Socrealizm dał także stolicy, przemycane pod kamiennym płaszczem, liczne rozwiązania typowe dla modernizmu. Analizując kompozycję budynków Sejmu, łatwo zauważyć, że sekwencja nachodzących na siebie brył, w której zaskakuje brak monumentalnego wejścia, a elementem dominującym jest podjazd dla samochodów, w której pewne części budynków przypominają łączniki rozpięte nad ulicą, budzi skojarzenia z siedzibą Bauhausu w Dessau. W podobny sposób analizować można urbanistykę centrum Warszawy. Wbrew powszechnym lamentom nad zburzeniem przez Niemców „Paryża Wschodu”, warto zauważyć, że ukształtowaną na początku XX wieku gęstą zabudowę przedwojennego Śródmieścia trudno uznać za miejsce zdrowe, wystarczająco nasłonecznione i przewietrzane. Dopiero powojenna rekonstrukcja dała tej części miasta oddech, istotnie podnosząc jakość przestrzeni do życia oraz przestrzeni publicznej.
Modernistyczne rozwiązania planistyczne i architektoniczne zdominowały przestrzeń Warszawy po 1956 roku. Okres małej stabilizacji zaowocował Supersamem, osiedlem Za Żelazną Bramą oraz Ścianą Wschodnią ulicy Marszałkowskiej. Decydująca faza rekonstrukcji metropolitalnego centrum miasta zakończyła się silnymi akcentami w postaci wielkich inwestycji czasów I Sekretarza KC Edwarda Gierka – Dworcem Centralnym, Trasą Łazienkowską czy odbudową Zamku Królewskiego. Podejmowane wówczas decyzje urbanistyczne na dziesięciolecia ustaliły kształt centrum Warszawy, z całą jego estetyczną niespójnością i urbanistycznymi zawirowaniami, które przez wielu odbierane są jako chaos, budzą złość i nierzadko agresję. Paradoksalne, że wymienione budynki, realnie współtworzące przestrzeń stolicy, są obecnie najbardziej narażone na destrukcję, a niektóre już nie istnieją.
Odrzucenie, negacja i ikonoklazm
Wraz z początkiem transformacji, jeszcze przed końcem 1989 roku, złowroga pustka otaczająca Pałac Kultury została wypełniona gwarnym bazarem. Biorąc sprawy w swoje ręce, Polacy zadomowili się w przestrzeni największego placu stolicy, sprzedając tak zwane szwarc, mydło i powidło. Przestrzeń komunistycznego sacrum zamieniła się w przestrzeń ludycznego profanum. W bezpośrednim sąsiedztwie mównicy, z której w październiku 1956 roku przemawiał do milionowego tłumu Władysław Gomułka, a ponad dwie dekady później mszę celebrował papież Polak, zagościły na lata tymczasowe budki z zapiekankami, piwem i hamburgerami. Pamięć została wymazana. Szczytowym momentem w odczarowywaniu symboliki Pałacu była zorganizowana w 1992 roku w Sali Kongresowej i transmitowana przez Telewizję Polską Gala Piosenki Popularnej i Chodnikowej. Zaledwie dwa lata po wyprowadzeniu z tego miejsca sztandaru PZPR i niemalże ćwierć wieku od legendarnego koncertu grupy The Rolling Stones Sala Kongresowa stała się świadkiem narodzin disco polo. Na scenie występowały zespoły Top One, Fanatic i Atlantis, a za ich plecami górowała scenografia w postaci sylwety Pałacu Kultury, na którego dachu ustawiono ryczącego jelenia. Podczas wykonania szlagieru zespołu Białe Orły, zatytułowanego Biały Miś, występujący muzycy przebrani byli w stroje pluszowych niedźwiedzi. Pałac „sięgnął chodnika”, znikając z pola widzenia za straganami, które stworzyły jego nowy kontekst. Z czasem zaczęły go również otaczać pomniki nowych czasów, coraz wyższe komercyjne budynki w formie drapaczy chmur, formujących koronę wokół głównej dominanty stolicy. Pałac dosłownie zaczął znikać z pola widzenia. Jego niespodziewany powrót do centrum debaty nastąpił wraz ze wspomnianym już wpisem do Rejestru Zabytków.
Zapomnienie
Warto podkreślić, że przez wiele lat od przewrotu politycznego w Polsce dziedzictwo PRL nie było poddawane praktycznie żadnym zmianom. Przy narodzinach III RP doszło wprawdzie do fali ikonoklazmu, był on jednak wymierzony przede wszystkim w pomniki niedawnych bohaterów, działaczy partyjnych i żołnierzy Armii Czerwonej, przez co nie dotykał bezpośrednio budynków, zmieniał jedynie ich kontekst. Pałac Kultury i Nauki symbolicznie został zburzony tylko raz, w końcowej scenie filmu Sylwestra Chęcińskiego Rozmowy kontrolowane. W pierwszej dekadzie po przełomie nikt jednak nie podejmował tego tematu na poważnie. Warszawa miała inne nierozwiązane problemy, w centrum brakowało budynków, które mogłyby wypełnić lukę, a budżet ewentualnej rozbiórki samofinansującego się gmachu przerastał ówczesne możliwości miasta i państwa. Na początku lat dziewięćdziesiątych rozpisano natomiast konkurs urbanistyczny na projekt zagospodarowania otoczenia Pałacu Kultury. Zwycięska praca Bartłomieja Biełyszewa i Andrzeja Skopińskiego zakładała budowę kolistego bulwaru, który miał dosłownie otoczyć Pałac, tak aby poruszające się po nim osoby nie musiały spoglądać na socrealistyczne monstrum. Projekt nigdy nie został zrealizowany, a po latach kolisty bulwar zastąpiono w miejscowym planie prostokreślną siatką. Kiedy jednak pod koniec lat dziewięćdziesiątych komercyjny inwestor zaprosił do Warszawy firmę Jerde Partnership, aby przygotowała projekt budowy centrum handlowego Złote Tarasy, powstał projekt, który zakładał budowę owalnego dziedzińca nowego budynku, płynnie łączącego się z kolistym bulwarem Biełyszewa i Skopińskiego. Wytyczona w ten sposób linia otaczająca Pałac z lotu ptaka przypominałaby gigantyczny znak zapytania. Czy mogłaby powstać w tym miejscu bardziej symboliczna kompozycja?
Znak zapytania o przyszłość Warszawy i placu Defilad towarzyszył również konkursowi fotograficznemu i odbywającej się później w stołecznej Zachęcie wystawie Warszawa na dzień przed, którą w 1998 roku zorganizował miesięcznik „Architektura-Murator”. Na okładce podsumowującego projekt numeru pisma umieszczono sepiowe zdjęcie Pałacu Kultury i Nauki. Autorzy przedsięwzięcia zauważali, że Warszawa już wówczas była gigantycznym placem budowy, przechodzącym w sposób dosłowny gwałtowną transformację. Zdjęcie Pałacu na okładce sugerowało koniec pewnej epoki, po której pozostaną jedynie poszarzałe zdjęcia i niechciane dziedzictwo. Nowe tysiąclecie da nam natomiast inną Warszawę, w której Pałac niekoniecznie będzie najważniejszym spośród tutejszych budynków. Ciekawą puentę tej prezentacji stanowił umieszczony w tym samym numerze felieton autorstwa samego Bronisława Wildsteina[1], który z pasją potępił w nim ideę budownictwa socjalnego, opisując je jako siedlisko występku i patologii. Z furią wartą lepszej sprawy publicysta lustrował także Kartę Ateńską i dorobek Le Corbusiera, natomiast pretensje do realizowania projektów społecznych określał mianem mentalności rewindykacyjnej, która jest symptomem dekadencji. Ach jakimiż to dekadentami są niewdzięcznicy rządni, przy wsparciu państwa lub miasta, zamieszkać w ciasnym, ale własnym?
Tymczasem bulwar wokół Pałacu nie powstał, plac Defilad przez kolejne lata zarastał handlowo-parkingowym mchem, a oddane do użytku w 2006 roku Złote Tarasy, zasłaniające Pałac od strony Alei Jerozolimskich, jeszcze bardziej wymazały go z panoramy miasta. Zapominanie Pałacu Kultury odbywało się przez dwa dziesięciolecia w kilku etapach. Podobne procesy dały o sobie znać w przypadku większości budynków powstałych w omawianej epoce. Warto podkreślić ponownie, że zdecydowana większość budowli istniejących w Polsce została wzniesiona właśnie w tym czasie. Skala tych realizacji powoduje, że trudno dzisiaj myśleć realnie o ich wymazywaniu z map i oczekiwaniu na nadejście „nowego wspaniałego świata”. Tym bardziej że od początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy ta nowa rzeczywistość zaczęła coraz głośniej pukać do drzwi, szybko się okazywało, że jej realny kształt jest odległy od wyobrażeń i wizji, które towarzyszyły m.in. autorom wspomnianej wystawy. Wrzask reklam tylko przez chwilę stanowił antidotum na szarość blokowisk. Oparta na akceptacji kiczu, popularna w latach dziewięćdziesiątych estetyka postmodernizmu, która miała wyrażać sprzeciw wobec klockowatych form bloków, w warunkach ograniczeń polskiego rynku budowlanego zaczęła przeistaczać się we własną, trudną do strawienia karykaturę. Na tle wzorowanych na amerykańskich serialach rezydencji oraz potworkowatych budynków w stylu zamku Gargamela z bajek o Smerfach bloki z lat siedemdziesiątych zaczęły nabierać szlachetności. Ich odbiór ulegał powolnej modyfikacji, często prowadząc do akceptacji.
Po roku 2000 pojawiały się pierwsze publikacje na temat budownictwa epoki, w większości utrzymane w negatywnym tonie, często starających się skupiać na najciekawszych, wybranych nazwiskach, budynkach i problemach. Przedstawiona w 2001 roku książka Andrzeja Basisty Betonowe dziedzictwo. Architektura w Polsce czasów komunizmu[2] czy opublikowany w 2003 roku jeden z numerów miesięcznika „Architektura & Biznes”, który w całości dotyczył spuścizny PRL, stanowiły bardzo wczesne głosy w dyskusji, opisujące problem z charakterystycznym dystansem i czyniące to w sposób wyważony i obiektywny. Natomiast pokazana w Zachęcie w 2005 roku wystawa prac Oskara Hansena zatytułowana Zrozumieć świat przywracała Polsce tego zapomnianego wówczas wybitnego artystę. Warto podkreślić, że o ile Betonowe dziedzictwo jest dziełem świadomego obserwatora oraz uczestnika wydarzeń, o tyle kolejna pozycja, a także wspomniana wystawa, podobnie jak wiele następnych, przygotowana została przez przedstawicieli młodszego pokolenia krytyków i kuratorów, których stosunek do PRL nie zawierał już tej jednoznacznej ideologicznej negacji.
Inaczej jednak niż w sferze symbolicznej sytuacja wyglądała w sferze realnej, namacalnej. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej Polska zobowiązała się, zgodnie z normami unijnymi, redukować emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Jeden z wdrożonych projektów na rzecz ochrony środowiska polegał na stworzeniu zachęt finansowych dla właścicieli budynków. Miały one na celu ulepszanie nieruchomości dzięki termomodernizacji i redukcji zużycia energii cieplnej. Program rządowy polegający na pokrywaniu kosztów odsetek od kredytów na inwestycje tego typu okazał się wielkim sukcesem. W ciągu kilku lat ogromna ilość obiektów w całej Polsce, najczęściej niedocieplonych, a przez to energochłonnych budynków mieszkalnych z lat PRL, była kryta warstwą styropianu lub wełny mineralnej, na której kładziono tynk silikatowy lub akrylowy. Obecnie proces termomodernizacji powoli wygasa. Większość budynków, które można było docieplić, została już pokryta warstwą ochronną.