Maria Poprzęcka w tekście Ciało między prosektorium a warsztatem artysty trafnie zauważa, że zwiedzających galerie sztuki widzów uderza wszechobecność wyobrażeń nagich ciał. „Gdy znajdziemy się w jakiejkolwiek muzealnej przestrzeni, otacza nas niepokojąca ilość torsów, brzuchów, pośladków, piersi, ramion, nóg, rąk, łon, genitaliów – rzeźbionych, malowanych, fotografowanych, filmowanych” – pisze badaczka, stawiając przy okazji pytanie, dlaczego nagie, ludzie ciało stało się naczelnym tematem, niemal ikoną, nowoczesnej sztuki[1]. Odpowiedź wydaje się być z pozoru prosta – fizyczność stanowi bezpośrednie doświadczenie ludzkiej egzystencji. Triumfalny powrót ciała na salony sztuki bez wątpienia zawdzięczamy feministycznej ingerencji w działania artystyczne[2]. Artystki zaczęły prowokować i epatować seksualnością, odważnie wkraczając w tak silnie zdominowane przez mężczyzn, co najmniej do lat 70. ubiegłego wieku, środowisko sztuki, kierując uwagę na przemilczane tematy związane z biologicznością ciała.
Współcześnie cielesność stała się sfetyszyzowana, jest egzemplifikacją pragnień i pożądań, obnażającą osobiste preferencje – ciało potrafi wzbudzić chęć natychmiastowego zawłaszczenia, jak i odrzucenia. Umiejętnie kreuje wizualne wrażenia, związane z zachwytem nad młodością, w której ciało osiąga maksymalny potencjał atrakcyjności, jak i obrzydzeniem, powodowanym jego destrukcją, chorobą czy naturalną fizjologią. Ciało znajduje się pod nieustannym obstrzałem spojrzenia, które poddaje je krytycznej, ale i zarazem szalenie podniecającej ocenie, przy okazji zacierając prawdę o jego nieuchronnej skończoności. Jak zauważa Poprzęcka, ciało w dzisiejszej sztuce zostało boleśnie wywleczone na światło dzienne, co według niej jest bolesnym wołaniem o prawdę o sobie. „Jesteśmy daleko od konwencjonalnego piękna, ale bliżej cielesnego istnienia” – podkreśla historyczka sztuki[3]. Aktualnie obowiązujące kanony piękna naruszają cielesną autonomię jednostki, co dotyka przede wszystkim kobiety. Po wyzwalającej fali feminizmu zostały one ponownie zniewolone, tym razem w strukturach własnego ciała, które nie może się zestarzeć i o które trzeba permanentnie dbać pod groźbą kulturowego wykluczenia z powodu zbyt widocznej zmarszczki. Doskonałym przykładem tego nieznośnego dla ciała procederu jest fotografia mody, narzucająca określone, wyretuszowane wizerunki, stające się obowiązującym, fizycznym standardem, którego nie sposób osiągnąć. Jednakże, pomimo ambiwalentnych uczuć, jakie wzbudzają kampanie reklamowe wielkich domów mody, nie można im odmówić jednego – przyjemności wzrokowej, graniczącej niemal z voyeuryzmem, jaką sprawia widok umiejętnie sfotografowanego ciała.
Nie inaczej dzieje się w przypadku wystawy Akt w polskiej fotografii, którą można oglądać w tarnowskim BWA. Jest to pokaz pieczołowicie zbudowanej kolekcji zdjęć zgromadzonej przez Jerzego Piątka – wybitnego polskiego fotografa, należącego do legendarnej już Kieleckiej Szkoły Krajobrazu, która zasłynęła wypracowaniem nowego kanonu estetycznego, polegającego na prostym i czytelnym fotografowaniu otaczającej przestrzeni, bez zbędnych wizualnych udziwnień. Ta przemyślana od początku do końca kolekcja artysty składa się z ponad setki zdjęć, które w wyrafinowany i szalenie zmysłowy sposób dokumentują historię ludzkiego ciała oraz przemian, jakie dokonywały się w polskiej fotografii. A co najbardziej istotne, Piątek stawia przy okazji widzom pytanie o definicję aktu, o jego znaczenie we współczesnej kulturze, tak silnie zdominowanej przez wzrok. Marek Śnieciński w eseju Spektakl ciała – akt w polskiej fotografii, trafnie zauważa, że kadrowanie fizyczności jest portretem konkretnej cielesności, bez względu na to, czy ruch ciała zarejestrowany na zdjęciu jest wyreżyserowany na potrzeby stworzenia odbitki czy jest naturalny, spontaniczny, wykreowany według zasad fotografowanego[4]. Ów portret „konkretnej cielesności” przekracza cienką granicę pomiędzy patrzeniem a podglądaniem.
Nikogo specjalnie przekonywać nie trzeba, że w dobie nowoczesnych technologii posiadamy nieograniczony wręcz dostęp do ludzkich wizerunków – młodych, obscenicznych, erotycznych, schorowanych i starzejących się, podlegających natychmiastowej ocenie wizualnej. Jednakże ich nadmiar wzbudzać może egzystencjalny niepokój. „Potop obrazów, w którym współistnieją, rozmawiają bądź walczą ze sobą rozmaite wyrażane w obrazach metafory czy idee człowieka, wskazuje na obecną w naszej kulturze fundamentalną niepewność człowieka w stosunku do siebie samego i do obrazów siebie. Obrazy fotograficzne, od których kiedyś oczekiwano, że będą dostarczały wiarygodnego potwierdzenia tożsamości człowieka, teraz wydają się raczej środkiem służącym do skrywania lub rozmywania owej tożsamości” – twierdzi Śnieciński[5]. Trzeba zauważyć, że niepewność, o której pisze krytyk sztuki, zostaje podświadomie wyparta przez uprzedmiotowienie ludzkiej fizyczności, które daje się w ten sposób okiełznać, określić, nazwać. Dzieje się tak nie tylko za pomocą wizualności, ale także i języka, który dyscyplinuje ciało za pomocą przeciwstawnych określeń „piękny – brzydki”. Nadmiar obrazów ciała sprawił, że powoli staje się ono powtarzającym się bytem, który można jedynie wzrokowo konsumować. Czy w związku z tym estetyczna formuła aktu może się po prostu wyczerpać? Wystawa kolekcji Piątka pokazuje, że nie. Fotografia posiada zniewalającą moc utrwalania ciała, konserwowania go w czasie, zatrzymania w geście ekstatycznej atrakcyjności lub pozornie odrzucającej, ale i fascynującej zarazem obsceniczności. Prace artystów prezentowanych na wystawie w Tarnowie rozkładają ludzkie ciało na czynniki pierwsze, kadrując wybrane fragmenty fizyczności lub przedstawiając je w całej okazałości, próbując nadać intymnym, niezwykle osobistym wyobrażeniom na temat ciała określone, fotograficzne formy. Mnogość artystów i prac składających się na kolekcję Piątka jest imponująca. Tadeusz Rolke, Waldemar Jama, Jerzy Bednarski, Zofia Rydet, Zdzisław Beksiński, Paweł Pierściński, Wojciech Plewiński czy Wacław Wantuch – to tylko niektóre z nazwisk twórców czołowych dla polskiej fotografii, których realizacje można oglądać w ramach tej interesującej pod każdym względem ekspozycji.
Jedną z wielu przykuwających wzrok realizacji jest bez wątpienia czarno-biały kadr autorstwa Marii Śliwy, która rejestruje za pomocą aparatu dialektykę ludzkiej egzystencji. Zdjęcie artystki przedstawia brzuch nagiej, ciężarnej matki, do którego przytula się jej córka, nieśmiało spoglądająca w stronę widza. Na pierwszy plan jednak wysuwa się pomarszczona twarz starszej kobiety, unikającej bezpośredniego kontaktu z obiektywem. Jej twarz rozpływa się w ciemności, która stanowi zapowiedź nieuchronnie zbliżającego się końca czasu i wyeksploatowania ciała, podlegającego śmierci. Śliwa zestawia wszystkie etapy życia kobiety, począwszy od dorastającego podlotka, szukającego bezpiecznego zapachu matki, przez okres dojrzewania oraz magię macierzyństwa, aż po brutalną starość.
W zupełnie innym tonie utrzymany jest monochromatyczny kadr Romana Joachimowskiego, który rejestruje siedzącą na kamieniach nagą, długowłosą kobietę, ukrywającą swoją twarz przed spojrzeniami otaczających ją ludzi w dramatycznym geście. Fotografia artysty wzbudza podskórny, wizualny niepokój – ciało kobiety wystawione na widok publiczny sugeruje pewien rodzaj kary, zniewagi oraz poniżenia, jak i bezbronności, zawstydzenia, obezwładniającego wyobcowania oraz niekompatybilności z otaczającą rzeczywistością.
Tymczasem Wacław Wantuch bierze na warsztat kobiece ciała, zatrzymane w pozach tworzących abstrakcyjne figury. Artysta nie idealizuje nadmiernie żeńskiej fizyczności, która na zdjęciach artysty nie straszy nadmierną chudością. Pełne, apetyczne kształty na zdjęciach Wantucha przypominają żywe rzeźby, podlegające kontemplacji, swobodnemu percypowaniu interesujących szczegółów, po których można z zachwytem błądzić wzrokiem bez najmniejszego skrępowania.
W przypadku zdjęć Tadeusza Rolke znajdujących się w kolekcji Jerzego Piątka, widz ma do czynienia z nadmiernym ekshibicjonizmem fotografowanej przez niego bohaterki, która mizdrzy się do obiektywu, nie mając absolutnie nic do ukrycia. Pozwala kadrować swoją waginę, chętnie rozkładając przez aparatem nogi, jak i wdzięczy się w erotycznej pozie przed aparatem, próbując jak najlepiej ustawić się w kadrze. Nie wiadomo, ile jest w bohaterce Rolkego aktorskiej zgrywy, a ile naturalności. Obsceniczność kadrów artysty wyzwala uczucie lekkiego zażenowania, jak i jednocześnie staje się egzemplifikacją narcystycznego, podświadomego pragnienia bycia oglądanym i podziwianym.
Sergiusz Sachno kadruje twarz młodej, półnagiej dziewczyny z nonszalancko upiętymi włosami, która z zainteresowaniem spogląda na widza. Artysta zarejestrował budzącą się właśnie seksualność połączoną z dziecięcą jeszcze niewinnością. Stylistyka tego czarno-białego kadru utrzymana jest w charakterze intymnej relacji łączącej patrzącego, czyli fotografa z bohaterką – współczesną Lolitką, kuszącą młodością swojego ciała i niedojrzałymi jeszcze piersiami.
Przemierzając ekspozycję, widz ma do czynienia z różnorodnymi interpretacjami ludzkiego ciała – wyzwolonego z ograniczeń kulturowych, umieszczających go w sferze nieprzekraczalnego tabu, pełnego świeżości, młodości i niczym nieskrępowanej wolności oraz bezpośredniego, smacznego wizualnie erotyzmu. Jednocześnie fizyczność na zdjęciach artystów pokazywana jest również z punktu widzenia jego przemijalności oraz nieustannych, fizjologicznych zmian, łączących tym samym dialektykę żywotności i śmierci, wpisaną w ludzką egzystencję, której nośnikiem jest wyłącznie ciało.
Wyjątkowa kolekcja fotografii Jerzego Piątka to nie tylko historia polskiego aktu w pigułce, to także wizualna wiwisekcja, „wgląd w ciało”, które potrzebuje nieustannego potwierdzania własnej, somatycznej tożsamości, gubiącej się w kanonach obowiązującego piękna. Wypranego z wszelkich niedoskonałości. Kenneth Clark w książce Akt. Studium idealnej formy pisał, że nieprzemijająca wartość aktu wynika z połączenia przeciwności, które najbardziej zmysłowy i budzący natychmiastowe zainteresowanie obiekt, jakim jest ludzkie ciało, umieszcza poza pożądaniem i czasem[6]. Fotograficzne eksploracje fizyczności, które można oglądać w Tarnowie, to fenomenologiczny, wizualny katalizator skupiający przeszłość i przyszłość sztuki, w której ciało zawsze będzie podlegać artystycznej ocenie.
- M. Poprzęcka, Ciało między prosektorium a warsztatem artysty, [w:] Somatotes. Cielesność w ujęciu historycznym, Warszawa 2012, s.85.↵
- Tamże, s.85.↵
- Tamże, s.96.↵
- M. Śmieciński, Spektakl ciała-akt w polskiej fotografii [online], http://www.asp.wroc.pl/dyskurs/Dyskurs15/Dyskurs15_MarekSniecinski.pdf, data dostępu: 22.12.2014 r.↵
- Tamże.↵
- Cyt. za M. Poprzęcka, Ciało między prosektorium a warsztatem artysty, [w:] Somatotes. Cielesność w ujęciu historycznym, Warszawa 2012, s.86.↵