzielone murem
groby rodziców.
Dwa koty na drodze
Czarny kot pręży się, pokazując wspaniałą sylwetkę.
Szarobury leży w kurzu, prawie nieruchomy.
Ten pierwszy przypomina krytyka literackiego: czai się do skoku.
Ten drugi, podobny do autora, obojętny na otoczenie i rozleniwiony,
mruży tylko oczy.
Co przyniesie to spotkanie?
Wzajemne zrozumienie czy nieoczekiwane spięcie?
Wijąca się między kotami ścieżka
przyczepiona jest do chwastów
jak ten tekst do białej kartki.
1 comment
Choroba psychiczna człowieka, a nie poezja!
Comments are closed.