Najnowsza wystawa w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie, Max Ernst. Sny ornitologa przybliża sylwetkę jednego z najciekawszych przedstawicieli surrealizmu oraz dadaizmu. To najprawdopodobniej jedna z najważniejszych ekspozycji tego roku, ponieważ twórczość Ernsta, w tak dużej odsłonie, jest po raz pierwszy pokazywana w Polsce. Powstała one we współpracy z Muzeum Maxa Ernsta w Brühl i wpisuje się w obchody jubileuszu 25-lecia krakowskiego MCK. Podczas tego wydarzenia można obejrzeć niemal setkę prac artysty, którego życie całkowicie było podporządkowane sztuce.
Kim był Max Ernst? Bez wątpienia oryginalnym twórcą, przecierającym nowe ścieżki i formułującym definicje w sztuce. Jego barwna biografia mogłaby posłużyć za niejeden scenariusz filmowy i książkę. Przyjaźń z Salvadorem Dali, Paulem Éluardem i jego żoną Galą (tak, tą Galą, która została później małżonką Dalego) oraz André Bretonem, dalekie wojaże, a także małżeństwa z pięknymi kobietami – bez wątpienia życie Ernsta obfitowało w fascynujące zwroty akcji, których mógłby pozazdrościć niejeden miłośnik ekstremalnych przygód. Ernst urodził się w 1891 roku w Brühl w Niemczech, zmarł w 1976 roku w Paryżu. Znakiem rozpoznawczym jego twórczości były ptaki oraz samodzielnie wykreowane, nowatorskie, artystyczne techniki, w tym frotaż. Agnieszka Taborska w tekście o twórczości wybitnego artysty przytacza anegdotę o jej powstaniu. Frotaż, z francuskiego frotter, oznacza po prostu „trzeć”: „Spędzając słotny wieczór w nadmorskiej oberży, zwrócił uwagę na deski podłogi przy łóżku. Zaintrygował go widniejący na nich wzór – na każdej desce inny, przywołujący nieoczekiwane skojarzenia, budzący na wpół zapomniane wspomnienia z dzieciństwa. Postanowiwszy zbadać bliżej intrygujące zjawisko, położył na desce kartkę papieru i zaczął rysować. Wychodzące spod ołówka kształty wymykały się rozumowi, zmuszając rękę do posłuszeństwa. Deskę zastąpił później innymi nierównymi powierzchniami: blatem z suchym liściem, kawałkiem lnianej szmaty, rozwiniętą szpulą nici”[1]. Z czasem technika ewoluowała w stronę gratażu i dekalkomanii. Jednakże twórczość Ernsta to także obrazy, rzeźby i kolaże, na których pojawiały się wspomniane wcześniej ptaki, stanowiące wizualne odzwierciedlenie jego osobistych halucynacji, snów oraz wizji na jawie.
Najpierw jednak należy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego właśnie akurat te zwierzęta były tak ważne w jego twórczości? Stanowiły element jego prywatnej mitologii, która miała korzenie w dzieciństwie artysty. Ernst był przekonany o swoim ptasim rodowodzie – niejednokrotnie twierdził, że wykluł się z jaja złożonego przez swoją matkę, a rysy jego twarzy oraz ruch ciała stały się przez to prawdziwie ptasie. Zresztą artysta uwielbiał na dodatek pogwizdywać, co stało się dla niego czymś tak naturalnym jak oddychanie czy mruganie powiekami. Ernst swoją inicjację w sztukę przeżył bardzo wcześnie – w wieku 5 lat pozował ojcu, malarzowi-amatorowi, do obrazu Dzieciątko Jezus. Jednakże momentem zwrotnym w jego życiu okazały się narodziny siostry, Loni. W momencie jej przyjścia na świat zdechła jego ukochana różowa papuga kakadu o wdzięcznym imieniu Hornebom. Artysta podświadomie obarczył winą za śmierć pupila mała siostrzyczkę, co odcisnęło piętno nie tylko na jego wyobraźni i tożsamości, ale przede wszystkim na całej jego sztuce. Motyw ptaka staje się przedłużeniem osobowości Ernsta, jego alter ego, które nie zamierzało ulegać żadnym konwenansom czy społecznym normom. Artysta zamierzał być po prostu wolny jak ptak, co bez wątpienia mu się udało. Ernst nazywał siebie niejednokrotnie Ptakiem Przełożonym albo Loplopem. W jego sztuce widać zamiłowanie do psychoanalizy i postaci Zygmunta Freuda. Teorii dotyczących pseudonimu Ernsta jest wiele. Werner Spies uważa, że rytm dwóch sylab „Loplop” mógł przypominać artyście słowa „dada”[2]. Tymczasem syn artysty, Jimmy, stwierdził, że ojciec tajemnicę Loplopa zdradził mu przed śmiercią – Ernst uwielbiał bawić się z synkiem na bujanym koniku i śpiewał mu „gallopp, gallopp”[3]. Rytmicznie powtarzanie tych słów zaowocowało powstaniem Loplopa. Jednakże badacze jego twórczości idą jeszcze dalej – Loplop to także wyraz kompleksu Edypa i odrzucenie wszystkiego, co kojarzyło się artyście z ojcem, z którym miał dość osobliwe i trudne relacje[4].
W jego pracach Loplop to ptak, który nieustannie zmienia swój kształt oraz tożsamość – raz jest mężczyzną, raz brutalną bestią, a gdzie indziej niewinnym stworzeniem zasiadającym na ramieniu młodej damy. Na pracach artysty nic nie jest takie jakie się wydaje – trzeba dobrze przyjrzeć się jego realizacjom, łączącym w sobie nieprzystające do siebie elementy. Tworzą one pozornie niezrozumiałą i absurdalną narrację, która mogła wyjść spod ręki szaleńca albo geniusza. Dylemat ten rozstrzyga bez wątpienia krakowska wystawa – Ernst to wizjonerski artysta, dla którego największą podnietą i motorem tworzenia stała się jego własna podświadomość i obsesje. Zatem pozostaje teraz przyjrzeć się jego światu wykreowanemu z perspektywy ptaka, którego tak sobie upodobał.
Krakowska wystawa podzielona jest na części, przybliżające burzliwą biografię artysty, na którym piętno odcisnęła nie tylko osławiona różowa papuga, ale także wojna. Każda z odsłon zawiera specjalnie przygotowane dla publiczności opisy, dzięki którym odbiór dzieł Ernsta staje się całkiem przejrzysty. Podczas zwiedzania ekspozycji można zetknąć się z jego obrazami, ptasimi rzeźbami oraz kolażami, które zachwycają swoją prostotą, a także niezwykłą wyobraźnią artysty. W nich Ernst stwarza nowy gatunek ptaka, którego postać zmienia się nieustannie – nie da się go zamknąć w klatce i zbadać. Umyka wszelkiej gatunkowej klasyfikacji, transmutuje się pod wpływem spojrzenia i nie chce poddać się jakiejkolwiek władzy. „Charakterystyczne dla obrazowania Ernsta było kreowanie niejednoznacznych i intrygujących przestrzeni. (…) Osobliwą aurę tych iluzyjnych przestrzeni, o własnej logice i parametrach, tworzył, deformując właściwe proporcje i odległości. Efekty głębi i swoistej przestrzenności osiągał, wykorzystując motyw lotu, zawieszenia w przestrzeni, lewitowania, odrywania się od podłoża”[5] – trafnie zauważą Monika Rydygier, kuratorka wystawy. Ptaki i ludzkie postaci odzwierciedlone w pracach artysty wyglądają tak, jakby fruwały w powietrzu – są pozbawione ciężkości i nie ograniczają ich żadne fizyczne prawa. Jedna z prezentowanych na wystawie prac artysty Jakim jesteś ptakiem? (1971), przedstawia dziwnokształtne stworzenie, które zarówno jest i nie jest ptakiem, nie posiada oczywistych, ptasich atrybutów. Umieszczony w czerwonej przestrzeni, unosi się w powietrzu. Zupełnie jak zadane przez artystę pytanie. Podobnie specyficzny kształt, ni to ptasi, ni to rybi, przybiera stworzenie sportretowane na światłodruku Uciekinier (1926) albo w pracy Zielony ptak (1965/1970) – automatycznie, niedbale, szybko i nerwowo nakreślony kształt ptaka, jakby jego wymyślona postać miała zaraz zniknąć z wyobraźni artysty, to rozczłonkowane stworzenie, które frunie po nieokreślonej przestrzeni, mimo, że nie posiada skrzydeł. „Takie jak mój styl bycia są też moje prace: nie ma w nich harmonii w znaczeniu klasycznych kompozytorów, ani nawet w znaczeniu klasycznych rewolucjonistów. Wywrotowe, nieregularne, pełne sprzeczności, dla specjalistów od sztuki, kultury, manier, logiki, moralności – nie do zaakceptowania[6] – pisał o swojej twórczości Ernst. Jego prace nie mają jednego, interpretacyjnego klucza, nie chcą się poddać łatwym i szybkim ocenom. Tak jak sny, które u każdego posiadają inne znaczenia. Innymi słowy, tego nie da się opisać – to trzeba po prostu zobaczyć i przede wszystkim doświadczyć.
Wystawie towarzyszy wspaniale wydany katalog z reprodukcjami prac Ernsta oraz tekstami, które rozkładają niemal na czynniki pierwsze ptasią symbolikę realizacji tego wybitnego artysty. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich tych, którzy pasjonują się surrealizmem i dadaizmem. Podobnie jak i sama wystawa, która stanowi wizualny przykład rozszerzania świadomości przez nieświadomość, przekraczania granic, które rodzą się tylko w ludzkiej głowie. Każdy może po prostu odlecieć i śnić.
Kilka dni przed śmiercią, Ernsta odwiedzili ludzie twierdzący, że wynaleźli łóżko, w którym można doświadczać surrealistycznych snów. „Model zdobiły tekturowy księżyc, bukiet z plastikowych liści paproci, narzuta z norek oraz wezgłowie zrobione ze ścianki japońskiej klatki dla ptaków – takiej samej jak ta, którą Ernst używał w kolażach”[7] – barwnie opisuje ten dziwaczny wynalazek Taborska. Mimo że artysta sygnował go sowim nazwiskiem, poniósł on sromotną, komercyjną klęskę – nikt nie chciał leżeć na kiczowatym łożu, w którym może się przyśnić co najwyżej koszmar. Bo prawdziwy sen przychodzi tylko wtedy – co doskonale pokazuje barwna, niebieska serigrafia obecna na krakowskiej wystawie – kiedy „księżyc jest dobrej myśli”.
- Agnieszka Taborska, Ptak przełożony, „Tygodnik Powszechny”, 8.07.2013, [dostep:27.07.2016]. Dostępny w Internecie: https://www.tygodnikpowszechny.pl/ptak-przelozony-max-ernst-19907↵
- Max Ernst. Sny ornitologa [katalog wystawy], MCK, Kraków 2016, s. 19.↵
- Tamże.↵
- Tamże, s. 22.↵
- Tamże, s. 93.↵
- Tamże, s.114.↵
- A. Taborska, Ptak przełożony, dz. cyt.↵