„Ruch ten staje się ruchem masowym i pomimo licznych jeszcze trudności, braku sprzętu, biurokratyzmu panoszącego się w niektórych instytucjach opiekuńczych nie zniknie na pewno, lecz będzie stawał się coraz bardziej powszechny, a więc wywrze swoje piętno na życiu kulturalnym narodu. Kto dziś ten ruch lekceważy, kwitując dyskusję o nim pobłażliwym wzruszeniem ramion, lub kto mentorskim tonem chce amatorów pouczać o wyższości kinematografii zawodowej, ten wykazuje daleko idącą a niebezpieczną krótkowzroczność” (L. Rubach, Amatorski ruch filmowy na Śląsku, „Kinotechnik” 1955, nr 84, s. 1706).
Ruchem, któremu Lubomir Rubach wróżył tak zawrotną karierę, były Amatorskie Kluby Filmowe (w skrócie: AKF-y) – fenomen z okresu PRL-u angażujący czas wolny tysięcy Polek i Polaków, niezależnie od ich miejsca zamieszkania, wieku, wykształcenia i zawodu. Choć zjawisko to w trakcie prawie trzech dekad swojego istnienia przeistoczyło się w ruch o niemalże masowym charakterze, zostało później prawie zupełnie zapomniane. Historia AKF-ów skończyła się wraz z transformacją ustrojową oraz wyparciem tzw. wąskich taśm, czyli formatów 16 mm, 8 mm i Super 8 mm, przez technologię wideo, a następnie cyfrową. To dzięki nim tworzenie amatorskich filmów przestało być kosztowne i skomplikowane technicznie, a w związku z tym także elitarne.
Historia kina amatorskiego jest właściwie tak samo długa jak historia całej kinematografii. Pierwsze eksperymenty z kamerami przeznaczonymi dla twórców nieprofesjonalnych podejmowano już bowiem na przełomie XIX i XX wieku, a jedną z najsłynniejszych z nich – aparat Oko – stworzył nawet najwybitniejszy polski wynalazca filmowy Kazimierz Prószyński. Mimo tego osiągnięcia amatorska twórczość filmowa nie rozwinęła się w Polsce na szerszą skalę przed II wojną światową.
Sytuacja zmieniła się dopiero na początku lat 50. wraz z powstaniem w Katowicach jednego z pierwszych AKF-ów – klubu „Śląsk”, który zgromadził utalentowanych filmowców amatorów, a z czasem także animatorów całego ruchu: Norberta Boronowskiego, Edwarda Poloczka, Jana Maćkowa, Stanisława Fischera i wielu innych. AKF ten zrodził się z sekcji filmowej Polskiego Towarzystwa Fotograficznego w Katowicach, z inicjatywy działających w niej Boronowskiego i Poloczka. Podobnie jak wielu innych filmowców amatorów z tego okresu, do kina doprowadziło ich zainteresowanie fotografią. Rodzice pierwszego z nich prowadzili zakład fotograficzny w Piotrkowicach, a on sam zaczął kręcić filmy na wąskiej taśmie jeszcze przed II wojną światową.
Sukces katowickiego AKF-u wynikał z przestrzegania przez jego członków kilku zasad: 1. przykładania dużej wagi do szkolenia klubowiczów w zakresie obsługi sprzętu filmowego i języka kina; 2. wzorowania się w procesie produkcji na zasadach obowiązujących w kinie zawodowym; 3. udanej promocji swojej działalności wśród lokalnej społeczności i władz regionu.
W krótkim czasie w ślad za klubowiczami z Katowic podążyli inni entuzjaści amatorskiego filmu, organizując pierwsze AKF-y w całym kraju. Do 1955 roku tego rodzaju klubów istniało około 30, a już dekadę później działało ich blisko 200.
Jak zdobyć kamerę?
Praca nad filmami amatorskimi była raczej drogim hobby, szczególnie w porównaniu z innymi, promowanymi w Polsce Ludowej formami spędzania wolnego czasu, jak kolekcjonowanie znaczków czy taniec ludowy. Filip Mosz, bohater Amatora (1979) Krzysztofa Kieślowskiego, za swoją pierwszą, najprostszą kamerę 8 mm – radzieckiego Kwarca 2-M – zapłacił równowartość trzech swoich wypłat, co było zupełnie zgodne z ówczesnymi realiami. Nierzadko więc entuzjastów amatorskiego kina nie stać było na zakup nawet tego podstawowego urządzenia.
Gdy jednak udało się im już uzbierać pieniądze na wymarzony sprzęt, stawali przed kolejnym wyzwaniem, a mianowicie jego zdobyciem. W Polsce Ludowej permanentnie bowiem brakowało wąskotaśmowych kamer, projektorów oraz sprzętu pomocniczego. Nie produkowano go tutaj na szerszą skalę, a dostawy z zagranicy – i to z obu stron żelaznej kurtyny – były nieregularne i niewystarczające wobec dynamicznie rozwijającego się ruchu. Sprzedaż odbywała się głównie poprzez specjalnie zorganizowane do tego celu organizacje: Centralę Techniczno-Handlową „Foto-Kino-Film”, zaopatrującą wyłącznie kluby, oraz sklepy „Fotooptyki” przeznaczone dla indywidualnych filmowców amatorów.
Niedostatki związane ze sprzętem stały się głównym problemem polskich entuzjastów wąskotaśmowego kina. W licznych relacjach z międzynarodowych konkursów i przeglądów, w których brali oni udział, niczym refren powtarza się stwierdzenie, że choć Polacy górują nad innymi narodami pod względem pomysłowości i odwagi w eksperymentowaniu z językiem kina, odstają od pozostałych jakością sprzętu, z którego korzystają, i wiążącymi się z tym niskimi umiejętnościami technicznymi.
Ci, którzy nie mogli uczyć się na błędach
Jan Dzida (brat i współautor większości filmów Franciszka Dzidy, bodaj najsłynniejszego filmowca amatora z PRL-u, uważanego za pierwowzór bohatera Amatora) był najważniejszym operatorem AKF-u „Klaps” z Chybia, a więc niejako specjalistą od sprzętu w klubie. Jedna z chętnie powtarzanych przez niego anegdot odnoszących się do warunków, w jakich pracowano w AKF-ach, dotyczyła jego klubowego kolegi, który nie potrafił nauczyć się, jak prawidłowo naświetlać kliszę filmową. Za każdym razem popełniał te same błędy, ponieważ wywołanie filmu, a więc zobaczenie efektu swojej pracy, zajmowało tyle czasu, że nikt z ekipy nie był w stanie zapamiętać warunków, w jakich ich kolega wykonywał zdjęcia i w związku z tym skorygować jego błędów. W dodatku taśma była reglamentowana, dlatego zrobienie więcej niż jednego dubla było zwykle niemałym luksusem.
Te ograniczenia przekładały się na formę filmów tworzonych w AKF-ach. Według Krzysztofa Zanussiego, który zresztą rozpoczynał swoją filmową karierę jako amator w krakowskim AKF-ie „Nowa Huta”, chcąc na przykład nakręcić morderstwo staruszki, amatorzy od razu pokazywali zabójcę z ogromnym nożem w dłoni (by nie marnować taśmy na wątpliwości co do intencji tajemniczego mężczyzny), a staruszkę sadowili w mieszkaniu jak najbliżej drzwi (by nie trzeba było zużywać filmu na przemierzanie korytarzy i pokoi). Byli zmuszeni, by swoje historie opowiadać jak najzwięźlej, między innymi dlatego większość wąskotaśmowych filmów powstałych w PRL-u trwała nie dłużej niż 5 minut.
Wszystkie te trudności, braki i ograniczenia miały także swoją dobrą stronę – wymuszały ogromną pomysłowość i oryginalność. Słynny w PRL-u program telewizyjny Adama Słodowego Zrób to sam mógłby dotyczyć wyłącznie kina amatorskiego i z pewnością nie zabrakłoby mu tematów do kolejnych odcinków. Umiejętność majsterkowania nierzadko okazywała się ważniejsza od wiedzy na temat działania kamery czy podstawowej wrażliwości estetycznej. Podręczniki przeznaczone dla filmowców amatorów wypełniają praktyczne porady dotyczące tego, co czym zastąpić i jak coś naprawić, gdy brakuje odpowiednich części. Przykładowo, choć baterie akumulatorowe do kamery były trudno dostępne, bez problemu mogły być zastąpione bateriami motocyklowymi – zresztą znacznie tańszymi, a do tego trwalszymi od tych pierwszych. Natomiast taśmę podczas montażu najlepiej było rozwieszać za pomocą plastikowych klipsów do bielizny, dostępnych w każdym sklepie z zabawkami.