W tegorocznym konkursie Młodego Kina, towarzyszącym festiwalowi w Gdyni, zaprezentowano czterdzieści jeden filmów. W skład konkursowych bloków wchodziły przede wszystkim etiudy ze szkół filmowych w Łodzi, Katowicach i Gdyni oraz produkcje z programu „30 minut”, prowadzonego przez Studio Munka oraz Stowarzyszenie Filmowców Polskich, umożliwiającego absolwentom szkół realizację półgodzinnego filmu przed zmierzeniem się z pełnometrażową fabułą.
Śledząc konkursowe filmy, myślałem o słowach Andrzeja Wajdy z jego zapisków wydanych w Polsce w latach 90., zatytułowanych Podwójne spojrzenie. Reżyser Popiołu i diamentu pisze: „Dziś obserwując prace moich młodszych kolegów, widzę znakomite opanowanie warsztatu filmowego, umiejętności, których uczyłem się długo i nie opanowałem do końca. Skąd ta nagła łatwość przeniknięcia tych wszystkich tajemnic: montażu, ruchu aktorów, tej brawurowej umiejętności opowiadania kamerą? Myślę, że tajemnica tkwi w powszechności wideo. […] Jak ogląda dziś filmy młody filmowiec? Śledzi film po kawałku, patrząc, jak to jest zrobione. Kadr po kadrze, sklejkę po sklejce analizuje osobno i jest w stanie powtórzyć je w swoim filmie. Całkiem tak samo jak narciarz uczący się swoich błędów na taśmach rejestrujących slalom”.[1]
Dziś, przywoływane przez Wajdę jako przyczyna biegłości w opanowaniu warsztatu, wideo jest już anachronizmem. Młody filmowiec może analizować inne utwory za pomocą powszechnie dostępnych zestawów do montażu cyfrowego. Wysokiej jakości kamery i tani nośnik stanowią narzędzia wcześniej nieosiągalne, co więcej, nierzadko trafiają do rąk adeptów X Muzy, gdy ci są jeszcze w bardzo młodym wieku. Wielu z uczestników tegorocznego konkursu Młodego Kina zaczynała zapewne w kinie offowym, potem kształciła się w szkołach filmowych, by po latach doświadczeń z kamerą zaprezentować konkursowe etiudy i „30-tki”. Odległą jest sytuacja powszechna jeszcze do lat 80. ubiegłego stulecia, gdy studenci szkoły filmowej na początku swej edukacji po raz pierwszy mieli kontakt ze złożonym i tajemniczym narzędziem nazywanym kamerą.
Techniczny i rzemieślniczy kunszt filmowy w sposób nigdy wcześniej nie notowany upowszechnił się w świecie. Dziś na wiodące światowe festiwale w rodzaju Cannes, Berlina czy Wenecji co roku zgłaszanych jest po kilka tysięcy, jak można się domyślać, całkiem niezłych filmów. Stanowi to niesłychany wzrost podaży nawet w stosunku do ostatniej dekady XX wieku. Przeobrażenia te nie pozostają bez wpływu również na rzeczywistość polskiego kina.
Poziom techniczny i warsztatowy niemal wszystkich (kilkudziesięciu!) filmów pokazywanych w konkursie był imponujący. Zdecydowanie odbiegał nawet od tego, który miałem okazję śledzić, oglądając studenckie etiudy jeszcze w latach 90. Prezentowane w ciągu kilku dni realizacje pozwalały dopiero dostrzec znaczenie przemian technologicznych, które doprowadziły do niespotykanej wcześniej biegłości w posługiwaniu się kamerą przez adeptów filmowych szkół. Trudno uwierzyć w to, jak świetnie kolejne filmy były fotografowane, jak doskonale oświetlone, jak sprawnie zmontowane. W tyle nie pozostawały kunszt scenograficzny. Studenci, realizując swe etiudy, często bez wyraźnej fabularnej potrzeby, ot dla ćwiczenia, udanie rekonstruowali świat lat 70. i 80. (Zabicie ciotki Głowackiego, Miruna Sułkowskiego) oraz 30. i 40. (Lekcja Kocura, Pre mortem Łęckiego). Gdy czuli taką potrzebę, swobodnie sięgali po zdjęcia podwodne (Miruna). Wielokrotnie doświadczać mogliśmy poczucia obcowania z fragmentami zupełnie „dorosłego”, profesjonalnego warsztatowo kina (Matka Ostalskiego, Olena Benkowskiej, Dom na końcu drogi Kasperskiego, One Grabickiej), w czym dodatkowo utwierdzał widza powszechny udział w etiudach i krótkich filmach polskiej czołówki aktorskiej młodego i średniego pokolenia.
Forma krótkiego metrażu jest co prawda dość specyficzna i niekoniecznie łatwo gładko przekłada się na podobną biegłość w pełnym metrażu, gdy strukturę dramaturgiczną przychodzi rozbudować do 90–120 minut projekcji i przez taki czas utrzymać uwagę widza płacącego za bilet. Niemniej jednak bezdyskusyjnie mamy do czynienia z niezwykle szeroką grupą młodych twórców nader sprawnych w filmowym rzemiośle. Trudno prorokować, czy doprowadzi to do wyłonienia się w polskim kinie tak wyczekiwanej od lat, wyrazistej, młodej formacji twórczej. Wydaje się, że nawet jeżeli to nastąpi, najprawdopodobniej będzie ona wyglądała nieco inaczej niż przez lata się spodziewano. Kilkadziesiąt konkursowych filmów sugeruje bowiem, iż młodzi twórcy znacznie bardziej zainteresowani są warsztatem i sprawnym opowiadaniem gatunkowych historii, w kilku przypadkach traktowanych jako wehikuł do przekazania całkiem niebanalnych treści, niż ostrym, społecznie zaangażowanym kinem. Być może wynika to ze specyfiki form, jakimi są etiuda czy krótkometrażowa „30-tka” – mają być przede wszystkim ćwiczeniem, sprawdzianem formy, udowodnieniem sobie i potencjalnym producentom, że początkujący reżyser potrafi już radzić sobie z filmową materią.
- A. Wajda, Podwójne spojrzenie, Prószyński i S-ka, Warszawa 1998, s. 78.↵