Przechadzając się na co dzień ulicami miasta, wkraczamy w określoną przestrzeń publiczną, skonstruowaną z niezliczonej ilości budynków. Niektóre są zniszczone i obskurne, inne schludne i nowoczesne, a kolejne z nich to prawdziwe pomniki historii, które informują przechodnia o swojej bogatej przeszłości. Architektura staje się tym samym integralnym, aktywnym elementem tożsamości człowieka, o czym stara się przekonywać twórczość Jenny Holzer. Artystka w swoich wielkoformatowych projekcjach, które można oglądać na różnego rodzaju zabudowaniach, stara się za pomocą języka diagnozować problemy współczesnego człowieka uwikłanego w tragedie wojny, rozpaczy czy nie przynoszące efektów poszukiwania szczęścia. Architektoniczne obiekty poprzez działania Holzer zaczynają zmieniać swój ontologiczny status, stając się żywym, publicznym manifestem, będącym aktem sprzeciwu wobec zastanego porządku. Poznański przegląd twórczości tej amerykańskiej artystki w Art Stations, to pierwszy tak duży pokaz w Polsce, prezentujący również malarskie obiekty, oscylujące wokół zagadnień wojny czy terroryzmu. Koncentrują się one głównie na wydarzeniach z 11 września 2001 czy Bliskim Wschodzie. Malarskie odciski dłoni amerykańskich żołnierzy walczących w Iraku, których tożsamość została wymazana przez niezidentyfikowanego cenzora, stają się bolesnym przykładem fałszowania historii. Artystka wydobywa na światło dzienne to, co zostało głęboko i celowo ukryte, czego przykładem stają się obrazy prezentujące tajne dokumenty Białego Domu, które dotyczą strategii wojennych wobec Iraku. Artystka po raz pierwszy pokazywała je w 2007 roku podczas Biennale w Wenecji. Sprawiają one wrażenie bardziej wirtualnej gry, niż realnie dziejących się wydarzeń.
Jednakże sama wystawa, oprócz artystycznego komentarza wobec tragicznych kart historii, staje się doskonałym pretekstem do zastanowienia się nad siłą rażenia projekcji organizowanych na tle obiektów przestrzeni publicznej, które całkowicie zmieniają perspektywę ich rozumienia. Jenny Holzer, specjalistce od literackich i zarazem wstrząsających montaży udaje się to w stu procentach.
Architecture parlante, czyli po prostu architektura mówiąca to termin ukuty przez Francuzów pod koniec XVIII wieku. Neoklasycyści, m.in. Claude Nicolas Ledoux czy Étienne-Louis Boullée, stwierdzili, że styl projektowanego przez architektów budynku powinien być dopasowany do jego funkcji. Wokół tego pojęcia narosły różne legendy i anegdoty. Najpopularniejsza z nich jest o tym, że najbardziej ortodoksyjni wyznawcy idei architecture parlante chcieli budować domy publiczne na wzór fallicznych kształtów1. Dzięki takiemu sposobowi budowania budynków, współczesny człowiek potrafi bezbłędnie odgadnąć, z jakim miejscem ma do czynienia spoglądając na dany obiekt. Z pozoru martwe budowle starają się tym samym do nas „mówić” poprzez swoją formę. Wrażenie to zostaje spotęgowane, kiedy do tej mowy architektonicznego ciała dodamy projekcje. Krzysztof Wodiczko nazywa je publicznym seansem psychoanalitycznym, ujawniającym to, co kryje nieświadomość budowli. A w przypadku Holzer i Wodiczki okazuje się kryć bardzo dużo.
Krzysztof Wodiczko swoje pierwsze projekcje realizował od początku lat 80. ubiegłego wieku, nieustannie rozliczając się z historią, która spychała na margines społeczny najmniej odporne jednostki. Takie artystyczne realizacje stają się według artysty pewną formą terapii, wyzwolenia z traumy, o której nie można opowiedzieć inaczej niż poprzez obraz. „Projekcja (…) polega na publicznym wyrzuceniu z siebie niebezpiecznie uwewnętrznionej skargi, na wypowiedzeniu tej skargi publicznie i publicznym wyrażeniu niezgody. Taka projekcja ma charakter krytyczny i jest uaktywnieniem procesu przemiany” – twierdzi Wodiczko. Ta przemiana wiąże się zarówno z postrzeganiem, jak i rozumieniem historii uwikłanej w dramatyczną niejednoznaczność.
Artysta swoje pierwsze prace realizował w Toronto, eksperymentując z przestrzeniami metra czy ścianami budynków. Z czasem zaczął wybierać najbardziej czułe miejsca przestrzeni miejskich. Za przełomową uznaje się projekcję na Sądzie Federalnym w Londynie, podczas której rzutowane były dłonie na zaciśniętych metalowych prętach2. Motyw dłoni to najczęściej powracający element w projekcjach artysty. Ręce w różnych tradycjach kulturowych symbolizują aktywność i wiedzę, los człowieka zamkniętego w dłoniach Boga lub przeznaczenia. Oznaczają także przyjacielską otwartość, wybaczenie, szczerość i otwartość lub wręcz przeciwnie, wrogość, niedostępność, agresję. Dłońmi można podpisać karę śmierci, nacisnąć spust lub wymierzyć gwałtowny cios. To właśnie one potrafią określić wprost nasze intencje. Podczas manhattańskiej projekcji na budynku AT&T w 1984 roku artysta wykorzystał wizerunek gigantycznej otwartej dłoni Ronalda Reagana w „geście zaprzysiężenia do serca budowli”3. Ta artystyczna realizacja miała wymiar szczególny – Reagan zawiera niepisaną umowę o lojalności wobec manhattańskiej finansjery4. Cała projekcja w dotkliwy sposób uzewnętrzniała układy i układziki na najwyższych szczeblach władzy. To, co nieświadome, to, co starał się „ukrywać” architektoniczny obiekt zostało bezlitośnie obnażone. Dwa lata później artysta oddał głos bezdomnym w Bostonie na Civil War Memorial wyświetlając ich twarze na fotografiach, a na ścianach budynku Allegheny County Memorial Hall w Pittsburghu, który jest zarówno miejscem koncertów, jak i skarbcem pamiątek militarnych, stworzył współczesną wersję danse macabre – trupia ręka zaczęła na oczach widzów grać na fortepianie5. Bardzo ważną realizacją artystyczną Wodiczki była projekcja na krakowskiej Wieży Ratuszowej w 1996 roku. Artysta dopuszcza do głosu homoseksualistów, narkomanów czy chorych na AIDS. „W tej pracy udało mi się połączyć doświadczenia moich wcześniejszych monumentalnych projekcji publicznych(…). Projekcja krakowska zwracała się w stronę ludzi, którzy pozostawieni są na marginesie i pozbawieni są głosu – stwierdza artysta6. W późniejszych pracach mowę także odzyskują ofiary przemocy domowej czy wykorzystywania seksualnego. Dobór obiektów, na których odbywają się projekcje nigdy nie jest przypadkowy. Artysta często nawiązuje do słów Roberta Musila, który twierdził, że „nic na świecie nie jest bardziej niewidzialne, niż monumenty”7. Wodiczko wykorzystując między innymi pomniki kultury na miejsce swoich działań, przemienia je w żywe obiekty, które snują osobiste narracje wykluczonych i napiętnowanych. Owe musilowskie monumenty przestają być w ten sposób niezauważalne.
Podobnie dzieje się w przypadku działań Jenny Holzer, która tak jak Wodiczko transmutuje niczym współczesny alchemik publiczną przestrzeń. Cechą charakterystyczną jej realizacji jest tekst – tekst, który ma wstrząsać i przywracać do właściwego porządku. Artystka pragnie pokazywać, nie opowiadać. Krótkie sentencje, które powstają na przykład na kamiennych ławach przybierają filozoficzny charakter. Ulotne, biegające elektroniczne napisy, które pojawiają się i znikają równie szybko jak się ukazały, pogłębiają to wrażenie. Zafascynowany widz schyla się, węszy, poszukuje kolejnych cytatów na ławkach, niczym cennego skarbu, który został ukryty pod stertą kolorowych billboardów. Świetlne sentencje „Śmierć powinna być tak prosta jak ułamanie gałązki” czy „Spokój jest bardziej twórczy, niż niepokój” to błyskotliwy wyraz sprzeciwu wobec szaleństwa kultury zachodniej, borykającej się z „bulimicznym modelem zachowania” polegającym na ciągłym zaspokajaniu potrzeb, nawet tych urojonych, które dają tylko krótkotrwała satysfakcję. Po chwili poszukuje się kolejnych wrażeń, które nie dają ukojenia, co powoduje jeszcze większą frustrację i niezadowolenie.
Holzer przejmuje się także losami imigrantów, osób dyskryminowanych czy nadmiernym kosmopolityzmem. Tymi problemami zajęła się w cyklu „Truizmy” i „Tekstach o przetrwaniu”. Były to wspomniane wcześniej projekcje realizowane na kamiennych ławach. Holzer wciela się w badaczkę współczesnego społeczeństwa, wybierając takie teksty, które mogą przykuć uwagę widza. Tak się działo podczas projekcji w San Diego w 2007 roku. W newralgicznych miejscach, w ciemności pojawiały się wielkoformatowe napisy „Oddycham” czy „Czuję cię”, które mimowolnie skłaniały do autorefleksji, chwilowego zatrzymania się, zastanowienia i wyciszenia. W przypadku poznańskiej projekcji artystka wzięła na warsztat wiersze Wisławy Szymborskiej. „Szymborska pisze o wielu sprawach, które są dla mnie interesujące. Napisała wiersz o torturach, inny o uchodźcach. Jest też jeden o terroryście. O tych kwestiach myślą obecnie ludzie. Pisze o pisaniu. Pisze o poczuciu winy. Jest też wiersz o rozstaniu, który podoba mi się na końcu (filmu) dlatego, że przedstawia je jako łagodne uwolnienie. Szymborskiej udaje się wyrazić wszystko to, co najważniejsze i sądzę, że dobrze jest to właśnie oferować innym. Tutaj to, co najistotniejsze, opisane przez znamienitą poetkę, przepływa wokół nas i w nas samych“ – czytamy wypowiedź artystki w informacjach prasowych wystawy. Realizacja ta staje się zbiorową lekturą, którą można interpretować na nowo. Poznański Ratusz czy Stary Browar, na które projektowane były napisy przestały być tylko architektoniczną strukturą – stały się wielką stroną księgi, którą mógł przeczytać każdy. Powoli płynący tekst stał się bardziej sugestywny i wstrząsający, niż medialne obrazy, na które człowiek przestaje reagować w wyniku ich zwykłej powtarzalności. Polskie projekcje Holzer niewątpliwie pozostawią ślad, który po lacanowsku oplata myśl, nieświadomość i pamięć, spychając psyche z pożądanej drogi przyjemności. Czasami warto na chwilę z niej zboczyć, żeby po prostu pomyśleć – publiczna psychoanaliza Holzer przynosi pożądany efekt katharsis, który wydaje się być bardzo znajomy w konfrontacji z twórczością Wodiczki.
Hanna Arendt zauważyła, że wszystko, co ludzie robią, wiedzą lub czego doświadczają może mieć sens tylko na tyle, na ile można o tym mówić. A o poznańskiej wystawie na pewno będzie się jeszcze bardzo długo dyskutować. Nie codziennie architektura „przemawia” do nas w tak zaskakujący i mądry sposób. Szkoda tylko, że tak rzadko.