Mocno pozostają w pamięci realizacje artystów z Państwa Środka. Młody artysta pochodzący z Hong Kongu Paul Chan (ur. 1973) przygotował animację, na której przedstawił cienie grupy postaci, oddających się rozkoszom cielesnym w przyjemnej orgii. Swawolne sceny przemieszał z animacjami figur geometrycznych – abstrakcyjnych obrazów. Projekt nazwał Sade for Sade’s Sake (2008-2009), jakby owładnięty renesansem popularności libertyńskich pism znanego Markiza, parafrazuje angielską wersję sloganu sztuka dla sztuki (Art for Art’s Sake).
Kolejny chiński artysta (mieszkający w Beijing) Chu Yun jest autorem kolejnej zapadającej w pamięci instalacji. Złożona ze sprzętów codziennego użytku: pralki, lodówki, telewizora i dziesiątek innych posiadaczy diod kontrolnych w całości pogrążona została w ciemności. Świecą jedynie we wszystkich kolorach tęczy małe punkciki – diody, to one umożliwiają przetrwanie w konstelacji tak bardzo potrzebnych sprzętów, a zarazem zabójczych dla zaspanego nocną porą właściciela (Constellation No.2, 2006). Każdy z nas ma co najmniej kilka ze zgromadzonych tam gratów, każdy z nich zapewne ma naklejkę „Made In China”.
Niepokojący mrok i znów wykorzystany cień konstytuują pracę Hansa Petera Feldmana (Shadow Play, 2002-2009). Zgromadzone zabawki, kręcąc się na małych karuzelach, rzucały demoniczne cienie na pobliską ścianę. Przyjazne i pożyteczne zabawki ale również szpeje i śmieci przetłumaczył w obrazy wywołujące grozę.
Z kolei Huang Young Ping i jego praca Buddha’s Hands (2006), prezentowana w Arsenale, sięgają do symboliki, gadżetów, fetyszów przynależących do orientalnej tradycji. Dwa gigantyczne cedry (drewno wykorzystywane w tradycyjnej chińskiej medycynie i rytuałach buddyjskich) sprowadzone z Chin, przypominają zamkniętą i otwartą dłoń. Przez jedną z nich przepleciony jest gigantyczny sznur koralików – jakby różaniec buddyjski. Odwołania do przyrody jako nośnika naturalnej, zaprzepaszczonej przez cywilizację ekspresji, odnaleźć można również w rysunkach i filmach amerykańskiego artysty Gordona Matty-Clarka (m.in. Tree Dance, 1971).
Dyskurs tybetański to otwarta rana współczesnej polityki, kultury i globalizacji. Partykularne interesy ekonomiczne mocarstw uniemożliwiają na arenie międzynarodowej podjęcie i sprawne rozwiązanie kwestii łamania praw człowieka w okupowanym przez totalitaryzm chińskim regionie. Kultura buddyjska z wielkim sukcesem wkroczyła w świadomość artystów drugiej połowy XX wieku. Jej zawdzięczamy inspiracje pojęciem repetycji rozpowszechnione w muzyce Johna Cage’a i efemeryczność amerykańskiego Land Artu. Dzisiaj – w chwili możliwości upowszechniania tego wątku na masową skalę, odnotowuje on kolejne sukcesy. Penetracje artystyczne artystów pochodzących z najwyżej położonego kraju świata są w tym kontekście – kulturowym i moralnym niezwykle interesujące i pożądane. Artysta Gonkar Gyatso, urodzony w Lhasie w Tybecie, zaprezentował transformację tradycyjnych Thangków buddyjskich (rodzaj malowidła a zarazem formy ekspresji poetyckiej) opartą na wykorzystaniu drobnych, niemal niewidocznych elementów, zaczerpniętych z ikonosfery zachodniej: Myszki Miki, pluszowego misia itp. (Shambala In Modern Times, 2008). Niestety tak proste połączenia motywów, mimo perfekcji formy, dwóch odległych kultur i światopoglądów, raczej banalizują sprawę i szkodzą rozwojowi dyskursu na wysokim poziomie.
Ceal Floyer, artysta pochodzący w z Pakistanu, odgrzewa dawne problemy reprezentacji rzeczywistości w medialnej transformacji. Praca zatytułowana Owergrowth (2004) wykorzystał fotografię japońskiego drzewka bonsai, która w nadnaturalnej wielkości projektowana jest na biały ekran i w rezultacie uzyskuje skalę drzewa ogrodowego…
Koncepcja Daniela Birnbauma, egzemplifikowana setkami dzieł, nie może pozostawić widza obojętnym. Porusza bolączki cywilizacji i jeśli wierzyć jego teorii, głos w sprawie zabierają dzieła. Te mówią językiem przystępnym, chociaż nie wyrażalnym w inny sposób, nie przetłumaczalnym. Making Worlds to nie wystawa o sytuacji sztuki współczesnej, to też nie jest wystawa o dziełach sztuki, które jakby pozostają na uboczu. Głosy tych dzieł zostały wykorzystane, może nawet celowo zredukowano ich myśl. Making Worlds to źródło dialogu, inicjacja następnych dialogów, które ewokują kolejne głosy. Wszystkie mówią w różnych językach, a w rezultacie do naszych uszu dociera kakofonia. Jak wiadomo, kakofonia nie przynosi wytchnienia słuchaczowi, skłania jednak do refleksji. Opis stworzenia tego wielogłosu daje do myślenia i fascynuje, im dokładniejszy, tym jaśniejsza staje się zawiła sieć globalnych zależności, ale nigdy przejrzysta – raczej coraz gęstsza. Wnioski po takim doświadczeniu, zwiedzaniu Wierzy Babel, mogą być zarazem globalne, jak i dotyczyć spraw lokalnych. W kontekście „ulubionej” globalizacji, lokalne struktury wiele zyskują, ale również tracą. Do plusów niewątpliwie należy zaliczyć upowszechnianie się humanistycznych wartości krytyki społecznej, do minusów zapoznanie wartości rodzimych, unikalnych w szerokiej skali – tradycji plemiennej i rytualnej. Wydaje się, że napięcia powstające pomiędzy rachunkiem zysków i strat, będą, czy może już są, najważniejszą z pożywek refleksji filozoficznej a zatem i artystycznej.
Czytaj również: Opis stworzenia światów na 53. Biennale w Wenecji. Część 1