Wielka wystawa polskiej fotografii i związanych z nią tzw. nowych mediów z okresu od lat czterdziestych do siedemdziesiątych niesie ze sobą kilka poważnych kwestii problemowych. Pierwsza z nich to historia tych mediów oraz jej obraz, jaki prezentuje wystawa; druga – kształt zbiorów z tej dziedziny we wrocławskim Muzeum Narodowym, gdyż wystawiane dzieła pochodzą niemal wyłącznie z tej kolekcji; trzecia – sprawy terminologiczne, dotyczące zarówno tytułowego określenia „nowe media”, jak i paru innych pojęć oraz wywołanych przez nie zagadnień teoretycznych.
Wyrażenie nowe media funkcjonuje w powszechnym użyciu od kilkudziesięciu lat – pisze Magdalena Szpunar w „Studiach Medioznawczych” – (…) Warto zauważyć, iż w teorii mediów nie ma jednoznacznego stanowiska co do tego, czym są nowe media. Z jednej strony uważa się, iż wyznacznikiem powstania nowych mediów jest telewizja, a one same są technikami pozyskiwania, przetwarzania i transmisji danych wprowadzonymi do obiegu później niż telewizja tradycyjna. Z drugiej mówi się, że przy próbach klasyfikowania nowych mediów należy stosować kryterium nośnika i interaktywności, ze wskazaniem, iż nowe media pozwalają na pełniejsze i nietradycyjne, tj. wymagające aktywnego udziału odbiorcy, wykorzystanie urządzeń elektronicznych. W takim więc rozumieniu całkowicie nowymi technologiami będą jedynie Internet i komputery, z wyłączeniem z tej klasyfikacji telewizji[1].
No właśnie. W tytule omawianej wystawy termin „nowe media” użyty jest jeszcze w innym znaczeniu: takim, jakie przyjęło się na terenie sztuki, a konkretnie – w sztukach wizualnych. Wyraźnie zresztą wskazuje na takie skonkretyzowanie znaczeniowe podtytuł wystawy: Nowe zjawiska w sztuce polskiej w latach 1945–1981. Odnosi się on tutaj do mediów o charakterze mechanicznym (w odróżnieniu od tradycyjnych technik manualnych, jak malarstwo czy rzeźba), które zaczęły pojawiać się od czwartej dekady XIX wieku (fotografia) aż do czasów obecnych, czyli obejmuje – oprócz fotografii – film, wideo i wszelkie działania w technice cyfrowej. Żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, na uczelniach artystycznych już samo słowo „media” wywołuje konotację „nowych mediów” i w różnych wersjach („intermedia”, „sztuka mediów”, „multimedia”) oznacza niedawno powstałe nowe kierunki studiów, czyli nowe dziedziny sztuk wizualnych. Tymczasem w ostatnich dwóch, mniej więcej, dziesięcioleciach „nowe media” tak zdominowały obszar sztuki współczesnej, że stosowane są we wszystkich jej dziedzinach, a szczególnie w najnowszych, jak instalacja czy performans. Jak więc można porozumieć się, kiedy terminu „nowe media” w innym zupełnie znaczeniu używa medioznawca, a w innym – artysta czy krytyk sztuki, a także, kiedy na samym terenie działań artystycznych nie bardzo wiadomo, o czym mowa: o technice czy o dziedzinie sztuki?
To pytanie wiąże się zresztą z bardzo newralgicznym problemem, który powstał już pod koniec XIX wieku, szybko po upowszechnieniu się fotografii: czy sztuka jest jedna i właśnie zyskała nową technikę, czy też fotografia, z racji nowych, mechanicznych możliwości tworzenia obrazu, jest odrębną dziedziną w kulturze, która może, ale nie musi, łączyć się ze sztuką? Odmienne odpowiedzi na to pytanie podzieliły posługujących się tym nowym wówczas (dziś już niemal 180-letnim) medium na dwa odrębne obozy: artystów różnych dziedzin, sięgających okazjonalnie do tej techniki, oraz fotografów zajmujących się zasadniczo obrazowaniem dokumentalnym, którzy sądzili, że fotografia wcale nie musi być sztuką, aby była wielkim dziełem – ale w swojej własnej dziedzinie. Tak właśnie podchodził do tego nowego medium Albert Renger-Patzsch, fotograf nurtu „nowej rzeczowości” w latach dwudziestych, apelując: Pozwólcie nam pozostawić sztukę artystom i używać medium fotografii do tworzenia zdjęć, które przetrwają z powodu swoich wartości fotograficznych. A jednak, co znamienne, jego dzieła przeszły do historii sztuki – rozszerzającej w XX wieku swoje granice…
Zatem mówiąc nawet o takim „starym nowym medium”, jakim jest fotografia, nie zawsze wiemy, czy chodzi o technikę w sztuce, czy o nową dziedzinę kultury – a może nową dziedzinę sztuki? Zamęt pogłębia się, kiedy dochodzą nowsze od fotografii „nowe media”.
Co więc zostało pokazane na wystawie Nowe horyzonty w nowych mediach. Zjawiska sztuki polskiej w latach 1945–1981? Niemal wyłącznie fotografia, i to powstała „analogowo”, czyli w technice negatywowo-pozytywowej, czarno-biała, kopiowana na papierze światłoczułym, a także nieliczne filmy, również wykonane na celuloidowej taśmie, a obecnie skopiowane na nośniki cyfrowe. Zbiory Działu Fotografii Muzeum Narodowego we Wrocławiu, kompletowane od ponad już czterdziestu lat przez kustosza Adama Sobotę, zawierają ponad dziesięć tysięcy obiektów, które starannie spisane zostały w wydanym w 2007 roku obszernym katalogu. Na wystawie, w imponujących wnętrzach pawilonu Czterech Kopuł, pokazane zostało 156 prac, a więc niewielki fragment zbiorów, wyselekcjonowanych na ekspozycję zarówno ze względu na reprezentatywność dla kolejnych okresów historycznych, dla różnych estetyk, jak i ze względu na nowatorstwo oraz wizualną atrakcyjność konkretnych dzieł. Co ważne, solidny objętościowo i ciekawie zaprojektowany katalog nie dokumentuje charakteru wystawy, ale stanowi jej naukowe uzupełnienie. Jest to przejrzyście ułożone, według chronologicznie podanych rozdziałów, wielkie kompendium wiedzy o przemianach tematyki i estetyki, istotnych wystawach, czasopismach, grupach twórczych i poszczególnych fotografach.
Tytułowe „zjawiska” są więc bardziej widoczne w książce niż na wystawie, prezentującej ciągłą narrację chronologiczną, w ramach której przeplatają się prace ściśle dokumentalne z dokumentem metaforycznym i dziełami już ściśle kreacyjnymi. Taka koncepcja pozwala dobrze poczuć „ducha czasu”, zauważyć, w jakich warunkach społecznych, zrelacjonowanych przez fotografie dokumentalne, tworzyli fotografowie, którzy poszukiwali nowych form wyrazu dla swoich autorskich wypowiedzi w ramach sztuki. Klimat epoki podkreślają jeszcze projekcje (na małych ekranach telewizyjnych) oficjalnych kronik filmowych – co bardzo może być pomocne w zrozumieniu kontekstu, szczególnie dla młodych widzów.
Spośród zdjęć najlepszych polskich reporterów wybrane zostały te, które dokumentowały prawdziwe życie w ówczesnej Polsce. Powojenne ruiny na często publikowanych fotografiach Leonarda Sempolińskiego czy Krystyny Gorazdowskiej sąsiadują ze znakomitym zdjęciem Adama Śmietańskiego, znacznie mniej znanego fotografa, pokazującym warunki podróży w pociągach wiozących uchodźców zza Buga na Ziemie Odzyskane. Poszczególne tematy (ruiny, osadnicy, Nowa Huta, pogrzeb Bieruta) pokazane są jednak, jak wyraził się na otwarciu wystawy kurator Adam Sobota, na zasadzie „czubka góry lodowej”, czyli zasygnalizowane pojedynczymi zdjęciami. To o wiele za mało, żeby temat dobrze wybrzmiał, więc wielokrotnie czułam w trakcie oglądania wystawy rozczarowanie, że nie mam możliwości obejrzenia szerszego zestawu fotografii danego autora na konkretny temat. Może jednak warto było zrobić ostrzejszą selekcję eksponatów na rzecz uwydatnienia pewnych tematów czy bardziej wyczerpującej prezentacji jednego autora?
- M. Szpunar, „Studia medioznawcze”, Czym są nowe media – próba konceptualizacji, nr 4/35, 2008.↵