I. Prolog
Galeria Bielska BWA hucznie obchodziła swoje złote gody1. W przestrzeni dolnego poziomu, tej najstarszej, tożsamej z Pawilonem Plastyków otwartym w 1960 roku, można do dzisiaj oglądać interesującą wystawę grafiki, rzeźby i malarstwa. Obecne w pracach wątki krążą wokół, okazuje się wciąż żywotnego, antagonizmu abstrakcji i figuracji. Prezentowane prace dowodzą nieśmiertelności obu kodów, które co jakiś czas z nową energią i porywającym estetycznym wigorem przekonują nas do swoich racji. Jest również kilka dzieł, które inspiruje francuski koloryzm oraz sztuka ludowa i estetyka artystów nieprofesjonalnych. Większość prac ujawnia przede wszystkim nieprzeciętne walory dekoracyjne.
Wystawa zbudowana jest w klasyczny, ale sprawdzony i uniwersalny sposób. Neutralne stelaże wykonane z białej dykty i z eleganckim drewnianym wykończeniem, stanowią odpowiednią oprawę dla sztuki najnowszej. Całość oświetlona jest rozproszonym światłem, emitowanym przez dziesiątki nowoczesnych podwieszonych pod sufitem świetlistych półkul. Reflektory nie stwarzają teatru cieni, nie eksponują najlepszych prac, pozostawiają widzowi wybór tej najbardziej odpowiedniej, tej, z którą interakcja jest nie tylko możliwa, co najprzyjemniejsza.
Jeśli komuś wątki obecne w pracach z ekspozycji wydadzą się nieczytelne, może zawiesić wzrok na zieleni umieszczonych obok dorodnych paprotek. W głębi pawilonu może odpocząć, skosztować tutejszej kawy, przegryźć galaretkę mięsną lub na słodko – wybrać wuzetkę lub pączki. Zgodnie z obwieszczeniem na witrynie, w pawilonie można zamawiać jeszcze lody. Listopadowego wieczoru, podczas wernisażu, zimnych deserów zabrakło, bo przecież pora roku raczej nie nastrajała…
Kawiarnia pawilonu plastycznego ma charakter stricte artystyczny i nikt nie powinien jej mylić z innym przybytkiem. Ściany dekorują wysokiej klasy dzieła – piękna abstrakcyjna tkanina oraz ceramika mieniąca się bajkowymi kolorami. Jest również obiekt dowodzący potęgi rodzimego wzornictwa – znakomite logo Związku Polskich Artystów Plastyków. Między elementami wystroju niebanalnego wnętrza, stoją kwadratowe stoliki, nakryte czystym obrusem, szybą i ozdobione wazonikiem. Wszystko to składa się na wnętrze przyjemne, choć emanujące nieszkodliwym artystowskim snobizmem.
Wystawa jest nieduża, ale zgromadziła kilkadziesiąt wyróżniających się prac, w których każdy dla siebie coś atrakcyjnego znaleźć może. Już w dniu otwarcia ujęła widza kameralną i przyjazną atmosferą. Większa feta wernisażowa odbywała się piętro wyżej. Były odznaczenia, nagrody i bukiety. Jest to temat do osobnej analizy. Duża wystawa 50 obrazów2 zaprezentowała dzieła z kolekcji galerii, wybrane specjalnie na rocznicę, i tak przez pryzmat dzieł można prześledzić koleje losu galerii, ale i namiętności dominujące w różnym czasie w obrębie samej sztuki. Obrazy dumnie spoglądają ze ścian. Mają ku temu powód, często są przecież uczestnikami Bielskiej Jesieni.
W kameralnej przestrzeni na parterze, w wąskim towarzystwie, bankiet wernisażowy trwał do późna. Wierną grupę nielicznych pozostałych obsługiwała przemiła kelnerka, serwując świeże specjały. Żytnią gościom polewał gospodarz, czyli komisarz wystawy, mieszkający, na co dzień w Lublinie, artysta plastyk Robert Kuśmirowski; znany lepiej jako mistyfikator i rekonstruktor, który praktykę kuratorską miesza z artystyczną, dostarczając niezapomnianych wrażeń. Tym razem podał przepis jak z nijakiej wystawy, podobnej do tych z lat 60., zrobić frapującą artystyczną akcję.