Twórczość Edwarda Dwurnika nasycona jest różnorodnymi uczuciami i emocjami. Intensywnie przeżywane, doznania artysty decydowały, zarówno o tematyce dzieła, jak i sposobie obrazowania, począwszy już od wypełnionych sentymentem Podróży autostopem, poprzez dramatyczne przedstawienia Polski lat 80., na barwnych, emanujących radością i energią abstrakcjach kończąc. Tak szerokie spektrum wielorakich wrażeń, obecnych w całości artystycznej działalności autora, dyktowane jest bez wątpienia faktem, iż nie tylko zapisuje swoje fantazje, inspiracje i namiętności, ale także, jako twórca emocjonalnie zaangażowany w losy kraju, opowiada o własnych przemyśleniach związanych z historią i sytuacją polityczną Polski. Edward Dwurnik słusznie nazywa samego siebie „malarskim gadułą”[1], bowiem jego prace zawsze wikłają widza w długi dialog z ich autorem, nakazując tym samym ustosunkowanie się do poruszanej kwestii. Równie często nakłaniają one odbiorcę do współdzielenia z artystą jego trosk i uczuć, aktywując, za pomocą treści i formy swoisty rodzaj empatii. Wielorakość emocji rejestrowanych na płótnie przez autora może stanowić ciekawe kryterium klasyfikowania jego dzieł. Za przykład służy wystawa obrazów i rysunków Dwurnika w Centrum Kultury Zamek we Wrocławiu. Jej najważniejszy punkt odniesienia stanowi praca zacytowana w tytule wystawianej ekspozycji – Miłość, natomiast ideę – miłość w najróżniejszych jej odsłonach.
Wkraczając w przestrzeń wystawienniczą wrocławskiego Centrum Kultury widz stawał naprzeciwko tytułowej Miłości (2007). Jego wzrok przykuwała nie tylko imponująca wielkość dzieła (250 x 427 cm), ale i sama jego kompozycja, oparta na różnorodności mocnych, często kontrastujących ze sobą kolorach, świadomie uproszczonej technice malarskiej, nawiązującej w swej formie do prymitywizmu, a także jednoznacznej, bardzo optymistycznej treści. Dwurnik, doskonały komentator ludzkich emocji, nie mógł chyba w bardziej zrozumiały sposób przekazać odbiorcy własnej wizji bezpretensjonalnej, swobodnej i szczerej miłości. Całość płótna wypełniona jest zgromadzonymi wokół kolumny Zygmunta w nieregularnych rzędach wizerunkami twarzy, podpisanymi imieniem i nazwiskiem. Większość z nich zerka na widza z uśmiechem. Niektóre z postaci machają mu radośnie rękoma, przytulają się i całują. Patrząc bezpośrednio przed siebie emanują swą zwyczajną, codzienną miłością, przelewając to uczucie na odbiorcę. Być może fakt, że wśród około 150 twarzy zgromadzonych na obrazie znajdują się wyłącznie te powiązane ze światem sztuki, wskazuje na ich wspólnotę w ramach miłości do idei tworzenia. Jednakże, promieniujący z płótna optymizm malarzy, fotografików, krytyków sztuki, właścicieli galerii czy kolekcjonerów, przekazuje także odbiorcy prawdę o uczuciach, jakie artysta wkłada w swą codzienną pracę, a które okazują się być nieodzowne, by móc nadać dziełu realną artystyczną wartość. Tak skrupulatnie dokonana przez Dwurnika selekcja postaci z różnych obszarów sztuki pokazuje również, jak różne kształty może przybierać miłość oraz jej efekty. Umiejscowienie w obrębie dzieła kolumny Zygmunta także wydaje się być niepozbawione metaforycznego znaczenia. Autor znany bowiem z osobistych, sentymentalnych wycieczek w przeszłość, zwykł dokumentować fascynujące go miejsca i znaki za pomocą pozbawionych perspektywy, obfitujących w detale miejskich pejzaży. Kolumna Zygmunta w otoczeniu pobliskich budynków przypomina jeden z takich obrazów. Z pewnością stanowi ona ważny symbol miłości w kontekście patriotycznym, która zdaje się być przecież jedną z głównych treści poruszanych przez autora w jego pracach. Badając dzieło z tego punktu widzenia, przed odbiorcą wyłania się skonstruowany przez artystę portret miłości, którą można odczytywać na różnych płaszczyznach.
Dwurnik jednak nie poprzestaje wyłącznie na opowiadaniu o swej miłości do sztuki, chociaż niewątpliwie stanowi ono w tym przypadku kwintesencje całej ekspozycji. Jego prace niezwykle często przenika atmosfera patriotyzmu. Kwestii dokumentowania przy pomocy malarstwa czy rysunku codziennej rzeczywistości kraju, opartej na obserwacji jego sytuacji politycznej i społecznej, artysta poświęcił mnóstwo swoich dzieł. Z wyprzedzeniem konstruując, jak się potem okaże, słuszny malarski scenariusz wydarzeń lat 80. oraz nadając mu pesymistyczną, bardzo emocjonalną formę, wypełnioną ciemnymi, ponurymi barwami, przez wielu został uznany za swego rodzaju wizjonera. Obrazy oddające to swoiste zaangażowanie w losy kraju i jego mieszkańców stanowią także sporą część wystawy we wrocławskim CK Zamku. Na przykład Wysoki, czysty, trzeźwy robotnik (1986) czy też Szczęśliwa murarka to prace, będące z jednej strony dosadnym komentarzem na temat ówczesnych, trudnych realiów życia pospolitego człowieka, a z drugiej zaś wyrazem ufności w możliwość zaznania choćby namiastki szczęścia w targanym wewnętrznymi nieporozumieniami państwie, wśród systematycznie, surowo agitowanego społeczeństwa. Sporo uwagi Dwurnik poświęca obserwacji relacji międzyludzkich, co również znajduje odzwierciedlenie w jego twórczości. Na wystawie widz może zapoznać się z przykładami dzieł, dotyczących więzi społecznych w kontekście pozytywnych emocji, takich jak życzliwość, akceptacja, podziw, uznanie, fascynacja (Młody poeta średniego pokolenia, Jak Pani. Dobrze Pani, Szwajcarska narzeczona). Skoro wystawa swoim tematem przewodnim uczyniła miłość, nie mogło wśród zbiorów zabraknąć prac Dwurnika, odnoszących się do jej najbardziej pierwotnej, cielesnej jej formy. Wobec tego odbiorca zostaje skonfrontowany z wizerunkami nagości – jednak nagości nie wulgarnej i seksualnej, lecz gloryfikowanej wzniosłą ideą sztuki.
Można byłoby zadać pytanie, czy malarski język „przekształconego prymitywizmu”, jakim posługuje się Dwurnik, jest zdolny w sposób szczery oddać emocje. Analizując efekty połączenia ze sobą na płótnie szybkiego szkicu, który daje uproszczoną, surową formę postaci i przedmiotów z dosadną, ostrą, często kontrastującą kolorystyką, odpowiedzieć należy: jak najbardziej. Co więcej, wydaje się, iż autor wybrał tę formę obrazowania właśnie ze względu na chęć wywołania w widzu wrażenia prostoty i autentyczności, włączając ją na stałe do swojego artystycznego warsztatu. Zresztą wiarygodność, jaką nadaje pracom sposób malowania, stylizowany na prymitywizm, artysta dostrzegł już u Nikifora. Twórczość tego ostatniego właściwie na trwałe zdefiniowała artystyczny kierunek, w którym Dwurnik postanowił podążać, stając się dla niego tak ważna, iż od 1965 roku i Rysunku nr 1, który powstał pod wpływem prac Nikifora, autor datuje początek swej twórczej działalności. W ten właśnie sposób widz wystawy Miłość otrzymuje autentyczne emocje, urzeczywistnione na płótnie, które przy pomocy prostolinijnej, nieskomplikowanej formy zostały tym dosadniej zaakcentowane.
Wobec tych kwestii, poczucie pewnego niedosytu, które pojawia się po opuszczeniu przestrzeni wystawienniczej, nie dziwi. Tym bardziej, iż ekspozycja jest naprawdę skromna. Pierwszym pragnieniem, jakie nasuwa się po obejrzeniu wystawy Miłość jest powiększenie jej o dzieła z cyklu Podróże autostopem, które wyrażają przecież niezwykły sentyment autora do miejsc i związanych z nimi sytuacji czy o prace z serii z Sportowcy – społeczno-psychologiczne portrety Polaków czasów PRL-u, bohaterów, których autor, jak sam wspomina, bardzo pokochał[2]. Zważywszy na ideę stworzenia pewnego rodzaju przeglądu dokonań z kilku etapów aktywności zawodowej Dwurnika, dobrym pomysłem byłoby być może zapoznanie odbiorcy z abstrakcyjnymi kompozycjami, którym poświęcił on ostatnie lata swej twórczej aktywności. Konstruowanie abstrakcyjnych form na płótnie uznaje on bowiem za najwyższy stopień artystycznej dojrzałości, ta natomiast, w jego przypadku, wyraża się powoływaniem do życia barwnych, przepełnionych euforią dzieł[3]. Uczestnicząc w wystawie można również odnieść wrażenie niedowartościowania rysunku jako jednego ze sposobów autokreacji, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak dużą rangę Dwurnik mu przypisuje i jak wielką część jego dorobku on stanowi. Niemniej jednak tenże subiektywnie skompletowany przecież zbiór obejmuje znane i cenione dzieła, wobec czego już sama możliwość bezpośredniego obcowania z najwybitniejszymi pracami artysty nie pozostawia wątpliwości, iż wystawę jak najbardziej warto obejrzeć. Przemawia za tym również ciekawy fakt, iż ekspozycja zbiegła się w czasie z prezentacją rysunków Poli Dwurnik w Muzeum Współczesnym Wrocław. Stanowi to doskonałą okazję nie tylko do zapoznania się z twórczością rodziny Dwurników w kontekście pokoleniowej ewolucji malarskiej, ale też przekonania się, w jak ogromnym stopniu działalność autora wpłynęła na kształtowanie się artystycznej tożsamości córki jako jednej z reprezentantek młodszego pokolenia polskich malarzy i rysowników.
- Bzik kulturalny: Edward Dwurnik, cykl dokumentalny, [online], [dostęp 13 lutego 2016]. Dostępny w Internecie: http://culture.pl/pl/tworca/edward-dwurnik ↵
- Bzik kulturalny: Edward Dwurnik, cykl dokumentalny, [online], [dostęp 13 lutego 2016]. Dostępny w Internecie: http://culture.pl/pl/tworca/edward-dwurnik ↵
- Bzik kulturalny: Edward Dwurnik, cykl dokumentalny, [online], [dostęp 13 lutego 2016]. Dostępny w Internecie: http://culture.pl/pl/tworca/edward-dwurnik ↵