– Ważne role w twoim życiu zawsze odgrywały silne i barwne postacie kobiece. Mam tu na myśli choćby matkę określającą cię jako „polskiego pisarza na uchodźstwie”, siostrę- ortodoksyjną matkę dziesięciorga dzieci czy żonę – znaną dramatopisarkę i poetkę. Czy właśnie kontakt z tymi osobami rozwinął w tobie zdolność empatii i sprawił, że zdarza ci się czasem pisać opowiadania z żeńskiej perspektywy?
– To fascynujące w zawodzie pisarza, że w jednej chwili mogę wcielać się w postać starego człowieka, dziecka czy kobiety. Pisanie z żeńskiej perspektywy jest dla mnie, najtrudniejsze, ponieważ w ogóle nie rozumiem kobiet. Oczywiście nie przeszkadza mi to, żeby się nimi fascynować, bo bardzo często pasjonuje nas to, czego nie pojmujemy. Muszę jednocześnie przyznać, że nie znoszę feminizmu spod znaku Seksu w wielkim mieście. To postawa, która właściwie podchodzi już pod szowinizm. Bohaterki wyszukują facetów z wielkimi penisami i traktują ich jak kolejny luksusowy towar ze sklepu. Może jestem staromodny, ale uważam, że to bardzo dziwna metoda walki o równouprawnienie.
– Pamiętam jak przekonywałeś, że nazwałeś jedno ze swych opowiadań Tęskniąc za Kissingerem, ponieważ ludziom brakuje dziś kogoś, kto – tak jak niegdyś Kissinger w polityce – pomógłby zażegnać ich prywatne konflikty i wypracować rozsądne kompromisy. Czy myślisz, że jako pisarz mógłbyś okazać się takim Kissingerem?
– I tak, i nie. W pewnym sensie literatura może pełnić funkcję mediatora. Gdy ja coś napiszę, a ty to przeczytasz, książka staje się przestrzenią naszego spotkania. Literatura ma w sobie ogromną, humanistyczną siłę, bo pozwala lepiej zrozumieć ludzi. Gdybym opowiedział ci o Raskolnikowie, pomyślałbyś, że to po prostu zwyrodnialec, który zamordował starą kobietę. Tymczasem gdy przeczytasz Zbrodnię i karę, twój stosunek do tej postaci nie będzie już tak oczywisty. Z drugiej strony, mam wrażenie, że skuteczność literatury jest jednak bardzo ograniczona. Żeby mogła osiągnąć swoje cele, nie wystarczy przecież talent pisarza. Jeszcze ważniejszy wydaje mi się talent czytelnika. Wielu ludzi czyta mnóstwo książek, ale nie potrafi prawdziwie otworzyć się na ich treść i wymowę. Ubolewam nad tym, ale mam wrażenie, że sam jestem lepszym pisarzem niż czytelnikiem. Zazdroszczę ludziom, którzy potrafią wynieść z lektury kolejnych tekstów więcej niż ja.
– Twierdzisz, że nie jesteś najlepszym czytelnikiem, ale może można nazwać cię np. koneserem malarstwa? Krytycy przekonują, że twoja proza jest bardzo plastyczna, a ty – choć często opowiadasz o inspiracjach literackich – prawie nigdy nie wspominasz o fascynacjach wizualnych.
– Malarstwo nie wpływa na mnie bezpośrednio, bo w taki sposób inspirują mnie tylko te dziedziny sztuki, które są związane z narracją i opowiadaniem historii. Uwielbiam obrazy i gdy kręciłem film Meduzy, kazałem operatorowi stylizować pojedyncze kadry na konkretne dzieła sztuki. Niemniej – w przeciwieństwie na przykład do piosenek – obrazy nigdy nie inspirowały mnie do wymyślania konkretnych fabuł.
– Podobno inspirujesz się za to filmami braci Coen. Gdy oglądałem ich znakomitego Poważnego człowieka, miałem wrażenie, że jego wzmagający się z własnym żydowskim pochodzeniem bohater mógłby być bohaterem któregoś z twoich opowiadań. Rzeczywiście widziałbyś dla niego miejsce w swoim uniwersum?
– Uwielbiam braci Coen, ale muszę przyznać, że ich trzy ostatnie filmy mi się nie podobały. Wszystkie są szalone i nonszalanckie, ale nie widzę w nich siły, którą dostrzegałem w Bartonie Finku czy Ścieżce strachu. Poważny człowiek opowiada historię nieszczęśliwego mężczyzny odrzuconego przez żonę i najbliższych, ale nie widzę w nim żadnej istotnej refleksji na temat żydowskiej tożsamości. To raczej pozbawiona większej głębi dekoracja. Myślę, że Coenowie znacznie ciekawiej podeszli do tego tematu w Big Lebowskim. Grany przez Johna Goodmana Walter Sobchak, który żeni się z Żydówką i decyduje, że sam będzie uważał się za Żyda, zwraca uwagę na bardzo ciekawy problem. Nasza tożsamość może być religijna bądź etniczna. Ta druga jest tak złożona, że nie można określić precyzyjnych kryteriów i jednoznacznie jej rozpoznać. Postawa Sobchaka prowokuje, by zadać pytanie: co czyni ze mnie Żyda? To, że obchodzę szabas? To, że naziści zabijali moich przodków? To, że jestem obrzezany?A może jeszcze coś innego?
– Ciekawe spostrzeżenia. Mógłbyś zostać krytykiem filmowym.
– Z przyjemnością. Pogadaj ze swoim naczelnym. Może by coś dla mnie miał?
– Lepiej nie, bo jeszcze zajmiesz moje miejsce. Wybacz, ale nie mogę się powstrzymać przed zadaniem tego pytania: Woody Allen czy Phillip Roth?
– Franz Kafka. Lubię zarówno Allena, jak i Rotha (zabawne, że Allen ubóstwia Rotha, a Roth odpłaca mu się serdeczną nienawiścią. To bardzo żydowska relacja), ale zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie tacy przedstawiciele żydowskiej kultury jak Izaak Babel, Izaak Bashevis Singer, Szolem Alejchem czy właśnie Kafka. Neurozy amerykańskich Żydów wydają mi się nieatrakcyjne, skupione wokół materializmu. Neurozy europejskie są znacznie bardziej sexy.
– Przy zachowaniu proporcji i świadomości geopolitycznej specyfiki, mam wrażenie, że obecne izraelskie władze zachowują się podobnie jak rządząca do niedawna w Polsce narodowa prawica. Również korzystają z strategii opartej na polityce moralnego szantażu, religijnej obsesji i międzynarodowej izolacji.
– Bardzo często postawa rządu wydaje mi się głupia, niezrozumiała i sprawia, że czasem gdy budzę się rano, jestem po prostu smutny. Niemniej, między polską, a izraelską paranoją jest jedna istotna różnica. W przeciwieństwie do mojego kraju, wasz nie ma we wszechświecie nikogo, komu zależałoby na jego zniszczeniu. Dlatego polska paranoja wydaje się znacznie bardziej absurdalna.
– Czyli nie moglibyśmy leczyć się u jednego psychoanalityka?
– Moglibyśmy, ale wasza kuracja z pewnością będzie bardziej skomplikowana.
Rozmawiał Piotr Czerkawski