To jednak Oszajcy nie wystarcza. Pewnie dlatego, że wypełnienie się zamysłu ulokowane jest w perspektywie dalekiej – może zresztą niespodzianie bliskiej, lecz jednak dopiero mającej nadejść – przyszłości. Z biegiem lat, wraz z pogłębianiem się poetyckiej medytacji i przyrostem doświadczenia duchowego, autor dochodzi do dramatycznego przekonania, że rzeczywistość w stanie apokatastazy – czyli prawie infantylnie radosna, bezproblemowa, wolna od napięć oraz sprzeczności zła i dobra, grzechu i cnoty, brzydoty i piękna – nie odnosi się bezpośrednio do naszego doczesnego, potocznego świata z jego osobliwym sensem i nieczytelnym zamysłem, a przecież świata innego niż teraźniejszy póki co nie znamy. Jak dowodził Augustyn z Hippony, jedyną wiecznością na tym świecie jest teraźniejszość teraźniejszości – nawet przeszłość istnieje tylko jako teraźniejszość przeszłości, czyli pamięć, przyszłość natomiast odbieramy jako teraźniejszość przyszłości, a więc – marzenie. W literaturze polskiej mamy idealny obraz rzeczywistości spełnionej w apokatastazie – w Panu Tadeuszu Adama Mickiewicza. Wschodzi tam i zachodzi słońce, rozgrywają się rozmaite przypadki człowieczego żywota, romanse, bitwy, polowania, uczty, uprawia się ogród, pola i sad, trwają waśnie i dochodzi do zajazdu, ale nad tym wszystkim – a właściwie w tym wszystkim, gdzieś od wewnątrz – świeci jeszcze inne światło, będące Bożym światłem nieskończonej wieczności, w którym Soplicowo filuje jak inkluzja: wewnątrz zbawczej, wypełnionej apokatastazy. W poezji Oszajcy to światło tli się we wszystkim, czego poeta dotknie słowem: w duchach i ciałach, w istnieniach, bytach i rzeczach, w przyrodzie, w materii i energii ziemi oraz kosmosu, ale nie w ten sposób, by już panowało nad naszym światem, schroniło w sobie i ocaliło nas z naszą ludzką i nieludzką rzeczywistością. Choć zdarzają się, owszem, apokatastazy poetyckie, w wierszach i prywatne – jak na przykład w Tańcu Zorby:
pomiędzy winnicą
a morzem
na kamienistej plaży
porwałeś mnie Panie
do tańca
moje ręce
na Twoich barkach
Twoje ręce
na moich barkach
raz Ty chodzisz po moich
śladach raz ja chodzę
po Twoich śladach
coraz szybszy
rytm muzyki
i coraz głośniejszy śmiech
Twój i mój
Zapytałem kiedyś poetę o genezę tego wiersza. „Miejsce jest prawdziwe – odpowiedział – To jest Grecja, koło Nauplionu. Tam, na plaży, jak już nas zakwaterowali, pobiegłem i kupiłem winogrona bez pestek. W smaku bardzo słodkie i pachnące, coś jak późny muscat. I sobie siedziałem nad brzegiem morza, jadłem te owoce i dziwowałem się, że takie w ogóle mogą być winogrona. Nie wydarzyło się nic z tego, co się później w wierszu znalazło w takiej formie, nie tańczyłem. Niemniej było coś z tego. Kiedy szedłem po piasku, kiedy łasiła się woda, kiedy czułem temperaturę tego piasku i tej wody, no, wtedy wróciła do mnie muzyka z filmu Grek Zorba. I pomyślałem sobie: czy to mało? Czy to mało?”
Niemało, lecz i zbyt mało. Bo co zrobić z cierpieniem? Z chorobami, przemijaniem, ze śmiercią bliskich i bliźnich? Co to za zamysł świata, jaki jest jego sens, jeśli ów plan realizuje się w taki sposób? Co myśleć o Bogu, który milczy na widok Żydów selekcjonowanych do komór gazowych na rampie Oświęcimia? Który nie ratuje umierającej na raka małej Ali?
Ala miała naświetlania
od których wypadły jej włosy
nosi perukę
bardzo ładną
tak ładną że niektórzy mówią
popatrz jakie piękne włosy
ma ta dziewczynka
Ala na noc zakłada na łysą głowę
wełnianą czapeczkę
żeby było cieplej
i żeby ręce mamy kiedy ją gładzi
i żeby wargi ojca kiedy ją całuje
nie były takie zimne(…)
Ala już nie widzi nie słyszy nie mówi
kiedy znowu przyszedłem
palcami próbowała zobaczyć moją twarz
włosy ręce
na próżno
rozpoznała mnie dopiero
po grubo haftowanym krzyżyku na stule
otworzyła wargi
i zamilczała
ostatnie ślepe i nieme słowo
Ala(*** to jest Ala)
Istnieje jeszcze inne greckie pojęcie, którym podszyte są wiersze autora tomów Z głębi cienia (1981), Łagodność domu (1984), Mnie się nie lękaj (1989), Juda przyjdzie ostatni (1992) i Powrót Uriasza (1992) – panenteizm. W nawiązaniu i przeciwieństwie do panteizmu, wczesnych greckich wyobrażeń Boga jako wiecznego Ty czy Absolutu utożsamiającego przyrodę kosmosu, w panenteizmie – u Orygenesa, Jana Szkota Eriugeny, Mikołaja z Kuzy czy, blisko współczesności, Alfreda Northa Whiteheada, by na nim poprzestać – Bóg obecny jest incognito w naszym świecie, a osobowo w pozaświecie. Zawiera świat w Sobie, lecz świat nie wyczerpuje Jego istoty. Ignacy z Loyoli, założyciel i patron Towarzystwa Jezusowego, mawiał: „Deus semper maior” („Bóg zawsze większy”). Panenteistyczną teologię Boga dobrze oddają tytuły wyborów wierszy Oszajcy – …Ty za blisko, my za daleko… (1985) i Reszta większa od całości (2003). Żyjemy, istoczymy się w pewnej całości, ale mamy poczucie, wręcz pewność, że poza całością istnieje jeszcze większa od niej reszta. Nie potrafimy jej dociec, ogarnąć i pojąć.
Następnie w drodze ewolucji przychodzi etap bardzo – wydaje mi się – trudny, pełen pytań i niewolny od zwątpień, pozostawiający po sobie zapisy autentycznego szukania sensu i zamysłu w rzeczywistości, w której jest i którą przenika Bóg. Ale czy przenika? W jaki sposób jest? I co to znaczy, o czym świadczy? Przychodzi etap czytania – uważnego, medytacyjnego wchodzenia myślą, duchem i uczuciem w rzeczywistość samą w sobie, potoczną, nawet poboczną, wykluczoną, niebraną pod uwagę już prawie przez nikogo z poetów, teologów i filozofów współczesności. Powstają tomy zatytułowane Z dnia na dzień (1994), Zebrane po drodze (1998) oraz Żeby nie spłoszyć (2004). Pod wpływem – jak sądzę – postanowienia, że trzeba by teraz zastanowić się nad światem, mając na względzie to, jak o nim opowiedział Chrystus. Że trzeba by przyjrzeć się rzeczywistości od strony, od której pozwalają ją dostrzec Ćwiczenia duchowne Ignacego z Loyoli, odbywane przez każdego z jezuitów. Dochodzi się wówczas czasami do radykalnego wniosku: skoro Bóg, Absolut, wieczne Ty jest tak samo we wszystkim jak w „reszcie większej od całości”, skoro Chrystus Bóg wcielił się w ciało i ducha świata, to sam jest zamysłem i sensem rzeczywistości. A więc jeśli Chrystus Bóg wcielił się w świat, to Bóg jest odpowiedzialny za wszystko. Jest również – a może przede wszystkim – w Żydach w oświęcimskim piecu i w umierającej na raka małej Ali. Boże „wszystko” i „wszędzie” znaczy teraz, że nie ma nikogo i niczego, w kim i w czym Bóg byłby nieobecny, za kogo i za co można by Go zwolnić z odpowiedzialności. Za tytułem ostatniego jak na razie tomu wierszy Oszajcy można to określić Odwróconą perspektywą (2009). Nie mogą już szokować – chociaż szokują – wersy:
radio podało
zmarł największy zbrodniarz naszych czasów
ziemia i ludzie odetchnęli z ulgą
tym głośniej wrze przelewa się zakrzepła krew
całkiem jak mojajestem krewnym Pol Pota
jestem krewnym Jezusa z Nazaretu
jestem krewnym Syna Bożego(Pol Pot)
Jest tak, bo jeżeli Bóg wcielił się w świat, wziął odpowiedzialność za wszystko. A wziąć odpowiedzialność za świat taki, jaki jest on w istocie, można wszak nie według reguł, praw i norm ludzkich, lecz jedynie według jakichś nieznanych nam zasad nie-ludzkich, Bożych, wyglądających czasami na szaleńcze, akceptowalnych poprzez wiarę, ufność, głębokie, bezwarunkowe zawierzenie. W Bogu wszyscy jesteśmy braćmi w ciele, duchu i krwi – tak zbawca Jezus z Nazaretu, jak i ludobójca Pol Pot, dyktator Kambodży. Można tak wierzyć, lecz nie można bez wiary zrozumieć. „Jeżeli bowiem wskutek przestępstwa jednego człowieka wielu ludzi umarło – uczy Paweł z Tarsu – to łaskawość Boga i dar udzielony dzięki tej łaskawości przez jednego człowieka, Jezusa Chrystusa, tym obficiej spłynęły na wielu ludzi. (…) Tam, gdzie rozpanoszył się grzech, jeszcze pełniej zatryumfowała łaska” (Rz. 5,15–20, przekład według Biblii Poznańskiej). W paradoksalnej konsekwencji najdojrzalsze, ostatnie wiersze Wacława Oszajcy to świadectwa zerwania przez poetę wszelkich więzów między przyczyną a skutkiem, dobrem a złem, wysokim a niskim, świątecznym a powszednim, sacrum a profanum. W „odwróconej perspektywie” nic nie jest dla nas ludzi oczywiste, „normalne” – może poza naszą wiarą i miłosierdziem Boga. „Szaleństwa” tego nie da się przecież zrozumieć wedle naszej moralności, logiki i praw; niepodobna go pojąć, przedstawić w ludzkiej perspektywie. Poezja okazuje się teraz bardziej strumieniem zapisów mistycznych stanów rzeczywistości oraz mistycznych doświadczeń poety niż złożem metafor i obrazów służących kształtom piękna, słowa i formy.
Trzeba odwagi, żeby tak pisać.
Trzeba odwagi, żeby tak zapisane czytać.
(Tekst jest zapisem wypowiedzi wprowadzającej do spotkania z Wacławem Oszajcą w ramach cyklu „Światło literatury” w Łazienkach Królewskich w Warszawie 27 kwietnia 2016 roku. Pełny zapis spotkania: http://www.lazienki-krolewskie.pl/pl/wideo/wydarzenia/swiatlo-literatury-o-waclaw-oszajca)