Znakiem rozpoznawczym tej poezji jest długie zdanie, wypełniające cały wiersz. Michał Sobol jest bowiem poetą namysłu biorącego się z obserwacji; zdanie musi więc udźwignąć zarówno to, co jest treścią spostrzeżenia, jak i to, co jest interpretacją (…). Skoro wciąż z obserwacji rodzi się refleksja, skoro język ma zapisaną w sobie tęsknotę za ujęciem tego, co dane w doświadczeniu, poeta nie odpuszcza, szuka nowych możliwości – powiedział Wojciech Bonowicz.
KOŚCIOŁY
Chłodne mury kościołów wciąż jeszcze pamiętają o jurajskich
początkach i jak rodzice znają nasze dziecięce
choroby, które w każdej chwili znów mogą wybuchnąć
ze zdwojoną siłą. Wchodzimy między świece
i chorągwie jak w las, szukamy prześwietlonych polan i świeżych
traw, aby się nimi trochę popaść, choć przez chwilę
nie myśląc, nie myśląc o wygnaniu. Czarodziej ksiądz spala
nad nami wonne zioła i mówi, że Bóg pocierpi za nas.
Urodziny
Minął rok i już nie jestem
królem
naszego podwórka
już nie mogę dyktować
światu
co dziad a co kwiat
kury dziobią wymłócone kłosy
krowa
zjada łożysko
w spękaną ziemię wsiąka
struga
sącząca się spod pryzmy nawozu
z plaśnięciem wpada w nią piłka
babcia
mówi że jeśli nadal będę
walił w ścianę obory niepokoił
cielę
przebije widłami
Genesis
Na koniec usidlił ją, dopadł, przygniótł kolanami
i przywiązał postronkiem do słupka z napisem
to moje jest. Po tym wstępnym epizodzie przestrzeń
uspokoiła się, spokorniała, przestała rozciągać,
otworzyła na głębię, której nigdy nie przeczuwała,
kiedy wiercił studnię, kopał torf i piach. Przyjęła,
jak maseczkę z ciepłego błota, parujący gnój
na twarz, nabrzmiała, wygładziła, jak po pilingu,
bruzdy zmarszczek po orce. Kamienie poszły w kąt,
i wody, odtąd płoty i rowy konturową kreską
wyznaczały granice, uczyniły widzialną przestrzeń
tak, że mógł powiedzieć: a teraz rżnij się dla mnie, rżnij.
SALONY
Najdroższy jest dotyk. Jaszczurka koronkowych majtek
zbiega w dół po udzie i na chwilę przystaje
na czerwonym paznokciu najszerszego palca. Powiewa
zielonozłoty motyl banknotu i uśmiech tą drobną
niezręcznością wywołany przekierowuje wzrok na łoże
bez pościeli. Płyniemy. W lotnym piasku najgorętszej
z pustyń, śniąc swój wieczny sen o morzu. Burdele
zwane są dziś salonami masażu, lecz to niczego nie zmienia.
Poławiacze koralu
Upalne popołudnie, głośny szczęk
cykad w sosnowych oparach, sezonowi
niewolnicy z Europy, Azji i Afryki
pływają w najczystszych wodach
zatoki, zmywają pot i kurz z plantacji,
cali w pianie z szamponu i mydła. Nurkują
nielegalni poławiacze koralu, gwałtowni
jak znani z dzieciństwa oprawiacze
tusz wieprzowych, z młotkami, którymi
rozłupują podwodne skały. Już, już
zwijam ręcznik, by odejść stąd
i w muzeum oglądać grecką piękność
wyłowioną z głębiny, ale nagle widzę,
że ta przestrzeń istnieje właśnie
dzięki takim jak oni i moje wysokie
miejsce, na którym siedzę, jest też
wyciosane kilofem, jak starożytny
amfiteatr, kiedy widzowie wyszli, bohater
padł, chóru słuchają kamienne ławki.
Roztopy
Patrzę jak świerkowe gałęzie uwalniają się
spod śniegu
spadają
lawiny miniaturowe
pęka
emalia lodu
w południe proces nabiera rozpędu
teraz już prawie słychać
jakby ktoś futrzaną czapkę rzucał na ziemię
podnosił
i rzucał jeszcze raz
i jeszcze raz
jak ktoś kto przegrał