W tym roku nie spotkaliśmy się w fabrycznych halach w siedzibie Łódź Art Center na ul. Tymienieckiego 3, ale w skromnej i zaniedbanej Willi Grohmana na ul. Tylnej. Właśnie w tym miejscu odbyła się m.in. duża ekspozycja młodej sztuki Marcowe Gody 2 i 3 (1995, 1996), a w 2010 wystawa Anabasis Festiwalu Dialogu 4 Kultur. W pobliżu miało swą siedzibę Muzeum Artystów, które na początku lat 90. bardzo aktywnie działało. Ale dobry czas dla artystycznej Łodzi istniał w latach 80., w mniejszym stopniu w 90. Teraz Łódź żyje dzięki festiwalowi fotografii, bo inne cykliczne międzynarodowe imprezy, jak: Triennale Tkaniny czy Triennale Małych Form Grafiki straciły swój sens i przede wszystkim znacznie.
Jednak i tegoroczny festiwal fotografii nie odniósł sukcesu, co przede wszystkim wynika z programu głównego, który bardzo rozczarował. Można to łączyć także z bardzo trudną przestrzenią ekspozycyjną, niemożliwą do zaaranżowania problemowych wystaw.
Program główny
Dwa pokazy programu głównego Out of Life i Out of Mind zaprezentowały głównie prace młodych artystów, ale kuratorzy nie potrafili w tekstach teoretycznych uzasadnić wyboru czy przedstawić odpowiedniego wywodu tak, jakby dokonano wyboru ad hoc. Obok prac ciekawych pojawiły się często inne, nie pasujące do całości (np. Anastasia Tailakova), zbyt proste a czasem banalne w swym przekazie (Lucia Ganieva), czy po prostu zbyt „typowe”, jak w przypadku jednego artysty polskiego zaprezentowanego w programie głównym. Taka polityka nie wypromuje nikogo w Polsce. A szkoda. Zdjęcia Bownika pt. Gracze, Sale treningowe z lat 2007-09, oceniam jako przeciętne. Pokazany został, gdyż interesują się nim niektóre zachodnie galerie. Z dwóch ekspozycji, w których dowolnie można by wymienić jednego artystę na drugiego zapamiętałem niewiele: niezwykle prosty i jednocześnie przekonywujący autoperformance o postsurrealistycznej formie połączonej z witalnością pejzażu Arno Rafaela Minkkinena, którego wielką ekspozycję widziałem w 2007 w Bratysławie. Są to inscenizacje z postacią czy raczej fragmentem ciała samego artysty. W nietypowej przestrzeni i architekturze wykonuje swe inscenizacje Gábor Kasza. Ciekawy był także „nowy dokument” Darii Tuminas na temat archaicznego życia i wierzeń na północy Rosji. Nie do końca czytelny był, inspirowany częściowo twórczością Erwina Olafa, projekt In Sook Kim Sobotnia noc, opierający się na przekazach gazetowych, ale był bardzo ciekawie zaaranżowany i sfotografowany. Bardzo interesujące były także prace z interwencjami na starych fotografiach Carolle Benitah, która haftując i dziurawiąc zdjęcia ukazywała i komentowała swój stan emocjonalny, co nie jest łatwe. Same filmy Erwina Olafa bez zdjęć, które są dodatkowym elementem dla ich zrozumienia, okazały się zbyt małym efektem, nie mówiąc już, że Ostatni krzyk mody z roku…. 2005! to niezbyt nowa praca. Zdecydowanie ciekawsze jest wideo Zmierzch i świt (2009) o paralelności losów ludzkich i poszukiwaniu tożsamości etnicznej.
Fabryki fotografii,
czyli przeglądu wybranych szkół fotograficznych w Polsce nie oglądałem tym razem, gdyż z tego typu wystaw od długiego czasu nic nie wynika. Dlaczego tak sądzę? Wystarczy przejrzeć katalogi sprzed kilku lat i zobaczyć, jakie nazwiska „zostały w pamięci” po dwóch czy pięciu latach. Bardzo niewiele! Po drugie, nie nagrodzono czy nie promowano tych, którzy stali się gwiazdami fotografii europejskiej, np.: Dity Pepe, Terezy Vlckovej. Zamiast tej ostatniej w tym roku pokazano w programie głównym wyraźnie do niej nawiązującą Holenderkę Ellen Kooi z kilkoma pracami Poza zasięgiem wzroku. A jaki jest poziom studentów polskich? W katalogu jest np. praca Pawła Modzelewskiego, niemal kompromitująca, bardziej jego opiekuna prof. z ASP z Wrocławia, niż samego absolwenta ASP. Podobnie, niejako z założenia, nie oglądam wystaw eksponowanych na płocie szkoły filmowej, gdyż ten sposób wystawiennictwa deprecjonuje fotografię. Nie po raz pierwszy zresztą.
Wystawy towarzyszące
Okazały się najmocniejszym punktem programu. W Łódzkim Domu Kultury były dwie ekspozycje przygotowane przez Magdalenę Świątczak z galerii FF. Transgresja to wystawa dwóch artystek: Georgii Krawiec pt. Exodus świetnie połączona z Autoportretem obsesyjnym Magdy Hueckel. Prace te, choć znane i wielokrotnie pokazywane w Polsce, nabrały nowego wyrazu dzięki umiejętnemu połączeniu obsesyjnych i ekspresjonistycznych w wyrazie autoportretów z kamery otworkowej Krawiec i analogowych montaży Hueckel, dotyczących obsesji starości/śmierci w instalacyjnym wydaniu. Ale też można spojrzeć na te bardzo dojrzałe prace, jako na próbę oswajania niełatwego problemu śmierci.
Drugą wystawą w ŁDK była monografia Andrzej Jerzy Lech. Cytaty z jednej rzeczywistości. Fotografie z lat 1979-2010, o której niezręcznie mi pisać, gdyż byłem także, obok M. Świątczak, jej drugim kuratorem. Była to największa wystawa indywidualna festiwalu – 115 zdjęć Andrzeja J. Lecha z lat od 1978 (w katalogu jest z 1979, co jest drobną pomyłką) do 2010 roku, w którym artysta rozpoczął pracę nad ogromnym cyklem portretowym mieszkańców Wrześni. Ma być skończony jesienią 2011. Co wyróżnia styl Lecha? Wierność zasadom, jakie przejął z fotografii czeskiej i słowackiej, potwierdzona klasycznym modernizmem amerykańskim z okresu międzywojennego, w tym dotyczącym bycia w rzeczywistości, która nie powinna być aranżowana, nie mówiąc już o inscenizacji, poza tonowaniem czy barwieniem wywołanych prac. Podobnie, jak ekspozycja Krawiec i Hueckel, i ta była projektem całkowicie analogowym.
Lech dał wyraz swojej koncepcji dokumentu, który zupełnie różni się od stylu „nowego dokumentu”, którego próbkę mogliśmy obserwować na ekspozycji Power Bartka Wieczorka i Zuznany Krajewskiej, ale nie był to udany pokaz, gdyż stał się bardziej pop, niż ujawniał ukryte „urazy”. Niektóre interesujące zdjęcia ginęły w fali powtórzeń i zapożyczeń, także w jeszcze słabszej projekcji wideo, w której widać było pastiszowanie słynnej już Sztuki konsumpcyjnej Natalii LL.
2 comments
Krzysztof,
Zgadzam się z Tobą w bardzo wielu punktach! Przeprowadziłem rozmowę z szefami artystycznymi Fotofestiwalu – już niebawem (tak za miesiąc) ukaże się w nowym KF.
Ukłony…
Waldemar Śliwczyński
Waldku,
Cieszę się, że podobnie sądzisz! Czekam także na wnikliwą recenzję z Miesiąca Fotografii w Krakowie, gdyż na razie ukazują się tylko tzw. teksty sponsorowane, głównie w “GW” i Fotopolis. Ale jest on moim zdaniem dużo gorszy, niż w ten z Łodzi!
Dziękuję
Krzysztof Jurecki
Comments are closed.