I. Baza[1]
W świat literatury wszedł skandalem. Zadebiutował w gronie najwybitniejszych. Mieszkał w słynnej kamienicy literatów przy ulicy Krupniczej 22 w Krakowie, kolebce najlepszych polskich pisarzy. Do końca pozostał wierny swoim przekonaniom i przeświadczeniu o doniosłości literatury (i szerzej: sztuki), nawet wbrew krytycznej opinii ogółu. Choć z wykształcenia był technikiem elektrykiem, dzięki własnemu uporowi i ciężkiej pracy zdołał ogłosić drukiem kilka zbiorów opowiadań i powieści.
Stanisław Czycz – bo o nim mowa – przez wiele lat pozostawał poza głównym kręgiem świadomości czytelniczej, dokąd zepchnęły go hermetyczność własnych utworów oraz ich (wtedy często niezrozumiane) nowatorstwo. Od kilku lat ma miejsce renesans jego twórczości; wznowień doczekują się nawet mniej znane utwory pisarza.
Autor Ajola przyszedł na świat w 1929 roku, dorastał w podkrakowskich Krzeszowicach, gdzie chodził do szkoły podstawowej i zdał tzw. „małą maturę”. Szkołę średnią ukończył już w Krakowie, gdzie przez trzy lata uczęszczał do Technikum Energetyczno-Elektrycznego, by zdobyć zawód elektryka. Nie został przyjęty do Akademii Sztuk Pięknych na studia malarskie, jednak starał się chłonąć wiedzę artystyczną, uczestnicząc w zajęciach prof. Adama Marczyńskiego jako wolny słuchacz.
Jako pisarz zadebiutował, gdy w 1955 roku na łamach krakowskiego „Życia Literackiego” ukazały się jego teksty omówione przez Ludwika Flaszena. W tej tak zwanej „Prapremierze pięciu poetów” zostały także opublikowane i skomentowane utwory Zbigniewa Herberta, Mirona Białoszewskiego, Bohdana Drozdowskiego oraz Jerzego Harasymowicza. O Czyczu zrobiło się prawdziwie głośno, gdy (zapewne nieświadomie) wywołał skandal: starając się o przyjęcie do Związku Literatów Polskich, przedstawił komisji jako własne kilka znalezionych (i poprawionych przez siebie) wierszy. Traf chciał, że ich autorem był Czesław Miłosz, którego utwory wtedy (w latach 50. XX wieku) były zakazane przez władzę.
II. Wróć do Sorrento
Autor Pawany wpisał do swego życia i twórczości krzeszowickie lata, wielokrotnie wracając na kartach utworów do tych znanych i bliskich mu przestrzeni. Czas spędzony w tej podkrakowskiej miejscowości był dla niego fundamentalny: uwrażliwił go na otaczający świat, nie zawsze łatwe relacje międzyludzkie oraz zaszczepił w nim głód poszukiwania własnej drogi. Choć pisarz za wszelką cenę usiłował wyrwać się z tej miejscowości (i finalnie tego dokonał), to jednak do końca życia nie potrafił wyzwolić się z myślenia o miejscu, w którym przyszedł na świat i spędził młode – być może najważniejsze dla niego – lata.
Wymowny przykład takiej ambiwalencji dał w kilkunastu opowiadaniach, które nazywał roboczo na swój użytek „krzeszowickimi”, gdyż ich akcja toczy się właśnie w Krzeszowicach. Spora część tych utworów (jak np. Myszka czy Lady be good) po raz pierwszy ukazała się na łamach „Przekroju” na początku lat 60. XX wieku. Czycz był już wtedy stosunkowo znanym twórcą; miał za sobą obiecujący debiut w doborowym gronie, wydał tomiki wierszy Tła (1957) i Berenais (1960), w 1961 na łamach „Twórczości” opublikowano jego debiut prozatorski: poświęcone Andrzejowi Bursie opowiadanie And, które zostało wysoko ocenione przez krytyków[2]. Kiedy otrzymał propozycję pisywania do „Przekroju”, był już twórcą, który wiedział, którym obszarom literatury chciałby się poświęcić i dokąd zmierza jego pisarska droga.
Kilkanaście krzeszowickich opowiadań pokazuje pisarza od mniej znanej, technicznej strony: tuż po wydaniu Anda, jeszcze przed opublikowaniem Nie wierz nikomu, kiedy jego warsztat był wciąż w ruchu, dopiero zapowiadając charakterystyczne dla późniejszej twórczości formy kreowania powieściowego świata. Jaki jest Czycz tuż przed napisaniem swojej najważniejszej (zdaniem krytyków) powieści?
Z jednej strony to autor dążący do jak najwierniejszego opisu rzeczywistości – stąd wiele naturalistycznych dialogów, zawierających regionalne wyrazy oraz przekleństwa. Z drugiej – pisarz o malarskiej wiedzy i wrażliwości, dostrzegający umykające innym detale. Choć zazwyczaj jego opowiadania dążą do maksymalnej szczerości i powagi, gdyż stawiają pytania o sensy fundamentalne, bywają niepozbawione dawki pogodnego humoru (Jest, było, będzie). Tak skonstruowanym pisarskim warsztatem autor opisuje perypetie młodych mężczyzn, dopiero wchodzących w dorosłe życie.
Młodzieńcy są podstawą portretowanego przez autora świata. W obrębie swojej wspólnoty dzielą się na wiele podgrup: są to m.in. Tagowcy, Twistowcy czy Dekabryści. Ich nazwy pochodzą od wieku, stanu wiedzy czy odległości miejsca zamieszkania od centrum Miasteczka. W grupach znajdują się rozmaite jednostki, zazwyczaj pseudonimowane artystycznie – np. Primavera, Paganini, Gioconda – lub też za pomocą funkcji pełnionej w grupie, takie jak Wódz, Ataman czy Admirał. Wielu z nich posiada kilka takich określeń (Ataman to także Szprycha, Wódz – Artysta, Admirał – Mikado), używanych w zależności od humoru interlokutora. Sporą część tych pseudonimów wymyślono na przekór; jak bowiem stwierdza narrator: „Paganini nie tylko nie umiał grać na skrzypcach ale nawet nie miał skrzypiec w ręce”, a o Primaverze mówił, iż „wcale go to przezwisko-imię nie charakteryzuje, co widać z powyższej sceny – wiosna gdy nawet robi czasem kawały to chyba nie aż tak głupie”. Inaczej przedstawia się kwestia pseudonimu narratora, określenie Mikado – zdaniem jednej z badaczek twórczości Czycza, Justyny Urban – stanowi bowiem odzwierciedlenie idei przywódcy w dawnej Japonii, od którego zależała równowaga świata[3]. Jest to zatem miano właściwe dla ja opowiadającego, które ma przecież wpływ na wygląd i funkcjonowanie prozatorskiego uniwersum.
Część spośród bliskich znajomych Mikada jest studentami (głównie krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych), wielu z nich podejmuje dorywcze prace (np. jako malarze pokojowi), aby mieć środki na najpilniejsze wydatki oraz drobne przyjemności. Zwłaszcza te drugie dominują w czasie wolnym większości członków grup: niemal codziennie tkwią oni na rynku Miasteczka z nadzieją, że zdarzy się coś ciekawego. Czasem biorą udział w wiejskich zabawach połączonych z tańcami, jednak tkwi w nich tęsknota za większym miastem, w którym stale dzieje się coś ważnego. Chociaż przytłacza ich typowa nuda małego miasteczka, to żaden z nich nie potrafi wyprowadzić się na stałe – a jeśli któryś próbuje, to za każdym razem roztrwania pieniądze przeznaczone na podróż, gdyż wie, że stale będzie za nim tęsknić.
Ujmujący obraz właśnie takiej miejscowości uwiecznił autor na kartach swych opowiadań. Choć Miasteczko nigdy nie jest nazwane wprost, to jego umiejscowienie „na dwudziestym piątym kilometrze od Krakowa, a od strony Katowic – na trzynastym kilometrze od nazwanej wielokrotnie Trzebini”[4] nie pozostawia wątpliwości, że chodzi właśnie o Krzeszowice. Także topografia miasta – ze słynną kapliczką „Pod Twoją obronę” – ewidentnie na nie wskazuje. W toku fabuły Miasteczko bardzo często określane jest jako „smutnawe Sorrento” (nazwa ta występuje także w tytule jednego z opowiadań z tego cyklu – Wróć do Sorrento). Ta włoska miejscowość słynna z pięknych, nostalgicznych krajobrazów przywoływana jest na zasadzie podobieństwa, gdyż zdaniem bohaterów jest równie bogata w piękne, wzbudzające moc estetycznych doznań przestrzenie. Nazwę także uprawomocnia często śpiewana przez Atamana piosenka Wróć do Sorrento, chętnie podchwytywana przez jego kolegów.
Wszystkie opowieści z tego cyklu łączy nie tylko topografia przestrzeni i bohaterowie, ale też coś więcej: pokazanie uczestników wspólnoty (jeszcze) chłopackiej, którzy stopniowo dojrzewają. Czytelnik z jednej strony obserwuje ich wciąż dziecinne wybryki, a z drugiej zostaje dopuszczony do już wykluwającego się świata relacji damsko-męskich. Bohaterowie tych opowiadań wielokrotnie toczą ze sobą rozmowy o sprawach fundamentalnych, takich jak przyszłość i własne miejsce w świecie; dyskutują o ważnych, nurtujących ich sprawach, którymi równie często, co dziewczyny i potańcówki, są malarstwo, muzyka i sztuka.
Choć opowiadania te w większości ukazały się w zbiorach takich jak Nim zajdzie księżyc (1968) czy Nie wiem, co ci powiedzieć (1983), kilka z nich zadebiutowało w wersji książkowej dopiero teraz – w wydanym w 2016 roku zbiorze, zgodnie z pierwotnym zamysłem autora nazwanym Opowiadaniami krzeszowickimi. To m.in. Opowiadanie turystyczne – historia wyciągnięta z archiwum autora i opublikowana po raz pierwszy – oraz Kolędnicy, zamieszczeni wcześniej na łamach „Życia Literackiego”.
Być może świadomość bycia na początku pisarskiej drogi i ciężkiej pracy, jaką musiał jeszcze wykonać, aby być w pełni usatysfakcjonowanym z własnych dzieł, sprawiły, że Czycz tak naprawdę nie cenił zbytnio utworów, które złożyły się na zbiory Nim zajdzie księżyc i Nie wiem, co ci powiedzieć. Z jednej strony były to teksty pisane na zamówienie, a zatem niewypływające z prawie fizycznej potrzeby powiedzenia czegoś istotnego; co więcej, siłą rzeczy nosiły ślady interwencji redakcyjnych oraz zostały poddane wymogom formalnym, jakie musiały spełniać wszystkie gazetowe publikacje. Z drugiej strony dzieła te powstały na wczesnym etapie twórczości Czycza i były efektem procesu powolnego szlifowania swojego warsztatu, a nie zwieńczeniem jego ostatniej fazy – nie oddawały jeszcze w pełni prawdy o życiu i literaturze, jaką chciał w nich zawrzeć.
Choć można je zaliczyć do łatwiejszych w odbiorze tekstów Czycza, to jednak – paradoksalnie – nie zawsze udaje im się w pełni zaangażować odbiorcę. Czytelnik wielokrotnie może poczuć się znużony i przytłoczony natłokiem myśli bohaterów Opowiadań krzeszowickich, zwłaszcza wtedy, gdy – za sprawą eksperymentów Czycza z formą – dialogi nie zostają jednoznacznie przypisane do bohaterów. Nakładające się na siebie wypowiedzi kilku postaci często powodują, że gubi się samo przesłanie rozmowy i jej cel: czytelnik skupia się na śledzeniu, do kogo należy wypowiedź, zamiast podążać za tokiem tych myśli.
Również portret wspólnoty chłopackiej ukazany na stronach tego zbioru pozostawia po sobie uczucie niedosytu: choć grupa, do której należy narrator Mikado, liczy kilkunastu chłopców (razem z pozostałymi bandami to kilkadziesiąt osób), nieznacznie bliżej poznajemy tylko kilku z nich. Pisarz mógł poświęcić część opowiadań z cyklu na wnikliwą wiwisekcję ich dopiero rodzącej się męskiej psychiki. Zamiast tego czytelnik zmuszony jest do przedzierania się przez szereg stron, których głównym tematem jest wywyższanie się przyjezdnych dziewczyn nad wywodzących się z prowincji chłopaków.
Pomimo tego, że w oczach samego pisarza były to teksty niedoskonałe, zostały docenione chociażby przez branżę filmową: w 1991 roku na motywach opowiadania Nad rzeką, której nie ma powstał film wyreżyserowany przez Andrzeja Barańskiego, w którym główne role zagrali m.in. Marek Bukowski, Joanna Trzepiecińska, Adrianna Biedrzyńska, Mirosław Baka i Krystyna Feldman.
Opowiadania te są jednak ważne także z innego powodu – pokazują Czycza w trakcie „stawania się” pisarzem; dają wyobrażenie o tym, jaką drogę wybrał i ile jeszcze musiał włożyć pracy w to, by dotrzeć do miejsca, które sobie wyznaczył.
- Wszystkie śródtytuły są równocześnie tytułami odrębnych utworów Stanisława Czycza.↵
- I wciąż pozostaje jednym z najważniejszych i najchętniej czytanych utworów Stanisława Czycza. Główny bohater tego opowiadania, tytułowy And, utożsamiany jest z Andrzejem Bursą (Czycz znał się z nim i przyjaźnił). Historia poświęcona trzem ostatnim dniom z jego życia, traktująca o niedopasowaniu twórcy do świata, dylematach związanych z własną drogą oraz wszechobecności sztucznych póz i masek kończy się śmiercią tytułowego bohatera. Tekst ten przyczynił się do ugruntowania wizerunku Bursy jako „poety przeklętego”, a Czycza jako doskonale zapowiadającego się pisarza.↵
- Por. J. Urban, dz. cyt., s. 299–300.↵
- Maria Ostrowska, Magia miejsca w prozie Stanisława Czycza, [w:] Stanisław Czycz, Opowiadania krzeszowickie, Lublin 2016, s.263.↵