Ósmego kwietnia 2017 roku w Atenach otwarto dokumenta 14. Adam Szymczyk jako pierwszy kurator poszerzył tę prestiżową niemiecką wystawę o dodatkowy pokaz w Atenach, całość tytułując Ucząc się od Aten. Aktem tym zapisał się w historii światowej sztuki współczesnej. „Kryzys ekonomiczny, zadłużenia, rosnące fale uchodźców, radykalizm spowodował, że nie możemy komentować ani tłumaczyć świata tylko z perspektywy jednego miejsca…” – mówił na konferencji prasowej. Inspirująca, ośmiomilionowa grecka metropolia wywarła na mnie niezapomniane wrażenie. Już samo miasto nazwać można dziełem sztuki. Szymczyka zainteresował jednak wpływ urbanizacji na praktyki artystyczne. Dlatego też przeciwstawił spokojnemu, małemu, zasobnemu niemieckiemu Kassel, rozpędzone, chaotyczne, podupadłe Ateny. Realizując program dla Aten i Kassel wykonał więc podwójną robotę. Eksperyment ten kosztował Niemców trzydzieści siedem milionów euro. W Grecji Szymczyk współpracował z organizacjami państwowymi, dzięki temu wsparł finansowo zubożałe greckie muzea. Zorganizował czterdzieści miejsc prezentacji; główne wystawy odbywały się w Narodowym Muzeum Sztuki Współczesnej EMST, które dzięki documenta 14 zainicjowało swoją działalność, w Muzeum Benaki, w Konserwatorium, w Akademii Sztuk Pięknych, na Politechnice oraz w Bibliotece Miejskiej. Performansy pokazywano w Muzeum Archeologicznym, w Teatrze Narodowym, w parkach i na placach. Jednak nieprecyzyjne informacje, opublikowane w oficjalnych gazetkach i mapkach, polegające na podaniu nazw budynków bez dokładnego adresu, powodowały długie, męczące poszukiwania wybranego celu i wymagały pokonywania ogromnych odległości. Szkoda, że nie zadbano o szybkie połączenia bezproblemowo dowożące dziennikarzy i widzów do miejsc artystycznych wydarzeń. Ale może właśnie o to chodziło? By krytycy i odbiorcy odczuli, że nie wszędzie na świecie bywa komfortowo.
Na otwarcie documenta 14 w Atenach przybyło sześć tysięcy zainteresowanych z całego świata. Wydaje się natomiast, że publiczność grecką wydarzenie to mało obchodziło. Niektórzy podejrzewali nawet Szymczyka o wykorzystanie greckiego kryzysu do celów propaganowych oraz do „robienia kasy” na Grekach bez udziału artystów greckich. Przed Narodowym Muzeum Sztuki Współczesnej EMST dostrzegłam plakaty z napisami: „Documenta is the botox of capitalizm” (Documenta są botoksem kapitalizmu), „Our mission give the illusion of learning” (Nasza misja oferuje iluzję edukacji), „Should artists help the weapon dealers to increase the debts of the Greeks?” (Czy artyści powinni pomagać handlarzom broni w zwiększaniu długów Grecji?). Polityczny styl Szymczyka uważam za wykalkulowaną metodę opartą na kopiowaniu suchego, mało atrakcyjnego, pseudonaukowego języka wystawienniczego francuskiej kuratorki Cathrine David. Stwierdziłam, że zaproponowane przez Szymczyka prace mało satysfakcjonowały odbiorców, oczekujących prawdziwych konfrontacji z bieżącą problematyką świata. „The big lesson is that there are no lessons!” (Wielką lekcją jest to, że nie ma lekcji) pisała Kimberly Bradley w Artsy.net[1]. Amerykańska krytyczka miała rację, gdyż wybrana przez Szymczyka sztuka niczego nie tłumaczyła, ani niczego nie uczyła. Zdziwiło mnie także włączenie do dokumenta 14 socrealistycznego malarstwa albańskich artystów narodowych: Arbena Bashy, Spiro Kristo, Pandi Mele, Zefa Shoshi. Zastanawiałam się nad tym, jak ważny dla odbiorców sztuki współczesnej jest wpływ komunistycznej doktryny politycznej na sztuki piękne w Albanii?
Innym negatywnym doświadczeniem była instalacja malarska The Lust That Comes From Nothing. Hitler and the Homosexuals 1946-2001 (Żądza, która pochodzi z niczego. Hitler i homoseksualiści) amerykańskiego duetu pochodzenia żydowskiego, McDermott & McGough (pod tymi obrazami dostrzegłam podpis: Piotr Uklański i McDermott & McGough). Twórcy namalowali kilka portretów Hitlera z umieszczonymi nań datami egzekucji straconych w III Rzeszy homoseksualistów. Nie podobało mi się pretensjonalne wprowadzenie do tej prestiżowej wystawy wizerunku wielkiego zbrodniarza. Przypominanie postaci Hitlera na documenta 14 stanowi bardzo niebezpieczną grę, gdyż usprawiedliwia powielanie podobizny nazistowskiego wodza przez rasistów i neonazistów, a także przez nieświadomą historii młodzież. Piotr Uklański natomiast, przedstawiając instalację fotograficzną The Greek Way, opartą na ideologicznym filmie Olympia Leni Rifenstahl niczego nie odkrył. Tylko po raz kolejny uwypuklił wpływ kanonu greckiego na sztukę niemieckiej dyktatury z końca lat trzydziestych. Generalnie zauważyłam, że „ikonizację” idoli III Rzeszy najczęściej uprawiają artyści z Izraela i Polski, czyli przedstawiciele narodów najbardziej poszkodowanych podczas II wojny światowej. Dążą oni do zniwelowania wpojonego im, głęboko zakorzenionego kompleksu ofiary.
Podobne zjawisko przywoływała instalacja Live and Die as Eva Braun (1995–97) [Żyj i umieraj jako Eva Braun (1995–97)] autorstwa Roee Rosena z Izraela. Intencją artysty było wzbudzenie u odbiorcy próby identyfikacji z kochanką Hitlera. Roee Rosen udostępnił sześćdziesiąt sześć ciekawych wizualnie, czarno-białych rysunków z planszami zawierającymi długie, absurdalne opowiadania dotyczące ostatnich dni życia Evy Braun. Końcowa czarna plansza zawierała napisane białymi literami zdanie „Evo Braun skończysz w piekle…”. Nie widzę sensu przypominania postaci Evy Braun, a w pracy Rosena dostrzegłam raczej bezmyślność niż łamanie tabu. Nakręcone w obozie dla uchodźców w Calais czarno-białe wideo Artura Żmijewskiego, Dżungla nawiązywało do obrazów i scen z warszawskiego getta. Mężczyznom oznaczonym na plecach literą X Żmijewski wcisnął w dłonie miotły i wzorem Żydów z getta „zaprosił” do sprzątania ulic.
Sama historia sztuki jest w istocie greckim i niemieckim wynalazkiem. W osiemnastym wieku esteta pruski, Johann Joachim Winckelmann, po raz pierwszy uporządkował sztukę przeszłości stawiając Grecję na piedestale. Wywnioskowałam więc, że Niemcy nie tylko przyczynili się do usystematyzowania historii sztuki, ale również swoimi barbarzyńskimi czynami z czasów II wojny światowej wywarli nieodwracalny wpływ na pokolenia twórców oraz kuratorów z okupowanych niegdyś krajów. Dziś artyści z Izraela, Polski i innych państw Europy Wschodniej, tworząc sztukę za niemieckie pieniądze, dobrowolnie czerpią z ikonografii nazistowskiej. Niekiedy też włączają do kultury globalnej zrelatywizowane mity hitlerowskich oprawców. Ponadto, w moim odczuciu, w naiwnym przeglądzie dotyczącym wielkich wojen i rewolucji świata zabrakło polskiego akcentu z czasów zmiany systemu lat osiemdziesiątych.
Warto sprecyzować, że Szymczyk zaprosił stu sześćdziesięciu artystów. Przybliżył twórczość nieżyjących twórców polskich: Oskara Hansena, Krzysztofa Niemczyka, Erny Rosenstein, Władysława Strzemińskiego, Aliny Szapocznikow, Andrzeja Wróblewskiego, oraz żyjących, obarczonych wspomnianym „kompleksem nazizmu”, Piotra Uklańskiego i Artura Żmijewskiego. Poszukując nowych impulsów w sztukach wizualnych znalazłam w Konserwatorium instalację ze skór zwierzęcych Europe Everything 2017 (Wszystko Europa 2017), wykonaną przez Norwega Joara Nango. W przestrzeni otwartej wisiały między innymi suszone ryby, leżały rybie szkielety i ości. Prawdziwy szok dla mnie jako weganki i aktywistki ochrony środowiska – mam wrażenie, że była to praca symptomatyczna. Nawet jeśli Europa zbyt wolno wchodzi na drogę kultury wegańskiej, to documenta 14 wraz z zespołem utknęły gdzieś w świecie mięsożernych myśliwych. Performans Collective Exhibition for a Single Body (Kolektywna wystawa dla pojedynczego ciała) w choreografii Kostasa Tsioukasa w Muzeum Archeologicznym Piraeus był tylko słabą kopią improwizacji ze spektaklu Gala Jeroma Bela. Film Somniloquies (Okropności) Vérény Paravel i Luciena Casting Taylora oglądałam w tym roku w sekcji Forum podczas festiwalu Berlinale. Koncert Alvina Luciera I am Sitting in a Room (Siedzę w pokoju) również odbył się już w Berlinie w marcu tego roku na festiwalu muzyki awangardowej MärzMusik 2017. Podobnie jak film o Jonasie Mekasie w reżyserii Gordona Duglasa, I Had Nowhere to Go (Nie miałem dokąd pójść) miał swoją premierę w 2016 na festiwalu filmowym w Toronto. Sztuka feministyczna objawiła się w lekko wulgarnym wydaniu performansu Cuddling Athens (Wypieścić Ateny) Annie Sprinkle i Beth Stephens.Przemówiła do mnie natomiast instalacja One Room Apartment (Apartament jednopokojowy) Hiwy K. Był to usytuowany w podwórku Muzeum Benaki, odlany z betonu, surowy, mały, wyobcowany „apartament” emigranta.
W Narodowym Muzeum Sztuki Współczesnej EMST zachwycił mnie film Tripoli Cancelled nowojorczyka Naeem Mohaiemena. Samotny pilot spacerował po nieczynnym, zrujnowanym lotnisku Hellenikon w Atenach. Wszystko leżało w gruzach, a nostalgiczny pilot, siedząc we wraku helikoptera, bawił się sprzęgłem. Helikopter ów podobnie jak documenta 14 rozpadł się w Grecji.
2 comments
Brawo za trafne porównanie z Catherine David. Podpisuję się pod tym bez zastrzeżeń! Ciekaw jestem, jak długo jeszcze potrwa to ślizganie się po powierzchni wydarzeń i problemów. Dzięki za dobry tekst.
Wolno ale z pewnością nadbiega koniec lansowania sztuki politycznej co odważnie dowiodła Christine Macel kuratorka 57 Biennale w Wennecji
Comments are closed.