Od ponad ćwierćwiecza, gdy ustąpiły polityczne ograniczenia i uwarunkowania lektury, próbuje się na nowo spojrzeć na wiele dzieł powstałych we wcześniejszych latach XX wieku. Do przyjęcia takiej rewidującej postawy może się skłaniać również czytelnik tekstów zebranych w tomie Nowy styl, nowe pióra. Antologia krytyki i eseistyki 1939–1945[1] pod redakcją Jerzego Święcha i Aleksandra Wójtowicza. Zarazem jednak czytelnik ów został postawiony przed nie lada wyzwaniem. O ile bowiem jak najbardziej uprawnione i interesujące jest poszukiwanie różnych strategii lektury opublikowanych w zbiorze artykułów (zwłaszcza tych eseistycznych, przeważnie o wymowie bardziej uniwersalnej od szkiców krytycznoliterackich), o tyle trzeba mieć świadomość, że swój pełniejszy wymiar odsłaniają one dopiero przed osobą już w jakimś stopniu zorientowaną w powikłanych dziejach myśli polskiej okresu II wojny światowej.
Stwierdzenie to – dość banalne dla każdego historyka literatury – w przypadku omawianej antologii wydaje się szczególnie ważne. Po pierwsze dlatego, że mamy do czynienia z tekstami niestroniącymi od akcentów publicystycznych, silnie związanymi z tętnem ówczesnego życia, które – jak to zwykle bywa w momentach przełomowych, gdy historia przyspiesza swój bieg – odciskało piętno na wszystkich, nawet najbardziej izolowanych od codzienności dziedzinach aktywności człowieka. Tym właśnie uwikłaniem w ekspansywną wojenną rzeczywistość tłumaczyć należy dwojaki charakter powstającej wtedy krytyki i eseistyki literackiej, o którym wspomina we wstępie Jerzy Święch: „Krytyka cierpiała (…) na pewien paradoks, oto przyznawała sobie prawo do istnienia i jednocześnie temu prawu przeczyła, aspirując bardziej do miana publicystyki niż krytyki, nie chcąc jednocześnie wyrzec się prerogatyw drugiej” (ss. 10–11). A że publicystyka jest zawsze doraźna i mocno zakorzeniona w swym „tu i teraz”, trudno się w niej rozeznać bez – bardziej lub mniej szczegółowych – studiów natury historycznej. Z tej przyczyny czytelnik musi zatem, znacznie częściej niż w przypadku np. dzieł literackich, do ogólniejszych wniosków interpretacyjnych dochodzić poprzez analizę konkretnych i jednostkowych obrazów ledwie zarysowanych w przyswajanym tekście: nierzadko podanych przez autorów w sposób wyrywkowy (bo dobrze wówczas wszystkim znanych) czy aluzyjny (choćby ze względu na zagrożenia czyhające w okupowanym kraju).
Drugim powodem, dla którego tak ważną rolę w procesie lektury zaprezentowanych w tomie artykułów odgrywa wiedza historyczna, jest ich różnorodność, stanowiąca przede wszystkim – choć nie tylko – konsekwencję rozpadu państwa polskiego. Problem ów ma swój wymiar geograficzny, z którym nierozerwalnie sprzęgnięte są wątki ideowe. Jak wiadomo, w wyniku działań wojennych życie narodu polskiego od września 1939 roku toczyło się równolegle – w zupełnie odmiennych warunkach – na trzech obszarach: 1) na terenach bezpośrednio wcielonych do III Rzeszy Niemieckiej i będącym pod jej „protektoratem” tzw. Generalnym Gubernatorstwie; 2) na ziemiach polskich zależnych po 17 września 1939 roku od ZSRR; 3) poza granicami przedwojennej Polski, m.in. w Rumunii, na Węgrzech, we Francji i w Anglii, gdzie po przegranej kampanii wrześniowej znaleźli się polski rząd i liczne rzesze polskich obywateli.
Taki stan rzeczy – nakreślony tu jedynie schematycznie – nie był oczywiście trwały i w kolejnych latach sytuacja ulegała dalszym zmianom, coraz bardziej się komplikując. Wspomnijmy tylko kilka znanych faktów, aby choć po części uzmysłowić sobie, w jak trudnych okolicznościach rozwijała się polska refleksja literacka w latach 1939–1945 (szczegółowe informacje na ten temat można znaleźć w podręczniku akademickim autorstwa Jerzego Święcha Literatura polska w latach II wojny światowej, który stanowić może znakomite wprowadzenie do lektury omawianej antologii). Środowisko krajowe dość szybko podzieliło się na mniejsze grupy, w których ważną rolę odgrywały sympatie do określonego stronnictwa politycznego, dysponującego zwykle własnym pismem, na łamach którego formułowano główne założenia i postulaty ideowe (z chrześcijańskim ruchem Unia związane były takie czasopisma jak warszawski miesięcznik „Kultura Jutra” i krakowski „Miesięcznik Literacki”; za warszawskim „Nurtem” stał Obóz Polski Walczącej, postrzegany jako ideowy spadkobierca OZONU, a więc partii kojarzonej z przedwojenną sanacją; w Krakowie ukazywało się pismo Szarych Szeregów „Watra”; miesięcznik „Sztuka i Naród” wychodził w Warszawie pod patronatem Konfederacji Narodu, organizacji konspiracyjnej utworzonej w kręgu działaczy ONR-Falanga; do ideologii narodowej ONR-u nawiązywały także warszawskie „Kuźnia” i „Dźwigary”; literaci umiarkowanie lewicujący skupiali się wokół warszawskich pism „Droga” i „Płomienie”, natomiast komuniści publikowali m.in. na łamach nieregularnie wydawanego periodyku „Przełom”).
Po 17 września 1939 roku, gdy na wieść o wkroczeniu do Polski armii radzieckiej granice kraju opuścił rząd sanacyjny, wraz z nim na terenie Rumunii, a potem Węgier znalazła się część polskich sił zbrojnych oraz grupa czołowych przedwojennych intelektualistów i działaczy kultury, którzy wkrótce w większości przenieśli się do Francji (w Bukareszcie już od 21 października 1939 roku wychodził „Biuletyn Tygodniowy Uchodźców Polskich w Rumunii”, a w Budapeszcie, gdzie rozwijało się bujnie polskie życie kulturalne i zacieśniano literackie więzi polsko-węgierskie, wydawano w latach 1939–1944 półtygodnik „Wieści Polskie”). Wschodnią Rzeczpospolitą na mocy układu z 10 października 1939 roku podzielono pomiędzy ZSRR i Litwę, co było rozwiązaniem tylko tymczasowym, gdyż już 21 lipca roku następnego Litwa została przekształcona w republikę radziecką i włączona do ZSRR (w okresie litewskiej niepodległości w Wilnie ukazywały się: „Kurier Wileński”, będący forum polskich „patriotów”, protestujących przeciw okupacji tych terenów, i opozycyjna wobec niego w sprawach narodowościowych „Gazeta Codzienna”; po włączeniu Litwy do ZSRR czasopisma te zostały zastąpione przez komunistyczną „Prawdę Wileńską”; we Lwowie zaczął wychodzić – pod kontrolą ZSRR – „Czerwony Sztandar”).
Po zajęciu przez Niemców Francji w czerwcu 1940 roku rząd polski przeniósł się do Anglii, gdzie od tej pory biło serce polskiej emigracji wojennej (we Francji oficjalnym prasowym organem rządowym był „Głos Polski”; już 1 października wyszedł pierwszy numer dwutygodnika „Żołnierz Polski we Francji”, od 29 listopada w obozie polskich żołnierzy stacjonujących w Coëtquidan wydawano propagujący idee niepodległościowe tygodnik „Polska Walcząca”, a w marcu 1940 roku Mieczysław Grydzewski powołał do życia tygodnik „Wiadomości Polskie Polityczne i Literackie”, w pewnym stopniu kontynuację przedwojennych „Wiadomości Literackich”; po klęsce Francji dwa ostatnie periodyki – „Polska Walcząca” połączyła się z „Żołnierzem Polskim” – redagowano nadal w Anglii, gdzie swe pismo, prodemokratyczny i antynacjonalistyczny miesięcznik „Nowa Polska”, założył Antoni Słonimski i gdzie wydawano także szereg innych gazet, m.in. endecką „Myśl Polską”).
Po 22 czerwca 1941 roku i ataku Niemiec na ZSRR polskie ziemie zagarnięte przez Sowietów przeszły pod okupację Rzeszy, a równocześnie na terenach tych zaczęły powstawać agendy polskiego Państwa Podziemnego (wspomnijmy np., że lwowski okręg Związku Walki Zbrojnej wydawał w latach 1941–1944 „Biuletyn Informacyjny Ziemi Czerwieńskiej”). Na skutek zawarcia paktu Sikorski–Majski (30 lipca 1941 roku) po 17 sierpnia 1941 roku obywatele polscy przesiedleni przez Sowietów ze wschodnich kresów Rzeczpospolitej wstępować mogli do utworzonego na obszarze ZSRR wojska polskiego, które następnie opuściło Związek Radziecki i szlakiem wojennym przez Iran, Irak, Palestynę, Liban, Egipt, Syrię dotarło do Włoch (w ZSRR od 4 grudnia 1941 roku wydawano „Polskę”, oficjalny organ prasowy ambasady w Kujbyszewie, a 7 grudnia ukazał się pierwszy numer „Orła Białego”, zasłużonego tygodnika wojskowego, którego redakcja w latach 1941–1945 przenosiła się wraz z oddziałami II Korpusu; w Jerozolimie rozpoczęto publikację „Dziennika Żołnierza APW” i dwutygodnika polityczno-literackiego „W Drodze”, natomiast w 1943 roku wyszedł pierwszy numer „Ochotniczki” – pisma Pomocniczej Służby Kobiet przy Armii Polskiej na Wschodzie; w Iraku wydawano m.in. „Kurier Polski w Bagdadzie”, a w Kairze redagowany przez Juliusza Mierosławskiego magazyn ilustrowany „Parada”; we Włoszech oprócz kontynuacji „Orła Białego” i „Dziennika Żołnierza APW” ukazywało się wiele innych wydawnictw, zarówno periodyków, jak i publikacji zwartych, m.in. tomów poetyckich autorstwa żołnierzy II Korpusu). W wyniku kolejnych ofensyw radzieckich z lat 1944–1945, które parły w kierunku Berlina, ziemie polskie zostały „wyzwolone” przez Armię Czerwoną, co dla wielu Polaków oznaczało w rzeczywistości następną okupację i konieczność podporządkowania się nowemu – stworzonemu i narzuconemu przez Sowietów – komunistycznemu rządowi (odpowiedzią na tę sytuację i wyrazem buntu wobec postanowień jałtańskich jest m.in. zamykający antologię przejmujący artykuł Tymona Terleckiego Do emigracji polskiej 1945 roku).
Antologia Nowy styl, nowe pióra jest obrazem aktywności literacko-publicystycznej wszystkich wymienionych środowisk, a na jej kartach znaleźć można nawiązania do wszystkich wspomnianych – i wielu innych – wydarzeń z lat 1939–1945. I choć Aleksander Wójtowicz w Nocie wydawniczej skromie stwierdza, że nowy zbiór to „rozwinięcie i uzupełnienie” (s. 648) książki Zdzisława Jastrzębskiego Konspiracyjna publicystyka literacka 1940–1944 (wydanej w 1973 roku; autor zmarł w czasie prac redakcyjnych nad tą książką), w rzeczywistości, porównując z dzisiejszej perspektywy te dwa wydawnictwa i mając na względzie całościową wizję polskiej literatury okresu wojny, należałoby raczej mówić o zaledwie przygotowawczym, a nawet przyczynkarskim – bo z konieczności wycinkowym – charakterze dzieła Jastrzębskiego[2] (przy całym szacunku dla jego prekursorskiej pracy i ze świadomością politycznych ograniczeń, jakie musiał respektować w latach 70.).
Nie chodzi tu oczywiście tylko o różnice w rozmiarach obu tomów: w antologii Jastrzębskiego znalazło się 40 tekstów, w nowym zbiorze – dwa razy więcej (co istotne, w odróżnieniu od Jastrzębskiego Święch i Wójtowicz zdecydowali się na umieszczenie w swej publikacji także tekstów eseistycznych, niekiedy dość obszernych, jak Problemy dotyczące świata kultury jako całości Bogdana Suchodolskiego, Faszyzm a tradycja europejska Tadeusza Krońskiego czy Gospodarka wyłączona Kazimierza Wyki). Znacznie ważniejsze od liczby stron zestawianych wydawnictw jest jednak to, że w nowej antologii poza artykułami drukowanymi na łamach konspiracyjnych pism krajowych wykorzystano również wypowiedzi z gazet lwowskich, wileńskich oraz emigracyjnych – zarówno tych wydawanych na Węgrzech, we Francji, w Anglii oraz Stanach Zjednoczonych, jak i tych, które towarzyszyły żołnierzom II Korpusu Polskiego generała Władysława Andersa w Iraku, Palestynie czy podczas walk o Monte Cassino we Włoszech (nie trzeba chyba nawet dodawać, że w latach 70. XX w. podobne rozwiązanie nie wchodziło w grę, tak z powodu negowania przez propagandę komunistyczną historycznej polskości ziem położonych na dawnych „kresach”, jak za przyczyną wiadomego stosunku władz PRL-owskich do rządu Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźstwie).
W rezultacie na ponad 670 stronach publikacji sąsiadują ze sobą teksty m.in. Tadeusza Gajcego i Stanisława Vincenza, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i Antoniego Słonimskiego, Czesława Miłosza i Herminii Naglerowej, Teodora Bujnickiego i Juliana Tuwima, Bolesława Micińskiego i Jerzego Borejszy, Tadeusza Krońskiego i Jana Bielatowicza, Ksawerego Pruszyńskiego i Ewy Pohoskiej, Jerzego Stempowskiego i Jerzego Turowicza, Melchiora Wańkowicza i Wilama Horzycy… Dodajmy, że teksty „emigracyjne” i krajowe, pisane przez autorów o różnych stanowiskach światopoglądowych, niekiedy się przeplatają, bowiem układ tomu – poza podziałem na część krytycznoliteracką i eseistyczną – jest dość dowolny, związany raczej z pulsowaniem tematów niż ze ścisłymi podziałami geograficznymi czy chronologicznymi, co notabene z jednej strony utrudnia nieco orientację w skomplikowanej materii, rozbijając czasami porządek środowiskowo-ideowy, z drugiej jednak zwiększa u czytelników świadomość „jedności w wielości”, uzmysławiając im właściwe rozmiary i bogactwo wojennego życia literackiego narodu polskiego.
Wymieniona powyżej lista nazwisk nie obejmuje wszystkich osób, których teksty zostały zamieszczone w antologii, bowiem redaktorzy zdecydowali się zaprezentować artykuły aż 43 autorów (plus kilka tekstów anonimowych). Przy tak dużej ich liczbie poszczególne wypowiedzi – nierzadko podobne, bo operujące podniosłym stylem i patriotyczno-obywatelską retoryką – dość szybko nakładają się na siebie, przez co łatwo stracić rozeznanie i potraktować je łącznie, pomijając to, co najważniejsze, czyli różnice. A przecież dla czujnego czytelnika wydawnictw przekrojowych w rodzaju omawianego tomu, w których poszczególni autorzy istnieją tylko za pośrednictwem niewielu – przeważnie jednego, a góra trzech – krótkich tekstów, klucz biograficzny i wiadomości pozatekstowe o życiowych doświadczeniach danego autora odgrywają nie mniej ważną rolę jak znajomość kontekstu historycznego i uwarunkowań geograficzno-ideowych. Często właśnie te informacje pozwalają odbiorcom odpowiednio „ustawić” lekturę, właściwie zrozumieć sens bardziej ogólnikowego fragmentu czy głębiej ukryte aluzje.
Ograniczmy się do trzech wyrazistych przykładów. Tekst Sztuka podróżowania (essey pisany w polu) Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, na pierwszy rzut oka przypominający popularne dziś artykuły prasowe na temat snobistycznych wycieczek turystycznych i jałowych poznawczo wyjazdów służbowych, wydaje się po prostu krytyką społeczeństwa konsumpcyjnego i wyrazem sprzeciwu wobec absolutyzowania wartości materialnych. Jakże jednak inaczej będziemy odbierać ten artykuł, gdy uświadomimy sobie, że jego autor, łączący prawdziwą podróż ze świadomością ryzyka i bezinteresownością doznań, nie tak dawno doświadczył piekła łagrów, a swe przemyślenia formułował jako żołnierz, biorąc właśnie udział w krwawych walkach o Monte Cassino…
Tekst Romana Bratnego Hedonizm naszego pokolenia, ogłoszony w redagowanych przez niego „Dźwigarach”, przytłacza krzykliwą, wręcz fizjologiczną retoryką, mającą na celu uwznioślenie walki, która pod jego piórem niebezpiecznie zmieniać się zaczyna w popis brawury i niefrasobliwości w obliczu śmierci. A przecież Bratny po wojnie przeszedł ewolucję światopoglądową, „zaprzyjaźnił się” z władzą ludową i nie tylko z całkowicie innej perspektywy zaczął patrzeć na swą przeszłość, lecz wypowiadał się też przeciw zrywowi „solidarnościowemu”, widząc w nim bezsensowną demonstrację niewykształconego tłumu.
I przykład trzeci: czy można w pełni zrozumieć znaczenie wstrząsającego manifestu Juliana Tuwima My, Żydzi polscy (odczytanego pierwotnie w Nowym Jorku w 1944 roku i ogłoszonego drukiem na łamach „Nowej Polski”) bez świadomości ataków, jakich doświadczał – i niekiedy nadal, pośmiertnie, doświadcza – autor Kwiatów polskich? A – niejako z drugiej strony – czy nie zgubimy pewnego błysku ironii (chyba jednak trochę gryzącej), jeśli nie zestawimy zdań z omawianego artykułu: „Ta RANGA – ranga Żyda Doloris Causa – niechaj będzie udzielona polskiemu poecie przez naród, który go wydał. (…) Będę to uważał za awans i najwyższą nagrodę za tych parę wierszy polskich, które może mnie przeżyją i pamięć o których związana będzie z moim imieniem – imieniem Żyda polskiego” (ss. 606–607), z mianem „poety państwowego”, nieoficjalnie przysługującym Tuwimowi po 1946 roku w PRL-u?
Wśród wielu wątków poruszanych przez autorów tekstów zamieszczonych w antologii na czoło wybija się temat przełomowego znaczenia wojny dla polskiego życia narodowego i społecznego. Wojna – jako doświadczenie zbiorowe i wszechogarniające – staje się w powszechnym odczuciu momentem przewartościowania podstawowych zasad obowiązujących w świecie i okresem szybkich zmian, stwarzających nowe perspektywy rozwoju. W tym charakterystycznym duchu wypowiadał się m.in. Czesław Miłosz w artykule Czas, opublikowanym już w czerwcu 1940 roku na łamach wileńskiej „Gazety Codziennej”: „Przemiany, które aby się dokonać, potrzebowały wielu lat, teraz są widzialne w ciągu niedługiego czasu, niby w tym filmie naukowym, gdzie pomysłowy autor pokazał, jak rośnie – trawa: całe wyrośnięcie ogromnych liści nie trwało tam nawet minuty. (…) Bo trzeba sobie uświadomić: zmieniamy jeden wiek na inny wiek, jedną kulturę na drugą kulturę” (s. 211).
Tego rodzaju refleksje pojawiają się w niemal wszystkich tekstach zawartych w antologii, przyjmują jednak różną formę w zależności od sytuacji życiowej i orientacji ideowej autorów. I tak np. publicyści „Sztuki i Narodu”, a przede wszystkim „Dźwigarów” czy „Kuźni” prezentowali przeważnie mocno woluntarystyczny stosunek do wojennej rzeczywistości i głosili potrzebę aktywnego uczestnictwa w walce o nowy porządek, przy czym naczelną wartością był dla nich specyficznie rozumiany realizm, oznaczający otwartość wobec wyzwań epoki (tym samym rozróżnienie na dobro i zło niebezpiecznie traciło znaczenie wobec opozycji czynny – bierny).
Radykalizm tej grupy autorów warto zestawić z bardziej zachowawczymi postawami. W artykule Na śmierć Jego Ekscelencji, napisanym w 1944 roku przez redaktora naczelnego „Nurtu” Wilama Horzycę, uosobieniem dążności do rewolucyjnych zmian stał się słynny włoski futurysta i zwolennik faszyzmu Filippo Tommaso Marinetti. Co ciekawe, Horzyca potrafił zrozumieć motywy burzycielskiej pasji awangardowych poetów: „czyn Marinettiego (…) uprzytomnił narodowi włoskiemu, uprzytomnił zresztą i innym narodom, że żyją, i że na własne konto i ryzyko muszą to swe może niedoskonałe życie kształtować, jeśli nie chcą przeminąć w «historii oklasku»” (s. 171), krytykował jednak bezwolne uleganie presji czasu i nadzieję widział w mądrym dyskontowaniu doświadczeń historycznych – „Czy naprawdę odesłano pamięć do lamusa, jak wysiedziany i połamany fotel, czy ją odesłać można, i czy należy? Trzeba zdawać sobie sprawę z tragicznej odpowiedzialności za przyjęcie tych neobarbarzyńskich stanowisk, bo gdy się tego nie uczyni, musi się prędzej czy później paść ofiarą swej nieświadomości” (tamże, s. 172). Obrony przed ekspansywnymi nowymi porządkami szukano zresztą w historii bardzo często, wskazując m.in. na znaczenie religii chrześcijańskiej, ideologii mesjanistycznej czy – bardziej ogólnie – myśli romantycznej (chociażby Jerzy Turowicz czy Jerzy Braun).
Przekonanie o przełomowym znaczeniu czasu wojny znalazło oczywiście dobitny wyraz także w tekstach autorów o sympatiach umiarkowanie socjalistycznych i jawnie komunistycznych. Zwykle było ono w tych kręgach formułowane zgodnie z tezami marksistowskimi, a więc pisano o procesie historycznym polegającym na odchodzeniu od systemu kapitalistycznego i o narodzinach społeczeństwa socjalistycznego. Dość dobrze ów typ myślenia oddaje fragment anonimowego tekstu Kultura i inteligencja, ogłoszonego we wrześniu 1942 roku na łamach „Przełomu”: „Masy ludowe rozumieją, że nie wolno im w obliczu przyszłości oddać darmo tej krwi, którą wytacza obecnie imperialistyczna wojna. Z walk tych musi wyrosnąć nowy porządek społeczny. Jak zawsze w historii, będzie on rewolucyjnym dziełem mas, rewolucyjnym dziełem przodującej klasy społecznej, dziś: proletariatu miast i wsi” (s. 394).
W sposób bardziej zniuansowany, sprzeciwiając się wierze w ścisły determinizm procesów historycznych i ekonomicznych oraz uwydatniając znaczenie kultury (zapewne pod wpływem pism Stanisława Brzozowskiego), wypowiedzieli się w maju 1943 roku redaktorzy „Płomieni”, komentując anonimowy artykuł Socjalizm jako zagadnie nowego typu człowieka ogłoszony na łamach tego periodyku: „czas dzisiejszy jest, a raczej zaczyna być epoką prymatu zagadnień kultury. Ekonomizm marksowski w ujmowaniu zagadnień społecznych należy do drugiej, ubiegłej epoki socjalizmu. Zagadnieniem naszej przyszłości jest tworzenie nowego stylu życia i ogarnięcie jego sprawdzianami wszystkich dziedzin ludzkiej działalności, a nie oczekiwanie, aż racjonalna organizacja jednej z tych dziedzin (ekonomicznej) przetworzy nas samych na większą chwałę państwowego trustu” (ss. 392–393). Warto też zaznaczyć, że słów tych nie należy oceniać z perspektywy lat powojennych, kiedy to zagadnienie stworzenia/wyprodukowania nowego człowieka stało się w Polsce głównym celem komunistycznej propagandy – w okresie okupacji, w środowisku „Płomieni”, dużo większą rolę odgrywały wartości czysto humanistyczne.
Autorzy pozostający poza krajem nadzieję na odbudowę zmienionego państwa polskiego wiązali przede wszystkim ze staraniami rządowych polityków i wysiłkiem zbrojnym uchodźczej armii. W wielu artykułach – także tych publikowanych w Polsce – zastanawiano się nad właściwym znaczeniem nowej emigracji. Czesław Miłosz, który w konspiracyjnym zbiorze Pieśń niepodległa z 1942 roku obok utworów powstających nad Wisłą opublikował również wiersze poetów przebywających na obczyźnie, we wstępie do tego wydawnictwa zarysował nabrzmiewający konflikt i dość oględnie go skomentował: „Przedstawiciele emigracji mają silne poczucie swojej roli jako jedynych wyrazicieli świadomości narodowej. (…) Nie – odpowiada na to człowiek z kraju – wszystkie istotne przemiany, które decydują o wyglądzie przyszłej Polski, dojrzewają tu (…). Rozstrzygnięcie tego sporu przekracza możliwości tkwiącego w sercu burzy obserwatora. Najwłaściwsze byłoby chyba stwierdzenie, że rozbieżności są wielce pozorne, nieważne i że chodzi tu raczej o podział zadań, zmierzających do tego samego celu niż o jakieś zasadnicze różnice” (Pieśń niepodległa. Poezja polska czasu wojny, ss. 105–106). Różnice te – dodajmy – z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się powiększały, a po 1942 roku, m.in. na skutek polityki, jaką prowadzili Sowieci, planując powojenny ustrój Polski, były już nie do przekroczenia. Co ciekawe, wojenni autorzy dość mocno wypowiadali się przeciw wskrzeszaniu XIX-wiecznych mitów i konstruowaniu analogii między sytuacją po powstaniu listopadowym a realiami czasów obecnych – i to niezależnie od tego, czy działalność emigracji oceniali jako rzecz bardzo ważną dla przyszłości kraju (np. Ksawery Pruszyński w tekście Literatura emigracji walczącej lub anonimowy autor szkicu Monte Cassino to nie Samosierra), czy też jako sprawę w tym kontekście raczej drugorzędną (np. Kazimierz Wyka w artykule Nadzieje na emigrację).
W przypadku osób przebywających poza krajem niechęć wobec historycznych paraleli spowodowana była zapewne w dużej mierze politycznym fiaskiem Wielkiej Emigracji, podczas gdy z obecną wiązano konkretne nadzieje. Gwarantem pomyślnego rozwoju wypadków miała być polska armia (najpierw ta organizowana we Francji i Anglii, potem również wojska gen. Andersa), w której doświadczeniach widziano intelektualny kapitał na przyszłość, a w czynach – kartę przetargową w dyplomatycznych dyskusjach na temat istnienia i przyszłego kształtu Rzeczpospolitej. Już w marcu 1940 roku na łamach „Wiadomości Polskich” Ksawery Pruszyński stwierdzał: „Teraz kilka, kilkanaście, może już kilkadziesiąt tysięcy tych młodych ludzi jest na Zachodzie, jest we Francji. (…) Literatura nowej emigracji musi pójść do tej młodej armii, pokazać jej ten Zachód, objawić jej tę Francję. (…) Musi jej pokazać kraj, którego wielkość nie stoi na prawie bata, w którym potęga nie polega na kroczeniu w szeregu. Musi przez wpływ wychowawczy tego Zachodu podłożyć podstawy pod prawdziwą demokrację w przyszłej Polsce, raz na zawsze położyć kres wpływom totalistycznego Wschodu” (Literatura emigracji walczącej, s. 258).
Świadomość przełomowego znaczenia wydarzeń wojennych wyraził za pomocą rozbudowanego porównania Jan Bielatowicz na stronach „Dziennika Żołnierza APW”: „Wojna to nie jest zjawisko banalne i wojna nie jest tylko zemstą Arymana nad ludzkością. Wojna to jest dynamit, który kruszy skały, by z nich dobyć złote, czarne i płynne diamenty, to żar ognia, formujący nowe kształty, ból narodzin, ból objawień, ból wyrzeczeń. Kiedyś ludzkość zbilansuje sobie dobra tej wojny w dziedzinie ducha i materii” (Zwycięstwo kobiet, s. 308). Szlachetna, choć w obliczu doznawanych potworności sztucznie brzmiąca retoryczna apoteoza wojennej rzeczywistości powinna zostać skonfrontowana z realistycznym opisem: „Żołnierze, którzy zeszli z pozycji pod Cassino (…), przez kilka dni zachowywali się tak, jak ludzie w pokoju, gdzie leży zmarły na katafalku. Sami zaś mówili o sobie, że «wrócili z piekła». (…) zwierzęta leżały bezładnie, pośmiertnie skrępowane uzdami, pasami, ładunkiem, który nie dotarł (…). Zieleń sczerniała, kwiaty nabrały zapachu cmentarza, stalowy dym snuł się wśród pobitych drzew. (…) Cassino ma zapach trupi” (Jan Bielatowicz: Piekło Cassina, ss. 282–283). Do fizycznych cierpień, z jakimi musieli się zmagać polscy żołnierze, dochodziło zwątpienie, kiedy niemal wszystko zdawało się sprzysięgać przeciw ich wysiłkom: „Hasło «do domu» wybuchało rozpaczą z niemieckich pocisków [rozrzucających propagandowe ulotki – przyp. Ł.J.] (…). Potem upadł na papierze szkielet, zalany krwią, w hełmie angielskim (…). Na drugiej stronie wywód polityczny o Katyniu i zdanie: «Teraz macie być rzuceni w piekło Cassina». (…) Płynęło na fali moskiewskiej: «Generał Sosnkowski i Korpus Polski we Włoszech to gniazdo faszystów, którzy nie chcą się bić z Niemcami i którzy rozkazali mordować lud i prześladować mniejszości. Polska będzie wielka, gdy połączy się ze Związkiem Radzieckim». (…) Z zabłąkanych pism amerykańskich wyzierała naiwność w słowach «utopiści i romantycy». Znękane dusze żołnierzy słuchały, słuchały” (tamże, s. 284). Cóż, trzeba było naprawdę wiele wysiłku i ślepej wiary, by w tej sytuacji liczyć na „zbilansowanie dóbr wojny w dziedzinie ducha i materii”…
Różnorodność postaw wobec rewolucyjnych zmian zachodzących w ówczesnym świecie miała swe odzwierciedlenie w refleksji poświęconej kulturze i sztuce. W przypadku młodych autorów związanych ze środowiskiem ONR-owskim kult wartości witalnych i siły woli stwarzał niekiedy złudne przekonanie, iż rzeczywistość można kształtować nieomal zupełnie dowolnie, jedynie opierając się na niespożytych rzekomo pokładach sił tkwiących w narodzie, bez zwracania uwagi na bardziej skomplikowane uwarunkowania, choćby natury stricte artystycznej. Apoteoza woli i czynu, znajdująca wyraz w pełnych patosu i jednocześnie mocno ogólnikowych konstatacjach, często przeważała nad bardziej zniuansowanymi rozpoznaniami i pogłębioną refleksją. Stąd zapewne tak chętnie posługiwano się formami zbliżonymi do wypowiedzi programowych, zapał i poczucie siły manifestując za pomocą krzykliwych konstrukcji dyrektywnych, zwykle w pierwszej osobie liczbie mnogiej, o dużym ładunku emocjonalnym, lub bezosobowych, kategorycznych stwierdzeń, noszących znamię powszechnie obowiązujących prawd.
Ton ów silnie pobrzmiewał w tekstach publikowanych na łamach „Sztuki i Narodu”. „Najważniejsza jest jednak śmierć samej liryki. (…) Umarła dlatego, że skończyła się oto epoka słów w literaturze. Że musi się w niej zacząć epoka czynu” (s. 110) – pisał w tekście Pokolenie liryczne i dramatyczne Andrzej Trzebiński. Wtórowali mu Tadeusz Gajcy: „oczekujemy rozwiązania. Przeżywamy przecież kataklizm duchowy i katastrofę naszych własności (Już nie potrzebujemy, s. 127), i Wacław Bojarski – „Każdy wielki czyn już w swojej naturze jest obcy twórczości. Czyni ją niepotrzebną. (…) Są czyny, które urastają do rangi poezji – i poezja staje się już niepotrzebna” (Pochwała milczącej muzy, s. 130). Nieco mniej ostentacyjne, może dlatego że bardziej erudycyjne i jawnie odwołujące się do myśli personalistycznej, były wywody ks. Józefa Warszawskiego, kapelana Konfederacji Narodu i autora koncepcji „uniwersalizmu kulturowego”, która stała się jedną z najważniejszych idei spajających środowisko „Sztuki i Narodu”. Zdaniem Warszawskiego prawdziwa sztuka, przeciwstawiona tej rodzącej się na gruncie liberalizmu i totalizmu, to „już nie tylko uczłowieczenie materii, ale jej poniekąd przebóstwienie (…), wzrastanie osobowości w całość materialnego wszechświata po to, aby go unieśmiertelnić; dobywanie z głębin osobowości jej niesłychanych możliwości całościowych” (Uniwersalizm w kulturze, s. 359).
Takie ogólnikowe stwierdzenia nabierały niekiedy cech sentencji czy prawd objawionych. „Tworzenie słowa było zasadniczą kreacją ludzkości rozkuwającej łańcuchy zwierzęcej wegetacji” (s. 201) – pisał autorytatywnie anonimowy autor tekstu Sztuka odpowiedzialna, ogłoszonego na łamach „Dźwigarów”, natomiast redaktorzy „Kuźni”, wypowiadając się w kwestii przyszłej sztuki, nie mieli wątpliwości, że „nie będzie to już pusta i jałowa twórczość, pławienie się w błyskotliwościach formalistycznych (…), ale prawdziwa, rzetelna, nie dla tworzenia, ale płynąca z głębokiego odczucia i głębokiej potrzeby – twórczość odrodzona, świadoma swoich celów i odpowiedzialna, twórczość na wskroś «swojska», narodowa” (Nowe drogi twórczości polskiej, s. 205). Choć łatwo zobaczyć w takich sformułowaniach jedynie dowody na właściwą młodości buńczuczność i nonkonformizm, po uważniejszej lekturze nie sposób się pozbyć wrażenia, że owa manifestacyjność stylu mogła też wynikać w pewnej mierze z poczucia niepewności i była formą kompensacji, gdyż pozwalała oddalić lęki, jakie musiały się rodzić w obliczu niepewnej przyszłości, pozbawionej trwałych fundamentów[3].
Bardziej stonowane i erudycyjne, choć też patetyczno-kaznodziejskie są teksty Jerzego Turowicza i Jerzego Brauna, drukowane na łamach „Kultury Jutra” i „Miesięcznika Literackiego”. Autorzy ci, rozpatrując zagadnienia literackie na tle toczącej się ówcześnie dyskusji dotyczącej związków między kulturą, cywilizacją, narodem a religią, krytykowali rzeczywistość przedwojenną i starali się nakreślić ramy funkcjonowania przyszłej sztuki polskiej. I tak, Turowicz podjął np. trudny problem wolności artysty i jego uwikłania w sprawy społeczne. Odrzucając zarazem wzorzec kultury liberalnej (absolutną wolność twórczą jednostki), jak i tendencje totalitarne (całkowite podporządkowanie twórcy państwu), próbował znaleźć trzecią drogę, odwołując się do myśli personalistycznej – godzącej jakoby przeciwieństwa, jednocześnie ideologicznej i antyideologicznej, opartej na apoteozie osoby ludzkiej, która obdarzona jest godnością boskiego stworzenia i niezależnym światopoglądem. O trudnościach, jakie w nieunikniony sposób rodzą się przy takim podejściu do problemu, świadczyć może jednak następujący fragment: „Jeżeli dzieło sztuki, choćby o wysokich wartościach artystycznych, formalnych, wpływa rozkładowo na moralność, na konstrukcyjne wartości osoby «odbiorcy», jeśli narusza pewne powszechnie przyjęte podstawy porozumienia, pewną umowę społeczną, to tym samym to dzieło sztuki nie spełnia swojego celu, bo na miejscu prawdy stawia błąd, kłamstwo – i państwo ma nie tylko prawo, lecz i obowiązek uniemożliwić rozpowszechnianie wśród mas obywateli danego dzieła sztuki” (Światopogląd, tendencja i ortodoksja, s. 352). Nasuwa się pytanie, kto dysponuje wystarczającą wiedzą, by bez wahania określić, co służy prawdziwemu rozwojowi człowieka i społeczeństwa, a co ten rozwój hamuje lub odwraca… A – w ogóle – jaki ma być tego rozwoju kierunek?
Podniosły, momentami biblijno-genezyjski styl Jerzego Brauna nie tylko wskazuje źródła jego inspiracji (m.in. refleksja chrześcijańska, polscy myśliciele romantyczni, utwory Juliusza Słowackiego, pisma Stanisława Brzozowskiego), lecz także daje pojęcie o tym, czym według redaktora „Kultury Jutra” powinna być literatura. Krytyka totalistycznego irracjonalizmu, wywiedzionego zdaniem autora z ideologii oświeceniowej, błędnie oceniającej zadania ludzkiego rozumu, została tu skojarzona z anachroniczną, bo XIX-wieczną wiarą w dziejową misję narodu polskiego, który jako jedyny zdolny jest połączyć „twórczość i pracę, ducha i materię, ekonomię i kulturę” (Istota współczesnego kryzysu cywilizacji, s. 367)[4]. Zupełnym złudzeniem okazało się przekonanie, że oto „aktualizuje się Cieszkowski z jego «trzecią epoką», uwydatnia się geniusz pionierski Wrońskiego” (tamże). Przykro też czytać dziś uwagi, że „koło «Wiadomości Literackich» skupili się przeważnie pisarze żydowscy, a więc obcy pochodzeniem i obojętni na sprawy polskiej kultury, Słonimski zaś sprawował swoją wszechwładzę nad zsemityzowaną duchowo «czernią intelektualną»” (Zanik społecznych walorów w sztuce 20-lecia, ss. 372 i 377).
Pisząc o okupacyjnych polemikach związanych z zagadnieniem sztuki, warto też wspomnieć o dwóch tekstach opublikowanych na łamach „Drogi”: artykule Niedobra służba Barbary Drapczyńskiej-Baczyńskiej (żony Krzysztofa Kamila Baczyńskiego) oraz szkicu Sztuka pod ochroną Ewy Pohoskiej. W pierwszym z nich, będącym fragmentem szerszej dyskusji zapoczątkowanej publikacją na łamach tego periodyku opowiadania Służba Juliusza Garzteckiego, autorka przedstawia wizję nowej literatury, której bohaterem byłby człowiek o jasno określonym systemie wartości, kierujący się głęboko doświadczoną i zinterioryzowaną moralnością. Co istotniejsze jednak, w tekście tym pojawia się również wyrazisty sprzeciw wobec postawy wynikającej z bezwzględnego poddania się wymogom służby – krytyka czasów, gdy „walka i ślepe żołnierskie posłuszeństwo wyrastały do potęgi bóstw absolutnych i gdy człowiek wzorowy powinien wielbić wodza, surogat Boga, który jest nie tylko zaspokojeniem istotnej, głębokiej potrzeby, ale również wzorem perfekcji, sumieniem i konkretnym usprawiedliwieniem całej budowy metafizycznej” (ss. 135 i 136). Jakże inne jest to ujęcie tematu: w swej istocie o wiele bardziej humanistyczne od pozbawionych wszelkiej dwuznaczności – choć w sytuacji wojennej łatwo zrozumiałych – „żołnierskich” apeli o niezłomność i siłę, tak gęsto rozsianych na kartach omawianej antologii… Natomiast artykuł Pohoskiej – rzetelny w warstwie merytorycznej, w zasadniczej części wolny od zbytniego patosu i nadmiaru retoryki – jest obroną autentycznej kultury ludowej, w czym można dostrzec rzeczywiste przejęcie się problemem ekonomicznej i estetycznej presji wywieranej na artystów wiejskich przez przemysł i kulturę miasta.
Przykładem głębokiego zinstrumentalizowania zagadnień literackich wobec wymogów ideologicznych jest tekst Jerzego Borejszy Krytyka literacka wobec nowych zadań, ogłoszony w lutym 1941 roku na łamach lwowskiego „Czerwonego Sztandaru”. Komunistyczny „rząd dusz” opierać się miał na ścisłej współpracy między pisarzami a krytykami, mającej na celu szczegółowy nadzór zarówno nad stylem, jak i treścią dzieł literackich. Powołując się na uchwałę CK WKP(b) i wyjaśniając podstawowe zasady funkcjonowania życia literackiego w ZSRR, Borejsza z urzędową dosadnością kreślił katalog powinności i obowiązków komunistycznych literatów: „radziecka krytyka powinna być po bolszewicku zasadnicza, prawdziwa, uczciwa i politycznie uzbrojona. Do oceny utworów literackich należy przede wszystkim podchodzić z punktu widzenia wielkich zasad budownictwa komunizmu, z punktu widzenia zadań naszej socjalistycznej ojczyzny” (s. 174).
Podobny ton apelu – właściwy dla komunistycznej propagandy posługującej się językowymi kliszami i utartymi sloganami – wybrzmiewa w anonimowym tekście Kultura i inteligencja, którego autor na stronach „Przełomu” sformułował zadania dla przyszłej inteligencji: „Zająć stanowiska wynikające ze specjalnego przygotowania intelektualnego robotniczo-chłopskiej armii postępu budującej nowy ład. Budować kulturę w oparciu o mocną świadomość klasową, o mocną świadomość zadań walki o postęp. Nieobecność, izolacja – to służba kapitalizmowi, którego imperialistyczna polityka prowadzi do faszyzmu, do periodycznych wojen; a to oznacza zdziczenie i zagładę kultury”. Nie trzeba zbytnio wgłębiać się w takie stwierdzenia, warto jednak zapamiętać opublikowany w „Prawdzie Wileńskiej” anonimowy tekst Dwaj mistrzowie realizmu w literaturze polskiej jako antycypację toczonej po wojnie dość absurdalnej – choć pouczającej – dyskusji literacko-ideologicznej na temat realizmu twórczości romantycznej. Odnotujmy też rozbrajającą szczerość, z jaką inny anonimowy publicysta, stawiając za wzór osiągnięcia Rosji sowieckiej i krytykując zepsucie polskiej sztuki przedwojennej, wieszczy: „Minęły czasy, gdy pisarz mógł bezkarnie bronić się przed tzw. «tendencją społeczną» (…). Może się zdarzyć bowiem w przyszłości, że na takie aspołeczne cele nie uzyska przydziału potrzebnej ilości drukarskiego papieru” (Bez ambicji społecznej, s. 162; artykuł pierwotnie opublikowany na łamach „Watry” w marcu 1944 roku).
Wśród tekstów na tematy literackie ogłaszanych drukiem w pismach uchodźczych wyróżnić można: szkice podejmujące w nowym świetle zagadnienia dyskutowane przed 1939 rokiem, artykuły dotyczące zmian, jakie po wybuchu wojny zachodziły w postawach uznanych artystów, oraz wypowiedzi poświęcone nowym zjawiskom w sferze literatury, w tym przede wszystkim poezji żołnierskiej. Warto zwrócić uwagę na tezę postawioną przez Melchiora Wańkowicza, który w 1943 roku na stronach „Dziennika Żołnierza APW” stwierdził, że literatura polska w nowych warunkach wróciła właściwie do swych korzeni, ponownie zespalając się z życiem narodu. Przykładem miały być powstające na emigracji utwory poetów dawniej nieangażujących się w sprawy społeczne bądź unikających patriotycznych deklaracji: Jana Lechonia, Stanisława Balińskiego, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Kazimiery Iłłakowiczówny czy Juliana Tuwima.
Przypadek Lechonia mógł zresztą uchodzić za niejako wzorcowy, gdyż artysta ten po opuszczeniu kraju na nowo odzyskał poetycki wigor, a w swych wierszach na niespotykaną dotąd u niego skalę zaczął się odwoływać do polskiej tradycji literackiej. Świadectwem owej metamorfozy jest przedrukowany w omawianej antologii tekst Poezja czysta w poezji polskiej, odczytany pierwotnie 10 maja 1940 roku w Uniwersytecie Polskim w Paryżu. W artykule tym Lechoń, nawiązując do burzliwych przedwojennych dyskusji na temat „poezji czystej”, postulował, by termin ów stosować do każdej twórczości, której „ostatecznym sprawdzianem” jest wywołanie w odbiorcach „wieloznacznego wzruszenia metafizycznego, poruszenia całej naszej psychiki” (ss. 522–523). To – niezbyt przekonujące – uogólnienie pozwalało poecie wskazać elementy poezji czystej w dziełach Juliusza Słowackiego, Stanisława Trembeckiego, Jana Andrzeja Morsztyna, Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, Franciszka Karpińskiego, Antoniego Malczewskiego, a nade wszystko Adama Mickiewicza. Przy tak szerokim wachlarzu przykładów przywołanych przez autora trudno oprzeć się wrażeniu, że poezja czysta w ujęciu Lechonia to po prostu poezja dobra… Istotniejsze jednak od naukowej precyzji było zapewne w tych warunkach wydobycie ponadczasowej wartości liryki polskiej – ukazanie skarbów artystycznej polszczyzny.
Już w marcu 1940 roku na łamach wydawanych w Paryżu „Wiadomości Polskich” Ksawery Pruszyński pisał o potrzebie odrzucenia nastroju przygnębienia po przegranej kampanii wrześniowej, w czym miała pomóc twórczość młodych adeptów pióra przebywających poza granicami kraju i czynnie walczących o odzyskanie ojczyzny: „nowa misja kulturalna tej nowej literatury emigracyjnej (…) może być po prostu ogromna. (…) Jest tu to, co w kraju było w młodym pokoleniu najbardziej patriotyczne i najbardziej przedsiębiorcze. (…) Te rysy są cenne. Ogromnie cenne” (Literatura emigracji walczącej, s. 258). O prawdziwości tego sądu przekonywał w późniejszym czasie Jan Bielatowicz, niestrudzony i sumienny propagator wierszy powstających w kręgu poetów II Korpusu, redaktor kilku zbiorów poezji żołnierskiej, a także publicysta potrafiący docenić dokonania literackie poetek działających w Pomocniczej Służbie Kobiet (zob. jego tekst Zwycięstwo kobiet).
Na temat wydanych przez Bielatowicza zbiorów wypowiedział się w samych niemal superlatywach Jan Lechoń w artykule opublikowanym w maju 1945 roku w „Tygodniku Polskim”. Autor Lutni po Bekwarku nie wahał się zestawić nowej poezji z twórczością powstającą w środowisku przedwojennym, którego był przecież jednym z najważniejszych reprezentantów. Akcentował przy tym wagę przeżyć wojennych, przeciwstawiając ich doniosłość atmosferze panującej „Pod Picadorem” czy w „Ziemiańskiej”: „przyszły historyk polskiej poezji, który pisząc o grupach poetyckich Polski przedwojennej, miał do czynienia przeważnie z kompaniami zawiązanymi w warszawskich kawiarniach, w przyszłości mówić będzie o kierunkach i odcieniach poetyckich zrodzonych w pochodzie z Sybiru do Buzułuku i w czołgach między Monte Cassino a Ankoną, (…) będzie (…) rozważał poezję II Korpusu nie tylko jako jeden z fenomenów moralnych polskich, ale też jako poważne zagadnienie artystyczne” (Grupa Monte Cassino, s. 269). Mniej emfatycznie – bo właśnie przede wszystkim jako na „zagadnienie artystyczne” – spojrzał na antologię Nasze granice w Monte Cassino (w opracowaniu Jana Bielatowicza) Gustaw Herling-Grudziński w recenzji Bilans poetycki Korpusu, ogłoszonej drukiem w grudniu 1945 roku na łamach „Orła Białego”. Grudziński, wysuwając na pierwszy plan twórczość najciekawszych jego zdaniem poetów żołnierzy, a krytykując tych mniej uzdolnionych, dał sygnał do podjęcia działań mających na celu ustanowienie jasnych zasad oceniania wierszy pod względem ich wartości estetycznej: „W rozwoju takiego zjawiska, jakim jest twórczość pewnej określonej społeczności ludzkiej, zawsze za wcześnie na galwanizację historyczną, a jednocześnie za późno może być na działalność praktyczną krytyka i organizatora kultury” (s. 265).
Podczas lektury antologii tekstom Herlinga-Grudzińskiego na tematy literackie warto poświęcić szczególną uwagę, ten wybitny pisarz był bowiem czytelnikiem obdarzonym rzadko spotykaną krytyczną wnikliwością i ostrością sądu. Ukształtowany w „szkole Ludwika Frydego”, jednego z najzdolniejszych polskich krytyków tamtych czasów, dał się w swych „wojennych” artykułach poznać jako rzecznik tzw. poezji kreacyjnej, opartej na zasadzie „swobodnej gry pojęć i skojarzeń”, w której ważną rolę ogrywa metafora: „Metafora, otwierając nowy świat, jest oczyszczeniem z przemocy ziemskich relacji i więzów. Poznawać – znaczy to ujrzeć rzeczy w ich trwałej współzależności i następstwie w czasie i przestrzeni. Doznawać – znaczy to uchwycić je na okamgnienie w ich zjawiskowym, niepowtarzalnym, a także jednoczesnym i jednowymiarowym skrócie” (List do młodego poety, s. 88). Ta koncepcja, pozwalająca wskazać elementy poezji kreacyjnej – a więc w pewnej mierze także poezji czystej – w utworach Byrona, Shelleya czy Lautréamonta, wydaje się o wiele bardziej przekonująca niż wspomniana wcześniej propozycja Lechonia.
Powyższy przegląd stanowisk i opinii, w którym dominantę stanowi kwestia przełomowych zmian zachodzących pod wpływem wojny w różnych środowiskach polskiego życia intelektualno-literackiego, nie pretenduje oczywiście do miana całościowego obrazu zagadnień poruszanych w tekstach zamieszczonych w obszernej antologii Święcha i Wójtowicza. Moim celem było przede wszystkim zarysowanie pewnej propozycji lekturowej, mogącej ułatwić poruszanie się w skomplikowanym labiryncie refleksji i ujęć ujawnionych w tomie. Podobnie – tzn. koncentrując się na wybranym aspekcie ówczesnej rzeczywistości ideowo-artystycznej i zestawiając ze sobą poszczególne wypowiedzi na ów temat w poszukiwaniu podobieństw i różnic – śledzić można, jak w zależności od środowiska, do jakiego należeli autorzy, ich światopoglądu czy temperamentu zmieniały się oceny innych kluczowych dla tego okresu zagadnień, takich jak np. stosunek do przedwojennej władzy sanacyjnej, poezji skamandryckiej i awangardowej, ustroju kapitalistycznego, zasad demokratycznych, idei oświeceniowych, problemu wolności sztuki czy zadań stojących przed artystami w nowej rzeczywistości. Dopiero taka lektura, gdy każdy z tekstów niczym zwierciadło w gabinecie luster ukaże inny zarys odbijanego przedmiotu, pozwoli poprzez konfrontację różnych punktów widzenia wyrobić sobie własne zdanie na temat zjawisk, którymi żyli ludzie pióra w latach 1939–1945.
Osobno kilka słów poświęcić trzeba paru znakomitym – wręcz klasycznym – tekstom, które stanowią ozdobę omawianego tomu. Eseje owe zdecydowanie wykraczają poza rolę „dokumentów z epoki”, zawarte w nich myśli pozostają bowiem aktualne – a więc mogą wywoływać spory, prowokować głosy za i przeciw – w różnych kontekstach historycznych i kulturowych. Mając świadomość wielowymiarowości tych tekstów, poprzestańmy jedynie na wskazaniu pojedynczych wątków, które powinny zainteresować współczesnych czytelników. Gospodarka wyłączona Kazimierza Wyki – skrupulatna analiza zmian zachodzących w społeczeństwie polskim w okresie okupacji – czytana jako rodzaj ponadczasowej paraboli, może rzucić nieco światła na problem, dlaczego tak trudno stworzyć w naszym kraju prawdziwą wspólnotę obywatelską. Faszyzm a tradycja europejska Tadeusza Krońskiego – słynnego i do dziś budzącego kontrowersje Tygrysa z Rodzinnej Europy Miłosza – skłania do namysłu, czy pierwiastki totalitarne są immanentnymi składnikami kultury europejskiej i w jaki sposób uznane wartości mogą stać się narzędziami manipulacji. Czesław Miłosz w eseju Legenda wyspy dowodzi, że to nie optymistyczny antropocentryzm, lecz chrześcijański pesymizm stanowi ratunek dla uwikłanego w materię człowieka, który bezustannie musi walczyć ze swymi namiętnościami, kierując się ku temu, co transcendentne.
Wspomnienia Jerzego Stempowskiego W dolinie Dniestru stanowią wzorcowy punkt wyjścia do dyskusji na temat pozytywnych i negatywnych stron mitu kresowego – z jego idealizacją przeszłości, kompensacyjną wizją wielokulturowego społeczeństwa i sentymentalnym obrazem szlacheckiego świata, mocno zakorzenionego w historii, oraz pradawnych, świętych tradycjach. W eseju Pole Bobrowe (Hódmezö). Wrażenia i refleksje z wycieczki Stanisław Vincenz próbuje ustanowić nową narrację historyczną, która skupiać by się miała na „krajobrazie jako tle i jako wyniku dziejów”, a choć sam za swego poprzednika uznaje Wincentego Pola, my możemy pokusić się o zestawienie niektórych zawartych w tym tekście sugestii z popularną ostatnimi czasy geopoetyką Kennetha White’a. Wreszcie, Bolesław Miciński w słynnym Portrecie Kanta pisze o marzeniu, które dziś, kiedy na skutek rozwoju techniki pojawiły się nieosiągalne wcześniej możliwości, nabiera nowych kształtów: czy możemy tak zaplanować nasze życie, aby dawało się ono bez trudu ująć w karby logiki, zyskując niezależność od przypadkowości i chwilowości właściwej niedoskonałym tworom przyrody?
Osobna uwaga należy się także dwóm tekstom Kazimierza Wyki, które otwierają omawianą antologię: O Józefie Czechowiczu i Listowi do Jana Bugaja. Te znane każdemu badaczowi literatury wojennej szkice nadal są traktowane jako jedne z najbardziej kompetentnych wypowiedzi na temat twórczości Józefa Czechowicza i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (Jan Bugaj to jego konspiracyjny pseudonim). Jest to zasługą wyjątkowej wrażliwości krytycznej autora, naukowej ścisłości oraz umiejętnego zastosowania metody badawczej, którą młody Wyka zaczerpnął z prac swego mentora Stefana Kołaczkowskiego (profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, zamordowanego w 1940 roku przez hitlerowców). W obu zamieszczonych w antologii tekstach właściwym przedmiotem analizy staje się, jak w studiach Kołaczkowskiego, osobowość twórcy, rozumiana jako strukturalna i integralna całość. Rozpoznać tę strukturę można, czytając dzieła pisarza i „wczuwając” się w jego myśli. Jakości utworów, które tropi Wyka, wypływają z niepowtarzalnej jednostkowej natury twórcy, a jednocześnie są przejawem istnienia obiektywnych wartości, „zagęszczonych” w dziele sztuki i pseudonimowanych przez badacza celnymi syntetycznymi formułami w rodzaju „nieśpiewna muzyczność”, „wizualna wizyjność” czy „życie w tradycji”.
Rezultatem przyjętej metody jest fakt, iż autor, dokonując analizy wierszy, pisze zarazem o wnętrzu poetów, stara się odtworzyć ich intencje i strukturę osobowości. A według Wyki żadna istotna cecha charakteru nie tłumaczy się sama przez się – każda może być rozpatrywana jedynie po ustaleniu właściwej hierarchii i w połączeniu z innymi elementami tworzącymi „ja” człowieka. Na tym tle warto rozpatrywać takie stwierdzenia Wyki jak: „Zadanie swoje i młodszych przeniósł w moralność imperatywu poetyckiego, jakby w nim samym nie istniał imperatyw inny, istotniejszy: tło jego pesymizmu, jego osobowości moralnej (s. 64; o Józefie Czechowiczu); jako coś najbardziej czystego, coś oswobadzającego odczuwam fakt, że liryka Pana nie poddaje się łatwo tej wspólnej nam udręce. (…) W najlepszych lirykach Pana dojrzewa z naszych konkretnych przeżyć coś, co bym nazwał prawem tych przeżyć, coś, co jest pokorą i ściszeniem wobec naszych bólów i spraw” (ss. 75–76, o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim).
Akcentując duże walory popularyzatorskie i informacyjne omawianej publikacji (na szczególną uwagę zasługuje też obszerny i interesujący wstęp autorstwa Jerzego Święcha zatytułowany Wojna z bliska i z daleka, w którym znaleźć można wiele cennych informacji na temat polskiego życia społecznego i intelektualnego w czasie wojny), wypada również odnotować kilka technicznych wad, związanych z nie dość starannym opracowaniem materiału i jego korektą. Mam tu na myśli m.in. nie do końca trafne decyzje w kwestii przypisów (brakuje informacji o niektórych autorach tekstów przedrukowanych w tomie[5] – choćby o Stefanie Szumanie, Eugeniuszu Kolance czy Janie Benedyktowiczu – możemy za to przeczytać, kim był ogólnie znany Fiodor Dostojewski; czasem biogramy tych samych osób powtarzają się, niekiedy otrzymujemy jedynie odsyłacz do innego przypisu), podwójne czy nawet potrójne „spacje” między wyrazami, a przede wszystkim liczne literówki oraz „cyfrówki” (przy pobieżnej lekturze naliczyłem ich ponad 100), szczególnie przykre gdy dotyczą cytatów, nazw własnych czy dat. Ograniczmy się do kilku wyrazistych przykładów: „Współczesność minie niestateczna, / lecz nie ominie Przyszłości: Korektorka – wieczna” (s. 121, powinno być „Współczesność minie niestateczna, / lecz nie ominie Przyszłość: Korektorka – wieczna”: „Korektorką” jest przecież u Norwida „Przyszłość”, a nie – jak wynika z tekstu z literówką – „Współczesność”); data układu monachijskiego – 29–30.08.1938 (s. 63, powinno być 29–30.09.1938); data przewrotu majowego – 12–15.05.1925 (s. 239, powinno być 12–15.05.1926); w biogramie Jana Olechowskiego na stronie 263 widnieje informacja, że żył w latach 1917–1956, a cztery linijki poniżej czytamy: „w 1957 przeprowadził się do Nowego Jorku” (w rzeczywistości Olechowski przeniósł się za ocean w 1952 roku). Tego rodzaju edytorskie „wpadki” utrudniają niestety lekturę, mogą wywrzeć złe wrażenie na czytelnikach, trzeba mieć zatem nadzieję, że zostaną usunięte w kolejnych wydaniach owego ze wszech miar potrzebnego tomu.
Na zakończenie warto poczynić jeszcze jedną, bardziej ogólną obserwację. Piśmiennictwo okresu wojny zwykło się postrzegać jako dramatyczną opowieść o „czasach pogardy”, piekle ludzkiego bestialstwa i bezsilności ofiar. To prawda: idealistyczne projekty, gorące apele, kruche nadzieje, patetyczne deklaracje, buńczuczne manifesty są w antologii Jerzego Święcha i Aleksandra Wójtowicza znakiem swych czasów – reakcją na realne zło wojny. A jednak to nie zło jest tym, co wybija się na pierwszy plan. Można wręcz powiedzieć, że czytelnik ma przede wszystkim do czynienia z wizjami rzeczywistości już przetworzonej, postapokaliptycznej – z rodzajem literackiej apokatastazy. Gdy spojrzymy na omawiany tom z tej perspektywy, ujrzymy w nim nie dokument ponurej epoki, lecz świadectwo ludzkiej myśli uparcie wybiegającej w przyszłość.
- Nowy styl, nowe pióra. Antologia krytyki i eseistyki 1939–1945. Opr. Jerzy Święch i Aleksander Wójtowicz. Wydawnictwo UMCS, Lublin 2015, ss. 674.↵
- Należy jednak dobitnie podkreślić, że sąd ten uprawniony jest wyłącznie wówczas, gdy patrzymy z perspektywy uwzględniającej całość polskich wystąpień krytycznoliterackich lat 1939–1945; jeśli natomiast chodzi tylko o artykuły ogłaszane na łamach krajowych pism konspiracyjnych, to porównywane antologie są po prostu wobec siebie zbiorami komplementarnymi: w książce Jastrzębskiego znalazło się 40 tekstów powstałych na terenie Generalnego Gubernatorstwa, w tomie Święcha i Wójtowicza – tyle samo (w nowej antologii powtórzono 11 artykułów – Pokolenie liryczne i dramatyczne Andrzeja Trzebińskiego, Już nie potrzebujemy Tadeusza Gajcego, O nową postawę człowieka tworzącego i Pochwała milczącej muzy Wacława Bojarskiego, S. I. Witkiewicz Stefana Szumana, Teatr polski szuka nowych dróg Stefana Jaracza, List do Jana Bugaja Kazimierza Wyki, Twórczość pod obstrzałem Eugeniusza Kolanki oraz anonimowe szkice: Bez ambicji społecznej, Nowe drogi twórczości polskiej i „Pieśń niepodległa”. Odnotowano też ingerencje PRL-owskiej cenzury dokonane w wydaniu z 1973 roku).↵
- Podobną obserwację zanotował Jerzy Święch w odniesieniu do autorów SiN-u, a w szczególności do twórczości publicystycznej Tadeusza Gajcego: „Kult dyscypliny, ładu, służby wojskowej był fasonem, jaki poeta na próżno starał się sobie narzucić, maską, spod której jakże często przezierał zwykły strach w obliczu zadań, do jakich nie czuł się powołany, i żal za utraconym dzieciństwem. Wielkość imperialna była mitem, który często pękał pod naporem wahań i wątpliwości wobec potrzeby aktywnego i w pełni odpowiedzialnego udziału w Historii (J. Święch: Literatura polska w latach II wojny światowej. Warszawa 1977, s. 85).↵
- Swoją drogą z szafowaniem pojęciami typu „anachronizm” musimy być jednak ostrożni – aż zdumiewające, jak konstatacje Brauna pokrewne są niekiedy rozważaniom dzisiejszych konserwatywnych moralistów, uderzających w… Unię Europejską i jej wartości: „Racjonalizm Oświecenia dał się wyprowadzić w pole. Pomieszał on ideał «wolnej myśli» i ludzkiej swobody twórczej z «ideałem» wyzwolenia człowieka ze wszelkich kanonów rozumowych i moralnych, zarówno subiektywnych, jak i zobiektywizowanych w ustrojach społeczeństw nowożytnych. Odtąd słowo «postęp», tak gromko rozbrzmiewające po Europie, a dziś zmienione w wytarty liczman, stało się jednym wielkim nieporozumieniem (Wojna a wartości, s. 384); Eksperyment kultury międzynarodowej nie powiódł się. (…) kosmopolityzm kulturalny wytworzył wewnątrz cywilizacji zachodniej niebezpieczną próżnię, w którą wniknęły upiory obcych cywilizacji (Istota współczesnego kryzysu cywilizacji, s. 365).↵
- Autorzy tekstów zawartych w tomie są przedstawiani w przypisach tylko wówczas, jeśli ich nazwiska pojawią się w jakimś innym tekście.↵