Tak jak Brecht stawia przed społeczeństwem zwierciadło, w którym odbija się świat wielkiego kryzysu tak niespełna 80 lat później podobne zwierciadło ustawia Klemm – tym razem w Starym Teatrze w Krakowie – tworząc ze swoich aktorów rzeźbę „drabiny społecznych zależności”. U jej podstaw znajdują się ci, którzy za grosz i ostatnie siły poświęcają się pracy by utrzymać dom, rodzinę, życie. Kolejne stopnie w hierarchii przeznaczone są dla ludzi coraz lepiej ustawionych, posiadających swoją kamienicę, swoją piekarnią, swoje decyzje. Wspinając się po drabinie w pewnym momencie można przekroczyć upragnioną granicę i dotrzeć tam gdzie w wygodnych fotelach z cygarem w ręku zasiadają „grube ryby” i podejmują decyzje pozornie nie mające nic wspólnego z tymi co żebrzą o kromkę chleba na dole.
Reżyser gra na uczuciach widza nie za sprawą indywidualnej tragedii wdowy, ale obrazu społeczeństwa, w którym główną wartością jest pieniądz. Ruch całej maszynerii finansowych decyzji i braku decyzji oddaje manipulacja rytmem. Dźwięki kierują ruchem, słowem i każdym gestem aktora budząc u widza emocje napięcia, przerażenia i wyczekiwania wtedy, kiedy nastaje długa cisza. Rytm jest również uzupełnieniem oszczędnej scenografii. Nie przedmioty mają pierwszeństwo wypowiedzi ale właśnie ruch i gest.
Biała skrzynia ustawiona na środku ruchomej sceny spełnia swoje zadanie poprzez ruch aktorów. Wtedy nie pozostaje już pustym przedmiotem ale obrazem istniejącej w społeczeństwie hierarchii. Gdy Meininger na górze „dogaduje” się z handlarzem drewnem Reuterem (Bogdan Brzyski), na dole wdowa Queck w niepewności oczekuje na decyzję o swoim losie. Biała skrzynia pełniąca funkcje kamienicy, piekarni i kiosku z gazetami w finałowej scenie, odkrywa swoją główną funkcję – „drabinę społeczną”. Nie słowo i nie gest ale plastyka przestrzeni teatralnej rodzi znaczenia. Na szczycie wygodnie ustawiony jest agent nieruchomości, na samym dole ci którzy stracili życie i ci, którzy o życie jeszcze chcą walczyć – bezrobotni. Widząc niesprawiedliwość, niemoc wydostania się z bagna sięgają po inne środki – rewolucję. Czyżby nawołanie do zrywu? Gdy jedni szykują się do walki o chleb – symbol życia, ci którzy ustawieni są gdzieś pomiędzy górą a dołem, do obrzydzenia, zapychają się chlebem.
Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi bohaterami przemyka postać podporucznik Armii Zbawienia (Małgorzata Gałkowska), która wyciąga pomocną dłoń. Pomoc jednak jest prowizoryczna, bardziej fikcyjna aniżeli realna. Ofiarowane współczucie daje satysfakcję i poczucie bycia dobrym – zaspokajając automatycznie swoje pragnienie bycia niewiarygodnie moralnym. Reżyser zdaje się mówić, o religii w kategoriach iluzji. Religia miałby być wymysłem, niewidocznym i mało efektywnym terapeutą leczącym z cierpienia najbiedniejszych. Jak głosi szacowna pani podporucznik: Religia jest dla biednych by bogacze nie przerobili ich na kotlety mielone.
Klemm wybiera Brechta by opisać świat kapitalistycznych paradoksów. Ucieka od przerysowywania współczesności, rezygnując z nadużywania multimedialnych atrakcji oraz pozostałych maskotek i błyskotek jakie do zaoferowania ma XXI. Oszczędność w scenografii daje możliwości koncentracji i percepcji tego co najbardziej istotne – zachowań człowieka w gonitwie za pieniądzem i dobrym ustawieniu się w życiu.
Całość pozostaje w konwencji próby – niedopowiedzenia i niedokończenia. Odłożone na bok rekwizyty, pomieszane role, zatrzymane słowa. Niedokończony tekst, niedokończony spektakl otwiera drogę milionom różnych zakończeń i interpretacji. Momenty zawieszenia gry tworzą dystans. Przerwa działa jak pstryknięcie palców hipnotyzera. Równocześnie wybudzenie stawia znak zapytania na ile to co wydarza się na scenie jest tożsame z tym co wydarza się na scenie życia.
Każda twórczość porusza pewne elementy doświadczenia u odbiorcy. Piekarnia wywołała u mnie wspomnienie filmu Koszmar Darwina w reż. Huberta Saupera. W samym centrum Afryki ludność Tanzanii utrzymuje się z połowu – okonia nilowego, który w wyniku eksperymentu jest jedynym mieszkańcem jeziora. Ryb jest pod dostatkiem, można by powiedzieć, że największy skarb Jeziora Wiktorii. Ryby jednak eksportowane są rosyjskimi samolotami, a między czasie zostają wymieniane na kałasznikowy. Ludność afrykańska zostaje więc z kałasznikowami ale bez ryb. Nadchodzą czasy walki z głodem. Trudno powiedzieć czy półki w piekarni Meiningera załamują się pod ciężarem chleba, jeśli założyć, że tak jest, to mamy podobny paradoks: ci których pola obfitują w żywność – głodują. Rzeczywistość jest pełna paradoksów i gorzkiej ironii, jak pokazuje Klemm, co więcej nie za bardzo istnieją możliwości opuszczenia tego błędnego koła.
Bertolt Brecht, Piekarnia
Wersja sceniczna: Manfred Karge i Matthias Langhoff
Reżyseria: Wojtek Klemm
Przekład: Monika Muskała
Dramaturgia: Igor Stokfiszewski
Dekoracje: Mascha Mazur
Kostiumy: Julia Koryncka
Muzyka:Dominik Strycharski
Choreografia: Efrat Stempler
Światło: Torsten König
Wykonawcy:
Małgorzata Gałkowska, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Monika Jakowczuk, Beata Paluch, Bolesław Brzozowski, Bogdan Brzyski, Grzegorz Grabowski, Zbigniew W. Kaleta, Marcin Kalisz, Wiktor Loga-Skarczewski, Adam Nawojczyk, Błażej Peszek, Krzysztof Wieszczek
Premiera: 20 września 2008 r. Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, Scena Kameralna.