Oglądając wystawę „Samozapłon” w Galerii Bielskiej BWA w Bielsku-Białej można nie wiedzieć o tym, że jej sympatyczny kurator Michał Suchora też pochodzi z Poznania i że był stałym gościem Galerii Le Guern. Obecnie współprowadzi galerię z Justyną Kowalską (i Tomaszem Platą) i dlatego nie ma w tym nic dziwnego, że na wystawie w Bielsku-Białej pokazuje głównie dzieła artystek i artystów związanych z galerią, w której pracuje. Prace rodziców Justyny Kowalskiej, Piotra C. Kowalskiego i Joanny Janiak, są najbardziej charakterystyczne dla całej wystawy: neutralne abstrakcje powstałe w procesie zamrażania. Taka jest ta cała wystawa, bardzo poznańska w charakterze: zimna, oszczędna, bez polotu ideowego i ekspozycyjnego. Nie ma tam mowy o jakimkolwiek ogniu wewnętrznym i jakiejkolwiek gorącej formie lub treści.
Suchora wybrał na wystawę również prace fotograficzne Zbigniewa Rogalskiego, znanego malarza związanego z Galerią Raster, który studiował w Poznaniu. Ten wybór świadczy o tym, że Michał Suchora i Justyna Kowalska chcą zawrzeć sojusz z Michałem Kaczyńskim i Łukaszem Gorczycą, bardzo miłymi, kulturalnymi chłopakami, warszawiakami, ale z ducha poznaniakami.
Na inny sojusz wskazuje umieszczenie na wystawie pracy wideo Anny Baumgart. Znana artystka, współpracując ze znanym badaczem sztuki radzieckiej, Andrzejem Turowskim, zdecydowała się na gest afirmacji sztuki służącej niegdyś propagandzie bolszewizmu. Ten rodzaj fascynacji totalitaryzmem komunistycznym zawsze był modny w środowiskach artystycznych i filozoficznych we Francji, gdzie mieszka Turowski, co ułatwi na pewno Baumgart karierę w tych kręgach.
Po bliższym przyjrzeniu się dziełom na tej wystawie zaintrygowały mnie jedynie olbrzymie obrazy Justyny Kisielewskiej. Musiałem koniecznie przyjrzeć się im jeszcze raz dokładnie. Neutralne grube płaszczyzny przezroczystego silikonu wydają się być pozornie spokojnymi obiektami. Jednak wewnątrz silikonu ukrywa się coś, co można określić jako rodzaj życia. Na jednym obrazie spowodowane jest to wstrzykiwanymi do niego barwnikami, które tworzą delikatne i fascynujące przez swą nieokreśloność trudne do zdefiniowania struktury. Na drugim obrazie układy drobnych niebieskich kresek wewnątrz silikonu są zdecydowanie uporządkowane – można domyślać się rodzaju systematycznej kontemplacyjnej pracy wykonywanej przez artystkę, co jest bliskie moim własnym doświadczeniom z malowania białych obrazów abstrakcyjnych. W dziełach Justyny Kisielewskiej znalazłem nową świeżą metodę warsztatową i rewelacyjny efekt dzieł nadających się do długiej kontemplacji. W dużej odległości od dwóch obrazów artystka umieściła na podłodze stos ciemnych brył brudnego silikonu, co daje frapujący kontrapunkt materiałowy, formalny i symboliczny.
Bardzo interesujące są również obrazy Małgorzaty Szymankiewicz, pozornie abstrakcyjne, a w rzeczywistości przedstawiające stosy równo ułożonego papieru. Dopełnieniem dwóch utrzymanych w szarościach obrazów jest stos kartek A4 – każda kartka jest pokryta takim samym drukiem offsetowym. Na zewnętrznej powierzchni stosu powstał rysunek abstrakcyjny wynikający z nawarstwienia się wydruków.
Po dłuższym kontakcie z wystawą uświadomiłem sobie, że widok prac Kisielewskiej i Szymankiewicz w górnej sali galerii przypomina mi widoki dobrych wystaw sztuki minimalistycznej oglądanych np. w Hamburger Bahnhoff w Berlinie.
Interesujące są również abstrakcyjne obrazy Agnieszki Brzeżańskiej, w których artystka stosuje rozmaite metody malarskie.
Być może warto skonstruować wystawę ukazującą twórczość abstrakcyjną kobiet, poczynając od wciąż niedocenianych (być może ze względu na płeć) klasyczek geometrii ostatniego półwiecza: Anny Cyronek-Kalinowskiej i Janiny Węgrzynowskiej.
Wystawa jest bardzo interesująca z tego względu, że ukazuje dokładnie pewną charakterystyczną postawę kuratorsko-businessową. Są takie kuratorki i kuratorzy, którzy wierzą w sens ideowy oraz marketingowy malarstwa figuratywnego, są takie galerie, które wierzą, że np. można sprzedawać jedynie nowych surrealistów. Rynek sztuki ulega nasyceniu tego rodzaju towarem i pojawia się konieczność produkcji obrazów abstrakcyjnych oraz prostych instalacji. Sinusoidy gustów, podaży i popytu czasem przecinają się też w punkcie, który odpowiada pewnym grupom galerii i kuratorów. Wiele osób decydujących o tym, co ma być sprzedawane w galeriach, wierzy jedynie w sens oszczędnej sztuki abstrakcyjnej, jako doskonale nadającej się do każdego wnętrza mieszkalnego lub biurowego. Taką też propozycję stanowi wystawa „Samozapłon” autorstwa Michała Suchory w Galerii Bielskiej BWA w Bielsku-Białej.
Po otwarciu wystawy na after party didżejką i vidżejką była pochodząca z Poznania atrakcyjna wizualnie koleżanka Justyny Kisielewskiej, artystka Dominika Olszowy, która pomagała jej wcześniej w montażu zrolowanych prac na blejtramach. Kurator wystawy tańczył lekko i pięknie, co jest obecnie rzadkim zjawiskiem w nudnej epoce sztywniactwa. Ja jednak tańczyć nie mogłem, bo nad modne obecnie mixy – tak zwany w byłym legendarnym Klubie Aurora w Warszawie „kicz tandety” z lat 70., przedkładam dobrą szkołę didżejską z Klubu Kisielice.
***
Obserwuję uważnie od wielu lat organizowane przez Galerię Bielską BWA konkursy: kierowane do malarzy Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” oraz konkurs dla kuratorów na scenariusz wystawy o malarstwie współczesnym. Być może z czasem formuły obydwu tych konkursów wyczerpały się i może trzeba innego rodzaju propozycji. Być może osoby zasiadające w jury konkursu malarskiego powinny konstruować swoje autorskie wystawy, korzystając z propozycji nadsyłanych na konkurs? Może zespół kuratorski galerii powinien formułować swoje oczekiwania bardziej wyraźnie i zlecać organizację wystaw wybranym przez siebie kuratorkom i kuratorom?
Galeria Bielska BWA zajęła w 1997 roku pierwsze miejsce wśród galerii samorządowych w rankingu „Polityki” w uznaniu za wystawę „Kobieta o kobiecie”, zrealizowaną w roku 1996, której kuratorką była Agata Smalcerz. Ideę zaprezentowania sztuki kobiecej wymyśliła ówczesna dyrektorka galerii Małgorzata Kubica-Bilska. Dziś Smalcerz uważa, że zespół galerii może skonstruować wystawę równie przebojową, jak trzy minione edycje „Kobiety o kobiecie”, ale należy poważnie zastanowić się nad aktualnymi problemami sztuki i życia, zanim podejmie się decyzję o projektowaniu i realizacji wystawy. Tytuł też powinien ukazywać jakiś rzetelnie przemyślany problem. Autorki i autorzy projektów wystaw nadsyłanych na konkurs kuratorski działają bardziej pospiesznie, szybciej pragną osiągnąć sukces, bez refleksji wymagającej czasu.
Jak pogodzić te dwie tendencje? Może warto realizować równolegle różne projekty? Może po zastanowieniu się warto zmienić koncepcję konkursów?
***
Od Redakcji: w odpowiedzi na niniejszy tekst do redakcji przesłany został list Adama Szymczyka, który publikujemy pod adresem: https://ownetic.com/magazyn/2012/adam-szymczyk-list-w-odpowiedzi-na-tekst-jerzego-truszkowskiego/
4 comments
Jurek Truszkowski od lat związany z galerią BWA napisał tekst tzw. pijarowski, w którym nie ma słowa dlaczego na konkursie o malarskie widzimy film, czy fotografie? Dlaczego na konkursach fotograficznych nikt nie nagradza np. malarstwa? Szczególnie celne są zdania, jak te: “Interesujące są również abstrakcyjne obrazy Agnieszki Brzeżańskiej, w których artystka stosuje rozmaite metody malarskie” lub: “Po bliższym przyjrzeniu się dziełom na tej wystawie zaintrygowały mnie jedynie olbrzymie obrazy Justyny Kisielewskiej”.
Dla dla mnie takie wystawa, jak “Samozapłon” prowadzi wprost do unicestwienia istoty malarstwa, o czym napisałem na swym blogu w tekście pt. “Jak spłonęło malarstwo w BWA w Bielsku-Białej? O wystawie “Samozapłon” uwag kilka (6 października – 18 listopada 2012)”. Zainteresowanym polecam.
Różnica pomiędzy recenzją Jerzego Truszkowskiego a tekstem na blogu Krzysztofa Jureckiego jest taka, że Truszkowski wystawę widział, a Jurecki nie.
Niektóre instytucje wciąż „męczą zmęczonych”, inne podążają za żenującą wręcz próbą ożywienia surrealistów – co chyba może już tylko oznaczać krańcową agonię istoty sztuki w rozumieniu jakie się kształtowało przez wieki a z nasileniem przez ostatnie 100 lat z powrotem do jej rzemieślniczej roli. Tak wystawa Bielska pokazuje również malarstwo – tu: medium – a przede wszystkim sztukę, tę nieco bardziej inteligentną, co czyni wystawę godną zauważenia. Nagle medium, które przecierpiało już tak wiele, trochę się jeszcze raz obudziło. Czy wystarczająco? Czy po raz ostatni?
Nie oceniałem wystawy szczegółowo, tylko ideowo, więc nie muszę jej widzieć. Zdecydowaną większość artystów znam z ich prac z wielu wcześniejszych ekspozycji, np. Szymankiewicz czy tzw. surrealistów, którzy są sztucznie wylansowanym nurtem, ponieważ z nadrealizmem nie mają nic wspólnego. Moje pytania są bardziej generalne i dotyczą “wykańczania” malarstwa przy okazji konkursu kuratorskiego na wystawę w Bielsku. Tekst Jurka Truszkowskiego też dotyka tego problemu, choć w zakamuflowany sposób.
Comments are closed.