Od grudnia 2012 roku do kwietnia roku następnego w nowojorskim Museum of Modern Art (MoMA) trwała wystawa Inventing Abstraction 1910 –1925. Leah Dickerman i Masha Chlenova, kuratorzy tej wystawy, zapragnęli raz jeszcze przyjrzeć się temu, jak „wymyślano” sztukę abstrakcyjną, co się na ten proces złożyło i jakie źródła dostarczyły wody na młyn nowoczesności. Wśród wielu nazwisk i dzieł doskonale znanych, sławnych i docenionych nie zabrakło także takich, które mogły zaskoczyć nawet dobrze zorientowanych historyków sztuki oraz krytyków, jak Wacław Szpakowski (1883–1973), polski architekt, urodzony w Warszawie, absolwent Instytutu Politechnicznego w Rydze, zmarły we Wrocławiu. Pojawienie się Szpakowskiego w MoMA z pewnością było zaskoczeniem także dla miłośników sztuki w Polsce, gdzie co prawda o nim pisano i wystawiano jego prace, ale od jedynej całościowej prezentacji jego dorobku minęło z górą dwadzieścia lat. To w naszych czasach dość, by nazwisko artysty niemal zniknęło z horyzontu uwagi. Tym bardziej że pojawiło się tam niespodziewanie, późno i bez zakotwiczenia w dziejach polskiej sztuki. Wacław Szpakowski bowiem lokował się całkowicie poza środowiskami artystycznymi i naukowymi (to ostatnie, wobec pewnych aspektów jego działalności, także ma swoje znaczenie).
W roku 1969 ukazał się w miesięczniku „Odra” artykuł Mariusza Hermansdorfera, ówczesnego kustosza działu sztuki współczesnej wrocławskiego Muzeum Narodowego, poświęcony rysunkom Wacława Szpakowskiego, oraz towarzyszący mu komentarz artysty do prac objętych wspólnym tytułem Linie rytmiczne. Były to pierwsze teksty wydobywające prace Szpakowskiego na światło dzienne i jedyna opublikowana za życia autora eksplikacja do nich. W cztery lata później blisko dziewięćdziesięcioletni twórca zmarł, nie doczekawszy się zainteresowania swoim dziełem ze strony ani ludzi sztuki, ani nauki (Szpakowski próbował interpretacji matematycznych swoich Linii rytmicznych oraz późniejszych Linii Łamanych i parokrotnie słał stosowne opracowania do PAN).
Zafascynowana pracami Szpakowskiego jego córka, znana malarka Anna Szpakowska-Kujawska, nie dała jednak za wygraną – trafiła do Muzeum Sztuki w Łodzi i zainteresowała nimi jego ówczesnego dyrektora Ryszarda Stanisławskiego. W tymże muzeum odbyła się w roku 1978 pierwsza wystawa Linii rytmicznych, a w roku 1983 Stanisławski pokazał te prace na wystawie Présences Polonaises w Centre Georges Pompidou w Paryżu. Trudno powiedzieć, żeby stały się one wydarzeniem, ponieważ wciąż większość krytyków nie bardzo wiedziała, co z tym fantem zrobić. Dopiero badania Janusza Zagrodzkiego, kustosza sztuki współczesnej Muzeum Narodowego w Warszawie, doprowadziły do przełomu w recepcji twórczości Wacława Szpakowskiego – wprowadziły go i nobilitowały jako artystę-prekursora w krąg sztuki abstrakcyjnej dzięki wystawie w Brukseli w roku 1992, a rok później w warszawskim Muzeum Narodowym. Dzięki solidnemu podejściu badawczemu Zagrodzkiego ujawnione zostały także zapiski Szpakowskiego, jego prace fotograficzne (m.in. popularny już portret wielokrotny z 1912 roku) oraz powiązania, jakie budował twórca między swoimi „linearnymi” dziełami a muzyką i matematyką.
Wacław Szpakowski tworzył swoje rysunki od wczesnej młodości, już od około roku 1900, a opracowywał je w latach 1923–1932, przerysowując je z notatników na kalkę techniczną. Pracował nad nimi i ich „następcami” niemal do końca życia, z poświęceniem ratując je od zniszczenia podczas wojennych i powojennych zawirowań w jego życiu. Inspiracją dla ich powstania nie była sztuka, ale przede wszystkim obserwacja zjawisk natury, sztuki ludowej oraz fenomenów muzycznych (był wykształconym muzykiem, grał na skrzypcach od wczesnej młodości). Gdyby szukać najogólniejszej formuły tej pracy, można chyba powiedzieć, że jej główną sprężyną było poszukiwanie uniwersalnych praw kosmicznej harmonii opartych na rytmie i ciągłości, których wyrazicielem była jednobieżna, nigdy nieprzecinająca się linia i symetrie wykreślonych przez nią układów. Nie miały one dla twórcy pierwszorzędnego znaczenia estetycznego, nie były poszukiwaniem ornamentu ani innych dekoracyjnych rozwiązań, choć autor mówił o swoich pracach czule jako o „wzorkach”. Raczej przez własną skromność.
Po latach nieudanych prób zainteresowania swoją twórczością innych Szpakowski mówił z goryczą, że to typowo „polskie” załatwianie sprawy, które czyni ją niewidzialną. Ale nigdy nie stracił wiary w wartość swojej pracy i głębokość idei, która jej przyświecała. Obecnie ma na Zachodzie swoich wielbicieli, którzy nieraz bardzo śmiało wiążą jego Linie rytmiczne ze zjawiskami i nazwiskami wybitnymi, zasłużonymi dla sztuki, nie tylko współczesnej. Nielicznych, ale przekonanych, których wysiłki, mające na celu upowszechnienie tego fenomenu oraz pogłębienie jego zrozumienia, można i warto byłoby wesprzeć (nie mówiąc już oczywiście o naszym krajowym podwórku).
O takim solidnym, monograficznym opracowaniu, podsumowującym dotychczas prowadzony dyskurs i ogarniającym większość wątków, jakie się dotąd w związku z dziełem Wacława Szpakowskiego pojawiły, myślała od kilku lat Elżbieta Łubowicz, wrocławska krytyczka i historyczka sztuki. Znalazła ona wsparcie dla swojego projektu w Ośrodku Kultury i Sztuki we Wrocławiu, który włączył wydanie tej monografii oraz wystawę prac Szpakowskiego w program Dolnośląskiego Festiwalu Artystycznego i program sztuk wizualnych Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Pięknie wydany tom ukazał się niedawno, a wystawa w Pałacu Królewskim zaplanowana została na czerwiec tego roku.
„Zawarte w książce eseje sześciu autorów, napisane specjalnie dla tej publikacji, analizują prace Wacława Szpakowskiego w różnych aspektach: od ich osadzenia w tradycji sztuki europejskiej poprzez relacje z ideami modernizmu w sztuce i umiejscowienie w nurcie abstrakcji geometrycznej po opis ich specyfiki jako partytur muzycznych i zbadanie matematycznych podstaw. Rozważania nad estetyką rysunków i ich kontekstami kulturowymi ukazują – ujawniając idee ukryte pod spodem tych dzieł – postać twórcy jako człowieka, któremu «w duszy gra» melodia płynącego życia. O tych wszystkich stronach osobowości ojca opowiada Anna Szpakowska-Kujawska, córka Wacława i sama artystka malarka, w pasjonującym i pięknym eseju wspomnieniowym.
Jako wprowadzenie do książki umieszczone zostały teksty własne Wacława Szpakowskiego, z których pierwszy to publikowany już w monografii sprzed 23 lat autokomentarz – obecnie w wersji pierwotnej, obszerniejszej – drugi natomiast to nieznane dotąd studium na temat meandra. Dopełnienie stanowi esej Janusza Zagrodzkiego z 1998 roku, będący rekapitulacją dotychczasowej – przed podjęciem analiz publikowanych w niniejszej książce – wiedzy o tej twórczości” – pisze Elżbieta Łubowicz w słowie wstępnym.
Pośród autorów znajdujemy nazwiska Serge’a Salata, Mashy Chlenovej, Grzegorza Sztabińskiego, Macieja H. Zdanowicza, Jacka Świątkowskiego oraz wcześniej wymienionych. Oczywiście, w części albumowej zawarto całą dostępną spuściznę autora Linii rytmicznych i bogaty zestaw zdjęć z archiwum rodzinnego (rysunki i zdjęcia zostały wspaniale przygotowane do reprodukcji przez Łukasza Kujawskiego, wnuka artysty, a całościowy, również znakomity projekt graficzny zrealizowała Monika Aleksandrowicz).
To nie jest pomnik Wacława Szpakowskiego, ale publikacja, którą trzeba było przygotować i przekazać w użytkowanie ludziom, szczególnie tym o zdolnościach kreatywnych, mogących znaleźć w niej wzór dla swoich pasji, przykład determinacji, z jaką należy je realizować, ale też by mieli oni sposobność wzbogacić spuściznę Szpakowskiego o nowe wątki interpretacyjne. Mamy mało twórców w światowym panteonie sztuki, ale jeśli ktoś ma już szansę tam się znaleźć, powinniśmy zrobić wszystko, by się udało, i uczynić to zjawisko „widzialnym”. Nie dla świata, dla siebie.