Już po raz 6. Instytut Kultury Polskiej w Berlinie zorganizował popularną wśród miłośników europejskiego kina imprezę Film Polska.
W dniach od 14 do 20 kwietnia 2011 roku w berlińskich kinach studyjnych: „Hackesche Höfe”, „Kant Kino”, „Zeughauskino”, „Kino Arsenal”, „Filmmuseum Potsdam”, „K-18”, „FSK” i „Club der polnischen Versager” odbywają się emisje najnowszych polskich filmów fabularnych, dokumentalnych i krótkometrażowych.
Niemiecka publiczność ma szansę poznania przedstawicieli najnowszego polskiego kina. Można zobaczyć między innymi, nagrodzony w Wenecji, film Jerzego Skolimowskiego „Essential Killing”, „Matkę Teresę od kotów” w reżyserii Pawła Sali i nagrodzony Kryształowym Niedźwiedziem na Berlinale film „Jutro będzie lepiej” Doroty Kędzierzawskiej. Program Retrospektywy przypomina „Dekalog” Krzysztofa Kieślowskiego, „Tatarak” Andrzeja Wajdy, „Pianistę” Romana Polańskiego i „Wrony” Doroty Kędzierzawskiej.
W tym roku polskim reżyserom i aktorom zorganizowano spotkania z widzami oraz warsztaty z młodzieżą. Przegląd polskich filmów zainaugurował kontrowersyjny film Pawla Borowskiego Zero.
Obejrzałam ten trzymający w napięciu film z mieszanymi uczuciami. Dużo w nim amerykanizmów. Reżyser, podobnie jak nowe polskie społeczeństwo, konsekwentnie, lecz pomału wyzwala się mentalnie z okowów socjalizmu.
Zakorzenioną głęboko w komunizmie pogardę dla wartości materialnych charakteryzuje używany niegdyś przez Polaków zwrot: „Nie chodzi o pieniądze” lub: „O pieniądzach się nie mówi”. Kiedyś mało komu chodziło o pieniądze, przynajmniej oficjalnie. Uduchowieni obywatele mieli w głowie wartości wyższego rzędu. Film Pawła Borowskiego Zero pokazuje, jak trudno po upadku politycznego systemu zmienić ukształtowaną latami ludzką mentalność.
W Zero wszyscy bohaterowie mają gest. Nie tylko zamawiają, kupują i płacą, ale i nikt nie żąda reszty. Przeciwnie – każdy daje sute napiwki.
Babcia kupuje wnukowi pajacyka, naturalnie nie ma drobnych, więc płaci całe dziesięć złotych. „Reszty nie trzeba” – mówi do stojącego w drzwiach komiwojażera. Pieniądze wypada mieć, a jeśli ich nie ma, to na pewno prędzej czy później będą.
Uciekający przed policją pedofil zapomina 3 tysięcy, które znajduje ojciec nieletniej ofiary. Potem ów ojciec jedzie z córką taksówką, dochodzi do uiszczenia zapłaty i zamiast 30 zł ojciec daje 100 zł, gdyż oczywiście nie ma drobnych. Nie czekając wcale na wydanie reszty, ojciec z córką przesiadają się z taksówki do autobusu. Szkoda, że reżyser nie pokazał momentu kupowania biletów autobusowych, pewnie i tu byłaby dobrowolna nadpłata.
Oszukiwany mąż wynajmuje detektywów i już ma uiścić honorarium 7 tysięcy, gdy w ostatniej chwili kopertą z forsą obdarowuje ulicznego sprzedawcę gazet.
Na problem gestu w filmie polskim uwrażliwił mnie Andrzej Wajda. Przed laty, podczas spotkania z publicznością, wielki mistrz polskiego kina wspominał, że Zbigniew Cybulski w filmie „Popiół i Diament”, zamawia przy barze wódkę, pije jeden kieliszek po drugim, ale nigdy nie płaci. Poprzez tę scenę Andrzej Wajda chciał uwypuklić polski gest.
Później, ilekroć oglądałam filmy innych polskich reżyserów, zwracałam uwagę na stosunek bohaterów do gotówki. W filmie Zero Pawła Borowskiego ten typowy słowiański gest wobec pieniędzy jest bardzo wyraźny. Tylko że Borowski zastosował go zupełnie nieświadomie. Zapytany o to podczas dyskusji po filmie, stwierdził, że chodziło mu jednynie o naszkicowanie charakterów poszczególnych postaci. Niestety bohaterowie Borowskiego są bardzo do siebie podobni i to nie tylko w obchodzeniu się z pieniędzmi, ale i w brutalności. Wybuchy agresji, bicie w mordę – czy to polska specjalność? Przed zmianą systemu oglądaliśmy drobnych cwaniaczków i kombinatorów, których obecnie zastąpili chamscy biznesmeni rozmaitej maści.
W filmie widać wyraźne amerykanizmy. Nie dość, że epizody kojarzą się z formą narracji używaną przez Roberta Altmana, ale też każde auto ma numer rejestracyjny „Doe”. Paweł Borowski wyjaśnia, że powołał się na amerykański zwyczaj opisywania anonimowych nieboszczyków. „Doe” to drugi człon imienia, nadawanego niezidentyfikowanym ciałom w Stanach Zjednoczonych.
Przedstawione w Zero miasto jest nieznane. Reżyserowi chodziło o anonimowy obraz polskiej metropolii.
W filmie uderzyła mnie również scenografia wnętrz. Za czasów komuny w filmach polskich oglądaliśmy umeblowane antykami, przytulne pokoje z obrusami, świecznikami. Obecnie uwodzą widzów seksowne, duże, przestronne wnątrza z wbudowanymi kuchniami i meblami design.
Współcześni bohaterowie są bardziej powierzchowni, a co drugi ogląda porno. Tłuste i wymęczone twarze nowobogackich z Zero wymagają jeszcze tylko operacji plastycznych, by były bardziej zamerykanizowane.
Na spotkaniu z berlińskimi odbiorcami Paweł Borowski podkreślił, że robi filmy, gdyż ma coś do powiedzenia, a nie dlatego, żeby pokazać, że jest z Polski. Niemiecki dziennikarz Uwe Rade uznał Zero za bardzo niepolski film. „O tak, chcę, by rozumiano mnie na całym świecie…”, podchwycił tę opinię reżyser.
Matka Teresa od kotów jest moim zdaniem znacznie ciekawszym filmem. Reżyser Paweł Sala, przedstawiając autentyczną historię matkobójstwa, przekazał prawdziwe uniwersalne wartości. W kulturze europejskiej, ale także amerykańskiej, zdarzają się podobne problemy. Oglądamy pragnącą dobrze żyć przeciętną polską rodzinę. Ojciec pojechał na wojnę do Afganistanu czy Iraku, by zarobić forsę. Matka natomiast, pracując jako agent ubezpieczeniowy, nie ma czasu dla dorostających synów. Przestępczość nieletnich, przemoc w rodzinie – takie tematy są bliskie ludziom na całym świecie. Matka Teresa od kotów to świetnie zrobiony, piękny film i wspaniałe kreacje aktorskie. A do tego znakomicie grający Artura Mateusz Kościukiewicz z urody przypomina trochę Leonardo DiCaprio.
Dobrze, że Instytut Kultury Polskiej w Berlinie organizuje przegląd filmów polskich – Film Polska. Dzięki tej inicjatywie wielu miłośników polskiego kina, także studentów prywatych i państwowych szkół artystycznych, aktorskich, teatralnych, filmowych, ma szansę zapoznania się z twórczością Polaków. Na projekcjach sale bywają pełne.