Związek świata sztuki i polityki był zawsze napięty, pełen ekstremalnych emocji – pożądania, uległości, lekceważenia, pogardy, odrazy. Grupa trzymająca władzę wykorzystuje, odkąd istnieje, kulturę dla własnej promocji. Sztuka niestety, chcąc nie chcąc, nie może i nie chce, ulegając namiętności do krytycznej postawy, funkcjonować z dala od wszechobecnej władzy i polityki – jest nieuleczalnie uzależniona od finansów, nieważne: prywatnych czy państwowych. Decydenci, hm… od kultury nie są zależni. Nie znaczy to, że lekceważą. Bynajmniej; boją się sztuki, bo przecież nie festiwalu zupy pomidorowej.
Dla tych, którzy dysponują publicznymi środkami finansowania zadań na polu kultury, najwartościowsze są przedsięwzięcia, które promują. A co promują i wśród kogo, mogliśmy się dowiedzieć, oglądając 3 stycznia 2009 roku program Bez krawata w telewizji TVP Kraków. Rozmowa O instytucjach kulturalnych w Krakowie kapitalnie przybliżyła widzom, funkcjonujące, może o zgrozo dominujące, pojęcie o roli, zadaniach, celach sztuki, teatru, muzyki, filmu. Upraszczając – radni miasta Krakowa, rozważając wartość projektów kulturalnych, stawiali sobie pytanie – po co, coś robić? I jest to, jak najbardziej, doskonały fundament rozważań. Tyle, że odpowiedź padała nieco zbyt jednowymiarowa – dla promocji miasta Krakowa. I tak oto, edukacyjna i estetyczna wartość, rozwój jednostki, wzbogacenie, przeżycia, uczucia, pytania i rozterki – wszystko, co niesie ze sobą kontakt z dziełem a również odpowiedzi, które rodzą się i konstytuują człowieka i jego świat, gdzieś majaczą tylko niejasno w tle, albo raczej wcale w toku prowadzonych (przez wspomnianą grupę) przemyśleń się nie pojawiają. Na pierwszym planie mamy, jak podkreślał to niejednokrotnie radny PO Paweł Sularz, rolę promocyjną, budowę marki Krakowa. Bo kultura ma nie tylko bawić, ma przynosić korzyść (czyt.: korzyść finansową). Radny ani słowem nie wspomniał, że może brać pod uwagę coś innego. Czy to może świadczyć, że nic ponad to do głowy nie przychodzi? Jaki wizerunek miasta ma wypracować potencjalna, wymarzona kultura, dla kogo atrakcyjny? Wiele skostniałych instytucji będzie miało problem z nowymi wymaganiami – jak dopasować swoją działalność, tak, aby przekładała się na zainteresowanie turystyczne miastem? Niełatwo zniżyć się do poziomu kultury, którą reprezentują Wianki lub Sylwester na krakowskim Rynku. A przecież to one mają, jak wynikało z rozmowy, budować markę. Bo raczej nie zrobią tego powstające i powstające ciągle nowe muzea w Krakowie. Tych jest nadto w innych miastach Europy, gdzie nie tylko promują turystykę, lecz także modny styl życia nowoczesnego Europejczyka. Bartosz Szydłowski domagał się przede wszystkim wiary w kulturę. Kwestia wiary…
Politycy, sprawujący rządy i ideolodzy boją się kultury. Boją się tego, czego nie znają. Nie boją się wianków i sylwestrowej imprezy.
7 comments
Rada dla wszystkich przyszłych petentów: odpowiedz sobie najpierw na pytanie czy Twoją imprezę, wystawę, koncert, festiwal itp. można przedstawić jako, mogące przyciągnąć turystę na piwo do Krakowa? Poważnie: podobno Kraków przestaje być miejscem najlepszych w Europie libacji – radni siwieją… Optymistycznie: może to zapowiedź renesansu kultury w mieście?…
hahaha, dobre, dobre… nie ma renesansu kultury bez wielkich umysłów, takich jak… w renesansie
Trzeba wychowywać przyszłych np. radnych ale niestety wtedy, kiedy mają 10 lat. Brak nam takiego programu na przyszłość. Zawsze była duża rozbieżność między światem kultury a człowiekiem, który nawet chciałby ale brakuje mu niezakłamanej wiedzy i otwartości, czyli narzędzi aby sztukę poczuć i zrozumieć (lub nie zrozumieć, ale to bez wewnętrznej walki ze swoim ego zaakceptować).
Trzeba podnieść kulturę, tolerancję, zaufanie dla sztuki, otwartość milionów ludzi. To zadanie trudne i kosztowne, i potrzebni są ludzie, którzy taki program umocują w państwie. Szczerze to utopia.
Mamy straty w kulturze, których chyba nigdy nie odpracujemy.
A może ludzie związani z kulturą też są winni, bo troszkę pogardzają tymi, którzy sztukę dopiero poznają (a ci na wszelki wypadek wolą się asekurować i mówią, że ich to nie interesuje, i że jest to nieopłacalne).
politycy boją się kultury ???
Przeczytałem tekst pani A Kwiecień i zrobiło mi się nieprzyjemnie. I gniewnie, i smutno, i trochę śmiesznie. Że tzw “władni” czyli urzędnicy, radni, nawet rząd, parlament czy inne instytucje które o naszym życiu “decydują” niczego nie rozumieją, i działają źle i głupio, to jest jasne, i nie ma sensu o tym gadać.
Jako publicysta z praktyką od r 1972 nie mogę jednak pogodzić się z publicystycznymi postawami takimi, jaką zaprezentowała pani Autorka w tekście który komentuję.
Z tekstu właściwie nie wynika, o co Autorce chodzi, nie wiem, czego Autorka pragnie a co ją oburza i czemu się sprzeciwia. nie wiem, co proponuje.
Co gorsze, marzenia, by kulturą przyciągać “kasę” do Krakowa, czy gdziekolwiek, wydają mi się absurdalne. Tak niedorzeczne i absurdalne, ze śmieszne i straszne jednocześnie. To co, miasto potrzebuje, jak się Autorka była łaskawa wyrazić, kasy, no to co zrobimy? “Zróbmy se wysokom kulturkie i zaraz kasa będzie”? Chora idea, nie warta przytoczenia ani nawet polemiki. Nikt, kto wie “jak to działa”, nie myśli w ten sposób.
I jeszcze jedno, na koniec, uwaga techniczna. Sposób w jaki Autorka i niektórzy respondenci i “polemiści” używają przecinków zadziwił mnie i mocno rozbawił.
Shigaraki
Pani Agnieszka Kwiecień poruszyła bardzo istotny temat. Krakowscy radni – nie od dziś – są w swoim mniemaniu wielcy i wyjątkowi. Do głowy im nie przyjdzie, że jest cały zakres problemów, których nie znają i nie rozumieją. W trakcie trwania kadencji stopniowo dociera do nich, że jednak nic sensownego nie stworzą. Żeby przynajmniej potrafili odtwarzać sprawdzone schematy. Ale nie! Ot, wystarczy im gremialne maczanie zielska w mętnej wodzie przy blasku fleszy, łycha pomidorowej w naprędce skleconym straganie na Rynku, swojackie poklepywanie lizusów i dumna postawa w Magistracie. Zadawala ich humbuk kulturowy rodem z zatęchłego, galicyjskiego jarmarku gminnego, który już mierził inteligencję w XIX stuleci. A wszystko w (podobno) Królewskim a Stołecznym Mieście Krakowie XXI wieku!
Kultura i sztuka są dla radnych pojęciami obcymi.
Czego radni się boją? Przyznania do ciasnoty umysłowej, polegającej m.in. na uleganiu dogmatowi i mitowi wolnego rynku. W dodatku kompleksy i indolencja paraliżują ich poczynania.
Marka Krakowa budowała się przez stulecia. Przetrwa również i tych radnych.
“Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć, a nie odtwarzać” (Antoine de Saint-Exupéry). Musi zatem podejmować ryzyko i odpowiedzialność… jak artysta.
Czyż nie jest dziwne, że ludzie tak chętnie rozprawiają o wspieraniu sztuki, a tak niechętnie wspierają ją finansowo?
Zapraszam Panią Agnieszkę Kwiecień do wymiany myśli:http://a-braun.blog.onet.pl/
Ja bym powiedziała tak: jaka większość taka kultura. Wystarczy spojrzeć na TV, co tam się dzieje? Jaki jest program? Taki, który trafia do szerokiego grona a ludzie głupieją i zadowala ich byle co. To się promuje, co trafia nie do garstki tylko do mas. A mass media nas zmieniają.
Wiadomo: ktoś się na coś zgadza albo nie, ale zgadzają się na podstawie badań rynku, badań potrzeb ludzi. I znów potrzeby zmieniają się dzięki promocji.
A jeśli chodzi o wianki to czy to takie złe? To jak z filmem: czasami chcemy rozrywki, po to by się wyluzować, czasami sztuki, historii, dramatu – by pomyśleć.
To czy rozrywka jest dobra czy zła, to czy sztuka jest dobra czy zła to kolejne pytanie.
Comments are closed.