Stajemy się dzisiaj wspólnotą szerszą niż narodowa.
Zawsze tak było. Szlachcic polski kończył szkołę i jechał na uniwersytet do Padwy, Bolonii, albo jechał tam tylko „się przetrzeć”, bo należał do tej szerszej wspólnoty. I czuł tę przynależność.
Na ile wspólna może być dzisiaj świadomość historyczna Europejczyków, zakładając, że wszystkim na niej zależy?
To trudno przewidzieć. Na rzecz wspólnej świadomości działa znakomicie na przykład Ośrodek Karta. Nikt tam nie narzuca poglądów, nikt też poglądów nie ukrywa. Powstał film „Róża” o pierwszych powojennych latach na Mazurach, czyli niedawnych Prusach Wschodnich, latach tragicznych, a w PRL konsekwentnie zakłamywanych albo przemilczanych. Takie rzeczy budują tę wspólną, szerszą niż narodowa, świadomość.
Myślę, że może temu sprzyjać chrześcijański uniwersalizm, nie mówiąc o ekumenizmie, niezależnie od zachodzących procesów laicyzacji.
Z pewnością, ale to też się wiąże z wiedzą historyczną. W dziejach ikonografii maryjnej jest ciekawy epizod. Ikona Matki Boskiej Kazańskiej miała bronić (1612) Smoleńska przed Polakami atakującymi miasto. Mieszkańcy wystawili obraz na wałach, a gdy im to nie pomogło, wrzucili go do fosy. Polacy wyłowili ikonę, została patronką Lwowa. Dzisiaj jest we Wrocławiu. Coś podobnego mają Czesi. Każdy czeski maturzysta wie, że bitwa pod Białą Górą w 1620 roku była jedną z większych narodowych klęsk. Na Białej Górze – dzisiaj dzielnica Pragi – jest votum dziękczynne za… zwycięstwo, a 100 metrów dalej stoi pomnik ofiar klęski w tej samej bitwie.
Podane przez pana przykłady upoważniają do pytania jak powinniśmy poznawać – my, Czesi i inni mieszkańcy tego regionu, który nazywamy Europą Środkowo-wschodnią, jego historię, jeśli chcemy uzyskać wspólną tożsamość? Nie ma wątpliwości, że tę historię znamy słabo.
Bardzo słabo. Żenująco słabo. Wiedzę zastępują najczęściej stereotypy.
Za potocznymi stereotypami jest utrwalona mitologia, której elementy możemy różnie oceniać, ale nie da się jej odrzucić ani nie byłoby to pożądane. Proszę grubymi liniami nakreślić podstawowy kanon wiedzy historycznej, potrzebnej nam dzisiaj.
Musimy wiedzieć np. o tym, że nowoczesne Niemcy skonsolidowały się dopiero w XIX wieku. To nie jest powszechnie znane, nie znamy historii Europy. Pytałem studentów, czy mieliśmy kiedykolwiek granicę z Węgrami. Cisza. Pytałem, co jest za południową granicą, którą stanowią Pieniny, Beskid Sądecki, Beskid Niski? Słowacja. A co było przedtem? Od kiedy istniała Czechosłowacja? Cisza.
Które stereotypy dotyczące przeszłości naszych sąsiedzkich stosunków należałoby pożegnać, może wykorzenić, w pierwszej kolejności?
Nie walczyłbym ze stereotypem przedmurza. Przecież na wschodzie byliśmy forpocztą Europy… Natomiast trzeba wykorzeniać to, co przeszkadza postawieniu – nie pomnika – ale porządnego grobu – żołnierzom radzieckim poległym w Bitwie Warszawskiej. Gesty na rzecz przezwyciężania takich barier czynił Andrzej Przewoźnik, ale to ciągle za mało. Nie trzeba tłumaczyć jak szkodliwe są stereotypy rodzące antysemityzm.
Bywają, niestety, wykorzystywane dla potrzeb czysto politycznych…
„Dziadka z Wermachtu” trzeba dopisać do listy wymienionych przykładów nieuctwa historycznego albo… uznać za wyrachowanie, nikczemność.
Czy o własnej przeszłości nie wiemy czegoś ważnego, potrzebnego nam dzisiaj?
O tak. Zupełnie podstawowe procesy w historii kultury polskiej są wciąż do odkrycia. Jedną ze spraw najważniejszych, a może najważniejszą, jest mocno zawiły, pogmatwany proces przeistaczania się chłopów z „bydła roboczego” w świadomych współobywateli – w ciągu XIX w. W początkach tego stulecia kategoriami wolnej Polski myślało kilka procent społeczeństwa. „Pamiętaj żeś Polka, że to za kraj walka…” śpiewano po dworach, nie chałupach. Dla chłopów Polska to była pańszczyzna, dyby, bicie, głód. Nasze pokolenie jeszcze pamięta powiedzenie „nędza galicyjska” i masowe migracje za chlebem. O tym wszystkim trzeba wiedzieć, żeby rozumieć wielką zmianę cywilizacyjną, jaka nastąpiła w XIX i XX wieku. Tego trzeba uczyć w nowoczesny sposób.
To znaczy jak?
Na przykład w skansenach urządza się pokazy tkania na warsztatach, młócenia cepem, przędzenia na kołowrotku. Uczniowie zdumiewają się, a czasem zaśmiewają, jak dziadowie mogli żyć bez elektryczności, nie mówiąc o komputerach. Ale pewnie kiedyś, przynajmniej części z nich, może to da do myślenia.
W Nowohuckim Centrum Kultury, gdzie jest wspaniale wyposażona pracownia komputerowa i gdzie oglądałam imponującą wystawę grafiki komputerowej przygotowaną przez młodzież, jest także miejsce do zajęć o których pan mówi, wyposażone w nieużywane już narzędzia do pracy w polu i w domu (m.in. zgrzebło do rozczesywania lnu), których przeznaczenie młodzi bywalcy odgadują w swego rodzaju konkursach.
Jeśli nie wiemy albo nie pamiętamy, bo nie chcemy pamiętać, że ponad dwie trzecie polskiego społeczeństwa wywodzi się – wprost, bądź w drugim, trzecim pokoleniu – z warstwy chłopskiej, to mamy epitety w rodzaju: robisz wiochę, wieśniacki ubiór, nawijasz jak z chamowa. To są elementy świadomości historycznej, w której znikome miejsce zajmuje wiedza o tym, jak ta warstwa się wyemancypowała pod koniec XIX wieku, o tym, że już przed pierwszą wojną światową istniały partie chłopskie, prasa chłopska, rozwijał się ruch na rzecz oświaty, zdolni ludzie ze wsi szli na studia… To jest wielki temat, który możemy teraz tylko zasygnalizować.
Co powinniśmy wiedzieć o innych narodach, przede wszystkim o sąsiadach?
Dla przykładu o Czechach. Kiedy Bolesław Chrobry tworzył polskie państwo, potrzebował jakiegoś symbolu. Tym symbolem stał się święty Wojciech – z pochodzenia Czech. Podstawowe słownictwo religijne: kościół, ołtarz, ksiądz, pogrzeb, krzyż… to są słowa łacińskie, które weszły do polszczyzny za pośrednictwem języka czeskiego. Pierwsi księża w Polsce to byli Czesi. Przyjrzeć się, jak kształtowała nas historia, najlepiej można poznając kulturę sąsiadów, która bywa nieporównywalna z naszą. To chroni zarówno przed wynoszeniem się, jak przed kompleksami. Królestwo Czeskie było częścią Cesarstwa Austriackiego. A więc było niepodległe, czy nie? Rozmaite podstawowe pojęcia, których używamy, nie są tym samym w świadomości sąsiadów. Słowacy przez osiemset lat byli poddanymi królów Węgier. Teren dzisiejszej Słowacji to były Górne Węgry. Po słowacku co innego znaczy uhorský, co innego maďarský. Maďar to ten, który mówi z rodziną po węgiersku, ma poczucie narodowe węgierskie, natomiast Uhor to poddany króla węgierskiego – Słowak, Niemiec,Węgier, Rusin, Rumun czy inny. Węgrów etnicznych na terenach dzisiejszej Słowacji, a do pierwszej wojny światowej Górnych Węgier, było kilka procent. Dzisiaj Słowacy mówiąc o swojej przeszłości powiadają, że byli Uhry. Polak tą samą nazwą: Węgry obejmuje wielkie niegdysiejsze królestwo i małą republikę po 1918 r. W języku niemieckim na Słowacji – jest tam spora mniejszość niemiecka – rozróżnia się: madiarische i ungarische. Pierwsze znaczy: węgierski w sensie narodowym, drugie w sensie państwowym. Analogicznie my mówiliśmy kiedyś: gente Rhutenus natione Polonus, co było dodatkowo skomplikowane przez fakt, że chłopom do XIX wieku nie przypisywano w ogóle narodowości – Polakiem był szlachcic, chłop był zwyczajnie tutejszy. Rozwiódłszy się z Czechami, Słowacy chcieli podziękować Bogu i zgromadzili się na uroczystej mszy w katedrze św. Marcina w Bratysławie, świątyni koronacyjnej królów… Węgier, z których dwaj czy trzej tam spoczywają.
Czy wyobraża pan sobie coś takiego jak wspólna europejska, albo choćby środkowoeuropejska świadomość historyczna? Co miałoby być jej sednem, bo trudno pomyśleć, żeby wszystkie narody wzajemnie znały swoje dzieje?
Wyobrażam sobie doskonałą okazję do sporów, kłótni, a niekiedy sensownych dyskusji. Jak ustalić wspólny kanon wiedzy? Bardzo trudno. Proszę spytać licealistę, co było największym wydarzeniem w historii Europy.
Pytam pana.
Moim zdaniem, wejście Hiszpanów do Meksyku, zniszczenie tamtejszej cywilizacji, przywiezienie wielu ton złota, eksterminacja ludów Ameryki Łacińskiej. Ten proces zaważył na dziejach całej ludzkości.
Nie wolno stawiać swojej historii, zatem swojej tożsamości, jedynie w opozycji do innych. Mogę być jednocześnie patriotą Mokotowa, patriotą Polski, patriotą Europy Wschodniej. I całej Europy.
Ks. Walerian Meysztowicz, wybitny teolog i mediewista, infułat watykański, napisał w swoich „Gawędach o czasach i ludziach”, że na jego rodzinnej Kowieńszczyźnie mieszkańcy, pałaców, dworów i chat byli Litwinami, co nikomu nie przeszkadzało czuć się Polakiem.
Jeżeli polski narodowy poemat zaczyna się od słów: „Litwo, ojczyzno moja”, rozgrywa się na Białorusi, a w Soplicowie żaby kumkają po polsku… to powinno fascynować i radować bogactwem, a nie być powodem rozliczeń, czyje co je. Trzeba to tłumaczyć mieszkańcom Europy, przede wszystkim sąsiadom.
Dziękuję za rozmowę.