Warto wspomnieć, że ważnym wyznacznikiem poetyki Szymborskiej jest wyliczenie czy też nagromadzenie przykładów alternatywnych – ułożonych w linie retorycznego następstwa. W Złotych godach rozpraszanie się ciekawości znosi różnice między partnerami. Zatem czas sprawia, iż „spełza płeć, tleją tajemnice”. Co znamienne, w wierszu tym jubileusz małżeński ma wymowę dwuznaczną: oto głosi się triumf upartego trwania i przetrwania, a jednocześnie poetka rozważa kwestię symbolicznej, rozłożonej na raty, stopniowej duchowej śmierci. Z drugiej jednak strony odwieczna walka kobiety i mężczyzny schodzi na plan dalszy, ważniejsze bowiem – jak pisze Aneta Wiatr – staje się „spotkanie płci w fundamentalnym człowieczeństwie”.
W porządku pytań oraz spostrzeżeń lekko zaznaczony zostaje trop parodii literackich (i dydaktycznych) zdań sentencjonalnych – w rodzaju: „Zażyłość jest najdoskonalszą z matek”. W Złotych godach poetka posługuje się retoryką gwałtowności i uspokojenia, tworzącą konflikt znaczeń. Osobnym przedmiotem rozważań powinna być oryginalność metafor Szymborskiej. Weźmy wypis dotyczący miłosnego przyzwyczajenia i obniżania się jakości przeżyć emocjonalnych. Semantyka dotyku przekornie wyraża zanikanie afektu: „w ramionach zostało powietrze / przeźroczyste po odlocie błyskawic”. Czytelnicy otrzymują rodzaj rachunku zysków i strat, a taką zasadę wyważania racji „za” i „przeciw” często spotykamy w wierszach Szymborskiej. A zatem w Złotych godach osłabienie relacji erotycznej kompensowane jest po stronie – jak powiada Wiesława Wantuch – „pojednania uwolnionego od pośrednictwa słów, teatralności gestów, przymusu dystansu”.
Przejść wypada do kolejnych przykładów opracowania tematów miłosnych. W wierszu Nic dwa razy poszukiwanie „zgody” kochanków, którzy przede wszystkim doświadczają różnicy, wyrażone zostaje w kształcie piosenkowego refrenu. Błaha forma podkreśla powtarzalność udziału w grze – grze, która jest stara jak rodzaj ludzki, przy czym u jej początków fascynacja rodzi się z odmienności i odrębności. Wszakże partnerzy różnią się od siebie „jak dwie krople czystej wody”. Zaprzeczony idiom zachowuje ślad po pierwotnym znaczeniu, ten frazeologizm bowiem w obrazowy sposób nazywa podobieństwo. Liryk Nic dwa razy można odczytywać jako wypowiedź o wartości chwili bycia we dwoje. I znów ważną rolę odgrywa rozwarstwiony podwójny sens. „Zła godzina” – może nieobecności partnera, może uświadomienia, że istniejemy osobno, odwraca Goetheański zachwyt chwilą. Ten czas – niepełny i niedopełniony – szybko winien odchodzić w przeszłość:
Czemu ty się, zła godzino,
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz mijać.
Miniesz – a więc to jest piękne.(Nic dwa razy)
Płynący czas ma wyzwolić inne piękno – relacji miłosnej, o której wcale nie możemy orzekać, że będzie trwała. Poetka wspomina jedynie o „próbie” – podejmowanej z umiarkowaną nadzieją. Człowiek Szymborskiej to uczeń „w szkole świata”, nieustanny debiutant na scenie życia, który niczego nie może ani powtórzyć, ani zażegnać. W kalkulacje miłosne nie należy wpisywać szczęśliwych finałów. Jednakże w Nic dwa razy idea jednorazowego szczęścia jest bardzo mocna. Nie należy więc podczas lektury przeoczyć niewyrażonego wprost przeświadczenia, iż bycie we dwoje to jeden z przykładów rzeczy cudownych, delikatnych, istniejących, a zarazem rozwiewających się, nie dość dobrze przeżytych, niepochwytnych.
Teatr miłosny wciąż grany
Teatralizację bliskości oraz rozstania odnajdziemy w wierszach Szymborskiej Buffo oraz Sen nocy letniej. Gwałtowne gesty, takie jak na pół kiczowate samobójstwo, powierza się tutaj odbiciom i sobowtórom:
Będę, ach, lekka w ruchu ramion,
ach, lekka w odwróceniu głowy,
królu, przy naszym pożegnaniu,
królu na stacji kolejowej.Królu, to błazen o tej porze,
Królu, położy się na torze. (Cień)
Nie ulega wątpliwości, że w cytowanym fragmencie mamy do czynienia z parodią monologu scenicznego i zabawową destrukcją afektowanych gestów. Stylizowana zabawa w dworską ceremonię, przebieranie bohaterów „farsy” miłosnej w królewskie szaty zakrywa wymowę właściwego dramatu. Sztuka aktorska do tego służy, by dzielnie znieść rozstanie. Tylko „cień” – plebejusz i błazen – wprowadza (pomyślane) rozwiązanie w złym guście, czyli samobójstwo. Błazeństwo miłości u Szymborskiej podszyte zostaje przeżyciami serio – o głębszym znaczeniu. Śmieszność, paradoksalnie niewesoła, to integralna cecha przeżyć człowieka, który wystawia się na ryzyko miłości. Powagę oprawionego w ramy konwencji teatralnej doświadczenia poetka powierza milczeniu.
Aktorstwo, a nawet mające swe zalety komedianctwo, u Szymborskiej łączą się w omawianych utworach z kulturowym pojmowaniem miłości, na co krytycy wielokrotnie zwracali uwagę. I co znów jest paradoksem – sztuczność bocznymi drzwiami wprowadza pochwałę żarliwości, tak trudną do osiągnięcia w dojrzałym życiu. Zatracić się w uczuciu miłosnym, złożyć z siebie ofiarę, umrzeć – na to można sobie pozwolić w teatrze (Reszta). Dojrzałość u Szymborskiej to utrata złudzeń. Egzaltowana nastolatka jest śmieszna, lecz autentyczna, człowiek dorosły natomiast traci spontaniczność, wyrasta z romantycznych wzlotów, a miejsce wyobrażenia idealnej miłości zajmuje erotyzm, o którym z dyskrecją trzeba milczeć. Za przykład niech posłuży wiersz Śmiech (z tomu Sto pociech). Dziewczynka (miniona postać mówiącego „ja”) w naiwnym teatrze interpersonalnym pragnie rozpoznać nieznane jeszcze uczucie. Inscenizując wypadek, stara się przyciągnąć uwagę studenta i sądzi, iż zostać zauważoną, to już bardzo wiele. Jeśli wyobrazimy sobie powrót tamtej dziewczynki – w najmniej stosownej chwili przeżywanego przez dorosłą kobietę miłosnego spełnienia – to porozumienie dwóch świadomości: przeszłej i obecnej, byłoby niemożliwe. Podlotek z innej czasoprzestrzeni okazałby się jedynie upiorem, duchem-powrotnikiem, intruzem podczas schadzki. Oto perswazja kierowana do samej siebie sprzed lat:
Idź sobie, nie mam czasu.
No przecież widzisz,
Że światło zgaszone.
(…) Nie szarp za klamkę –
ten, co się roześmiał,
ten, co mnie objął,
to nie jest twój student.(Śmiech)
Wisława Szymborska analizuje role kulturowe kobiety i mężczyzny, zdarzenia życiowe konfrontuje z konwencjami literackimi. Wydobywając relacje miłosne z mitologicznej otoczki, stara się uchwycić istotę doświadczenia – niezależnie od dobrego czy złego finału. Zaciekawienie melodramatem, a także stroną sensacyjną kłopotów miłosnych, ukształtowane wedle złego gustu kultury masowej, zostaje oddalone. Jak przeczytamy w wierszu Album:
Nikt w rodzinie nie umarł z miłości.
Co tam było to było, ale nic dla mitu,
(…) Żadnego zaduszenia się w stylowej szafie,
kiedy to raptem wraca mąż kochanki!
(…) I nigdy z pistoletem do ogrodu!
Nieco prowokując odbiorców, poetka celowo gromadzi wyobrażenia stereotypowe, z niskich obszarów zbiorowej wyobraźni, bawi się kiczowatymi fabułami. Odnajdziemy w tym pośrednio zasygnalizowaną myśl, iż wielkim wyzwaniem jest zwyczajność życia – nieprzejrzystego, niepojętego, bywa, że cudownego.
Miłość szczęśliwa oraz inne wtajemniczenia
Rzeczniczka dyskrecji wypowiada się o miłościach zwyczajnych, nieupamiętnionych, niezmitologizowanych w literaturze albo, rozpatrując „wytwarzanie” miłosnej chemii, rozważa udział przypadku i losu, przedstawia chimeryczną dramaturgię spotkań dwojga ludzi. W wypowiedziach poetyckich Szymborskiej istotną rolę odgrywają pytania i domysły: czy miłość szczęśliwa jest utopijnym programem, mitem, grą społeczną – prowadzoną dla innych, wyjątkiem wśród wielu „nie-miłości”, darem, z którym nie wiadomo, co zrobić, faktem istniejącym, lecz niepochwytnym dla zjadaczy chleba? W każdym razie obserwacja z zewnątrz „teatru miłosnego” wyzwala uwagi o naruszeniu niepisanego porządku, o nietakcie szczęścia:
Spójrzcie na tych szczęśliwych:
gdyby się chociaż maskowali trochę,
udawali zgnębienie krzepiąc tym przyjaciół!
Słuchajcie, jak się śmieją – obraźliwie.
Jakim językiem mówią – zrozumiałym na pozór.
A te ich ceremonie, ceregiele,
wymyślne obowiązki względem siebie –
wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!(Miłość szczęśliwa)
Ludzie szczęśliwi są więc naznaczeni, wytykani palcami, aroganccy – z definicji? Czy możliwy jest tylko demokratyzm smutku i niepowodzenia? Kiedyś Karol Irzykowski ułożył taki aforyzm: „Przyjacielu, żeby cię rozweselić, opowiem ci moje nowe zmartwienie”. Wisława Szymborska zdaje się podążać podobną drogą. Miłość może się wydać obrazą dla tych, którzy tego uczucia nie doznali. W omawianym wierszu oskarżenie szczęśliwych kochanków wygłasza anonim – wcielenie przeciętności, ale skoro nie dysponujemy pewnością, czy to monolog, czy też dialog, być może spisane zostają głosy ulicy.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę na silne działanie ironii, na co wskazuje już rozszczepienie instancji nadawczej. W wierszu Miłość szczęśliwa podmiot nie jest jednolity, a zmienne kreacje osoby mówiącej wprowadzają kilka postaci dyskursu. Otóż w pierwszej fazie rozważań ujawnia się, obce przecież poetce, spojrzenie pragmatyczne, absurdalny język statystyki mierzy zaś nieprzydatność szczęścia. W drugiej części rozważań następuje demaskacja rytuałów miłosnych, bo jawność w tym zakresie jest manifestacją zuchwalstwa. I dodajmy, że nie można liczyć na empatię ze strony niekochanych, gdyż są oni wcieloną obrażoną zazdrością. W sekwencji trzeciej włącza się wyrafinowany oskarżyciel przedstawiający wizję utopii powszechnej szczęśliwej miłości, która odbierałaby literaturze prawo do pięknych kłamstw oraz – przeczyłaby rozsądkowi. Gdyby miłość szczęśliwa stała się normą, to wówczas: „na co liczyć by mogły religie, poezje” oraz obietnice, pouczenia i mity kultury? Natomiast w próbie czwartej następuje znamienny zwrot, gdyż zanegowane zostają sformułowane dotychczas uwagi – wraz ze zgromadzonym zasobem argumentów.
Poetka analizuje przyczyny społecznego odrzucenia ludzi szczęśliwych. Głos reprezentujący jej stanowisko wypowiada pochwałę wartości uczucia pełnego i odwzajemnionego, które – wbrew wmówieniom – należy do zjawisk niezwykle rzadkich. José Ortega y Gasset, zastanawiając się nad tego rodzaju „boskim przypadkiem”, pisze w szkicu Ku psychologii interesującego mężczyzny o trudnych do spełnienia warunkach. Hiszpański filozof wskazuje między innymi „niewyczerpany instynkt wędrowania, nieokiełznany popęd do odchodzenia od siebie ku drugiemu oraz „nadzwyczajną wprost umiejętność”, która pozwala nam natychmiast, intuicyjnie, poznawać innych ludzi, łączyć naturę ich wnętrza z treścią wyrażoną przez ciało”. Poetka nie poddaje wybrańców tego rodzaju egzaminowi z zalet ducha i charakteru, choć przecież umieszczone zostają one w tle, na pierwszym planie natomiast sytuuje rozumienie miłości jako daru oraz arystokratyczne wyniesienie ponad przeciętne aspiracje. I jeszcze: tym, którzy nie wierzą w miłość szczęśliwą, nie przyjmują „skandalu z wysokich sfer Życia” (Miłość szczęśliwa), należy współczuć, gdyż nigdy niczego nie będą wiedzieć o istocie wywyższenia. Co zastanawiające, specjalistka od rozstań głosi apologię miłości szczęśliwej…