Czasami obraz to skończona opowieść. Innym razem skrywa tajemnicę, jest fragmentem wychodzącej poza niego historii. Losy autora, obrazu i jego bohaterów splatają się – rzeczywistość odbija się w obrazie, a niekiedy autor i jego twórczość zmieniają dalszy bieg wydarzeń. To, co widoczne stanowi poszlakę, wskazówkę do poszukiwania tego, czego na nim nie widać.
*
Hannah Stern Weinberger pracowała rękami. Masowała mięśnie i nastawiała kości ludzi, w których zakamarki powchodziło zimno i wilgoć. Jej dłonie i przedramiona były przeważnie odsłonięte – w tym zawodzie organizm wytwarza dużo energii, która ogrzewa ciało. Jej dwaj synowie znali bardzo dobrze ręce mamy – ręce podnoszące, głaszczące, podające i prowadzące. Silne, porośnięte ciemnymi włosami, poruszające się szybko i zdecydowanie. Jednak synom Hannah Stern Weinberger tylko wydawało się, że wiedzą o rękach swojej matki wszystko.
Roman Vishniac wraz z rodziną przypłynął do Nowego Jorku w Nowy Rok 1941. Nie wiadomo, czy Marę, Lutę, Romana i Wolfa ktoś wypatrywał w porcie, jednak w mieście czekał już na nich świat, który zostawili za sobą – uwieczniony na negatywach Vishniaca, wywiezionych z Europy i ocalonych od zniszczenia przez znajomych fotografa. Ulice Berlina obklejone nazistowską propagandą, coraz szczelniej wypełnione grozą i przemocą; życie ubogich społeczności żydowskich w krajach Europy Wschodniej; holenderskie syjonistyczne obozy treningowe Wekdorp Nieuwesluis, na których w gospodarstwach wiejskich młodzież podbudowywała zdrowie i ćwiczyła tężyznę; Paryż, szykowny i jeszcze spokojny, gdzie Vishniac odwiedzał rodziców – rosyjskich Żydów, za caratu bardzo zamożnych przemysłowców.
Weinberger i Vishniac spotkali się pod koniec lat 50. we Wschodnim Harlemie, w żydowskim szpitalu dla osób z chorobami stawów. Vishniac, który jeszcze w Europie wiele serii zdjęć wykonał na zlecenie Jointu (American Jewish Joint Distribution Committee), również w Stanach zaczął zarabiać dokumentując życie społeczności żydowskich, uchodźców i ocalałych z Holocaustu na zlecenie organizacji pomocowych – fotografie trafiały później do prasy lub broszur informacyjnych, mających na celu pozyskiwanie środków finansowych. Wiele spośród kobiet, które po wojnie znalazły się poza swoim krajem i miały za sobą pobyt w obozie dla osób przemieszczonych (dipisi), znajdowało w Nowym Jorku pracę w służbie zdrowia. Tak też było z Weinberger, która w szpitalu w Harlemie była masażystką i fizjoterapeutką, a w Auschwitz nie nazywała się Hannah, była tylko numerem 42007.
Na zdjęciu młoda kobieta, ubrana w pielęgniarski fartuch, trzyma w dłoniach wykrochmaloną pościel (być może przykrywającą jakąś aparaturę?). W tle widać szpitalną zasłonkę. Otoczenie na zdjęciu jest białe, czyste, sterylne. Dziewczyna ma ciemne, lśniące oczy i czarne kręcone włosy, uśmiecha się i patrzy prosto w obiektyw. Jej rozświetlona, pogodna twarz przykuwa uwagę, jednak chwilę później wzrok przesuwa się niżej, na odsłonięte przedramię i na wytatuowane na nim cyfry.
Weinberger urodziła się w 1924 roku w Neisse, małej niemieckiej miejscowości. W pierwszych latach wojny pracowała w fabryce w Berlinie, jednak w 1943 roku została deportowana do Auschwitz. Stamtąd trafiła kolejno do obozów Ravensbrück i Buchenwald. Pewnego dnia, podczas przemarszu więźniarek do kolejnego obozu, Weinberger wraz z dwoma innymi kobietami udało się uciec. Ukrywały się w lesie aż do kapitulacji Niemiec w 1945 roku, a dwa lata później Weinberger wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Życie miało się tutaj zacząć od nowa, jednak za każdym razem, kiedy wyciągała ręce w stronę pacjentów, miała przed sobą przeszłość. Krótko po tym, jak Vishniac zrobił jej zdjęcie, postanowiła usunąć tatuaż.
Vishniac był spostrzegawczy, budził zaufanie ludzi, którzy otwierali się przed jego obiektywem. Miał więc cechy charakteru, które w połączeniu z talentem i umiejętnościami technicznymi, czyniły z niego świetnego reportażystę – jego zdjęcia wykonane w Stanach Zjednoczonych w latach 40. i 50. są porównywane do prac Dorothei Lange czy Diane Arbus. Po wojnie wrócił jeszcze do Europy sfotografować krajobraz upadku – ruiny Berlina, obozy DP w Niemczech i we Francji. Jego fotografie były wystawiane i publikowane w formie albumów (jeden z najbardziej znanych to Polish Jews) oraz w magazynach, m.in. „Life” czy „New Yorker”. Jednak zdjęcie zrobione Hannah Stein Weinberger należało do jednej z ostatnich serii, których przedmiotem byli ludzie i ich historie. Vishniac postanowił poświęcić resztę swojego życia nauce – zgodnie z kierunkiem studiów wybranym w młodości, został fotografem-biologiem i tworzył przełomowe zdjęcia natury pod mikroskopem.
Weinberger najpierw zapewniła wykształcenie swoim synom, a potem sama, w wieku 57 lat zapisała się do college’u. Vishniac pojawił się w jej życiu ponownie wiele lat później. Kiedy w kilkanaście lat po śmierci artysty International Center of Photography rozpoczęło wielką pracę nad archiwami jego zdjęć, specjaliści starali się zidentyfikować osoby na fotografiach, a także ustalić chronologię. Dzięki świadectwu ocalenia, które znalazło się w United States Holocaust Memorial Museum, Weinberger została rozpoznana jako bohaterka jednej z fotografii.
Kiedy synowie Hannah Stern Weinberger zobaczyli zdjęcie matki, byli zdziwieni. Po raz pierwszy ujrzeli tatuaż. Po raz pierwszy mieli przed sobą obraz jej rąk, w całości.
**
Fotografie Romana Vishniaca można oglądać na wystawie «Roman Vishniac: Fotografia, 1920-1975» w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie do 31 sierpnia 2015 roku.
Redakcja O.pl