Przepadłe wygrywa.
Pascal Quignard1
Na pustyni arkusza papieru o barwie wypłukanego, wyprażonego słońcem skamieniałego piasku, z zachowaniem wielkiej ostrożności wobec podłoża (i tematu) przedstawiona jest (z użyciem olejnych pasteli) postać Pustelnika – Antonina Artaud. Jakby mylącego, a może myślącego, kroki, chociaż wobec braku wyznaczników jakichkolwiek kierunków o pomyleniu trudno mówić. Ale nie, jeden kierunek – góra-dół obowiązuje. Osoba stoi solo. W zamyśleniu, w zapatrzeniu. Dookoła powietrze o kolorze wnętrza muszli, których kruszywo niegdyś zmieszało się z piaskiem. Ponad wyobrażoną postacią baldachim – zarys dachu przypominający zawieszony nogami w górę fortepian. U dołu horyzontalna czarna forma obło zakończona ostrzem od strony figury, poniżej jej stóp, jak czółno (z krain, do których Artaud pielgrzymował) ustawione dnem ku górze. Albo jak trumna. Przed stojącą postacią majaczy droga, rozstęp, rozpadlina. Znak rozziewu.
Na pustyni arkusza papieru następuje zdarzenie niebywałe, acz nie nieprawdopodobne – Spotkanie. Spotkanie Solisty i Solistki. Rysowniczki z Rysownikiem. Odnajdywanie się zagubień. Odpominanie znaczeń. Poza realną możnością czasową i przestrzenną. Spotkanie bezcielesne, ale też nie tylko myślowe – zarazem bowiem uczuciowe. „Każde wzruszenie ma cielesny fundament” mówił w eseju-poemacie Teatr Serafina Antonin Artaud.2 Ponadto, jak mawiał swoim aktorom Jerzy Grotowski: „Ciało jest pamięcią.”3 Artaud żądał też by ciało było „intensywnym tchnieniem”.
Spotkanie dwóch osobności – dwojga Osób. Temu spotkaniu teraz ja się przypatruję, by wysłowić co widzę, co myślę. Wsłuchuję się w nie i chociaż padło wiele słów, słów nie słyszę już (słyszę natomiast muzykę fortepianową solo, o tę właśnie Sarabandę z ostatniej szóstej Suity francuskiej Bacha graną przez Glenna Goulda4; także muzyka na klawesyn Francuzów – Marc-Antoine Charpentiera i François Couperina – grana na fortepianie towarzyszy mi w wypatrywaniu znaczeń w obrazie, o którym tu mówię). Pobrzmiewa też jeszcze echo słów Rysowniczki o nostalgii, jako pewnej fazie stanu jej duszy. Czuję, iż praca Rysowniczki bierze się z tęsknoty, z dojmującego poczucia braku. Spotkanie oko w oko z owocami jej pracy może okazać się pomocne w dojściu do ładu z naszymi odczuciami, jeśli mają swoje źródła w podobnych rejonach i rejestrach. Nakłania do uporania się z tym co zmysłowe i tym, co umysłowe. Pozostawia jednak ten spór nierozstrzygniętym – uzmysławia go dotkliwie.
Słowa na pustyni znaczą inaczej, więcej, ciężej. I bardziej wiarygodnie. Słowa wtedy zapadają głęboko, wnikają w ciało. Bezsłowna mowa cechującego się wirtuozerią rysunku, tego właśnie rysunku ARTAUD(#) dla mnie brzmi przekonująco i daję jej wiarę. Nie od rzeczy jest tu słowo wiara, gdy nie zapominamy o biblijnym oraz ascetycznym znaczeniu pustyni jako miejsca próby – mogącej wieść i do zwątpienia, i do umocnienia wiary5. Ten wnikliwy rysunek daje pocieszenie. W ostatecznym swoim działaniu – olśniewa i osłonecznia, chociaż pamiętam, że Rysowniczkę pociągają losy osób pobierających oraz dających lekcje ciemności, żyjących w rozpadlinach, pozostających w rozziewie – Friedrich Hölderlin, weźmy inne odniesienie z obszaru jej zaciekawień, fascynacji (zapatrzeń), a obok obecnego Antonina Artauda. Obecnego.