Tematyka górska, stale obecna w twórczości wizualnej, na przestrzeni stuleci obrosła w niezwykle obszerną symbolikę. Motyw ten funkcjonował w sztuce jako znak potęgi, światłości, pokoju, mistyki, samotności, umiejętności wejrzenia w głąb siebie, mądrości, swobody czy ludzkich aspiracji i osiągnięć[1]. Aby dostrzec bogactwo znaczeń przypisywanych temu elementowi krajobrazu, wystarczy odnieść się do jednego z najbardziej ikonicznych pejzaży górskich w historii – słynnego Wędrowca nad morzem mgły Caspara Davida Friedriecha. Dzieło stanowi nie tylko wyraz szacunku artysty wobec potęgi natury oraz świadectwo uznania swojej nikłości w jej obliczu, ale ukazuje też góry jako swoisty przejaw boskości. I chociaż, zdaje się mówić Friedriech, zarówno istota ludzka, jak i każdy pojedynczy element krajobrazu powstał z woli i inicjatywy Stwórcy, to o ile bezkresne, wiecznotrwałe góry dowodzą Jego wszechmocy, w zestawieniu z nimi człowiek w całej swojej niedoskonałości i śmiertelności okazuje się niemal efektem nieudanej zabawy Boga. Oparte na respekcie i podziwie spojrzenie na góry wciąż dostrzegamy w narracji współczesnych polskich artystów wizualnych. O tym jak wiele ujęć tematyki górskiej obecnych jest w aktualnej, rodzimej sztuce, przekonać możemy się odwiedzając trwającą obecnie we wrocławskim BWA Awangarda wystawę pt. Widmo Brockenu.
Góry piękne i potężne
Wrocławski pokaz wskazuje na bardzo interesującą zależność, a mianowicie na to, że klasyczne – jak, upraszczając można powiedzieć – oparte na respekcie i fascynacji spojrzenie na motyw gór przekładane jest przez współczesnych, polskich artystów wizualnych w głównej mierze na tradycyjne medium, jakim jest malarstwo. Mowa tu na przykład o zaprezentowanych na wystawie dziełach Andrzeja Klimczaka-Dobrzenieckiego czy zmarłego w 2015 roku Józefa Hałasa. Wymienionych artystów łączy nie tylko fakt, iż każdy z namalowanych przez nich górskich pejzaży stanowi sentymentalną podróż do czasów dzieciństwa i krajobrazu rodzinnych stron czy wspomnienia odbywanych niegdyś podróży. Obaj twórcy w swojej malarskiej praktyce dążą do możliwie najbardziej syntetycznego, przechodzącego niemal w abstrakcję, ujęcia górskiego pejzażu. Dla Klimczaka-Dobrzenieckiego pełna logiki i harmonii rytmika przyrody stanowi asumpt do przełożenia jej na własny wizualny język skonstruowany z elementów takich, jak figury geometryczne, piktogramy czy litery. Tworząc punkt styku pomiędzy porządkiem natury i kultury, artysta konstruuje pytania o miejsce człowieka w świecie. Podobnych formalnych przekształceń pejzażu dokonuje Józef Hałas. Za pomocą powtarzalnych, prostych znaków tworzy płasko malowane górskie widoki stanowiące swoistą sublimację obecnego w przyrodzie ładu, dyscypliny i sensu, w których artysta dostrzega źródło największego piękna i mądrości.
Podczas gdy dwaj wspomniani twórcy cały podziw wobec potęgi, tajemniczości i dostojności gór kodują w niemal abstrakcyjnych formach, jeden z czołowych reprezentantów młodego polskiego malarstwa, Łukasz Patelczyk, wiernie, z akademicką wręcz precyzją, odtwarza obiekt swej fascynacji. W nawiązujących formą do romantycznych pejzaży obrazach i ściennych realizacjach twórca podkreśla mistykę gór kolorystyką ograniczoną wyłącznie do czerni i różnych odcieni szarości. Ciemne, metafizyczne krajobrazy Patelczyka egzystują samotnie, bezludnie, niemal natrętnie manifestując swoją niezależność od człowieka. Chłodną powagę dzieł młodego artysty przełamują jednak jego niektóre na wskroś współczesne rozwiązania malarskie (przykładowo zakrycie części pejzażu nachalnym prostokątem bieli) lub medialne (murale wzbogacone kompozycją z hipnotyzujących bielą lamp).
Góry, które da się okiełznać
Jak pokazuje wystawa Widmo Brockenu, nie tylko w sportowcach, ale również w artystach wizualnych istnieje pewna wewnętrzna potrzeba, aby spróbować ujarzmić naturę, zmierzyć się z jej potęgą, zdobyć nad nią choćby chwilową kontrolę. Niektórzy, jak Adam Rzepecki, robią to w sposób niepozbawiony humoru. Twórca, zirytowany faktem, iż Rysy mają 2499 metrów, postanowił dać Polsce dwuipółtysięcznik. Wrocławski pokaz prezentuje więc dokumentację fotograficzną działania artysty, który od ponad trzech dekad wnosi w plecaku na szczyt góry kolejne bryły granitu. I chociaż dzisiaj Rzepecki posiada już pełną świadomość tego, iż nie będzie w stanie ukończyć swojego dzieła, nadal je kontynuuje, pozostając wierny zrodzonej w 1986 roku idei.
Z pracą Rzepeckiego ciekawie korespondują obrazy Przemka Pintala, który w nieco prowokacyjny sposób ukazuje góry przede wszystkim jako pole, na którym rozgrywa się popis umiejętności człowieka. Dlatego też ustanawiających ciągle nowe rekordy i coraz częściej pojawiających się na pierwszych stronach gazet alpinistów czy himalaistów artysta zastępuje umiejscowionymi na samym szczycie postaciami zastygłymi w nienaturalnych, akrobatycznych pozycjach. Chociaż góry – bezwzględnie pierwszoplanowi bohaterowie obrazów – swoimi rozmiarami i powagą całkowicie przyćmiewają ten zuchwały pokaz ludzkich talentów, wydaje się, że Pintal w swoich twórczych działaniach pragnie przede wszystkim w pewien sposób oswoić tajemnicze i nieprzystępne elementy natury, nie zaś podkreślić jej, i tak oczywistą, przewagę nad człowiekiem.
Podobna intencja przyświeca także Wojciechowi Pukoczowi, którego film Do gór… stanowi jasne nawiązanie do wspomnianego we wstępie tekstu dzieła Wędrowiec nad morzem mgły Friedriecha. Inaczej jednak niż w przypadku romantycznego obrazu, bohater wideo nie jest włóczęgą biernym i bezradnym wobec potężnych sił natury – jest rdzennym mieszkańcem tutejszych ziem, który grając na swoich skrzypcach „do gór” posiada realny wpływ na jej kulturowy krajobraz.
O ile wszyscy wspomniani wyżej artyści do kwestii prób okiełznania gór podejmowanych przez człowieka odnoszą się zarówno z pewną dozą humoru, jak i niedosłowności, prace Ewy Ciepielewskiej oraz Marcina Koszałki robią to w sposób bezpośredni, jednak niepozbawiony dodatkowych warstw znaczeniowych. Prezentowany na wystawie obraz wrocławskiej malarki to portret Wandy Rutkiewicz, jednej z ikon himalaizmu. Wizerunek uśmiechniętej, ubranej w różowy sweter zdobywczyni Mount Everest stanowi nie tylko świadectwo zmagań człowieka z nieprzewidywalną naturą, ale również rozpatrywany może być w kontekście walki kobiety o pozycję w zdominowanym przez mężczyzn środowisku. Z kolei Koszałka eksponowanemu na pokazie filmowi nadał charakter dialogu prowadzonego z wybitnym wspinaczem, Piotrem „Szalonym” Korczakiem. Podejmowane przez człowieka próby zapanowania nad przyrodą odgrywają jednak w stworzonym przez dokumentalistę wideo równorzędną rolę, co przepełniony goryczą wątek dotyczący zaakceptowania nieubłaganego upływu czasu i pogodzenia się faktem, iż jako sportowiec taternik najlepsze dni ma już za sobą.
Góry ujarzmione
Próby ujarzmienia natury przez człowieka niestety daleko wykraczają poza granice sportowych dokonań wspinaczy górskich, o czym mówi zresztą kolejny, zaakcentowany na wrocławskiej wystawie problem. Zbigniew Frączkiewicz oraz Marek Sienkiewicz w zaprezentowanych w BWA Awangarda pracach wskazują bowiem na fatalne konsekwencje ingerencji ludzi w krajobraz górski. Podczas, gdy pierwszy z artystów w swoich realizacjach skupia się na problemie powodowanego długotrwałą, intensywną gospodarką przemysłową rozpadu ekosystemu leśnego na rozległym obszarze Gór Izerskich w latach 80. XX wieku, dzieło drugiego, traktującego w swojej instalacji drewno opałowe jako swoisty symbol przetrwania, staje się jednocześnie głosem w sprawie wciąż jeszcze świeżych sporów wokół masowej wycinki drzew.
Destrukcyjne działania człowieka wobec górskiego krajobrazu nie dotyczą, jak domyślamy się, wyłącznie kwestii ekologicznych, ale również kulturowych. Na pokazie na aspekt ten mocno zwracają uwagę przede wszystkim pracownicy i studenci wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. W ramach pleneru artystycznego zorganizowanego w listopadzie 2017 roku w toku prac nad wystawą Widmo Brockenu Kasper Lecnim czy Emilia Dudziec podjęli się próby weryfikacji mitu o Zakopanem jako o swego czasu jednym z najważniejszych w państwie ośrodków twórczych oraz miejscu na mapie Polski, które w dużej mierze określało niegdyś tożsamość kulturową naszego kraju. Podczas gdy pierwszy z artystów, uzupełniając popularny wśród turystów napis „ZAKOPANE” o gorzkie, zaczerpnięte ze znanej, góralskiej pieśni pytanie „Czy ci nie żal?”, prowadzi rozważania nad utraconym potencjałem kulturotwórczym Podhala, Dudziec za pośrednictwem swojej instalacji dźwiękowej opowiada o współczesnym, mocno komercyjnym, a więc dopasowanym do potrzeb turystyki i oderwanym od tradycyjnych wartości regionu obrazie „zakopiańszczyzny”.
Góry współcześnie
Pierwsza refleksja, jaka pojawia się po obejrzeniu wystawy Widmo Brockenu jest taka, że uznawane za kanoniczne, bo eksplorowane w głównej mierze w dawnym malarstwie spojrzenie na góry, pomimo stosowania przez dzisiejszych artystów nierzadko całkowicie odmiennych niż ówcześnie rozwiązań formalnych i medialnych, w istocie często niewiele różni się od współczesnego ujęcia tematyki górskiej w sztukach wizualnych. Szczyty pozostają dla twórców źródłem natchnienia, symbolem potęgi i mistyczności czy miejscem wyciszenia i medytacji. Niezmiennie prowokują do podejmowania prób zmierzenia się z nieokiełznaną siłą natury, również za pośrednictwem rozwiązań artystycznych. Wrocławska ekspozycja poszerza jednak narrację dotyczącą postawy ludzi wobec natury o nowe, właściwe dzisiejszym czasom wątki, takie jak kwestie związane z procesem dopasowywania krajobrazu miejscowości górskich do wymagań turystyki lub problemy dewastacji regionów górskich na skutek gospodarki przemysłowej. Te gorzkie obserwacje współczesności rodzą refleksje na temat niebezpiecznego zachwiania się silnie, wydawałoby się, ugruntowanej, bo istniejącej od wieków, relacji człowiek – góry. Oto okazuje się bowiem, że potężne, nieokiełznane, budzące respekt szczyty poddają się ludzkim ambicjom często bezmyślnej i bardzo szkodliwej ingerencji w naturę. Człowiek natomiast, przejmując kontrolę nad przyrodą, nie musi obawiać się już dziś widm Brockenu. To góry powinny coraz bardziej obawiać się człowieka.
- Władysław Kopaliński, Słownik symboli, hasło: Góra, Wiedza Powszechna, Warszawa 1990, s. 97.↵