W 1990 roku znany krytyk Mykoła Riabczuk w głośnym tekście Nie w Paryżu umrzemy, mając na uwadze tylko lirykę powstającą w języku ukraińskim, pisał: Żadna poezja na świecie nie spogląda tak uporczywie w przeszłość jak poezja Ukrainy. Żadna poezja nie szuka w niej usprawiedliwienia i uzasadnienia prawa do istnienia. Żadna poezja wreszcie nie znajduje się wraz ze swym narodem w tak krytycznej „granicznej” sytuacji między bytem a niebytem. Po dwudziestu latach formalnej niepodległości Ukrainy można stwierdzić, że choć słowa krytyka nie potwierdzają się jako wyłączna diagnoza dramatu narodowego, postawiona przez niego zasadnicza teza, zgodnie z którą pisarz nie jest suwerennym gospodarzem kultury w swoim kraju i państwie, wydaje się wciąż aktualna. Po burzliwym rozwoju literatury ukraińskiej w latach 90. i swoistym szczycie emocji proukraińskich w 2004 roku zauważamy dzisiaj zjawiska odwrotne, a więc swego rodzaju odchodzenie od słowa ukraińskiego, mniejszą dynamikę rozwoju, choć już dojrzało i wydało świetne owoce pokomunistyczne pokolenie intelektualistów oraz pisarzy ukraińskich robiących karierę w Europie: Jurij Andruchowycz, Oksana Zabużko, Serhij Żadan, Mykoła Riabczuk, Maria Motius, Natałka Śniadanko, Andrij Lubka, Andrij Portnow, Kostiantyn Moskalec, Wołodymyr Dibrowa, Wołodymyr Cybulko i wielu innych. Większość z nich zaczynała od poezji, z czasem jednak przewagę w ich twórczości brała proza i eseistyka.
Brak upowszechnienia poezji pisanej po rosyjsku, po polsku czy nawet tatarsku, ale wywodzącej się z Ukrainy, to mankament o charakterze raczej teoretycznym. Mało kto na Ukrainie orientuje się w tych sferach i nie wiadomo, jaka jest wartość owej twórczości. Mam też wrażenie, iż połączenie poezji pisanej po ukraińsku i po rosyjsku w tomie zatytułowanym Najnowsza poezja ukraińska spotkałoby się z zastrzeżeniami. Ponieważ Kamińska nie zacytuje zapewne ani jednego poety z Ukrainy piszącego po rosyjsku czy po polsku, problem jest tym bardziej teoretyczny. Akcentuję go tylko po to, by przeciwstawić się wizji kraju jednoetnicznego i jednowymiarowego kulturalnie, także w dziedzinie literatury, oraz uproszczonemu podziałowi Ukrainy na dwa światy: zachodni i wschodni, ukraiński i rosyjski. Za pośredni skutek obfitej, acz jednostronnej działalności przekładowej uznać trzeba niestety również utrwalanie podziałów, zamiast ich likwidowania. Pewnie nie wszyscy zwolennicy ukraińskiej poezji polubią mnie za te słowa. Wielu odrzuca myśl, że można wyjść poza model narodowy sformułowany przez Dmytra Doncowa. Jednak w analogicznej sytuacji większość Polaków przyjęłaby podobną postawę. Podkreślmy więc jeszcze raz jedynie teoretyczny charakter tych uwag.
*
Mam wrażenie, że gorąca atmosfera wokół ukraińskiej literatury w Polsce nieco w ostatnich latach ostygła. Czy wynika to z pewnej zadyszki literackiej na Ukrainie? A może raczej powodów należy szukać w tym, że spora i gorliwa grupa tłumaczy transferuje z Ukrainy do Polski niemal wszystko, co ciekawe, w tak szybkim czasie, iż nie sposób nadążyć z czytaniem i zaczyna brakować zasadniczych nowości? Jak się wydaje, chodzi raczej o tę drugą sytuację. W sferze poezji czytelnik polski ma na przykład do wyboru trzy potężne antologie i wiele pomniejszych wyborów poetyckich, tomów zbiorowych oraz indywidualnych. Warto przypomnieć publikację Floriana Nieuważnego i Jerzego Pleśniarowicza Antologia poezji ukraińskiej z 1977 roku oraz późniejszą antologię Bohdana Zadury Wiersze zawsze są wolne (2004). Kamińska dołączyła do nich jako autorka wyboru wierszy, który liczy niemal siedemset pięćdziesiąt stron. O ile antologia wierszy Nieuważnego i Pleśniarowicza miała charakter całościowo przeglądowy, prezentowała wszystko, co działo się w liryce ukraińskiej od Nestora do poezji z lat 70. XX w., o tyle Zadura zademonstrował w tym względzie podejście przede wszystkim subiektywne, można powiedzieć „towarzyskie”, choć nie porzucał przy tym pewnych aspiracji przeglądowych – chciał przedstawić możliwie szeroki przekrój zjawisk poetyckich, od utworów Dmytra Pawłyczki po wiersze poetów najmłodszych. Kamińska natomiast całkowicie zrezygnowała z ambicji odtwarzania całościowego pejzażu ukraińskiej poezji – zarówno nowej, jak i dawnej. Jej antologię wypada uznać w tym sensie za bezprogramową. Jedynym kryterium doboru była zapewne znajomość z autorem i lektura kilku interesujących dla niej – z tego czy innego powodu – wierszy. Powstał w rezultacie zbiór obszerny, ale niepretendujący do miana „syntezy”, całkowicie subiektywny. Wydaje się, że w obecnym czasie decyzję taką trzeba uznać za dobrą, choć kwestia selekcji autorów i tekstów zawsze będzie prowokowała do pytań, wzbudzała prywatne wątpliwości.
O autorce słów kilka. Aneta Kamińska jest zamościanką, choć urodziła się w Szczebrzeszynie. Mieszka w Warszawie, gdzie ukończyła filologię polską i pracuje na Uniwersytecie Warszawskim. Ma własną stronę internetową, prowadzi blog, pisze wiersze (jest autorką poetyckiego hipertekstu czary i mary wydanego w roku 2007) oraz tłumaczy poezję ukraińską. Wydając wspólnie z Andrijem Porytką zbiór pod tytułem gdybym (2007), przedstawiła polskim czytelnikom w szerszym zakresie poezję Nazara Honczara – nieżyjącego od kilku lat lwowskiego twórcy, jednego z członków znanej lwowskiej grupy Łu-Ho-Sad. Opublikowała również tom przekładów poezji Hałyny Tkaczuk Ja i inne piękności (2011). Uprawia poetyckie performanse, w których prezentuje twórczość własną i Honczara. Myślę, że wydanie antologii Cząstki pomarańczy stanowi ważne wydarzenie w jej twórczej biografii. Na pewno książka zostanie zauważona poza środowiskiem ukrainistów, którzy z reguły kwaśno odnoszą się do pracy przekładowej oraz interpretacyjnej autorów przez nich nienamaszczonych (Kamińska to z wykształcenia polonistka i osoba nowa w tych kręgach). Już teraz można jednak powiedzieć, że młoda tłumaczka zdobyła sobie uznanie odwagą i pracowitością, jakimi wykazała się, tworząc omawianą antologię oraz przygotowując wcześniejsze projekty przyczyniające się do promowania ukraińskiej liryki. Ciekawie wymyślony tytuł łączy natychmiast prezentowaną poezję z pomarańczową rewolucją. Szczęśliwie Kamińska pominęła pułapki, jakie stwarza wybór liryki politycznej, więc nawiązanie to jest czysto symboliczne (ładne, choć średnio trafne, bo część wierszy pochodzi sprzed 2004 roku, a mnie Ukraina kojarzy się raczej z arbuzem).
W przypadku wątpliwości autor antologii zawsze będzie zasłaniać się własnym smakiem, wrażliwością, osobistymi preferencjami; przekład to przecież interpretacja, metatekst kultury, a nawet – jak zauważa wybitny polski znawca tłumaczeń – „wojna światów”. Choć aż tak groźnie w antologii nie jest, nie zagraża też z jej powodu najazd innych, „konfrontacja” to dobre określenie, zwłaszcza na tle sentymentalnych wynurzeń antologistki o jej fascynacjach i przeżyciach związanych z zaznajamianiem się z Ukrainą na przejściach granicznych oraz z odkrywaniem ukraińskiej poezji. Taki etap poznawania inności przeżywał prawie każdy, by następnie albo pozostać przy pierwszym odczuciu, albo schłodzić swoje wrażenia i zastąpić je bardziej przemyślaną, a nawet nieodzownie krytyczną oceną. Z reguły przekłady bywają lepsze niż komentarze tłumaczy i ta reguła potwierdza się w omawianym przypadku. Natomiast „konfrontacja” w najlepszym tego słowa znaczeniu będzie miała miejsce wówczas, kiedy otrzymamy wspólną antologię wierszy polskich i ukraińskich, dobranych nie według klucza wyłącznie osobistych przyjaźni, ale na podstawie innych równie poważnych kryteriów (choć jak dotąd wydaje się, że przyszłość należy do subiektywistów).
Zbiór wierszy Kamińskiej to książka dla czytelników nieco już wtajemniczonych – najbardziej osobista i malownicza z wymienionych wcześniej antologii. Znajdujemy w niej nierówne ilościowo wybory liryków dziewiętnastu twórców, przedstawicieli co najmniej dwóch pokoleń ukraińskich poetów, od Oksany Zabużko po Andrija Lubkę. Zwraca uwagę duże zainteresowanie Anety Kamińskiej twórcami z grupy Łu-Ho-Sad, z czego trzeba się cieszyć, ponieważ to, co Iwan Łuczuk, Nazar Honczar i Roman Sadłowski pokazali w dziedzinie poezji konceptualnej oraz wizualnej, konkretnej, jest twórcze, oryginalne, nowe i jednocześnie dobrze nawiązuje do tradycji ukraińskiej awangardy. Choć brak w zbiorze kilku czołowych poetów: Jurija Andruchowycza, Tarasa Herasymiuka, Ołeksandra Irwanća, Andrija Bondara, Serhija Żadana, całość na tym nie ucierpiała (dzisiaj wymienieni pisarze zajmują się zresztą głównie prozą). Antologię otwiera kilka niezłych wierszy Oksany Zabużko, z których wyróżniłbym dwa przekłady: W drodze do piekła i Motyw rosyjski. To ciemne, egzystencjalne, mocne, można powiedzieć, że najbardziej „męskie” wiersze tomu (jeśli w słowie „męski” odszukamy jego derywat „męstwo”, która to cecha wcale nie musi być przypisana w naturze tylko mężczyźnie, choć w patriarchalnym języku tak się, niestety, dzieje). Zdarzają się niedoróbki językowe, jak w wierszu Portret kobiety w odwróconej perspektywie, gdzie podmiot mówi o „drapieżęcym szczerzeniu zębów”, pojawiają się niedokładności redakcyjne, ale otwarcie tomu lirykami Zabużko uznać należy za mocną i dobrą decyzję.
Występujący obok Zabużko w roli klasyka Wiktor Neborak jako poeta już dawno pożegnał się z ograniczającą go tradycją Bu-Ba-Bu i pisze innego rodzaju wiersze. W antologii Kamińskiej znalazła się spora dawka jego utworów – w większości wyraźnie politycznych – pochodzących z tomu Litajucza Hołowa i późniejszych zbiorów. Tak jak Zabużko, Neborak pisze o współczesnej, nielirycznej, dotkniętej egzystencjalnymi problemami Ukrainie. Wyborem jego wierszy jestem trochę rozczarowany. Nawiązują one do „pomarańczowej” wykładni antologii, ale ich okazjonalność powoduje, że nieco przybladły pod względem poetyckim. Jednak zdecydowana większość liryków zebranych w Cząstkach pomarańczy daleka jest od spraw politycznych. Dzięki temu antologia zyskuje silniejszy wyraz artystyczny i pokazuje ciekawsze oblicza ukraińskiej poezji. W utworach Bogdany Matijasz, Marianny Kijanowskiej (świetne wiersze i niezgorsze przekłady!), Marjany Sawki, Ołeha Kocarewa przebijają w interesujący sposób motywy egzystencjalne. Dekonstrukcja języka i poetyckie eksperymenty to domena zagarnięta w antologii przez poetów z grupy Łu-Ho-Sad: Nazara Honczara, Romana Sadłowskiego, Iwana Łuczuka. Jakże poezja Honczara w przekładach Kamińskiej przypomina lirykę nieodżałowanego Mirona Białoszewskiego! Obok – w wierszach Oleha Kocarewa, Dmytra Łazutkina, Bohdana Ołeha Horobczuka, Andrija Lubki – czytelnicy odnajdą obrazy brutalnej ukraińskiej rzeczywistości okresu postkomunizmu: ciemne miejskie pejzaże, zakłócone relacje społeczne, bolesną historię, Ukrainę jako zgwałconą kolonię, przeklęte problemy ukraińskiej egzystencji. Z kolei stylizowana amerykańska rzeczywistość, o której mówi się w poetyckim języku międzynarodowym (czuć motywy wzięte z Ginsberga, Kerouaca), pojawia się w lirykach Mariji Szuń i Oksany Łucyszyny. Prozę poetycką ciekawie prezentują natomiast wiersze Bohdany Matyjasz. Tak znaczna różnorodność wymaga bogatego i elastycznego języka, co nie przeszkadza Kamińskiej, której całkiem często udaje się stworzyć piękną lirykę – wyróżniłbym przede wszystkim translacje wierszy Zabużko, Kijanowskiej, Honczara, za bodaj najładniejsze w antologii uważam natomiast przekłady kilku wierszy Iwana Andrusiaka: m.in. Zamawianie z gołębiami, *** czasem z nieczerwia a czasem z nieczerwca. W nich tłumaczka wykazała się wyśmienitym wyczuciem brzmienia i nastroju.