W przypadku tegorocznego TIFF Festivalu śmiało można mówić o kryzysie – finansowym, który organizatorzy przekuli w sukces. Budżet tego wrocławskiego wydarzenia wyniósł trzy razy mniej niż w przypadku zeszłorocznej edycji odbywającej się w czasie, kiedy miasto nosiło miano Europejskiej Stolicy Kultury. Rok 2016 się skończył, a wraz z nim napływ dodatkowej gotówki, którą twórcy TIFF Festivalu w tej edycji zastąpili „zasobami” – materialnymi i ludzkimi, „rozpoznanymi” i „pozyskanymi” – mianując je równocześnie tematem przewodnim festiwalu.
Najpierw był kryzys czy zasoby? Odpowiedzi na to pytanie możemy szukać w działaniach festiwalu: mimo ograniczonego budżetu udało się utrzymać założony trzyczęściowy program, który obejmował aż dziewięć wystaw oraz liczne wydarzenia towarzyszące. Wszystkie działania połączyła idea korzystania z zasobów i monitorowania ich zużycia za pomocą diagramów umieszczonych przed wejściem na ekspozycje. Organizatorzy przyznają, że większość środków finansowych została przeznaczona dla ludzi, a zasoby pozyskano także dzięki wsparciu chociażby zaprzyjaźnionych festiwali. A więc współpraca się opłaca!
Co oprócz braku pieniędzy może jeszcze blokować działania artystyczne? O tym wprost traktuje wystawa Zablokowane w Muzeum Współczesnym Wrocław. Sześciu artystów przedstawiło sześć różnych interpretacji blokady twórczej. To nie mogło się nie udać – prace nie musiały wychodzić poza ramy szkicownika, co pozwoliło widzom spojrzeć na twórców wyrozumiałym okiem. Można było na przykład zobaczyć pracę artystyczną na etapie researchu, czy też docenić tryb pracy artystycznej 24/7 (Antonina Gugała, Nowy rodzaj nijakości). Ciekawą propozycją był zin Konrada Trzeszczkowskiego, który zobrazował dręczące ludzi pytania odnośnie do pracy artystycznej: czemu ludzie zostają artystami? Czy jesteśmy w stanie rozpoznać artystę, który odniósł sukces? Niuanse między zwykłymi ludźmi a tymi, którzy „potrafią to, do czego inni […] są niezdolni” – jak pisze Trzeszczkowski – są doskonale wyrażone przez obiekty i fotografie Weroniki Gęsickiej. Autorka w codziennych obowiązkach, drobnych czynnościach dostrzega potencjał twórczy – wystarczy tylko… ruszyć się z krzesła (Klincz)? Gęsicka prezentuje blokadę artystyczną w formie złożonej instalacji, Łukasz Filak – swojej absencji. Zwróćmy uwagę na kierunek, który obrali organizatorzy i kuratorzy festiwalu – nie blokowali artystów, pozostawiając im wybór techniki, nawet jeśli wychodziła ona poza ramy fotografii. A więc ani medium, ani budżet, ani blokada twórcza nie ograniczyły tegorocznego TIFF Festivalu.
Nieograniczoną formułę posiada również wystawa Przywiezione w Galerii Dizajn BWA. Kuratorzy projektu – Agnieszka Pajączkowska i Łukasz Rusznica – wykorzystali archiwum zdjęć Witolda Romera, aby opowiedzieć o artyście, który założył na Politechnice Wrocławskiej Katedrę Fototechniki. Historia ta jest niezwykła, bo przedstawiona w fotografiach artysty opatrzonych wspomnieniami jego wnuczki Barbary. Taką konwencję dopełnienia dzieła komentarzem Pajączkowska zaprezentowała już rok temu podczas TIFF Festivalu (Wędrowny Zakład Fotograficzny). W przypadku wystawy Przywiezione duet kuratorski Pajączkowska–Rusznica nie zatrzymał się na zaaranżowaniu ekspozycji z wykorzystaniem wyłącznie zdjęć Romera – zaprosili do współpracy mieszkańców Wrocławia. Ekspozycja ta zadaje pytanie o tożsamość. Jak czytamy w opisie wystawy, prezentowane odbitki są „efektem artystycznej pracy Romera i jako takie zostały w okresie powojennym zakupione przez Muzeum Narodowe we Wrocławiu. Tym samym […] nabrały statusu «dziedzictwa narodowego»”. Doklejone do tej kompozycji zdjęcia mieszkańców miasta można nazwać „wrocławian portretem własnym”. Przywiezione, a następnie przyniesione do galerii fotografie i wspomnienia z nimi związane są efektem działania publiczności, która stała się jednocześnie współtwórcą wystawy. Dlatego też na diagramie przypisanym ekspozycji w Galerii Dizajn BWA współudział widowni przechylił szalę na rzecz zasobów pozyskanych – zasobów ludzkiej pamięci.
Tożsamość była tematem przewodnim trzeciej, porezydencyjnej wystawy programu głównego TIFF Festivalu – Rozpoznane. Pod opieką kuratorską Franciszka Ammera i Macieja Bujko trójka artystów eksplorowała Wrocław, skupiając się na jego zasobach rozumianych jako: architektura, miejsca, przedmioty oraz ludzie. Efektem tego rozpoznania była między innymi praca artystyczno-badawcza Salviego Danésa. Artysta stworzył wizualne przekroje historycznych nawarstwień miasta: kopiując, niszcząc, wybierając fragmenty archiwalnych tekstów i dodając do nich własne komentarze. Tym samym pokazał nieustający proces tworzenia się historii. Ciągłemu przeobrażaniu ulega także infrastruktura miasta. I to właśnie w miejskim środowisku interwencję przeprowadził Harmen de Hoop: holenderski artysta wizualny postanowił odnowić znak na ścieżce rowerowej przy moście „Milenijnym”. Zwrócił tym działaniem uwagę na niekończącą się potrzebę konserwacji wspólnej przestrzeni publicznej. Pracę tę uzupełnił zbiorem fotografii miejsc zapomnianych, za które nikt nie bierze odpowiedzialności. Jednak najmocniejszym punktem festiwalu był projekt-obiekt Diany Lelonek. Artystka w symbolicznym geście wprowadziła do Galerii Studio BWA nurt Odry, zastanawiając się, po czyjej stronie leży odpowiedzialność za obopólny zasób, jakim jest rzeka. Inspiracją Lelonek było upodmiotowienie prawne rzeki Whanganui w Nowej Zelandii. Festiwalowe działanie polegające na wpompowaniu wody do zamkniętego obiegu, symbolicznie zobrazowało uprzedmiotowienie natury. Złapana w sidła Odra podczas performansu pokazała jednak silną osobowość i nie dała się ujarzmić. Możemy więc próbować kontrolować naturę, odmalowywać chodniki, a pozostanie po nas tyle, ile uda się udokumentować. Dlatego w pytaniu o tożsamość tak ważną rolę odgrywają zasoby-archiwa, z których kiedyś ktoś będzie mógł skorzystać, zapisując kolejne karty historii.
Z zasobów wyobraźni młodych artystów korzystała tutorska sekcja Holy-Art TIFF Open+. W wyniku jej działań mogliśmy oglądać cztery wystawy: Mateusza Jaźwieckiego, Yulii Krivich, Kamila Śleszyńskiego i Magdy Żołędź. Wszystkie ekspozycje łączyła staranna analiza formy i faktury obrazu. Magda Żołędź dostrzegła to, co niezauważalne: kaloryfer czy dziurę w ścianie i to upodmiotowiła. Co ciekawe, nadając przedmiotom cechy typowo ludzkie i bawiąc się formą, próbowała odpowiedzieć na pytania, czy obrazy odpoczywają albo jak się rozmnażają. Jak odpoczywają Polacy zaś pokazał na wystawie 140 słonecznych dni Mateusz Jaźwiecki. Łącząc kolory i desenie, artysta sportretował rodaków – mimo wrodzonego pesymizmu okazuje się, że jesteśmy całkiem kolorowym narodem! Ze zdjęciami Jaźwieckiego można się utożsamić lub nie, podobnie jak z cyklem Kamila Śleszyńskiego Prolog. Artysta podjął próbę zobrazowania uczuć towarzyszących kobietom w ciąży, wykorzystując m.in. fotografie faktur konkretnych przedmiotów. Najciekawszą wystawę z cyklu Holy-Art TIFF Open+ można zobaczyć w Muzeum Współczesnym Wrocław. Ekspozycja Yulii Krivich dokumentująca niezmienną od dekad sytuację na Ukrainie okazała się bardzo aktualna – na tyle, że ma nawet swój profil na Instagramie. Chuligańska banda pod nazwą Zuchwałość i Młodość zainspirowała fotografkę, by w towarzystwie niezakłamanych młodych gniewnych uchwycić przemiany społeczne i polityczne Europy Wschodniej. Równie autentycznych historii mogliśmy się spodziewać na wystawie towarzyszącej TIFF Festivalowi – Uśpiłem czarnego kota Krzysztofa Solarewicza. W Galerii Miejsce przy Miejscu zawisły wszystkie zdjęcia, które jak gdyby… kiedyś się nie udały i nie przeszły do historii, ale dzięki prezentacji podczas festiwalu nabrały nowego znaczenia i otrzymały nową tożsamość.
Równorzędnym elementem programu TIFF Festivalu były działania związane z wystawami. Dopowiadały one problemy poruszane na ekspozycji, a czasem wychodziły dużo dalej, np. w plener. Trzeba przyznać, że wszystkie wydarzenia czerpały w pełni z tematu głównego – czyli z zasobów – i na tle innych tegorocznych festiwali fotograficznych wypadły niesamowicie spójnie. Bardzo ucieszyło mnie rozszerzenie formuły festiwalu o nowe media i inne środki wyrazu, dla których fotografia była tylko punktem wyjścia albo wprost przeciwnie – finałem lub dokumentacją procesu twórczego. Ekspozycje nawiązujące do historii, polityki czy sztuki poruszyły bardzo ważny i aktualny temat tożsamości: narodowej, społecznej czy kulturowej – odgrywającej istotną rolę w każdym kryzysie.
A więc co było najpierw: kryzys czy zasoby? „Diagnoza to pierwszy krok do rozwiązania problemu” – organizatorzy TIFF Festivalu w pełni świadomi trudności wykorzystali wszystkie dostępne środki, dzięki czemu na pytanie: „co było pierwsze?” chciałoby się odpowiedzieć: „jaki kryzys?!”.
5 comments
Pani Sonia robiąc recenzję chyba nie miała w ręku książki Prolog, która była de facto głównym elementem wystawy , nie wspominając już o przeczytaniu ze zrozumieniem tekstów. Nie twierdzę, że temat do wszystkich musi trafić (ja osobiście mam mieszane odczucia odnośnie tej publikacji), ale są sytuacje w których lepiej zadbać o rzetelność wypowiedzi i nie pisać nic.
Czytam ten tekst i zastanawiam się, o czym dziewczyno piszesz. TIFF był słaby w ubiegłym roku i nic lepiej nie było w tym, jeśli nie gorzej.
Recenzja, czy jakkolwiek nazwać artykuł, to masło maślane typu: upodmiotowienie prawne rzeki, czy Żołędź dostrzegła to, co niezauważalne: kaloryfer czy dziurę w ścianie i to upodmiotowiła.
Recenzja “godna” festiwalu. Proszę obejrzeć, nie! za późno, przypomnieć sobie co było na festiwalu, obejrzeć pozostałe polskie festiwale i “upodmiotowić” ich słaby poziom.
Lansuje się grupę nazwisk, stylów?, zapominając o tym, że jest wielu fotografów, któzy robią świetną fotografię, lecz autorzy festiwalów nie docierają do nich, ponieważ lepiej skorzystać ze znanych portfolio, tzw gotowcó, godząc się na bylejakość, niż poszukać coś wartościowego i godnego, wymagającego widza.
Festiwal Tiff wygląda świetnie, tak jak załączone ilustracje. Są to prace powalające oglądającego, wręcz przełomowe. Joseph Beuys robi swoje. Pani redaktorsko nie ma kryzysu, to wytyczanie nowych dróg… donikąd.
Panie Krzysztofie! Pan nie podejrzewałbym o taką opinę. Co się stało? Zakładam że widział pan wystawy. Takie prace nie powalą nawet starego drzewa. Beuys? No proszę. To inna liga.
Chęci są, ale…
Pisalem juz kilka razy. Z anonimami nie dyskutuję. Co się stało? Pada deszcz.
Comments are closed.