Przy drewnianym, trzeszczącym stoliku w kawiarni gdzie ściany dźwigają stare portrety, toczymy ze sobą rozmowy wygrzebując z pamięci różne przygody i zdarzenia. Dostrzegam wtedy chaotyczność i nieskładność tych rozmów. W pewnym momencie zastanawiamy się na jakim filmie ostatnio byliśmy, jakie było zakończenie ulubionej książki, w jakim dniu byliśmy na koncercie itd., itp. Luki w pamięci nie dają o sobie zapomnieć.
Od wieków człowiek wypracowywał techniki ułatwiające zapamiętywanie faktów, wydarzeń, dat. W czasach, w których trudno mówić o środkach masowego przekazu, a mam tutaj na myśli przede wszystkim czasy kultury oralnej, pamięć była jednym z głównych narzędzi do przekazywania informacji. Kultury i społeczeństwa mogły przetrwać i rozwijać się dzięki przekazom werbalnym. Słowa warunkowały ich funkcjonowanie. Tradycja, normy i wzory obowiązujące w danej kulturze przechodziły z pokolenia na pokolenie dzięki temu m.in., że były zapamiętywane poprzez sztukę powtarzania.
Od czasów Gutenberga na wieki zmienił się sposób myślenia społeczeństw. Myśl znalazła swoje miejsce w przestrzeni czystej kartki papieru, a jej autor nie musiał ciągle jej towarzyszyć. Wyzwolona myśl zaczęła żyć własnym życiem w znakach, literach, wyrazach, zdaniach. Od tej pory słowo pisane wzięło na siebie odpowiedzialność zapamiętywania.
Kiedy dzisiaj zastanawiamy się jak odgrzebać zapomniane informacje, mamy do wyboru wachlarz różnych możliwości: od mnemotechnik poczynając, kończąc na współczesnych sposobach zapisu informacji. Coraz rzadziej jednak odwołujemy się do znanych od lat technik, wypisując sobie zwolnienie z intensywnego myślenia. Częściej natomiast sięgamy do swoich elektronicznych kalendarzy czy notatników.
Pamięć po raz kolejny zmieniła swoją przestrzeń, tym razem jest to karta. Większość informacji jakie zbieramy, zapisujemy już nie na białych kartkach ale wklepujemy je do telefonów, notebooków i innych urządzeń im podobnych. Tym samym zaopatrujemy się w nową jakość – pamięć przenośną.
Nie powinien dziwić fakt, że tracimy zaufanie do swoich możliwości poznawczych, kiedy zamiast umysłu uruchamiamy komputery. Wiązanie supełków na sznurku, budowanie skojarzeń i wymyślanie bezsensownych historyjek staje się mało efektywne wobec niepozornego telefonu komórkowego, który w sytuacji, gdy zderzymy się ze swoją słabością, odpowie nam na wszystkie pytania i wątpliwości.
Wracając do kawiarnianych rozmów, możemy być pewni, że jeśli nazwisko znanej wokalistki jazzowej wyleci nam z głowy lub chociażby będziemy mieli je na końcu języka, wpisanie kilku haseł do przeglądarki czy to w telefonie komórkowym czy notebooku (którego żal jest nam zostawić samego w mieszkaniu), pozwoli nam w miarę szybko znaleźć odpowiedź i to bez zbędnego nadwyrężania pamięci.
8 comments
Bardzo ładne zdjęcie.
Uwielbiam podróże po łonie natury, bez telefonu, zegarka nie mówiąc o przenośnych nośnikach pamięci. Biorę za to: nóż, który od dzieciństwa jest najpraktyczniejszym narzędziem, jak dla mnie. W zależności od tego gdzie jestem – maskę i rurkę do snoorkowania :), kijek do ćwiczeń…
Wpisałem nazwisko znajomego w wyszukiwarce, żeby zobaczyć co różni przypadkowo wybrani ludzie piszą o jego pracy. Wszedłem na pierwszy wynik wyszukiwania, u dołu strony są zdjęcia obcych ludzi, jedno z nich po czym trzy następne zdjęcia, posunęły mnie żeby napisać jedno zdanie. Tekst, którego z początku nie miałem zamiaru czytać. Okazało sie, ze przywołał wspomnienia, jakość i styl życia.
Napisałem “bardzo ładne zdjęcie” i to miało być wszystko.
Oddałbym prawie każde materialne, nie przydatne do życia w naturze urządzenie i równie zbędne pieniądze, zegarek itd. za domek w lesie, trochę drewna, krowę, kozę i kilka kotów. A wtedy już nie przeczytałbym niczyjego bloga, a do tego znajomego Artysty napisałbym list na papierze…
Jeszcze niedawno wyobrażałem sobie człowieka przyszłości jako monstrum z ogromną głową, małym tułowiem i zanikającymi kończynami. Osobnik taki tkwiący w bezruchu, przypięty byłby na stałe do mediów takich jak wodociąg, kanalizacja, tv-kablowa,system dostarczania pożywienia (np. Mon-san-to) i oczywiście internet. Jego głównym zajęciem byłoby myślenie jak oszukać innych ludzi, prywatnie znajomych i bliskich, zawodowo klientów, jednak w szczególności samego siebie, że to co robi jest słuszne lub korzystne dla jego dzieci, wnuków… Twój artykół Joanno o nowym wymiarze pamięci bardzo zmniejsza głowę mojemu Media-Sapiens… Zgadzam się z twoim narzekaniem. To naturalna reakcja wielu ludzi, którzy w postępie technicznym oprócz kasy widzą też zagrożenia. Myślę, że rewolucja przemysłowa oprócz zalet ma poważne wady np. rozleniwienie ludzi. Dziś mało komu do sklepu chce się chodzić spacerem lub choćby jechać rowerem (strata czasu). Na polu nikt nie chce ręcznie pielić chwastów (nie opłaca się). Będąc w lesie co niektórzy nawet nie wysiadają z samochodu (jagody obsikał lis a grzyby są trujące), zostawiając po odjeżdzie np. “gumkę”. Rewolucja informatyczna też ma złe strony, generuje lenistwo. Lenistwo umysłowe. Po co wysilać głowę kiedy odpowiedzi na proste i ważne pytania mamy gotowe i podane na cybertacy… Po dłuższym korzystaniu z takich dobrodziejstw myśli technicznej u znacznej części populacji nastąpi nieunikniony zanik mięśni i… szarych komórek. Niestety już dziś znam dużo takich ludzi, szczególnie z telewizji. Czy to jest rozwój? Nie chce mi się, to mi się nie opłaca, nie mam chęci, nie mam siły, fatalnie się czuję, bez kawy nie ujadę, muszę wziąść tabletkę, muszę sobie “strzelić”, mam chandrę, mam depresję. To częste przykłady oszukiwania siebie i swojego ciała, czy może efekty życia w środowisku które sami sobie tworzymy. Podejrzewam, że wielu ludzi (jeśli nie większość) w krajach uprzemysłowionych cierpi na coś w rodzaju zatrucia cywilizacją.Intuicja ciągnie ich na łono natury. Każdy na pewno zna takich jak Janusz , gotowych na odpięcie. Świetny sposób na świeże powietrze, zdrową smaczną żywność,doskonałe samopoczucie, prawdziwą wolność!…Jednak nic za darmo. Trzeba samodzielnie pracować i samodzielnie myśleć!… Myślę, że Pan Bóg (czy natura jak kto woli) tak pięknie i perfekcyjnie przygotował warunki dla naszego rozwoju, że aż nie potrafimy tego dostrzec i sami ciągle coś psujemy… Często z zazdrością spoglądam np. na ptaki, na ich wolność, prostotę i piękno w dążeniu do celu.
Pozdrawiam wszystkich Tomasz.
W wypowiedź Tomasza wkrada się nurt który popularny był już w starożytności- cycerońskie: o tempora! o mores!
Nie powiem żebym była zachwycona digitalizacją wszystkiego dookoła, tysięcy zdjęć na płytach, zamiast w albumach… Płaczę za Małą Ziemiańską i Pod Pikadorem, ale z drugiej strony nie uważam żeby struktura i poziom wykształcenia społeczeństwa znacznie się obniżył. W średniowieczu nawet królowie czy książęta nie umieli pisać i czytać, a już na pewno nie po łacinie. Przenosząc się szybko do czasów bardziej współczesnych, owszem może w okresie międzywojennym ludzie częściej spacerowali, ale czy to była ich świadoma decyzja, czy po prostu brak środków na zakup auta? Czy kiedy internet nie istniał ludzie częściej czytali książki? Ci którzy chcą, robią to i teraz, ci którzy nie czytają ich teraz nie czytaliby pewnie i kilkadziesiąc lat temu.Natura ludzka pozostaje niezmienna. Młodzi ludzie ciągle chcą zbawiać świat, starsi wyzuci z ideałów pokornieją i narzekają. Świat ich rozczarowuje każdego ranka więc wracają myślami do zabrązowionych, pozornie idyllicznych czasów młodości.
Będę bronić swojego pokolenia! Młodych, żądnych orgii ze sztuką studentów jest równie dużo jak kiedyś. Dlaczego większą uwagę zwracają ci, którzy czytają pudelka???
Bardzo zatroskana Pola
Pola dzięki twojemu komentarzowi uświadomiłem sobie , że już w starożytności a nawet dużo wcześniej, gdy tylko powstały większe ludzkie społeczności zaczął się problem dobrych lub złych obyczajów. Zawsze znajdowali się nicponie, nygusy, cwaniacy, kanalie czy barbarzyńcy, którzy wykorzystywali innych. Zawsze wzbudzało to naturalny sprzeciw tych wykorzystywanych, najczęściej prostych, dobrych ludzi. Po wielu wiekach takich praktyk, dziś po mistrzowsku wykorzystuje się i oszukuje na dużą skalę. Co gorsza staje się to częścią naszej kultury i Cycerona cytuje się z odcieniem ironii, którego mam nadzieję nie ma w wypowiedzi Poli. Trudno dziwić się starszym ludzim wciśniętym w koleinę życia i przytrzymywanych tam twardą nogą oprawców, że narzekają i biadolą. Wszak dopiero w pewnym wieku człowiek dostrzega “w co się gra”. Czas młodości i nauki często nie służy obiektywnej ocenie rzeczywistości, kiedy to młody człowiek, ufny i otwarty łatwo daje się prowadzić ku nie swoim celom… Wracając do tematu to myślę, że dziś całe stada wypędza się na pastwiska łatwizny…
Jednak Polu podoba mi się koncepcja orgii ze sztuką. Możesz precyzyjniej?
Tomasz
Rozumiem, że ludzie starsi mają o tysiąc powodów więcej do tego aby być rozgoryczonym, nie odmawiam im prawa do narzekania. Ale czy to nie smutne kiedy narzekanie staje się sensem życia? Myślę, że w każdym wieku można być szczęśliwym ot tak, po prostu. Ciągle mam w pamięci obrazek śniadań z moim 62 letnim znajomym, który brał swoją żonę za rękę i mówił, że jest szczęśliwy. Nie narzekał, nie wytykał wad młodszym, nie krytykował wszystkiego dookoła. Sobie również życzę takiej postawy w wieku dojrzałym.
Co do obiektywne oceny rzeczywistości myślę, że jest niemożliwa zarówno w wieku lat nastu jak i osiemdziesięciu.
A co do orgii ze sztuką… Chodzi mi o żywe obcowanie z nią, o całonocne rozmowy o sztuce przy butelce wina, o zażarte dyskusje do zdarcia gardeł, o wspólne improwizacje muzyczne, o zapełnienie skostniałych galerii i otwarcie ich do późnych godzin nocnych… o przełamanie bierności, rozwichrzenie przylizanych włosów i postawienie kołnierzy na baczność.
pozdrowienia wieczorne
Pola
Oczywiście samo zrzędzenie jako sztuka dla sztuki nie jest niczym pożytecznym czy wartościowym (Sam gardzę obrabianiem dupy sąsiadowi przy śniadaniu) , raczej odreagowaniem trudnej sytuacji życiowej, poczucia samotności czy strachu przed śmiercią. Starsi ludzie często tracą kontakt z młodymi na skutek szybkich zmian kulturowych, technicznych etc.Często uważają, że praktyka jest wystarczającym narzędziem do osiągnięcia celu. Młodzi natomiast odrzucając to co stare, tworzą nowe przy użyciu wyłącznie teorii.
W takich warunkach nietrudno o brak zrozumienia.
Czy jesteś pewna Polo, że szczęśliwym można być tak po prostu? Czy można bez bólu zrozumieć przyjemność, bez doznania krzywdy docenić miłość, bez pracy czerpać przyjemność z odpoczynku? Aby usłyszeć piękno muzyki, czy nie trzeba pobyć trochę w ciszy?
Ludzie, którym wszystko pasuje, od razu, czyż nie wydają ci się próżni w swym samooszukiwaniu się, że wszystko jest ok. Czy tylko takich odbiorców pragniesz? Odpowiednia ilość krytyki lub samokrytyki, pozwala nam zobaczyć obraz nas samych, naszego społeczeństwa z “innej kamery”, może być konstruktywnym narzędziem w doskonaleniu naszego świata, naszej świadomości czy naszych codziennych zajęć.
Sama Polu toczysz zażarte dyskusje o sztuce i to do póżnych godzin nocnych, nie zgadzasz się z biernością, martwią cię “pudelki”. Niewątpliwie jest to forma otwartej krytyki za co już cię lubię. Jeśli chodzi o obiektywizm w ocenie rzeczywistości to dlaczego uważasz, że to niemożliwe? Czy nie można choć próbować zrozumieć Boga?
Tomasz
Bycie szczęśliwym ot tak po prostu nie oznacza dla mnie bezrefleksyjnego przyjmowania życia, bierności i oszukiwania samego siebie: amerykańskiego keep smiling. Ale uważam, że do szczęścia nie potrzeba tak wiele jakby wszystkim mogło się zdawać. Często słyszę od znajomych: jeszcze tylko się przeprowadzę i będę szczęśliwa, a potem: jeszcze tylko kupimy nowy samochód/ zmywarkę/sukienkę i tak przeciągają tę granicę w nieskończoność. A ja jestem szczęśliwa i kiedy wracam do mojego niewielkiego mieszkanka, bo moje, i kiedy odwiedzam rodziców i jem obiad w ogrodzie i biegam na boso po trawie, i wieczorem kiedy ktoś zrobi mi masaż i wtedy kiedy siedzę przez pół nocy z kawą i książką. Niewiele mi trzeba, a to chyba klucz do sukcesu. Nie znaczy to, że nie mam marzeń, że nie zaciskam zębów i nie próbuję ich realizować każdego dnia. Oczywiście, że nad tym pracuję, ale jednocześnie znajduję chwile spokoju i ogromnej wewnętrznej radości z samego życia. ( nie mówię, że brak sytuacji kiedy gryzę dywan ze wściekłości, rzucam talerzami, albo płaczę w poduchę)
A w obiektywną ocenę rzeczywistości nie wierzę, wyłazi mi to w licznych rozmowach ze znajomymi. Każdy poszczególne zdarzenia odbiera inaczej, oczywiście nakłada się na to wiek, status materialny, wykształcenie, doświadczenie życiowe… Tak więc odrzucam definicję prawdy Arystotelesa, a przyjmuję tę koherencyjną. Choć twierdzenie, że jednak istnieją prawdy absolutne jest dla mnie o tyle kuszące, że zwykle wolę skrajności niż półśrodki.
Jeśli można
to człowiek często porusza się na skróty. Widać to dobrze na trawnikach i w codziennych naszych zachowaniach. Większość z nas chce od życia więcej niż potrzebuje, pragnąc osiągnąć to (teoretycznie) mniejszym wysiłkiem niż należy. Tymczasem w praktyce najczęściej mozolnie i z uporem podążamy dłuższą i do tego niepewną drogą do celów, które sprytnie się nam podsuwa. Coś jak kukułcze jajka.
Tak jak twoim znajomym, potrzeba nam coraz więcej niepotrzebnych rzeczy jak nowy telefon czy złoty zamek ze złotą klamką. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Stajemy się niewolnikami konsumpcji zmuszając przy tym innych do niewolniczej pracy.
Gdy już zdobywamy upragniony materialny cel zwykle okazuje się, że utraciliśmy coś cenniejszego. Przyjażń, miłość, rodzina to wartości, które często poświęcamy. Są tak dostępne jak trawa na trawniku i pewnie dlatego ciągle je depczemy.
Idąc taką wydeptaną ścieżką, zwykle za własnymi rodzicami, znajomymi, często podświadomie czujemy, że coś jest nie tak. Ale skoro wszyscy tędy chodzą…
Tobie Polo chyba to nie grozi, bo rację masz, że szczęście kryje się w prostocie dnia codziennego, w błahych z pozoru czynnościach, w sprzątaniu mieszkania, w kontakcie z przyrodą, w wychowywaniu dzieci, w wysiłku, w odpoczynku, w obcowaniu z ludżmi myślącymi w ten sposób.
Czy potrzeba wielkich myślicieli aby dostrzec rzeczy oczywiste?
Tomasz
Comments are closed.