Od Redakcji: w odpowiedzi na niniejszy tekst do redakcji przesłany został list Adama Szymczyka, który publikujemy pod adresem: https://ownetic.com/magazyn/2012/adam-szymczyk-list-w-odpowiedzi-na-tekst-jerzego-truszkowskiego/
***
Na Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” w Galerii Bielskiej BWA w Bielsku-Białej co dwa lata artystki i artyści nadsyłają olbrzymią ilość zdjęć obrazów, z których jury wybiera następnie nieliczne na wystawę. Z tych propozycji można skonstruować wystawę pokazującą przekrój tendencji w aktualnym malarstwie polskim. Nigdy nie korzystają z takiej możliwości autorki i autorzy odbywających się naprzemiennie z Biennale konkursowych wystaw kuratorskich.
Z konkursu projektów wystaw dyrektorka galerii Agata Smalcerz, kuratorka Grażyna Cybulska i kurator Krzysztof Morcinek wybierają najbardziej z ich punktu widzenia interesujący. Zawsze jednak wybrany projekt przewiduje prezentację dzieł lansowanych już wcześniej przez kuratorkę lub kuratora. W ich wypowiedziach często można spotkać zapewnienia o obiektywizmie, ale jest to w sposób oczywisty całkowicie niemożliwe, gdyż wybory kuratorskie muszą być nie tylko po prostu subiektywne, ale też, co najważniejsze, wynikają z powiązań kuratorek i kuratorów z businessem, jakim jest dany sektor sztuki.
Bowiem ta część współczesnej sztuki, która jest widoczna na wystawach i w mediach, pojawia się tam z tego przede wszystkim powodu, że jakaś galeria lub fundacja chce na niej zarobić. Prywatni kolekcjonerzy stanowią jedynie fragment siły nabywczej rynku sztuki w Polsce. Większość galerii bazuje na zakupach do zbiorów publicznych, gdzie wysokie ceny uzyskują dzieła, które na wolnym rynku nie są kupowane, natomiast niskie ceny płacone są za dzieła realnie dobrze sprzedawane na wolnym rynku. Wysokie ceny płacone przez kolekcje publiczne są odwrotnie proporcjonalne do wartości warsztatowej, myślowej oraz ideowej dzieł. Im bardziej dzieła nijakie, beztreściowe, opierające się na prostych pomysłach i tanich dowcipach, tym bardziej są lansowane i chętniej kupowane do kolekcji muzeów, galerii publicznych lub regionalnych Towarzystw Zachęty Sztuk Pięknych. Proste cytaty rzeczywistości i tanie dowcipy słowne lub obrazowe zastępować mają tradycję ready-made i konceptualizm, którego pułap trudno jest osiągnąć bez polotu umysłowego i krytycznego oczytania. Jak mówi często najbardziej inteligentna polska historyczka sztuki Jolanta Męderowicz, zrozumienie skutków konceptualizmu wyczerpało się w bezinteresownej sztuce akcji i performance lat 70. i 80. ubiegłego stulecia.
Z kolei najwybitniejszy polski performer Zbigniew Warpechowski powtarza, że nie ma już prawdziwej sztuki performance, bo zastąpiła ją turystyka mało utalentowanych twórców podróżujących na tzw. festiwale performance za pieniądze podatników. Działalność galerii prywatnych i publicznych opiera się na pisaniu podań o wysokie dotacje do Ministerstwa Kultury na kolejne ściśle określone projekty.
Jak podkreśla Męderowicz, jest to dziedzictwo modernistycznego totalitarnego myślenia i działania, w którym nie ma miejsca na wolność twórczą, bo trzeba sztywno trzymać się założeń projektów. Takie sztywne realizacje utopijnych projektów kończyły się obozami koncentracyjnymi – radzieckimi, niemieckimi i chińskimi.
Obecnie w świecie sztuki priorytetem jest wpływ dotacji środków finansowych, z których artystki lub artyści zwyczajowo dostają najwyżej 10 proc., reszta idzie na zarabiające na sztuce fundacje, grafików komputerowych i całą machinę biurokratyczną.
W 2000 roku znana kuratorka Bożena Czubak zrealizowała w Galerii Bielskiej BWA w Bielsku-Białej wystawę „Pomiędzy estetyką a metafizyką”, pokazując dzieła lansowanych przez siebie artystów i dobudowując umiejętnie nad nią autorski dyskurs teoretyczny. Następna wystawa kuratorska „Zawody malarskie”, z roku 2001, autorstwa Adama Szymczyka, już bez nadbudowy teoretycznej, była po prostu prezentacją artystów, których dzieła sprzedawała Fundacja Galerii Foksal. Z tą komercyjną galerią działającą jako fundacja, zaczęła w tamtym czasie konkurować Galeria Raster, co zakończyło się ostrą polemiką miedzy ówczesnym prezesem FGF, inteligentnym i krytycznym kuratorem Piotrem Rypsonem a Łukaszem Gorczycą z Rastra. Ta polemika ukazała konflikt interesów businessowych ukrywający się za dyskusją teoretyczną. Obecnie obydwie galerie sprzedają prace swoich artystów na targach sztuki za granicą korzystając z dotacji Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które pokrywają wysokie koszty wynajmu stoisk handlowych.
Bożena Czubak pracowała w warszawskiej Galerii Le Guern, obecnie prowadzi własną Fundację Profile w Warszawie. W tej samej galerii pracowała Justyna Kowalska, obecnie prowadząca własną prywatną Galerię BWA (sic!) w Warszawie. Obydwie ukończyły kulturoznawstwo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Agata Le Guern, właścicielka Galerii Le Guern, absolwewntka poznańskiej historii sztuki, prowadziła ostrożną politykę artystyczną, bazując na znanych nazwiskach z lat 70. lub na nieznanych młodych malarzach. Te trzy inteligentne i piękne kuratorki łączyło przede wszystkim to, że pochodziły z Poznania, miasta, w którym wszyscy miejscowi mieszkańcy chodzą codziennie spać o godzinie 22.
W najsłynniejszym poznańskim klubie nazwanym oficjalnie „Kisielice”, założonym w 2000 roku przez pochodzącego z miasta Kisielice historyka sztuki Krzysztofa Kozakiewicza, bawiła się do rana wyłącznie młodzież studencka spoza Poznania i okolic. Jedynie dwóch artystów z Poznania uczestniczyło w zabawach do rana w Kisielicach: Zbyszko Trzeciakowski i Adam Kalinowski. Reszta grzecznie spała i dlatego nie mogła np. widzieć mnie w roli barmana. Ulubionymi zespołami historyków sztuki i kulturoznawców gromadzących się w Klubie Kisielice były The Residents i Throbbing Gristle, ale o godzinie 5 rano wszyscy tańczyliśmy przy Metallice i Nitzer Ebb.
4 comments
Jurek Truszkowski od lat związany z galerią BWA napisał tekst tzw. pijarowski, w którym nie ma słowa dlaczego na konkursie o malarskie widzimy film, czy fotografie? Dlaczego na konkursach fotograficznych nikt nie nagradza np. malarstwa? Szczególnie celne są zdania, jak te: “Interesujące są również abstrakcyjne obrazy Agnieszki Brzeżańskiej, w których artystka stosuje rozmaite metody malarskie” lub: “Po bliższym przyjrzeniu się dziełom na tej wystawie zaintrygowały mnie jedynie olbrzymie obrazy Justyny Kisielewskiej”.
Dla dla mnie takie wystawa, jak “Samozapłon” prowadzi wprost do unicestwienia istoty malarstwa, o czym napisałem na swym blogu w tekście pt. “Jak spłonęło malarstwo w BWA w Bielsku-Białej? O wystawie “Samozapłon” uwag kilka (6 października – 18 listopada 2012)”. Zainteresowanym polecam.
Różnica pomiędzy recenzją Jerzego Truszkowskiego a tekstem na blogu Krzysztofa Jureckiego jest taka, że Truszkowski wystawę widział, a Jurecki nie.
Niektóre instytucje wciąż „męczą zmęczonych”, inne podążają za żenującą wręcz próbą ożywienia surrealistów – co chyba może już tylko oznaczać krańcową agonię istoty sztuki w rozumieniu jakie się kształtowało przez wieki a z nasileniem przez ostatnie 100 lat z powrotem do jej rzemieślniczej roli. Tak wystawa Bielska pokazuje również malarstwo – tu: medium – a przede wszystkim sztukę, tę nieco bardziej inteligentną, co czyni wystawę godną zauważenia. Nagle medium, które przecierpiało już tak wiele, trochę się jeszcze raz obudziło. Czy wystarczająco? Czy po raz ostatni?
Nie oceniałem wystawy szczegółowo, tylko ideowo, więc nie muszę jej widzieć. Zdecydowaną większość artystów znam z ich prac z wielu wcześniejszych ekspozycji, np. Szymankiewicz czy tzw. surrealistów, którzy są sztucznie wylansowanym nurtem, ponieważ z nadrealizmem nie mają nic wspólnego. Moje pytania są bardziej generalne i dotyczą “wykańczania” malarstwa przy okazji konkursu kuratorskiego na wystawę w Bielsku. Tekst Jurka Truszkowskiego też dotyka tego problemu, choć w zakamuflowany sposób.
Comments are closed.