Letni sobotni wieczór w Kazimierzu Dolnym. Ospały tłum meandruje pomiędzy kawiarnianymi stolikami, omiatając wzrokiem pobliskie wzgórza i nabrzeża. Atmosfera sytej sielanki. Pewien dysonans wprowadza człowiek, robiący na rynkowym bruku gigantyczny napis wapnem. Litery nabierają wyrazistości z parominutowym opóźnieniem, co dodatkowo zaciekawia przechodniów, próbujących odgadywać kolejne frazy. Ten napis to rodzaj auto/pomnika: „W tym miejscu Sławomir Marzec 40 lat temu po raz pierwszy publicznie zaistniał jako artysta rysując portrety. Od tego momentu nieustannie wymyka się, ucieka przed schematami, zwątpieniami, przed komercjalizacją, jednostronnym radykalizmem, przed ekspertami artworld, polityką…”. Napis powstaje przez prawie godzinę. W pewnym momencie artysta przerywa, po słowie „(…) przed samozadowoleniem”. Wchodzi do pobliskiego budynku SARP-u. Po chwili weekendową atmosferę miasteczka zaburza dochodzący stamtąd potworny brzęk tłuczonego szkła. Krzyki. Odgłosy bieganiny i bijatyki. Strzały. Tłum przechodniów zamiera. Uspokojenie przynosi dopiero warkot bombardującego samolotu i ryki lwa. Coraz więcej osób uświadamia sobie, że słyszy dźwiękowe „sample”, z jakich budowane są nasze reklamy, filmy, czyli mass medialne życie publiczne. Przerywane są one ponawianym pytaniem artysty: „ale co ze sztuką?!”. Pytanie staje się coraz bardziej dramatyczne i coraz głośniejsze. Po chwili z okna nad wejściem, przez które płyną dźwięki, wyrzucona zostaje duża lina. Artysta ucieka po niej. Pędem biegnie, by dokończyć napis: „od tej pory ucieka przed schematami (…) i samozadowoleniem”. Dopisuje: „i przed oczekiwaniami publiczności”. Odrzuca pędzel, wylewa na napis wiadro z wodą i ucieka, roztrącając gapiów. Poinstruowani wcześniej znajomi podnoszą krzyk: „ucieka!. Artysta znów ucieka! Gonić artystę!”. Tłumek rusza za nimi. Wszyscy docierają do Muzeum w Kamienicy Celejowskiej, gdzie następuje… wernisaż wystawy Sławomira Marca. Ucieczka nie do końca dokonana, tylko symulowana, symboliczna? Te pytania są ważne w tym kontekście, bo artysta jest znanym, wieloletnim i dociekliwym krytykiem instytucjonalnego artworld. Na wernisażu był on dość krótko, pobiegł dalej. Do ambulatorium, opatrywać poranione podczas ucieczki dłonie. Ale już po dwóch tygodniach bandaże zdjęto.
Na wystawie zaprezentowanych zostało kilka cykli prac. Przede wszystkim Obrazy użytkowe, wykorzystujące wiedzę różnych kultur na temat magicznych i terapeutycznych mocy koloru. Marzec tworzy zagadkowe monochromatyczne obrazy/obiekty opatrzone łacińską inskrypcją, wyjaśniającą „zastosowanie” danego dzieła. Obraz na uspokojenie, Obraz na poprawę pamięci, ale i Obraz przeciw korkom ulicznym, Obraz przeciwko rdzawieniu duszy, Obraz na ostateczną elegancję. Jak sam twierdzi, ich działanie nadal pozostaje w kwestii „obserwacji”, ważniejsza jest uwaga, że uprawiamy dziś magię, w którą już nawet nie wierzymy. Jak bowiem inaczej określić te wszystkie PR-y, marketingi i performatywne symulacje? Istotna jest tu również moc krytyczna tych obrazów. Jeśli bowiem nie działają, to znaczy, że utraciliśmy więź z naszą pierwotną naturą. Jeśli działają, to też źle, bo okazuje się, ż niepotrzebnie rozwijaliśmy cywilizację opartą na dewastacji środowiska, podczas gdy trzeba było rozwijając magię. Źle jest także, gdy obrazy te czasami działają, a czasami nie, bo to by dowodziło, że świat jest przypadkowy.
Na wystawie ponadto są cykle grafik komputerowych, w tym Siedem dni, które powstały z setek fragmentów różnych zdjęć iluzyjnie łączonych w paradoksalną tkankę zdarzeń. Cykl Rysunki – budowane z czarno/biało/szarych migotliwości. A też wypukło/wklęsłych reliefów i linii werniksu, które zależnie od pozycji widza pojawiają się lub znikają. Lśnią lub ciemnieją. Poza tym cykl Szkice nożem, gdzie formy ludzkich sylwet wydrapywane są na bieli podłoża. Albo też tworzone są nawarstwieniami matowych, lśniący lub transparentnych bieli. Takie balansujące na granicy widzialności „figuracje” dopełniane są tytułami. Jak autor twierdzi, chodzi raczej o problematyzowanie nieadekwatności między obrazem i tytułem. Dla pewności tytułów pisanych bezpośrednio na rysunku jest od razu często trzy – to różnojęzyczne tytuły internetowych newsów.
Ale to „nie wszystko”. W kilkunastu miejscach, w kawiarniach, hotelach, pensjonatach pojawiły się mniejsze obrazy z cyklu Obrazy użytkowe. Nierzadko pomiędzy kazimierskimi pejzażykami i kwiatami. Zaangażowana awangarda stara się udawać kolorowe monidła. To kolejna forma „sztuki jako ucieczki” ze zinstytucjonalizowanego artworld.