Grecy byli pierwsi i to oni założyli Miasto. Przybyli znad Morza Egejskiego. Nazwali nową kolonię Bizancjum na cześć swego przywódcy Byzasa. Był VII wiek p. n. e. Kolejne pokolenia zamieszkałych w nim Greków nie nazywały jednak siebie Bizantyjczykami (określenie to wprowadzono dopiero w 1794 roku), uważając się za spadkobierców cywilizacji greckiej i rzymskiej. To w języku nowogreckim szukać należy genezy obecnej nazwy Stambułu. Miała ona powstać z określenia is – tam – bóli (do miasta) gdyż właśnie tak – Miastem – etniczni Grecy nazywali obszar dzisiejszego Istambułu.
W IV wieku n. e. za czasów cesarza Konstantyna I Wielkiego nazywano je Nowym Rzymem. Później mimo zdobycia miasta przez Osmanów (podbój przez Mehmeda II Zdobywcę w 1453 roku) funkcjonowała nazwa grecka Konstantinoupolis, Żydzi zaczęli nazywać je Kuszta, Ormianie sprowadzili ją do Bolis, Słowianie zaś mówili o Carogrodzie.
Charles King autor książki o współczesnym Stambule próbuje prześledzić sto ostatnich lat historii miasta nad Bosforem, historii nierozerwalnie związanej z dziejami dwudziestowiecznej Turcji. Przypomina z niej szereg wątków, lecz niezbyt dokładnie trzyma się chronologii. Jednak dzięki przyjętej kompozycji utrzymuje spójność wywodu. Osią swych rozważań czyni bowiem historię najbardziej znanego legendarnego hotelu Pera Palace zlokalizowanego w starym Stambule. Był miejscem bardzo wielu ważnych spotkań, rezydowali w nim zarówno podróżnicy jak i agenci obcych wywiadów, po wybuchu rewolucji bolszewickiej przyjmował rosyjskich uchodźców. Usytuowany w bliskim sąsiedztwie ambasad zachodnich państw był świadkiem przełomowych wydarzeń w nowożytnej historii miasta.
A ono samo zrodziło się z wielkiego bogactwa narodów i kultur. Po Bizantyńczykach przyszli Osmanowie potomkowie tureckich plemion z Azji Środkowej przemieszczających się ku północy w kolejnych falach migracyjnych. Jak pisze King stanowili mieszaninę nomadów, wojowników, konwertytów i tubylców, których jednoczyła lojalność wobec sułtana najwyższego władcy Osmanów. „Grecki przewoźnik morski, żydowski handlarz tkanin, arabski poławiacz pereł, kurdyjski właściciel karawany czy ormiański bankier dla każdego z nich było miejsce w osmańskim imperium pod warunkiem, że uzna zwierzchnią władzę sułtana”. Przez pięćset lat swego trwania wykształciło ono system tak zwanych. milletów czyli gmin wyznaniowych, który pozwalał zarządzać wielkim, zróżnicowanym narodowościowo terytorium. Formalnie przywódcy poszczególnych wyznań podlegali sułtanowi, lecz praktycznie uznawał on ich lokalne przywództwo a oni byli pośrednikami między nim a członkami wspólnoty. Gminy cieszyły się autonomią w różnych sferach życia prawnego, społecznego i gospodarczego, między innymi takich jak prawo religijne, porządek publiczny, zawieranie umów. Ich życie koncentrowało się w poszczególnych dzielnicach zwanych mahalle. Choć przestrzegano granic „swego” terytorium, poszczególne mniejszości nie izolowały się od siebie, istniał między nimi naturalny przepływ, kontakty handlowe, przenikały obyczaje. Duchowość stambulskich Żydów na przykład aż do 1492 roku kształtowała się w wielowiekowej koegzystencji z prawosławiem. Aż do wielkiego exodusu Żydów sefardyjskich z Hiszpanii posługiwali się oni językiem greckim.
Jednak na początku XX wieku czasy świetności imperium miało już za sobą. Ruchy odśrodkowe w podbitych krajach zwłaszcza na Bałkanach i w Grecji nabrały tempa; rozwój tendencji nacjonalistycznych z jednej strony z drugiej zaś fala rewolucyjna, która objęła imperium Romanowych w połączeniu z przyspieszonym rozwojem cywilizacyjnym Europy stanowiły dla tak zwanego ruchu młodotureckiego swoiste wyzwanie. Jego przedstawiciele wywodzący się z liberalnych Salonik należeli do nowego pokolenia tureckich oficerów świadomych przepaści jaka dzieli imperium od wielkich mocarstw. Już w 1908 roku przeprowadzili pierwszą próbę zmian.
W wyniku zawiązanego przez nich spisku sułtan Abdülhamid ustanowił monarchię konstytucyjną i przywrócił rozwiązany parlament krajowy. Udało im się obronić przed kontrrewolucyjnym zamachem stanu, a sami objęli władzę w najważniejszych ministerstwach i rządowych departamentach. Jednak wewnętrzne niepokoje w Stambule sprzyjały przechwytywaniu ziem imperium przez inne kraje – Austro-Węgry zaanektowały Bośnię i Hercegowinę, Włochy zajęły tereny dzisiejszej Libii. Wojny bałkańskie (rok 1912 i 1913) przyniosły wolność Albanii oderwały również od imperium Macedonię i Kretę. Wcześniej ogłosiła niepodległość Bułgaria.
Reformatorzy z roku 1908 chcieli uratować osmańskie imperium przed nim samym, dekadę później nacjonaliści na czele z Mustafem Kemalem mieli większe ambicje: dążyli do zbudowania nowoczesnego państwa laickiego. W tym celu należało stworzyć naród turecki a państwo oprzeć na nowym ustroju rozdzielającym władzę religijną od świeckiej. Były to cele rewolucyjne nie łatwe do wcielenia w życie. Wystarczy wspomnieć, że w elitarnych warstwach społeczeństwa osmańskiego wyraz „Turek” był synonimem ciemnych, koczowniczych chłopów zamieszkujących zacofane zakątki Anatolii. Ofensywa propagandowa nowego państwa wiążąc to słowo z tożsamością narodową i przekreślając jego dawne, pejoratywne konotacje zdołała nadać mu wysoką rangę.
Zanim jednak to miało nadejść Imperium Osmańskie ponosiło skutki zaangażowania się w I wojnę światową po stronie Niemiec. W efekcie w latach 1918-1920 Stambuł okupowały wojska alianckie. Do terytoriów objętych władzą Osmanów zgłaszały pretensje Anglia, Francja, Grecja i Włochy. Nowo powstające państwo musiało bronić swej niepodległości. Dzięki zdolnościom organizacyjnym oficer turecki Mustafa Kemal pochodzący również jak inicjatorzy ruchu nowo tureckiego z Salonik doprowadził jako inspektor tureckich sił zbrojnych we wschodniej Anatolii do reaktywowania armii. Stanął na czele ruchu oporu przeciw obecności obcych wojsk w Stambule. Równocześnie zwycięstwa na froncie walki z Grecją utorowały mu nie tylko drogę do funkcji głównodowodzącego, ale w niedalekiej przyszłości także do stanowiska prezydenta.
Pokonanie Grecji oraz opuszczenie miasta przez aliantów ułatwiło nacjonalistom tureckim objęcie władzy. Zniesienie sułtanatu w 1922 roku zmusiło ostatniego władcę z rodu Osmanów Mehmeda VI do ucieczki. Ale kalifat trwa jeszcze przez dwa lata (piastowany prze Abdülmecida), bo dopiero w 1924 roku decyzją Wielkiego Zgromadzenia Narodowego ten religijny urząd przestał istnieć.
Z chaosu i zawirowań I wojny światowej wyłoniło się państwo terytorialnie uszczuplone, lecz otwierając zupełnie nowy rozdział w swej historii. Miało być oparte na idei republiki parlamentarnej. Wprowadzono wzorowany na szwajcarskim kodeks prawa cywilnego, który ujednolicał dotychczasowy system prawny będący wypadkową islamskiego szariatu, kanonu chrześcijańskiego, przykazań rabinicznych i plemiennych praw zwyczajowych. W miejsce alfabetu arabskiego wprowadzono łaciński. W 1926 roku parlament uchwala równość kobiet i mężczyzn wobec prawa. Za zmianami ustrojowymi szły także zmiany obyczajowe dekretowane przez państwo. Obowiązującym męskim nakryciem głowy miał stać się kapelusz zamiast filcowego fezu, zezwolono na publiczne picie alkoholu, ale zabroniono poruszania się po ulicach wozami zaprzęgniętymi w bawoły.
Jednak podstawowym celem było zbudowanie tureckiego narodu. Starano się poszerzyć to pojęcie. Za tubylców uznano wszystkich muzułmanów, których przodkowie przybyli nie tylko z Anatolii, lecz także z Kaukazu, Albanii, Bułgarii, Krymu, Grecji i innych rubieży dawnego imperium Wszyscy oni mogli uczestniczyć w państwowotwórczym procesie przez deklaracją wiary w nowy nacjonalizm. Konstytucja uznawała za Turków wszystkich obywateli niezależnie od wyznania czy pochodzenia. By obudzić poczucie narodowej tożsamości należało – jak pisze trafnie King – „uruchomić jednostkową i zbiorową wyobraźnię”. Bowiem – jak już wspomniałam – w czasach osmańskich pojęcie „Turek” było określeniem społecznych nizin. Muzułmanin i poddany sułtana – tak, ale nie „Turek”. Budowanie narodowej tożsamości wsparte zostało koncepcją pisarza Ziyi Gokalpa ideologa tureckiego nacjonalizmu, ale także wielkim autorytetem samego Mustafy Kemala (Atatürka), którego sentencja szczęśliwy ten, kto może powiedzieć jestem Turkiem trafiła najbardziej do owej zbiorowej wyobraźni i nią zawładnęła.
„Tureckość – pisze King – stała się nie tylko tożsamością, lecz sposobem bycia, niematerialną częścią narodu. Zajęła miejsce sułtana”. Można ją było łatwo sprofanować przywdziewając niewłaściwy strój czy pisząc niewłaściwy artykuł i zostać za to ukaranym.
Turcja dążyła do nowoczesności, dokonała rozdziału władzy świeckiej i religijnej, oficjalna ideologia czerpiąca z francuskiej idei republikańskiej głosiła poza nacjonalizmem i etatyzmem rządy ludu. Jednak w praktyce Republikańska Partia Ludowa była przez długie lata jedynym legalnie działającym ugrupowaniem. Kemal, którego uznano za niekwestionowanego przywódcę został otoczony kultem. Każdorazowo gdy przybywał do Stambułu ulice dekorowano flagami, jego wjazdowi towarzyszyli zaproszeni goście i dygnitarze. King słusznie zauważa, że był to rodzaj świeckiego odpowiednika, który zastąpił cotygodniową procesję sułtana do meczetu. Rytuały świeckie zdawały się zastępować odesłane do lamusa rytuały religijne. Było także więcej podobieństw między kemalizmem a bolszewizmem takie jak kluczowa rola państwa w przemianach gospodarczych i społecznych, dekretowanie zmian obyczajowych, fasadowa rola parlamentu i kult jednostki. Przyjęta w 1925 roku ustawa o utrzymaniu porządku publicznego ułatwiała rozprawianie się z opozycją. Na jej mocy działaly trybunały niepodległościowe.Nie dochodziło do tak wielkich czystek, jakie miały miejsce w Związku Radzieckim w drugiej połowie lat trzydziestych, lecz w latach dwudziestych działały w Turcji trybunały niepodległości. Aresztowały one siedem tysięcy osób a siedemset z nich skazały na śmierć. Brutalnie tłumiono wystąpienia Kurdów, przeciwnych laickości państwa i zniesieniu tradycyjnych przywilejów religijnych. Młode państwo dopuściło się także eksterminacji Ormian związanych od setek lat z imperium. Budzące się wśród nich poczucie tożsamości narodowej i dążenie do utworzenia we wschodniej Anatolii odrębnego państwa zbiegło się z walką Turcji o niepodległość i utrzymaniem spoistości terytorium. Podejrzewani o sprzyjanie alianckiej okupacji stali się obiektem etnicznych czystek. Na mocy porozumienia kończącego wojnę z Grecją pozbyto się także stambulskich Greków nakazując im opuszczenie miasta. W trudnym czasie I wojny światowej pogromy dosięgnęły także Żydów – poza Grekami i Ormianami trzeciej bardzo ważnej społeczności stambulskiej żyjącej w mieście od czasów Bizancjum. Właśnie te trzy mniejszości, które tworzyły przez wiele wieków zręby stambulskiej gospodarki i kultury zostały z niej wykluczone.
Jak trafnie określa to King, Stambuł w osmańskich czasach stanowił swoisty archipelag odrębnych dzielnic z częściowo samowystarczalną gospodarką i stylem życia. Mahalle zachowywały odrębność religijną, lecz równocześnie wciągały muzułmanów i niemuzułmanów do sieci wzajemnej pomocy i zależności. Jednak miasto nie zasklepiało się w sobie, wciąż gościło przybyszów z całej Europy, nie mogło pozostać zupełnie obojętne na ich kulturę i obyczaje, było bardziej niż inne regiony imperium otwarte na zmiany. U jego schyłku zaczęły one także dotyczyć społecznej pozycji kobiet. Według źródeł, w których czerpał autor na przełomie XIX i XX wieku mieszkanki Stambułu w porównaniu z innymi częściami państwa Osmanów cieszyły się dużą swobodą obyczajową – później wychodziły za mąż, częściej się rozwodziły, pracowały zawodowo zwłaszcza w handlu. Na początku XX wieku kształtowała się ich świadomość społeczna, zakładały liberalne, reformatorskie organizacje. Liderkami emancypacyjnych działań były wykształcone muzułmanki z wyższych warstw. Stawiały one sobie za cel umożliwienie kobietom edukacji, która pozwoliłaby im aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym.
Historia jednej z nich – Halide Edip – splata się ściśle z burzliwymi przemianami. Pochodziła ona z zamożnej, cieszącej się prestiżem rodziny tureckiej. Jej ojciec Edip Bey był doradcą sułtana Abdülhamüida II, a równocześnie wielkim admiratorem kultury angielskiej. Wielka Brytania była dla niego ucieleśnieniem wartości oświecenia i nowoczesności. Starał się wychować swe dzieci w tym duchu. Halide Edip ukończyła amerykańską stambulską szkołę dla dziewcząt (American College for Girls) z wykładowym językiem angielskim – była jej pierwszą muzułmańską absolwentką. Ale już wcześniej poznała język Szekspira czytając książki podsuwanej jej przez przyjaciela ojca brytyjskiego admirała Henry’ego Felika Woodsa.
Włączyła się aktywnie w ruch młodoturecki, pracowała w wydawanych przez ten ruch dzienniku Tanina (Echo), prowadziła działalność popularyzatorską wśród kobiet. Rozpoczęła także karierę pisarską. Przez jakiś czas łudziła się, podobnie jak przywódcy ruchu młodotureckiego, że przez unowocześnienie imperium można mu będzie nadać nowy impet, że stanie się ono miejscem do życia dla wielu ludzi niezależnie od wyznania. Gdy okazało się to niemożliwe i zagrożona została niepodległość znalazła się w szeregach wojsk Mustafy Kemala. Założyła wraz z Yunusem Nadim pisarzem i wydawcą Anatolijską Agencję Prasową. Jednak rozczarowana do sposobu, w jaki Mustafa Kemal wprowadzał w życie „republikańskie” wartości znalazła się wkrótce wśród jego oponentów i musiała wraz z drugim mężem lekarzem Abdülhakiem Adnanem na długie lata opuścić Turcję. Jej nacjonalizm miał jak pisze King kosmopolityczne zabarwienie i nie po drodze jej było z przywódcą narodu. Mogła powrócić do ojczyzny dopiero po jego śmierci w 1938 roku. Jako pierwsza kobieta w historii uczelni objęła wtedy katedrę na wydziale anglistyki Uniwersytetu Stambulskiego.
Rząd Kemala już w latach dwudziestych po proklamowaniu republiki w 1923 roku zmienił prawną sytuację kobiet. Zniesiono poligamię, kobiety zyskały na równi z mężczyznami prawo do dziedziczenia i do rozwodu, a publiczne zaczepki zostały uznane za przestępstwo. Przed kobietami otwarto także przestrzeń aktywności politycznej. W 1930 roku mogły brać udział w wyborach do władz miejskich, a w cztery lata później do Wielkiego Zgromadzenia Narodowego. O tym, że były gotowe do nowych ról świadczy fakt, że wkrótce osiemnaście z nich znalazło się w parlamencie – dwa razy więcej niż w ówczesnym Kongresie USA.
W kuriozalny sposób pojmował zbliżenie Turcji do kultury Zachodu wydawca i przedsiębiorca prasowy Ynus Nadi.Zgodne z kemalowską doktryną, optował za modernizacją kraju i jego okcydentalizacją. „Nasze życie opierało się na na wschodnich zasadach. Dziś obracamy je na nice” – pisał na łamach swej gazety i Uznał więc, że Turcja powinna – wzorem krajów europejskich – zorganizować konkurs piękności. Uważał działania na rzecz tego przedsięwzięcia za wyraz patriotyzmu. Przewidywał także zwycięstwo Turczynki w konkursach międzynarodowych. Jednak przyszło na nie czekać dość długo. Dopiero w 1932 roku Miss Universum została jego rodaczka Keriman Halis. Pochodziła z rodziny o wysokich koneksjach. Jej dziadek był generałem sułtańskiej armii, ojciec znanym przedsiębiorcą. Otrzymała świetne wykształcenie. Mówiła płynnie po francusku, w ojczystym domu odwiedzanym przez pisarzy i artystów nabyła nabrała zamiłowania do sztuki i literatury. Jej zwycięstwo w belgijskim Spa zostało wykorzystane propagandowo. Przyniosło rozgłos krajowi. Ona sama odbyła szereg oficjalnych wizyt w Belgii, Paryżu, Berlinie. Odwiedziła Kair a nawet Ateny. Wszędzie przyjmowana z honorami stała się znakiem firmowy nowoczesnej Turcji. Jej dalsze życie było ciągiem obrazków z dydaktycznej czytanki. Po triumfalnym powrocie do kraju wyszła za mąż, założyła rodzinę i jak pisze King stała się „ucieleśnieniem kemalowskiej cnoty”. W dwa lata po jej zwycięstwie Kemal Mustafa nadał jej nazwisko Ece (Królowa) – właśnie w 1934 roku wszedł obowiązek posiadania nazwisk.
Losy tych dwóch kobiet – emancypantki Halide Edip i królowej Keriman Halis – ilustrowały złożoność i niejednoznaczność tureckich przemian.
Ich paradoksalny rys objawił się także w losach Hagii Sophii. W 1931 roku Rada Ministrów wyraziła zgodę na prace rewitalizacyjne w wielkiej świątyni, do których przygotowywał się Instytut Bizantyński Thomasa Whittemore’a. Chodziło o restaurację bizantyńskich mozaik – najwspanialszego świadectwa wschodniego chrześcijaństwa a tym samym o potężny dowód wielowiekowej greckiej obecności w Stambule. Jednak właśnie przyzwolenie na to miało służyć jako dowód otwarcia Turcji, miało potwierdzać świecki charakter państwa i zachodni kierunek przemian. Świątynia podobnie jak pałac Topkapi i wielki meczet Sultanahmet miały stać się wkrótce muzeum dostępnym dla zwiedzających.
Prace wymagające niezwykłej precyzji i umiejętności odsłaniały niesamowite bogactwo. Nie chodziło wyłącznie o złote tło monumentalnej kompozycji, lecz o mistrzowską technikę umieszczania cząsteczek szkła i ceramiki. Zostały one mocowane w taki sposób, by „zamieniać złote tło, aureole a nawet oczy świętych w setki pojedynczych zwierciadełek odbijających światło świec i słońca.(…) Efekt rozwibrowania został spotęgowany przez ozdobienie kostek złotem płatkowym i ułożeniem ich w rybią łuskę, dzięki czemu tło lśniło i migotało”.
Oczom zaangażowanych przy pracach specjalistów ukazała się jedna z najbardziej kanoniczych scen greckiego prawosławia zwana Deesis przedstawiającą Chrystusa w towarzystwie Matki Boskiej i Jana Chrzciciela. Autor sugeruje, że sposób usytuowania postaci jest znakiem, że jeszcze w II połowie XIII wieku, w czasach powstawania mozaiki Wschodnie i Zachodnie odłamy chrześcijaństwa więcej łączyło niż dzieliło.
Prace trwające cztery lata wzbudziły ogromne zainteresowanie na całym świecie. Ich inicjator Thomas Whittemore zlecił ich skopiowanie. Była to praca nie mniej skomplikowana niż samo odsłonięcie i zabezpieczenie bizantyńskiego dzieła. Od 1944 roku można je oglądać w takiej skopiowanej wersji w nowojorskim Metropolitan Museum of Art.
***
Książka Charlesa Kinga ma charakter eseju wzmocnionego obszerną bibliografią, przypisami i indeksem. Wśród przywoływanych autorów poza badaczami angielskimi i amerykańskimi jest także dużo źródeł tureckich. Pomocny w lekturze jest kalendarz wydarzeń historycznych, który sytuuje losy Stambułu w trwających ponad dwa tysiące lat dziejach. Dla czytelnika europejskiego szczególnie ważny i ciekawy jest rodzaj nie dużego słownika objaśniającego podstawowe pojęcia dotyczące kultury, obyczajowości i religii muzułmańskiej. Ale to naukowe oprzyrządowanie nie powinno nas zwieść.
Narracja Kinga jest sentymentalna. Przywoływane wydarzenia, znaczące historię miasta, oplata wokół hotelu, który stał się stambulską ikoną. Po czasach świetności Pera Palace przechodził gorsze okresy, włącznie z wybuchem bombowego ładunku, który dokonał potężnych zniszczeń. Hotel podupadał, a potem znowu się odradzał zupełnie jak miasto, do którego przynależał. Przetrzymał pożary dzielnicy i okres jej modernizacji. Autor pociesza się, że dzięki nowym właścicielom z Dubaju odzyskał dawną pozycję. Jednak na jego aurę, jak i na aurę całego miasta składała się ludzka mozaika – nie mniej fascynująca i bogata, jak ta w Hagia Sophia. Zastąpiła ją już inna społeczność, mająca inne cele i nadzieje. Czy legendarny hotel będący jej cząstką jest w stanie przechować pamięć o dawnym, starym Stambule?