Canneński konkurs rozpędził się na dobre – po nieco ospałych początkach, lekkim rozczarowaniu na otwarcie i nieśmiałych przebłyskach kinowego absolutu kolejne dni na La Croisette upłynęły na ożywionych dyskusjach na temat konkursowych propozycji. Koniec pierwszego tygodnia festiwalu przyniósł bowiem premiery najnowszych filmów canneńskich ulubieńców – Michaela Hanekego i Yorgosa Lanthimosa. Wyjątkowym zainteresowaniem cieszył się natomiast także film skądinąd doskonale znanego ze świetnych scenariuszy Taylora Sheridana.
Jego Wind River, które błędnie zostało odczytane przez Cannes jako reżyserski debiut (Sheridan nakręcił w 2011 roku horror Vile) jest dokładnie takim filmem, jakiego spodziewalibyśmy się po autorze historii opowiedzianych w Sicario i Aż po grób – mrocznym, niepokojącym, brutalnym. Sheridan ponownie umiejscawia akcję swej opowieści na amerykańskiej prowincji, ale nie jest to prowincja spod znaku kowbojów i ranczerów, choć nie brakuje tu westernowego pierwiastka. Tym razem scenerią kryminalnej historii stają się przykryte śniegiem tereny tytułowego rezerwatu Wind River w stanie Wyoming. Zbrodnia, która ma tam miejsce, staje się przyczynkiem do zrewidowania relacji panujących w niewielkiej prowincjonalnej społeczności, a jednocześnie wyzwala w bohaterach niemożliwą do stłumienia potrzebę zaprowadzenia sprawiedliwości – i to za wszelką cenę. Sheridan doskonale radzi sobie z budowaniem niepokojącej atmosfery i balansowaniem pomiędzy elementami kryminału, thrillera i neowesternu. Dwugodzinny seans upływa tak szybko, jak szybko czyta się historie pióra Kinga czy Cobena.
Dla tych, którym doskwierał brak w tegorocznym programie stałego bywalca Woody’ego Allena, canneńscy programerzy zapewnili gratkę w postaci konkursowego The Meyerowitz Stories (New and Selected) Noah Baumbacha, którego bez zbędnej przesady należy nazwać duchowym spadkobiercą mistrza neurotycznego żartu. Napędzana doskonałymi kreacjami aktorskimi historia rodzinna jest prawdziwym poligonem emocjonalnej batalii pomiędzy narcystycznym ojcem-rzeźbiarzem (rewelacyjny Dustin Hoffman) a jego dziećmi (Adam Sandler, Ben Stiller, Elizabeth Marvel), ewidentnie skrzywionymi przez egotyzm nestora rodziny. Jak to u Baumbacha, treścią filmu są nieustanne potyczki werbalne, które prowadzone są błyskotliwie i bez wytchnienia, co pozwala na pokazanie pełni umiejętności nawet takiemu Adamowi Sandlerowi, któremu ostatnie lata upłynęły na biciu rekordów w kolekcjonowaniu Złotych Malin. The Meyerowitz Stories to jego szansa na rehabilitację, zaś dla widzów okazja do obejrzenia filmu na poziomie najlepszych dokonań dawnego Allena.
W festiwalowych kolejkach nietrudno było o osobę, dla której najważniejszym tytułem tegorocznego Cannes jest The Killing of a Sacred Deer Yorgosa Lanthimosa. Grecki reżyser, który każdym swoim filmem zaskakuje wszystkich, nawet swych najzagorzalszych fanów, także i tym razem postawił na element zaskoczenia. Jego najnowszemu dziełu najbliżej do konwencji horroru, ale takiego, w którym zamiast scen mających wywołać okrzyk strachu mamy do czynienia ze stanem permanentnego niepokoju i… niedowierzania. Lanthimos stawia nas przed moralnym dylematem, każe kwestionować własny system wartości, mimo że przedstawiona w jego filmie historia jest dalece fantastyczna. Jednak dzięki bardzo realistycznym zdjęciom i orkiestralnej muzyce The Killing of a Sacred Deer nabiera rangi mistycznej przypowieści o mierzeniu się z konsekwencjami własnych pomyłek. Lanthimos, który dwa lata temu wyjechał z Cannes z Nagrodą Specjalną Jury za The Lobster, potwierdza, że jest jednym z najbardziej oryginalnych europejskich autorów i staje się jednym z faworytów konkursu.
Festiwal w Cannes wchodzi właśnie w decydującą fazę – większość dziennikarzy ma już swoje typy, ale wiele jeszcze może się zmienić. Czy Michael Haneke, którego najnowsze dzieło „The Guardian” opisał jako „szatańską operę mydlaną czystej socjopatii”, zdobędzie trzecią Złotą Palmę, zostając absolutnym rekordzistą? A może trafi ona do absolutnych debiutantów w konkursie, braci Safdie, u których w Good Time podobno rolę życia kreuje Robert Pattinson? Wszystkiego dowiemy się już za kilka dni, gdy jubileuszowa, siedemdziesiąta edycja festiwalu w Cannes przejdzie do historii.