Twórcy komiksowi bardzo chętnie eksperymentują i bawią się formą. Jednak rzadko wychodzi to tak wdzięcznie, dowcipnie i inteligentnie, jak w przypadku albumów rysowanych przez Jacka Świdzińskiego.
Jacek Świdziński to w powszechnym uznaniu jeden z najciekawszych współczesnych twórców polskiego komiksu. Jednak po pobieżnym spojrzeniu na tworzone przez niego rysunki niedoświadczonemu czytelnikowi może być trudno w to uwierzyć Wynika to z faktu, że wykonane są w skrajnie minimalistycznej technice, przywołującej na myśl patyczkowate ludziki rysowane przez dzieci w wieku przedszkolnym. Jednak jest to świadomy zamysł artystyczny wynikający z fascynacji formalnymi ograniczeniami, a nie dowód na brak umiejętności i warsztatu. Wręcz przeciwnie – Świdziński doskonale operuje językiem komiksu i w zachwycający sposób potrafi wykorzystać prostotę swojej kreski na korzyść opowiadanych historii. A są to opowieści niezwykle przewrotne i inteligentne, garściami czerpiące z kultury popularnej i historii, często poruszające niewygodne tematy. Jak sam stwierdził w jednym z wywiadów – „inspiruję się wszystkim. Lubię czerpać ze schematów gatunkowych, bo w gatunkach przetrwały silne konstrukcje, ale najczęściej wykorzystuję te schematy ironicznie, w taki sposób, żeby wydobyć niejednoznaczność opowieści. Ciężko powiedzieć, które z tych strategii są bardziej popularne, a które mniej, bo formalne wyznaczniki literatury popularnej, obecne w każdego rodzaju literaturze, raczej przestały być podstawą klasyfikacji”.
Nazwisko Świdzińskiego stało się głośne już po wydanych w 2008 roku Przygód Powstania Warszawskiego, stworzonych razem z Michałem Rzecznikiem. Ich charakter chyba najlepiej oddać może opis umieszczony na tyle okładki „Odpadające ręce, pościgi za samolotami, podróże w czasie, mity aksjologiczne, handel golarkami, ekskluzywne wywiady, autorytety moralne, muzyka na żywo, sporty zimowe… to wszystko na stronach albumu zbierającego kilkanaście przygód powstania warszawskiego autorstwa Michała „Mazola” Rzecznika i Jacka „Głowonuka” Świdzińskiego”. Album mający na celu parodiowanie polskiej polityki historycznej wywołał sporo kontrowersji i nazywany był nawet „przerywnikiem w hitlerowskiej gazetce”. Nietypowe podejście do historii stanie się jednym ze znaków rozpoznawczych autora, podobnie jak eksperymentowanie z komiksową formułą, której efekty można podziwiać w zbiorczych wydaniach dzieł kolektywu Maszin. Jednak prawdziwą rozpoznawalność w polskim komiksie przyniosły mu trzy albumy wydane nakładem Kultury Gniewu w latach 2013-2015.
Zaczynającą się albumem A niech Cię Tesla seria nazywana jest przez autora trylogią konceptualną i jest w tym dużo prawdy, bo w strefie fabularnej trudno znaleźć punkty skupiające te trzy komiksy w całość. Zresztą już fabuła wspomnianego albumu wydaje się dość umowna. Rozgrywający się w bliżej nieokreślonej przyszłości utwór dzieli się na cztery wątki fabularne oznaczane za pomocą czarnych kropek na górze strony. Pierwszy, najbardziej dynamiczny, dotyczy ucieczki pewnej dziewczyny przed niebezpiecznymi sowieckimi agentami pragnącymi jej śmierci. W drugim wątku obserwujemy naukowców pracujących nad nieznanym wynalazkiem Nikoli Tesli, mogącym doprowadzić do zniszczenia wszystkich urządzeń elektrycznych na Ziemi. W trzecim mądrości polityczne czytamy wygłaszane przez pewnego urzędnika, a w czwartym rozmowę zupełnie zwykłego starszego małżeństwa nie mającego żadnego wpływu na przebiegu wydarzeń. Takie zestawienie pozwala Świdzińskiemu na zupełny miszmasz i zabawę teoriami spiskowymi, fantastyką naukową oraz polityczną paranoją.
W omawianej trylogii, tytułem najbardziej zwartym fabularnie i dającym się sklasyfikować gatunkowo jest środkowa część Zdarzenie 1908, nawiązującą do poprzedniej części za sprawą obecności w niej postaci Nikołaja Tesli. Opowieść dotyczy tytułowego zdarzenia w tunguskim lesie i jest utrzymana w konwencji przygodowo-awanturniczej. Jednak wystarczy spojrzeć na sam skład osobowy drużyny wyruszającej w nieprzyjazną Syberię. Znajdują się w niej Rasputin, Caryca Aleksandra z swoim synem Mikołajem, poczciwy Żyd (będący pewnym rosyjskim pisarzem), słynny myśliwy Dersu Uzała oraz Feliks Dzierżyński – tutaj przedstawiony jako nieporadny pierdoła w stylu Jana Piszczyka. Już samo to zestawienie może dać do zrozumienia, z jak bardzo prześmiewczym albumem mamy do czynienia. Całość, zgodnie z opisem wydawcy, została ucharakteryzowana na odnaleziony dziennik z podróży, co tylko zwiększa jego ironiczny wydźwięk.
Najbardziej skupiającym się na polskiej rzeczywistości, a jednocześnie enigmatycznym z całej trójki jest ostatni album, czyli Wielka ucieczka z ogródków działkowych. Akcja komiksu rozgrywa się we współczesnej Polsce i zabiera nas w miejsca, które dla wielu są największymi symbolami specyficznego sposobu myślenia mieszkańców naszego kraju. Wśród nich wymienić można przedziały w pociągu, blok z wielkiej płyty oraz tytułowe ogródki działkowe. Wypełnione są postaciami będącymi satyrycznym przedstawieniem typowych bywalców takich miejsc. Najbardziej lubią opowiadać o swoim kraju, który mimo że ma pełno wad, to i tak jest najlepszym miejscem na świecie – głównie dlatego, że wszystko jest w nim znane i swojskie. Te pozornie absurdalne wypowiedzi są jednak boleśnie znajome każdemu, kto miał okazję przysłuchiwać się rozmowom współpasażerów kolejowych podróży. Świdziński ma niesamowity słuch i mistrzowsko wyłapuje, a potem przetwarza, tę specyficzną mentalność. Wielka ucieczka z ogródków działkowych to także jego najmocniej eksperymentalny komiks, zarówno jeśli chodzi o formę, jak i treść. Po pierwszym przeczytaniu zdziwić może rozmycie narracyjne następujące pod koniec tej opowieści, jednak przy kolejnych lekturach nabiera ono coraz większego sensu.
W komiksach Świdzińskiego wielkie wrażenie wywołuje fakt, że autor doskonale panuje nad pozornym chaosem wytwarzającym się w jego opowieściach. Pod tym względem można go śmiało porównać do takich tuzów literatury absurdu jak Mrożek i Gombrowicz. Podobnie jak u polskich klasyków, także u Świdzińskiego w całej kawalkadzie dziwnych zdarzeń i niedorzecznych postaci, wprawne oko jest w stanie wyłonić sensowną całość. Podobnie jest zresztą z celem całej tej szyderczej zabawy – to sposób na ujawnienie absurdów polskiej rzeczywistości i spojrzenia na nią samych Polaków. Autor patrzy na nich dość ciepło, ale nie szczędzi też kąśliwych uwag. Najlepiej porównać to do rozmowy z sąsiadem, który bywa jest sympatyczny, ale lubi podlewać ogródek w samych majtkach, wszędzie szukać problemów i narzekać na wszystko, czego do końca nie rozumie.