Nieprzypadkowo mottem swojego dramatu Iwan Wyrypajew uczynił cytat z dzieła Pierra Corneilla Iluzja sceniczna. To właśnie Corneille jako pierwszy praktycznie wykorzystał i sproblematyzował fakt, że teatralne mimesis nigdy nie może być całkowite. Pełni tej nie może osiągnąć głównie przez to, że spektakl teatralny jest zawsze realnym wydarzeniem, spotkaniem w rzeczywistym czasie aktorów z widzami. Publiczność zwykle jest więc poddawana złudzie, iluzji, która ma za zadanie najczęściej ten aspekt teatru ukryć. Corneille, tworząc dramat, który dzieje się w teatrze, i tak naprawdę jest przedstawieniem o dawaniu przedstawienia, odsłania cel tej iluzji. Paradoksalnie ten jeden z pierwszych w historii teatru metateatralnych chwytów pokazał, że to jawne odsłonięcie tego, że jest się w teatrze, rozbicie ścisłego teatralnego i właśnie iluzyjnego świata scenicznego potrafi dużo skuteczniej zaburzyć relacje między fikcją, a rzeczywistością oraz wytworzyć wrażenie większej realności przedstawianych na scenie wydarzeń niż w tradycyjnie budowanym teatralnym mimesis.
Wyrypajew w swoim tekście i spektaklu wybiera podobną zasadę konstrukcyjną, nieustannie odsłania teatralne szwy i pęknięcia, po to żeby widownia nie miała nawet na chwilę złudzeń i wątpliwości, że znajduje się w teatrze, a na scenie aktorzy opowiadają pewną fikcyjną historię. Jednak wydaje mi się, że jego spektakl nie próbuje demaskować iluzji jako pewnego złudzenia, a więc kłamstwa. Pokazuje, że iluzja jest konstytutywnym elementem teatru i nigdy nie da się jej całkowicie wyeliminować, można za to przekuć ją w narzędzie intelektualnej i artystycznej gry, a umiejętnie stosowana może przywrócić teatrowi jego magię i moc.
Spektakl rozpoczyna się niezwykle minimalistycznie. Cztery zwykłe krzesła, na których za chwilę zasiądą aktorzy oraz nieco już staromodna, ale niezwykle kunsztowna zielona teatralna kurtyna, z ozdobnymi złotymi frędzlami, zasłonięta za nimi. Czwórka aktorów, którzy wcielą się w bohaterów dramatu Wyrypajewa ma zwykłe, codzienne ubrania. W żadnym momencie Wyrypajew nie ukrywa, że jesteśmy w teatrze, od razu podkreśla, że bierzemy udział w zdarzeniu odbywającym się tu i teraz. Po około połowie spektaklu wrażenie to zostaje spotęgowane, kiedy kurtyna się odsłoni, a w głębi sceny widać scenografię złożoną z licznych rozmaitych elektronicznych urządzeń oraz duży elektroniczny zegar odmierzający czas do zakończenia spektaklu. Dodatkowo reżyser umieszcza na scenie postać inspicjentki/narratorki (Marta Mazurek), ubranej w strój, noszony na co dzień przez nastolatki, która również ma za zadanie zdystansować widzów do samej odgrywanej na scenie historii, choćby przez ostentacyjne rozmawianie z panami technicznymi czy zadawanie pytań aktorom.
Opowiadana przez aktorów historia skomplikowanych i złożonych relacji czwórki przyjaciół, dwóch małżeńskich par (Anna Dymna, Katarzyna Gniewkowska, Juliusz Chrząstowski, Krzysztof Globisz) jest również na tyle nieprawdopodobna, iż nawet na chwilę nie pozwala nam zapomnieć o tym, że jest kreacją fantazji dramatopisarza. Fabuła dramatu, której ze względu na jej rozgałęzienie i skomplikowanie oraz ilość niespodzianek czekających na odbiorców, nie warto tutaj szczegółowo zdradzać, osnuta jest wokół tematu miłości. Zaczyna się od tego, że jeden z bohaterów: Dany leżąc w sędziwym już wieku na łożu śmierci wygłasza płomienny monolog o swojej bezgranicznej i całkowitej miłości, jaką przez całe życie darzył swoją żonę Sandrę. Sprowokowani tym wyznaniem pozostali bohaterowie wspominając własne życie oraz odkrywając kolejne epizody swoich biografii próbują zgłębić naturę własnych wzajemnych uczuć i tak naprawdę określić, kto kogo w tym czworokącie naprawdę kocha bądź kochał.
Sam wybór formy oraz tematu dramatu świadczy o przewrotności Wyrypajewa. Udało mu się z rzeczy tak już wydawałoby się zgranej i kulturowo przetworzonej na tysiące sposobów stworzyć pasjonującą opowieść. W jego dramacie miłość jest zarówno patetyczna, czy tragiczna niczym w melodramacie, jak i racjonalna oraz logicznie uzasadniana, zaś niektóre monologi brzmią jakby były wyjęte z chrześcijańskich traktatów. Skomplikowana siatka wzajemnych uczuć między bohaterami, miłosnych epizodów, kolejnych wyznań, czy kłamstw dotyczących ich wzajemnych romansów może przywodzić na myśl również gatunki bardziej popularne, jak komedia romantyczna, a nawet telenowela.
Jednym słowem Wyrypajew umiejętnie żongluje rozmaitymi konwencjami mówienia o miłości zdając sobie sprawę, że nie można już na jej temat powiedzieć nic nowego. I kiedy wydaje się, że jego dramat jest jednym wielkim kolażem, zabawą, zręczną iluzją, w finale przewrotnie okazuje się, że wszystkie historie się ze sobą ściśle splatają, miłość można jeszcze nowatorsko przedstawić, a to, co wydawało się tak w tej opowieści nieprawdopodobne odzyskuje swój logiczny sens. Szkatułkowa budowa dramatu, sprawia, że każdy element wraca na właściwe sobie miejsce, miłość wszystko ze sobą łączy, a dramat okazuje się być tak naprawdę rozważaniem nad naturą naszego życia i rzeczywistości w ogóle. Na własnej skórze przekonujemy się również, że prawda i autentyczność nie są esencjonalne, że ściśle przylegają do sposobu, w jaki się je przedstawia i to właśnie odpowiednia forma, sposób opowiadania sprawia, że można coś uznać za autentyczne bądź nie. Historia, która przed chwilą wydawała nam się absolutnie nieprawdopodobna, zręcznym ruchem może nagle zyskać na autentyczności, co sprawia, że wszelkie kwestie pomiędzy rzeczywistością a fikcją ogromnie się komplikują.
Wyrypajew w swoim spektaklu kładzie przede wszystkim nacisk właśnie na opowieść, utrzymanie żywego i dynamicznego kontaktu pomiędzy aktorem a widzem. Praktycznie cały spektakl opiera się na aktorach, którzy nie mogą w tym wypadku wesprzeć się psychologicznym wcieleniem w postać, pomóc sobie kostiumem, czy jakimś rekwizytem. Powinni własną ekspresją, mimiką, intonacją głosu wykreować teatralną opowieść, która wciągnie publiczność prawie przez dziewięćdziesiąt minut. Dodatkowo muszą grać na granicy dystansu i bliskości, poprzez ironię i humor dać do zrozumienia, że opowiadana przez nich historia jest jednocześnie prowadzoną przez Wyrypajewa metateatralną grą. Zaznaczyć, że teatralna akcja staje się podstawą, tak jak u Corneilla, do głębszej refleksji nad naturą teatru, czy rzeczywistości w ogóle. Poprzeczka została więc ustawiona dla nich bardzo wysoko i ostatecznie nie udało im się w pełni jej dosięgnąć.